Chapter 27

- Luke, muszę wracać do domu - powiedziałam następnego dnia, gdy zjedliśmy śniadanie. Chłopak, który dotychczas szukał czegoś na półkach, odwrócił się w moją stronę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

- Co? Dlaczego? - zapytał i podszedł do mnie blisko.

- Przez dwa tygodnie mieszkam już u ciebie, chcę wrócić do mojego domu. Przecież jestem już bezpieczna, tak? Greg na razie odpuścił... - powiedziałam i zwiesiłam głowę. Luke westchnął i przetarł twarz rękami. Przez chwilę był cicho. Patrzył na mnie, tak jakby chciał wyczytać coś z mojego zachowania.

- Już mnie nie kochasz? Chcesz mnie zostawić? - zapytał, a ja byłam zaskoczona. Dlaczego tak pomyślał?

- Co? Nie! Luke, ja po prostu tęsknię za moim domem... - powiedziałam, ale chłopak zdawał sie mnie nie słyszeć. Stał przed mną i trzymał się za głowę.

- Masz innego? Nie wystarczam ci? Powiedz to, nie musisz tego przed mną ukrywać! - krzyknął, a mi odjęło mowę.

O CZYM ON MÓWI, DO JESNEJ CIASNEJ ?

- Przepraszam, nie jestem idealny, ale kocham cię. Dlaczego już nie odwzajemniasz mojego uczucia? Dlaczego? - zapytał, a ja by w końcu go uciszyć, stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta razem. Chlopak od razu oddał pocałunek, kładąc dłonie na moich biodrach.

Dołączył delikatnie język, a ja byłam pod wrażeniem jak on to cudownie robi. Całował wręcz genialnie. Po chwili zwinął swój język w rurkę, a ja aż otworzyłam oczy, ze zdziwienia. Po chwili znowu je zamknęłam z przyjemności jaką wywołał u mnie tym ruchem. Przez to było czuć go było tak dobrze. Odwinął język i zaczął to robić klasycznie, umiarkowanym tępem. Dosłownie rozpływałam się. Gdy go pierwsza przed chwilą pocałowałam, myślałam, że będzie to szybki, normalny pocałunek. Ale chłopak robił dosłownie wszystko, bym nie chciała go przerywać. Robił językiem różne niesamowite rzeczy, o których nawet nie miałam pojęcia. Co chwila z zaskoczenia aż otwierałam lekko oczy, było mi tak dobrze. Nasze języki idealnie ze sobą współgrały, tak samo jak usta. Widać było, że w tym momencie, Luke nie chciał niczego więcej, nie zmuszał mnie bym przeszła do sypialni. On tylko stał i całował mnie z pasją.

Martwi mnie jedno. Dlaczego pomyślał, że już go nie kocham? Że znalazłam innego ?

Chcialam odsunąć się od chłopaka, lecz widać było, że on tak samo jak ja nie chce przerywać pocałunku. Tylko, że ja na prawdę muszę. Gdy zaczełam delikatnie odsuwać się, a on to zauważył, przyciągnął mnie z powrotem do siebie jeszcze bardziej zagłębiając pocałunek. Specialnie, by zatrzymać mnie jeszcze przy sobie, ponownie zwinął język w moich ustach na co z moich warg wyszedł cichy pomruk zadowolenia. Nie, muszę to przerwać.

Odsunełam się stanowczo od chłopaka. On nadal mial zamknięte oczy. Gdy je otworzyl popatrzył na mnie z miłością, w oczach.

- Dlaczego myślałeś, że już cię nie kocham? Luke... - powiedziałam patrząc w jego piękne, niebieskie oczy. Położyłam delikatnie rękę na jego policzku. On cicho westchnął.

- Możesz przestać mnie kochać, możesz zmienić zdanie. Co ty we mnie takiego widzisz? N-Nie wiem czy dobrze postąpiłem pozwalajac ci zakochać się w kimś takim, jak ja. Chcę byś była szczęśliwa - powiedział i dotknął mojej ręki, która spoczywała na jego policzku, bardziej się w nią wtulając.

- Kocham cię i nigdy nie zmienię zdania. Jestem szczęśliwa z tobą, Luke - powiedziałam, na co on znów na mnie spojrzał i lekko się uśmiechnał. - Ale chcę wracać do domu - dodałam. Pokiwał głową, na znak, że rozumie. Przyciągnął mnie do siebie w ciepłym uścisku, który odwzajemniłam.

- Kocham cię - wyszeptał w moje włosy.

- Wiem - powiedzialam, na co poczułam jak się uśmiecha.

- Powiesz, że ty też mnie kochasz ? - zapytał, nadal mnie nie puszczając.

- Kocham cię. Luke?

- Tak, kochanie?

- Całujesz cudownie - powiedziałam, on zachichotał cicho.

- To samo mogę powiedzieć o tobie...

- Ale nie, to co zrobiłeś z językiem na poczatku, sprawiło, że dosłownie rozpływałam się pod twoimi ustami. Nie mam pojecia jak to zrobiłeś, ale to było wspaniałe - powiedzialam, a on zasmiał się.

- Czyli w razie czego, wiem co na ciebie działa - powiedział, a tym razem to ja parsknęłam śmiechem

***

- Luke od razu podjedziesz do galerii? - zapytałam, wsiadając z nim do auta. Mieliśmy jechać teraz do mojego domu. Zapięłam pasy i popatrzyłam na chłopaka.

- Oczywiście. A po co dokładniej? - zapytał, wyjeżdżając z pod jego domu.

- Bo... Jutro zaczyna mi sie okres, a ja potrzebuje tamponów - powiedzialam z rumieńcem na twarzy. Chłopak uśmiechnął sie lekko.

- Będę mógł ci wybrać ? - zapytał, patrząc w skupieniu na drogę. Trzymał kierownicę jedną ręką.

- Co? - myślałam, że się przesłyszałam. Oby tak było.

- Pytałem, czy będę mógł ci wybrać tampony - powtórzyl z tym swoim zadziornym uśmiechem.

- Luke...

- Prooooooooooooooooooooszę - przeciągnął i spojrzał na mnie wypychając dolną wargę do przodu. Eh...

- Dobrze... Ale to trzeba...

- Wybiore takie, w których będzie ci wygodnie - powiedział, przerywając mi.

Co ja mam z tym człowiekiem.

***

Wracamy już z galerii do auta. Luke całe 20 minut wybierał te tampony, które uważał za najlepsze. Miny pań w sklepie były bezcenne. Myślałam, że wybuchnę tam śmiechem.

- Nigdy więcej tam z tobą nie pójdę - oznajmiłam patrząc na niego.

- Dlaczego niby? Przecież dobre wybrałem! - teatralnie wyrzucił ręce w górę.

- Tak, ale przy każdym opakowaniu pytałeś się, czy te się zmieszczą! Oczywiście każdy to słyszał, bo ty chyba umiesz szeptać tylko, gdy sie podniecisz!- powiedziałam, próbując brzmieć w miarę poważnie. W myślach, śmiałam się.

- Och nie tylko, nie tylko. Gdy się podniecę, też często krzyczę. Ale, no to przepraszam, że troszczę się o moją dziewczynę. Chciałem dla ciebie jak najlepiej... - powiedział, a ja zaśmiałam się i starałam zignorować motylki w brzuchu, które zjawiły się, gdy to powiedział. "Moją dziewczynę", kocham, gdy tak mówi. Stanęłam na palcach i lekko podskoczyłam, by pocałowac go w policzkek. Usmiechnął się.

- Wiem Luke, wiem - powiedziałam i uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.

Usłyszałam jak ktoś woła mnie po imieniu. Razem z Lukiem odwróciliśmy się i moim oczom ukazał się... Rick. Był to mój były, pierwszy chłopak.

- Rick? Jak ja dawno cie nie widziałam - powiedziałam, uśmiechając się. Był teraz wyższy, lecz nadal niższy od Luke'a. Miał ciemne włosy i zielone oczy. Był bardzo przystojny. Nie tak przystojny jak mój Luke, ale od czasu gimnazjum, naprawdę się zmienił.

Chłopak podszedł bliżej i spojrzał na zdezorientowanego blondyna. Lucas złapał mnie za rękę i splótł nasze palce razem, co nie uszło uwadze Rick'a.

- Witaj Rose. Wypiękniałaś. W gimnazjum byłaś piekna, ale teraz to przeszłaś samą siebie. - Luke prychnął cicho. - A kto to? - zapytał patrząc się dziwnie na mojego chłopaka.

- Jestem Luke Hemmings. Chłopak Rose - wysyczał przez zaciśnięte zęby Lucas. Patrzyli na siebie z nienawiśćią w oczach. Boże tylko nie to. Luke proszę, nie.

- Hmmm czyżby? W ogóle do siebie nie pasujecie... - poczułam jak chłopak mocniej ściska moją dłoń. - Ale mniejsza. Nie przywitałem się tak jak powinienem. Pamiętasz Rose? Jak byliśmy parą, to zawsze na powitanie całowałem cię w policzek, o tak - powiedział, nachylil sie nad mną i złożył pocałunek na moim policzku.

Czyżby on nie przesadza? Kątem oka popatrzylam na Luke'a. Zaciskał nerwowo szczękę, jego wszystkie mieśnie napięły się. Miałam wrażenie, że za chwilę rękawy w gwiazdy, jego czarno - białej koszulki rozerwią się przez jego napięte bicepsy.

Gdy Rick odsunął sie od mnie postanowiłam z nim trochę porozmawiać, by rozluźnic atmosferę. Chyba to był błąd.

- Czym się teraz zajmujesz Rick?

- Oh ja? To nic, jestem weterynarzem, ratuję życia różnym zwierzętom i takie tam. A ty, Luke? Czym się zajmujesz ? - jego imie wypowiedział niemal z kpiną w głosie. Luke nie wytrzymywał nerwowo. On za chwilę wybuchnie, ja to wiem. Ja to czuję.

- Jestem zawodowym bokserem. Szczególnie uwielbiam obijać twarze przechwalającym i pewnym siebie weterynarzom - powiedział przez zaciśnięte zęby, jeszcze mocniej trzymając moją rękę. Nasze palce nadal były splecione.

- Nie wyglądasz na kogoś kto dba o Rose. - powiedział Rick a ja już widziałam, że Luke na pewno nie wytrzyma. On za chwilę pęknie. Zresztą, co Rick sobie wyobraża? Nie, Luke nie będzie się przejmował tymi kłamstwami.

- Kocham ją, kutasie - powiedział jeszcze bardziej sie napinając. Nie jest dobrze.

- Wiesz, chłopczyku z kolczykiem, ja też umiem sie bić. Więc Rose, jak niedługo on złamie ci serce, a wiem, że to zrobi, zadzwoń do mnie, to się z nim policzę - powiedział, a Luke momentalnie wyrwał się i powalił chłopaka na ziemie.

Zaczął bić go z całej siły. Rick nie miał szans. Zaczęłam odciągać chłopaka, ale to nic nie dawało. Krzyczałam, by przestał, ale na próżno. Rick chciał się bronić, ale uderzył Hemmings'a tylko w oko. On nawet na to nie drgnął. Złość go opentała.

- Luke! Już przestań! Błagam! - krzyczałam, ale on wydawal sie mnie nie słyszeć. Postanowiłam go zszantarzować.

- JEŻELI ZA CHWILĘ NIE PRZESTANIESZ, TO NIGDZIE Z TOBĄ NIE JADĘ! - krzyknęłam klękając przy chłopaku. Dlaczego nikt inny tego nie widzi?

Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i zszedł z na szczęście, jeszcze przytomnego i w pełni sprawnego Rick'a.

- Jeśli jescze raz, choć malutki raz, powiesz coś nie tak dotyczącego mojej miłości do tej dziewczyny, lub bedziesz próbowal się do niej zbliżyć aż za bardzo, to wtedy już nawet ona, nie zdoła cie uratować - Luke syknął w stronę leżącego jeszcze chłopaka. Chwycił moją ręke i znów splótł nasze palce, idąc do samochodu. Odwróciłam się i rzuciłam jeszcze do bruneta krótkie "przepraszam".

***

Jechalismy w ciszy do mojego domu. Chłopak jedną ręką prowadził samochód, od czasu do czasu na mnie spoglądając. W pewnej chwili chwycił lekko moją rękę, swoją nie zajętą, splótł moje palce ze swoimi i podniósł je tak, by złożyć delikatny pocałunek na zewnętrznej stronie mojej dłoni. Jego kolczyk połaskotał mnie w skórę. Wyrwałam delikatnie rękę z jego objęć. Westchnął cicho.

Byłam zła. Byłam zła na Luke'a, Rick'a i siebie. Jak on mógł tak po prostu sie na niego rzucić? Rozumiem, to co wygadywał brunet było absurdalne, ale są granice. Trzeba tych granic przestrzegać.

- Rose ja naprawdę... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokonczyć. Nie spojrzałam na niego od czasu gdy weszliśmy do auta. Mój wzrok był wbity w krajobraz za szybą.

- Nie Lucas, lepiej nic nie mów - powiedziałam, na co chłopak znów westchnął. Do domu jechalismy w ciszy.

***

- Daj wezmę to - powiedział chłopak i chciał wziąść ode mnie torbę z ubraniami, ale ja mu nie pozwoliłam.

- Poradze sobie, dziękuje - odpowiedziałam i poszlam do domu.

Gdy odłożyłam torbę, poczułam jak chłopak łapie mnie z nadgarstek i przyciąga do siebie, zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Uniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Właśnie wtedy zobaczyłam, że ma podbite oko. Fioletowy ślad wchodził też troszeczkę na nos. Odsunęłam sie od niego i udałam sie do kuchni, po lód. Pokazałam chłopakowi, gdzie dokładniej, ma go trzymać i poszłam zrobić coś do picia. Chłopak oczywiście poszedł za mną. Wykręciłam się do niego tyłem, udając, że robię sobie herbatę, bo jakoś nie miałam ochoty się do niego odzywać.

Czułam jego obecność, czułam, że jest za mną. Tylko teraz jestem na niego wściekła. Znów wdał się w jakąś bezsensowną bójkę, która wcale nie była potrzebna. Do tego jeszcze jego "przeciwnik" mocno podbił mu oko. A jak to byłoby coś większego? Jakby coś jeszcze mu się stało? To ja boje się pomyśleć, jakie obrażenia ma Rick.

Luke podszedł do mnie bliżej, kładąc ręce na moich biodrach i przysuwając mnie do siebie. Nachylił sie tak, by jak mówił, dotykał ustami mojej szyji.

- Rose, posłuchaj ja...

- Nie, to ty posłuchaj. Nie rozumiem twojego zachowania. Nie mogę uwierzyć, że się na niego rzuciłeś. A jak coś by ci się stało? Coś więcej, niż tylko podbite oko? To był tylko stary znajomy. Przecież wiesz, że to co mówił, to kompletne brednie! Więc dlaczego to zrobiłeś?! - na początku mówiłam spokojnie, ale na końcu nie wytrzymałam. Byłam nieźle zdenerwowana. Odepchnęłam lekko chłopaka od siebie i stanęłam na przeciwko niego.

- Oh do cholery jasnej byłem tak kurewsko zazdrosny. Widziałaś jak on na ciebie patrzył?! Rozbierał cię kurwa wzrokiem!!! - krzyknął. Nie wytrzymał. Słychać, że on też jest strasznie zdenerwowany. Ale musi przestać wdawać się w takie bójki.

- Jak zazdrosny?! Nie rozumiesz, że ja do niego nic nie czuje? To nawet nie jest przyjaciel! - krzyknęłam, teatralnie wyrzucając ręce w powietrze. To nie skończy sie dobrze. Chłopak prychnął.

- Oh, no to kurwa mać, przepraszam!!! Po prostu poczułem się zagrożony!!! To co mówił działało mi na nerwy!!! Poza tym, widziałaś jak on wyglądał?! Bez problemu mogłabyś mnie zostawić dla niego!!! - krzyczał coraz głośniej.

Jak Luke mógł czuć się zagrożony, jak przy nim Rick wygląda jak łysy kurczak?

Przecież Luke jest idealny w każdym calu, nie rozumiem dlaczego bał się, że go zostawię dla takiego idioty jak Rick.

- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że kocham tylko ciebie i nie mam zamiaru cię zostawić, tym bardziej dla kogoś innego?! Kiedy?! - krzyknęłam patrząc mu w oczy. Nie przerywał kontaktu wzrokowego.

- No to wygląda na to, że nigdy tego nie zrozumiem!!! - krzyknął patrząc mi w oczy. Po tym moje serce zatonęło.

Czułam sie jakby ktoś mnie spoliczkował. Przed chwilą Luke przyznał, że nie jest pewny co do mojej miłości do niego. Nie mogłam z to uwierzyć. Nadal patrzyłam mu w oczy, uspokajając się. Stałam cicho, tylko patrząc na niego. Widziałam jak się uspokaja, patrząc na mnie ze strachem. Nie strachem przed mną, tylko strachem znaczenia jego słów. W porę się obudził. Nadal się nie odzywałam. Moje tęczówki zaszkliły się, tak bardzo chciało mi się teraz płakać.

- Księżniczko, ja nie chciałem, nie to miałem na myśli...- zaczął mówić spanikowanym, błagającym tonem. Zaczął do mnie podchodzić, ale wyciągnęłam ręce na znak, żeby został tam gdzie jest. Chciał kontynuować, ale nie dałam mu szansy. Za bardzo zabolało.

- Nigdy tak? Nigdy nie będziesz pewny, mojej miłości do ciebie? No to ja też nigdy tego nie zrozumiem, jak mogłam zakochać się w kimś takim jak ty - powiedziałam płaczliwie. Po moim policzku spłynęła łza. To tak bardzo bolało.

- Rose... - zaczął, ale znów mu przerwałam.

- W-wyjdź stąd, w-wyjdź z mojego domu... - powiedziałam łamiącym się głosem.

- Kochanie, proszę...

- Wyjdź już stąd, po prostu stąd wyjdź i zostaw mnie samą - powiedziałam cicho, odwracając wzrok.

Chłopak jeszcze przez chwilę patrzył na mnie, po czym opuścił mieszkanie trzaskając drzwiami. Ja rozpłakałam się.

Bo przecież, on nigdy nie będzie pewny.

***

PROSZĘ O KOMENTARZE !

Hej słoneczka. Witam po przerwie. Na zdjęciu, które dodałam do rozdziału jest to, jak Luke był ubrany. Ale bajer, co? Wiem, wiem rozpeszczam was. Ale mniejsza.

DRAMA TAJM

Zabijecie mnie. Już widzę jak szykujecie widły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top