Chapter 47

Ten rozdział to chyba mój ulubiony dotychczas. Skomentujecie? Dacie vote? Nie bądzcie duchami x

Obudził mnie dzwonek telefonu. Jednak to nie był mój telefon. Nie otwierałam oczu i starałam się spać dalej, bo wiedziałam, że chłopak za chwilę odbierze.

I miałam rację. Poczułam jak Luke delikatnie bierze swoją rękę z mojej talii i siada na łóżku odbierając telefon.

- Co jest Michael? - Powiedział do telefonu, a jego głos miał tę charakterystyczną chrypkę. Seksowną chrypkę. Dalej Mike zaczął mówić, a Luke słuchając chłopaka tylko co chwila mruczał ,,mhm" lub ,,tak, rozumem".

W pewnym momencie poczułam jak chłopak mi się przygląda. Moje przeczucie się sprawdziło, kiedy dłoń chłopaka dotknęła mojego policzka, gładząc go delikatnie. Potem założył mi pasmo moich włosów za ucho i powoli odsunął rękę.

Z trudem walczyłam z uśmiechem, który chciał wejść na moją twarz, gdy to zrobił. Uwielbiam to, jak czuły i delikatny potrafi być. Do tego gdy porównuję sobie jego teraźniejsze zachowanie do wcześniejszego, to widzę jak bardzo się zmienił. A może był taki od początku, a po prostu nie miał okazji tego pokazać?

- Mike, do rzeczy nie mamy całego dnia - powiedział do telefonu nieco sfrustrowany Hemmings i wtedy usłyszałam jak jego rozmówca głośniej odpowiada: ,,no o to chodzi, że jednak będziesz musiał znaleźć ten cały dzień, albo nawet i pare dni, tygodni nie wiem cholera ile, bo mamy problem"

Po tym Michael zaczął mówić, trwało to krótko, ale gdy skończył, to po reakcji mojego chłopaka zrozumiałam, że jednak to nie jest prosta sprawa.
- Kurwa - powiedział Luke i poczułam, że wstaje szybko z łóżka.

- Za niedługo będę nie ruszajcie się nigdzie. Cholera Michael, was tylko zostawić! Kiedy się zorientowaliście? - o co chodzi? Co jest nie tak? Musi to być naprawdę ciężka sprawa, bo Luke nigdy aż tak szybko nie wyskoczył z łóżka.

- Dobra, mniejsza powiesz jak przyjadę. Szykuję się, 20 minut. - Powiedział szybko, a ja jeszcze bardziej chciałam wiedzeć o co chodzi.

Skończył rozmowę i usłyszałam jak odkłada telefon tak mocno, że wydał się huk. Po paru minutach otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam jak chłopak szybko wychodzi z łazienki odświerzony i bierze swoje spodnie z ziemi, i w szybkim tempie zapina je, a potem wkłada koszulkę. To wszystko robi tak szybko, że nawet nie orientuje się, że ciągle mu się przyglądam.

Co się stało? Co się dzieje? Czy z chłopakami wszystko dobrze? Nie mam pojęcia dlaczego chłopak teraz jest taki zabiegany.

- Kurwa, gdzie zostawiłem ten jebany telefon! - Mówi głośniej, a ja wiem, że jest bardzo zdenerwowany. To na pewno coś ważnego.

- Na półce - odpowiadam, a on odwraca się zdziwiony w moją stronę. Jego wzrok od razu łagodnieje. Patrzy na półkę, zabiera z niej telefon i kolejny raz patrzy się na mnie. Poprawia włosy ręką i oddycha głęboko, chce jak najszybciej opuścić dom.

- Gdzie idziesz? - Pytam, a on patrzy na mnie. Potem podbiega do łóżka, nachyla się nade mną i całuje mnie w policzek.

- Wczoraj było naprawdę cudownie. Chciałbym tu z tobą zostać, ale muszę załatwić coś ważnego. Przepraszam, naprawdę nie chciałbym cię teraz zostawiać, ale to konieczne. Wybacz mi. - Mówi szybko patrząc mi w oczy. Przytakuję głową, nadal nie wiedząc dlaczego jest taki zestresowany i tak bardzo mu się śpieszy. To na pewno jakaś poważna sprawa.

- Wszystko w porządku z chłopakami? - Pytam, a on przygryza wargę.

- Narazie tak.

- Kiedy wrócisz? - Udaje mi się go złapać za rękę, kiedy chce odejść. Odwraca się całkowicie do mnie i bierze moją twarz w swoje dłonie, patrząc mi w oczy.

- Obiecuję, że jeszcze dziś się spotkamy. Kocham cię - mówi, całuje mnie i wybiega z pokoju. Tyle go widziałam.

- Ja ciebie też... - Szepczę, chodź wiem, że już mnie nie słyszy.

***

- CHOLERA JASNA - mówię głośno, gdy wstaję z łóżka. Znów na nie opadam, jęcząc w duchu.

Czuję mocny ból w dolnych partiach mojego ciała. Mogłam się tego spodziewać.

Pieprzony Hemmings.

Pieprzony, kochany Hemmings, który za każdym razem robi to coraz mocniej.

Teraz nie mogę chodzić.

Właśnie w tej chwili dzwoni mój telefon, a ja w duchu mam nadzieję, że to chłopak. Niestety nie.
- Cześć Camille - mówię do telefonu.

- Hej, Rosie. Mogłabyś przyjść dziś do pracy? Chciałabym byś mi pomogła - pyta się mnie dziewczyna, a ja myślę, że to nie jest taki zły pomysł. Chętnie tam dziś pójdę, mimo tego, że miałam być w pracy dopiero w sobotę i niedzielę.
- Nie ma sprawy. Za ile?

- Za pół godziny? - Słyszę w jej głosie błaganie. Chyba musi się po prostu wygadać, czasami tak ma.

- Idealnie. To do zobaczenia...

- Pa, mała - odpowiada mi, a ja uśmiecham się lekko.

Czyli mam coś do roboty.

Próbuję wstać i o dziwo tym razem boli to mniej.

Trzeba to rozchodzić.

Idę do łazienki, by przygotować się do pracy.

***

Wbiegam szybko do pomieszczenia i kieruję się do naszego pokoiku, by wziąść strój obowiązujący tutaj. Czyli kremowa spódniczka przed kolana i w to wpasana biała koszulka. Do tego zakładamy czarne rajstopy. Zbieram włosy w luźnego koczka, tak, by niektóre wychodziły mi z niego, opadając na moją twarz. Jest okej.

Gdy kończę się przebierać, idę za ladę i uśmiecham się do Camille, która szykuje się by zacząć robić kawę.

- Zaczynamy! - Mówi z entuzjazmem, a ja po prostu nie potrafię go nie odwzajemnić.

- Zaczynamy! - odpowiadam i udaję się do kasy, by zacząc obsługiwać klientów.

***

W chwili mojej przerwy, mój telefon zaczął wibrować. Jak zwykle nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.

- Słucham? - powiedziałam miło.

- Wracam do ciebie - usłyszałam chłopaka i uśmiechnęłam się lekko. Dobrze jest go słyszeć.

- Nie ma mnie w domu, ale możesz tam jechać jeżeli chcesz pocałować klamkę.

- Jak to nie? Gdzie jesteś? Wszystko dobrze? Jesteś bezpieczna? - Zaczął mówić szybko, zmartwiony. On zawsze tak bardzo przesadza. Martwi się o mnie, a to jest jedna z najbardziej uroczych rzeczy, które znam.

- Jestem w pracy. Musiałam przyjść, nie martw się jestem tu bezpieczna.

- O której kończysz? To cię odbiorę.

- Nie musisz. Wrócę autobusem.

- No chyba nie. O której kończysz? - jego głos zabrzmiał teraz bardziej stanowczo. Nie będzie po mnie jeźdźił, kiedy ja mogę sobie sama poradzić.

- Ale autobusy kursują, a jak nie to są też taksówki naprawdę nie musisz po mnie przyjeżdżać - chciałam przekonać go, by sobie odpuścił, by odpoczął, ale coś czuję, że mi się nie uda.

- Ale chcę. O której mam być? - w jego głosie słychać było jak zaczyna być zirytowany. Nie odpuszczę tak łatwo.

- Poradzę sobie sama. Nie jestem już dzieckiem, Luke. - Oznajmiłam, starając się zabrzmieć tak stanowczo jak on. Nie udało mi się to do końca.

- Kurwa mać, Rosalie o której kończysz. Przyjadę po ciebie, więc podaj mi tą pieprzoną godzinę - jęknęłam w duchu. Teraz nie dosyć, że jest stanowczy to jeszcze zdenerwowany. Chyba nigdy nie będę mogła pozbyć się uczucia wykorzystywania go, a to nie jest fajne.

- 18:30. Przynajmniej będziesz wtedy w pobliżu? Nie chcę byś po mnie specialnie jeźdźił.

- Ale ja chcę. Będę na 18:00, bo mam straszną ochotę na kawę... I przy okazji będę mógł na ciebie popatrzeć. - Jego ton był teraz bardziej opanowany i chyba przestał się złościć. Dzięki Bogu.

- No to do 18:00, Luke. - Powiedziałam wzdychając i szykując się do końca przerwy.

- Nie mogę się już doczekać. - Wyczułam ten jego lekki uśmiech, kiedy nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

***

Jest już prawie 18:00, więc chłopak za chwilę  powinien tu być. Ludzie jeszcze co chwila przychodzą, a przy stolikach jest jeszcze dość sporo osób. Już nie mogę się doczekać, aż wrócę do domu, bo jestem trochę zmęczona.

- O mój Boże, Rosie do kawiarni wszedł właśnie sam seks, tam po twojej prawej - odwrociłam się i od razu lekko uśmiechnęłam. Udawałam, że mnie to nie rusza i odwróciłam wzrok. Ale nadal nie mogłam powstrzymać uśmiechu, bo to jest mój Luke.

- Jezu, Jezu idzie tu! I patrzy do cholery jasnej prosto na ciebie! - rozumiałam zachowanie Camille. Zdążyłam już zauważyć jak Hemmings działa na płeć piękną. Jej podekscytowanie było zabawne.

Chłopak zatrzymał się naprzeciwko mnie, a ja udawałam, że mnie to wcale nie rusza. Camille przecież nigdy nie widziała go na oczy, nie wie, że to mój chłopak, a to jest powód numer jeden, dlaczego postanowiłam się z nim podroczyć. Powód numer dwa jest taki, że kocham to robić.

- Dzień dobry, co mogę panu podać? W ofercie specialnej mamy doskonałe Latte. - Powiedziałam do niego normalnym tonem, którego używam do każdego klienta. On uśmiechnął się zadziornie, lekko unosząc brwi. Chyba będzie brnął w to dalej. 

- Dziekuję, ale dziś tylko mocną kawę. - Oznajmił, patrząc na mnie intensywnie. - Do tego mam ochotę na ciebie, kochanie, czy to też mogę tu dostać? - stojaca obok mnie Camille prawie zachłysnęła się powietrzem i wydała z siebie cichy pisk podniecenia. Jestem pewna, że chłopak ją usłyszał, ale mimo tego nadal patrzył się ma mnie z tym swoim zadziornym uśmieszkiem i opierał się łokciami o blat. Starałam się nie roześmiać.

- Hej Luke - powiedziałam rozbawiona, a dziewczyna stojąca obok mnie wyglądała teraz na zaskoczoną. O to chodziło. 

- Hej skarbie - odpowiedział Hemmings, nachylił się nad blatem i złożył szybki pocałunek na moim policzku - Będę czekał przy stoliku numer cztery. Pięknie wygladasz  - dodał ciszej, puścił mi oczko i udał się do danego miejsca.

Zarumieniłam się lekko. Dlaczego on nadal mnie tak onieśmiela?

Popatrzyłam na Camille, ktorej mina była teraz naprawdę bezcenna.

- Co to do jasnej cholery było?! - Wykrzyczała do mnie szeptem.

- To właśnie Luke, mój chłopak - powiedziałam rozbawiona i obserwowałam wyraz jej twarzy.

- To twój chłopak? Ten sam seks to twoj chłopak? Osz kurwa jego mać, jak ja ci teraz zazdroszczę! - Wypiszczała, a ja zaśmiałam się. - Dobry w łóżku, co? - Zapytała, uśmiechając się do mnie szeroko i poruszając zabawnie brwiami, na co klepnęłam ją lekko w ramię, śmiejąc się.

Po chwili dodała:

- Ale pasujecie do siebie cholernie - na jej słowa uśmiechnęłam się lekko i poszłam robić kawę dla Hemmings'a.

***

- Proszę bardzo - mówię i podaję mu papierowy kubeczek, a on uśmiecha się do mnie uroczo.

Moje nogi od razu miękną, a z mózgu robi się galaretka. Co ten facet ze mną robi.

- Wyglądasz przepięknie. A czy ta spódniczka, to konieczna? - Spytał, upijając łyk swojej kawy i patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

- To taki nasz mundurek. A co?

- Myślę, że odsłania za dużo. Widać twoje nogi - mówi, łapiąc za koniec spódniczki i miętoląc go w palcach.

Jak zwykle.

- Nie odsłania za dużo. Ale nie podoba ci się? - Pytam, przygryzając wargę i przestępując z nogi na nogę.

- Podoba, bardzo. Tylko nie podoba mi się to jak faceci na ciebie patrzą. Jeszcze pomyślą, że mają u ciebie jakieś szanse... - Mówi zdecydowanie, zerkając na chwilę w prawo, gdzie siedzi grupka chłopaków, mniej więcej w naszym wieku. Faktycznie, przed chwilą się patrzyli, ale bez przesady - Poza tym przestań przygryzać wargę, Black, wiesz, że to mnie nakręca - mówi i sięga ręką do mojego podbródka, tak by podtrzymywać go palcem wskazującym i delikatnie dotyka kciukiem mojej dolnej wargi, uwalniając ją zza moich zębów.

Przez jego dotyk rumienię się, co on zauważa, a jego oczy pokazują teraz rozbawienie.

- Przesadzasz. Muszę iść, Luke, bo widzę, że ludzie się zbierają. - Mówię i już mam od niego odchodzić, ale on łapie mnie za rękę.

- Odejdziesz tak bez pożegnania? - pyta i łapie za kołnieżyk mojej białej koszuli i przyciąga do siebie, całując mnie w usta. Jego wargi były takie miękkie i ciepłe a do tego miały delikatny posmak kawy, a mi szczerze się to podobało.

- Idealny dodatek do kawy - mówi, puszcza mnie delikatnie i uśmiecha się, gdy widzi moje rumieńce. Ściskam mocniej mój notatnik i poprawiam delikatnię spódniczkę, odchodząc od niego. Czuję jego wzrok na sobie i mam nadzieję, że nie widzi jak bardzo chwieję się przed tym gdy w końcu udaje mi się dotrzeć do kasy.

***

- Pa, Cami. - Mówię i macham jej na pożegnanie. Chłopak idzie koło mnie i patrzy na coś za oknem.

- Pa Rosie, zadzwoń! - Krzyczy za mną dziewczyna wystawiając do mnie ręce, formując z dłoni pistoleciki. Uwielbiam gdy to robi.

- Zrobię to! - Mówię i unoszę rękę do góry.

- No ja myślę! - teraz ona grozi mi palcem i uśmiecha się, kiedy wychodzimy z Luke'iem z  kawiarni.

Śmieję się, a chłopak łapie mnie za rękę i splata nasze palce razem. Unoszę do góry głowę i patrzę na jego twarz. Jak zwykle wygląda na spokojnego i tajemniczego. To drugie nawet trochę bardziej.

I kiedy tak na niego spoglądam, a on uśmiecha się delikatnie bo wie, że na niego patrzę, to przychodzi mi do głowy jedno pytanie.

O co chodziło rano Michael'owi?

- Luke? - Zaczęłam patrząc na chłopaka. Trochę bałam się zapytać go o tą sprawę. Rano tak bardzo go zdenerwowała, a ja naprawdę nie lubię gdy się złości, bo wtedy staje się wredny i straszny.

- Tak, kochanie? - Zapytał patrząc na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Mam psuć mu taki dobry humor?

Nie mogę go teraz o to zapytać.

- No bo... Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. - W ostatniej chwili decyduję się odpuścić.

Chłopak marszczy brwi.

- Wiesz, że i tak bym to zrobił. Na pewno to chciałaś mi powiedzieć? - pyta i patrzy na mnie ze skupieniem w oczach.

- Tak. - Mówię cicho i odwracam wzrok.

I teraz, gdy na mnie patrzy, wiem, że on wie, że zmyślam. Ale nic nie mówi. Pewnie tak jak ja  nie chce psuć atmosfery.

***

- Rose, czekaj - powiedział, gdy miałam wychodzić z auta. Złapał mnie za rękę i popatrzył na mnie - Znam cię. Wiem, że nie o to ci chodziło, gdy chciałaś mi coś powiedzieć pod kawiarnią. O co chodzi?

Musiał się domyślić, skubany. Już nie mogę mieć przed nim tajemnic, bo on zawsze domyśla się, że coś jest nie tak.

- Może wejdziesz?

***

- No bo ja... - Zaczynam, ale nie potrafię dokończyć. On patrzy na mnie wyczekująco.

- No bo ty... - Mówi, gdy widzi, że nie mam zamiaru tego kontynuować. Raz się żyje.

- Chcę wiedzieć, o co chodziło rano. - Mówię, a on momentalnie spina się. Zaciska szczękę i już cała radość z niego wyparowała. Właśnie tego się obawiałam.

- Wyszedłem. - Mówi oschle i widać, że nie ma zamiaru kontynuować rozmowy. Nie chcę się wtrącać, ale wiem, że to jest coś ważnego, bo normalnie powiedziałby mi o tym. Czegoś musi się bać.

- Przecież wiem. Ale o co wtedy chodziło, z tym telefonem?

- Musiałem wyjść. - Mówi, a w jego głosie słychać, że się pilnuje.

- Luke, przestań. Co się dzieje? Rozumiem, nie powinnam się wtrącać ale martwię się, bo gdyby było to coś lekkiego to byś nie był taki zdenerwowany i... - Nie daje mi dokończyć.

- Nieważne. - Mówi, zbywając mnie, a ja podnoszę do góry brwi.

- Nieważne? Jak nieważne? Jeżeli coś na prawdę-

- Nie powinno cię to interesować. - Jest zdenerwowany. Ja zaczynam być zirytowana.

Jak to takie nieważne to dlaczego nie chce mi powiedzieć? Dlaczego nie powinno mnie to interesować?

- No widzisz, a jednak. O co chodziło? Masz kłopoty? - Pytam, modląc się w duchu by to jednak nie było to.

- Nie zrozumiesz.

- Ale przynajmniej mogę spróbować. - Mówię cicho, ale on słyszy. Przybliża się do mnie.

- Nie, Rosalie.

- Ale jak-

- Powiedziałem kurwa, ,,nie". Jasne? - Mówi wkurzony, a ja mam ochotę go uderzyć.

- Nie. - Odpowiadam, a w jego oczach widzę niebezpieczny błysk. Doskonale wiem, że on nie lubi jak się mu odmawia, ale przecież ,,nie powinno mnie to interesować".

- Nie pyskuj. - Mówi wolno, a ja widzę jak zaciska pięści.

- Dobrze, mamo - odpowiadam patrząc na niego i wyrzucając ręce do góry.

Jest wściekły jak cholera.

- Powtórzę jeszcze raz. Powiedziałem do jasnej cholery ,,NIE" i NIE mam zamiaru ci o tym mówić bo NIE widzę potrzeby i NIE jest to sprawa dla ciebie. Czy, kurwa, wyraziłem się dość jasno? - Powiedział głośniej zdenerwowany. Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł, ale jestem głupia, a on jest teraz jak tykająca bomba. O luju.

Widziałam, że jest wkurzony. Podniósł rękę i wplótł palce w swoją grzywkę, ciągnąc za nią . Robi to zawsze kiedy puszczą mu nerwy.

Może jestem idiotką, ale wiem, że nie jest dobrze. I nie mam zamiaru odpuścić.

- Nie, kurwa, nie wyraziłeś się dość jasno! - Krzyknęłam, a on podniósł brwi. Chyba trochę ochłonął.

- Od kiedy ty przeklinasz? - Zapytał mnie, a mi dalej nie opadły nerwy.

- Od kiedy jesteś moją matką? - Odpyskowałam, a on uśmiechnął się delikatnie.

- Mogę być twoim tatusiem jeśli chcesz. - O mój Boże, czy on wszędzie musi widzieć podtekst?

- Jesteś obrzydliwy. - Powiedziałam i skrzywiłam się. On kolejny raz podniósł brwi do góry, ale tym razem przygryzł rówież wargę, uśmiechając się.

- Teraz to jestem obrzydliwy, a co jęczałaś w nocy? ,,Oh Luke", ,,Jesteś niesamowity", ,,Lucas proszę"... Wtedy też byłem obrzydliwy? - Powiedział, patrząc na mnie z błyskiem w oczach.

O, czyli pamięta wszystko co mówiłam do niego w nocy? Uroczo.

- Luke, kurwa jak chcesz to następnym razem nie będę w ogóle się odzywała! Jeżeli w ogóle będzie następny raz! - powiedziałam głośniej, a on kolejny raz przygryzł wargę. Niech on przestanie mnie rozpraszać!

- Jeżeli nie przestaniesz przeklinać, jednocześnie sprawiając, że jestem cholernie podniecony to za chwilę będzie jeden z następnych razów! - Również powiedział głośniej, wyrzucając ręce do góry.

- A co jeżeli nie będę chciała, co?!

- To cię kurwa, przywiążę do tego jebanego łóżka i będę sprawiał, że osiągniesz jeden ze swoich największych orgazmów, nawet nie pytając o twoje zdanie, a przez całą noc będziesz krzyczała moje imię i błagała mnie o więcej! - Krzyknął, a ja po tym jak zignorowałam to dziwne i przyjemne uczucie w podbrzuszu, kolejny raz zdenerwowałam się.

- Ugh, zamknij się do cholery! - Ten człowiek tak bardzo działa mi na nerwy! Niech on już po prostu skończy!

- Proszę bardzo! - odkrzyknął, podszedł do mnie bliżej, owinął ręką moją talię i przysunął mnie do siebie, całując mnie mocno i łapczywie. Jego język prosił o wejście, które mu dałam i kolejny raz zaczął całować mnie tak, by moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Położyłam mu rękę na policzku gładząc go, a on całował mnie czule. Przygryzłam jego wargę a on mruknął w moje usta.

- Widzisz, nie możesz mi się oprzeć... - Powiedział, między naszymi pocałunkami i uśmiechnął się, a ja prychnęłam. Odepchnęłam go od siebie i widziałam jak uśmiecha się szeroko.

- WYNOCHA HEMMINGS! - Krzyknęłam zdenerwowana, a on teraz również wyglądał na wściekłego. Odszedł pare kroków ode mnie, szykując się do wyjścia, ale odwrócił się jeszcze w moją stronę.

- KOCHAM CIĘ DO CHOLERY! - Krzyknął do mnie i patrzył na mnie ze wściekłością.

- WIEM, FRAJERZE! - Odkrzyknęłam, a on wyszedł, trzaskając drzwiami. Myślał, że nie zauważę tego jego lekkiego uśmiechu, gdy to powiedziałam?

Odetchnęłam głęboko i usiadłam na kanapie.

Jesteśmy w ogóle pokłóceni, czy nie? To było dziwne.

Zaśmiałam się i schowałam twarz w dłoniach.

Co to cholera było?

***

Co to cholera było?

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Przysięgam, to była jedna z najśmieszniejszych i najdziwniejszych naszych któtni. To była kłótknia? Jesteśmy pokłóceni?

Czekaj, czy ona nazwała mnie frajerem?

Mój uśmiech tak jak się pojawił, tak zniknął, bo przypomniałem sobie, gdzie muszę jechać i jak bardzo nie chcę kolejny raz zderzyć się z rzeczywistością.

***

Jak najszybciej wszedłem do domu Irwin'a. Potem od razu skierowałem się do naszego tajnego pokoju, którego wejście znajduje się w jego przebieralni. Rzadko kiedy tam przychodzimy. Ale teraz? Mam nadzieję, że uda nam się z niego wyjść.

- Chłopaki, co my teraz zrobimy? - Zapytałem, ciągnąc jedną ręką za moje włosy. Ja pierdolę. Jestem tak bardzo zdenerwowany, zagubiony i muszę, przyznać się, że się trochę boję.

- Nie wiemy cholera, nie wiemy! Po to mamy ciebie, co nie?  - Zaczął Ashton, ale nie dokończył. Dobrze zrobił, bo teraz nie ręczę za siebie. Jak?

- Macie jakieś podejrzenia kto to zrobił? - Zapytałem, patrząc na nich, jednocześnie opierając się rękami o czarny stół, na którym były wszystkie dokumenty i rzeczy, których potrzebowaliśmy.

- A jak myślisz? - Zapytał Clifford, podnosząc na mnie brwi. Cholera.

- Głupie pytanie. Ale kiedy? - Chciałem wiedzieć jak najwięcej. Nie mogłem uwierzyć, że to się stało. Po prostu nie mogłem.

- Sam chciałbym wiedzieć. - Calum dołączył się do rozmowy. Widać było, że on tak samo jest nieźle zdenerwowany, kiedy co chwila zamykał oczy i oddychał głęboko.

Miałem ochotę krzyczeć. Chciałem krzyczeć, jęczeć i uderzać w różne przedmioty. Ale teraz tylko opanowanie może nam pomóc. Musimy zachować spokój.

- Cholera jasna... I nic od rana się nie zmieniło? - Na to chłopaki pokiwali przecząco głowami. Zacisnąłem mocno szczękę.

- Zdajesz sobie sprawę, że musimy to odzyskać? - Ashton podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.

- Ale on może być wszędzie. TO może być wszędzie. - czułem się źle. To bardzo ważne, a jak nie uda nam się tego odzyskać? Wtedy będziemy zniszczeni.

- Na szczęście Ashton w środku zamontował nadajnik. Będzie można to gówno namierzyć. Tylko potrzeba czasu. - Clifford oznajmił, a ja wtedy zobaczyłem, że jeżeli chodzi o spokój, to jest w tym niezły, tylko gdyby te jego oczy to myślałbym, że go to wcale nie rusza. Ale jego tęczówki pokazywały, że trzeba teraz trzymać się od niego z daleka.

- Ile?

- Pare tygodni. Nie dużo. Bedziesz musiał ten czas wykorzystać. - Powiedział spokojnie Ash. Wiedział. On po prostu kurwa wiedział. Rozumiał, że nie dam sobie rady. Nie teraz. 

Rosalie.

- Wiem, kurwa, wiem. Mam jej powiedzieć? Przecież nie moge tego zrobić, nie chce by się martwiła. - Powiedziałem, zwiesiłem głowę, a mój głos brzmiał tak słabo.

- Martwiła? Facet, nie dziwię się, jest o co się martwić! - Powiedział Mike, a ja uderzyłem mocno ręką w stół, przez co wydał się głośny huk i popatrzyłem na przyjaciela.

- Zamknij się do cholery, Clifford! - Powiedziałem głośniej, a on usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach, szepcząc ,,Już po nas".

- To co robimy? - Zapytał Calum.

Oczywiście mam plan, dziwne by było gdybym go nie miał.

- Chłopaki, za parę tygodni śledzimy to. Mamy to znaleźć, choćbyśmy mieli się po drodze zesrać. W razie czego wyjmę i przygotuję broń, długo jej nie używaliśmy, muszę ją sprawdzić. Ashton, zacznij to namierzać, dobra? - Powiedziałem patrząc na nich. Oni pokiwali głowami, wiedzą, że szykuje się kolejna wielka akcja. Myśleliśmy, że już z tym koniec. Teraz tylko czekają aż powiem im co mają robić.

- Nie ma sprawy, stary. - Powiedział Irwin, uśmiechając się lekko i odwracając się do jednej z półek, wyciągając swojego laptopa do celów specialnych. Jak by się nie bał, jak bardzo by nie był teraz zdenerwowany, wiem, że za nim tęsknił.

- Clifford, masz sprawdzić wszystko, przeszukać czy nie ma teraz tam bomby, nadajników czy innych małych gówien, które mogą zagrażać życiu. - Powiedziałem, a on rówież posłał mi lekki uśmiech.

Jak z dziećmi.

- Masz to jak w banku, mordeczko ty moja.

- Calum? - Popatrzyłem na chłopaka, zakładając ręce.

- Niech zgadnę, zebrać WSZYSTKIE informacje dotyczące WSZYSTKIEGO? - zapytał, a tym razem to ja się uśmiechnąłem.

- Z ust mi to wyjąłeś, mój mały azjato. - Powiedziałem, a on otworzył szeroko usta i wytknął mnie palcem. Zrobiłem to specialnie.

- Pierdol się, Hemmings. Wszyscy się pierdolcie. Zrobię to. - Powiedział, przy końcu uśmiechając się delikatnie.

- I tak wiemy, że bez nas nie mógłbyś żyć - powiedział zza swojego laptopa Ash.

- Smutna prawda - Calum westchnął i odwrócił się wyjmując dwie teczki z półek z dokumentami.

- No to teraz ustalone. Jaką datę przewidujesz Irwin? - Zapytałem go, o to czego bałem się najbardziej.

- Blisko 16 lutego. Jeszcze troche czasu jednak jest.

- Wystarczy. - Powiedziałem, oddychając z ulgą. Jest czas. Nawet sporo czasu.

Już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie głos Clifford'a.

- Luke? - Patrzę na niego i czekam aż dopowie, ale on tylko patrzy na mnie ze współczuciem - Wykorzystaj ten czas dla niej, dobra? Pokaż jej jak bardzo ci na niej zależy, bądź przy niej, bo potem nie będzie możliwości. Mam nadzieje, że wiesz na co sie piszesz.

- Wiem, Michael. I nie chcę tego robić, ale jesteśmy w tym razem. I co do Rose, to masz rację, zrobię to. Niech cię o to głowa nie boli.- mówę, żegnam się z nimi i wychodzę odwołać wszystkie treningi, wszystkie wypady i inne nieważne teraz rzeczy, tylko po to by mieć czas na to, by sprawdzić broń i na to, by do cholery być jak najczęściej przy dziewczynie.

16 luty. Mam nadzieję, że czas będzie dla mnie łaskawy i raczy nie pędzić tak szybko jak zawsze, bym mógł czuć się jeszcze kochany przez jakiś czas.

***
I jak rodział? Czy podobał się wam? Haha muszę przyznać, że to jeden z najdziwniejszych jakie kiedykolwiek napisałam!
O co chodzi? Czego chłopaki tak strasznie się boją? ,,Kłótnia" Luke'a i Rose?

Proszę was o komentarze haha.

Dużo miłości! X

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top