ROZDZIAŁ X; THE END OF SOMETHING.
przepraszam, że musieliście czekać tak długo!
ostrzegam, że ten rozdział ma 9 tysięcy słów - co jest dużą ilością, więc czytanie kawałek czasu wam zajmie. złapcie coś do zjedzenia i lecimy z finałem.
zostańcie jednak proszę na kolejny rozdział, w którym podzielę się z wami informacjami na temat kolejnego sezonu i jeżeli tego nie zrobiliście, to możecie zostawić follow, żeby być na bieżąco w momencie, gdy wrzucę trzecią część serii, a uwierzcie mi - BĘDZIE SIĘ DZIAŁO >:).
miłego czytania.
ROZDZIAŁ 10. THE END OF SOMETHING.
"Ten years ago, on a cold dark night
Someone was killed, 'neath the town hall light
There were few at the scene, but they all agreed
That the slayer who ran, looked a lot like me"
― "LONG BLACK VAIL", JOHNNY CASH
"Władze proszą o pomoc w identyfikacji kilku osób, które były obecne na Dealey Plaza podczas zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego. Według FBI działać w zmowie z domniemanym strzelcem, Lee Harvey Oswaldem, mogli:
Vanya Hargreeves - poszukiwania w związku ze śmiercią kilku agentów FBI w budynku federalnym na Dealey Plaza.
Kubański imigrant znany jako Diego - niedawno zbiegły ze szpitala psychiatrycznego.
Bokser walczący na gołe pięści, podejrzewany o mafijne konseksje, występujący pod pseudonimem "King Kong".
Allison Chestnut - m*rzyńska radykalistka odpowiedzialna za wszczęcie niedawnych zamieszek w restauracji Stadtlera.
"Szkarłatna Królowa", obecnie bez zidentyfikowanego imienia członkini gangu Oswalda, zamieszana w śmierć Abrahama Rogersa.
I wreszcie Klaus - kontrowersyjny przywódca sekty religijnej i oszust podatkowy.
FBI prosi też obywateli, by rozglądali się za chłopcem przedstawionym na zdjęciu, który znajdował się na miejscu zbrodni. Prawdopodobnie jest zakładnikiem przetrzymywanym przez terrorystów."
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo The Umbrella Academy nie sądziło, że kiedykolwiek tak potoczy się ich los - że razem wylądują w 1963 roku i to, że będą najbardziej poszukiwanymi osobami w kraju za jeden z najbardziej pamiętnym momentów w historii Ameryki - asasynacji prezydenta Kennedy'ego. Często mieli do czynienia z różnymi problemami, ale tym razem była to przesada.
⠀⠀⠀⠀Jedynym miejscem, w którym policja ich jeszcze nie znalazła, był sklep z telewizorami zmarłego już Elliota Gussmana. Nikt nie podejrzewał, że najwięksi "zbrodniarze" Ameryki właśnie tam by się wspólnie spotkali i wszyscy oglądali na schodach, jak prezenter telewizyjny podaje nie do końca prawdziwe informacje na ich temat. Nie można było go winić, w końcu media nie posiadały odpowiednich faktów, a na dodatek wszyscy byli w stanie szoku i rozpaczy związanym ze śmiercią ich obecnego prezydenta. Gdy materiał się skończył, rodzeństwo wpatrywało się przez chwilę w wyłączony przez Allison ekran. I każdy miał coś do opowiedzenia na temat pokazanego materiału.
⠀⠀⠀⠀― To prawda ― stwierdził po chwili milczenia Five. ― Regularnie czuję się z wami jak zakładnik.
⠀⠀⠀⠀Wysoki blondyn popatrzył na swoją bladą jak ściana siostrę, która w zirytowaniu pukała długim, czarnym paznokciem o metalową poręcz schodów. Nie mógł powstrzymać się od skomentowania tego, jak nazwali Violet w wiadomościach.
⠀⠀⠀⠀― "Szkarłatna Królowa"? Bardzo skromnie ― skwitował.
⠀⠀⠀⠀Numer Osiem popatrzyła na niego i pokazała mu środkowy palec. Nie była w nastroju na kpiny.
⠀⠀⠀⠀― Zamknij się, King Kong.
⠀⠀⠀⠀― Mówią, że ja rozpoczęłam zamieszki? ― parsknęła oburzona Allison, ściskając swoje dłonie razem. ― Nie do wiary.
⠀⠀⠀⠀Luther westchnął, wychodząc naprzeciw rodzeństwu, którzy sami nie wiedzieli, co mają zrobić dalej i jak wydostać się z lat sześćdziesiątych. Próbował grać rolę, którą przypisał mu ojciec dawno temu - rolę lidera.
⠀⠀⠀⠀― Słuchajcie, patrząc na pozytywy tej sytuacji... naprawiliśmy czas i zatrzymaliśmy koniec świata! Więc...
⠀⠀⠀⠀Jedną z najmarkotniejszych osób w tej sytuacji był Diego, który wciąż zezłoszczony był tym, co zaszło parę godzin wcześniej. Spoglądając w dół, wymamrotał:
⠀⠀⠀⠀― Ale z nas bohaterowie od siedmiu boleści. Daliśmy JFK umrzeć.
⠀⠀⠀⠀― Jak to mówi słynne przysłowie, Diego ― wtrąciła sarkastycznie Violet ― "Czasem ku przeznaczeniu prowadzi właśnie ta droga, którą nie chcemy kroczyć".
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo zamilkło i spojrzało na numer Osiem, która w zadowoleniu odwdzięczyła się spojrzeniem w odważniejszy sposób. Wszyscy mieli wrażenie, że gdzieś to już słyszeli.
⠀⠀⠀⠀― To chyba cytat z Kung Fu Pandy ― zorientował się po chwili Klaus.
⠀⠀⠀⠀― ...tak.
⠀⠀⠀⠀― Wracając do tematu ― wtrąciła Allison, która okropnie się zamartwiała. ― Nie tylko śmierć JFK jest naszym problemem. Jesteśmy przecież najbardziej poszukiwanymi osobami na świecie. FBI nas ściga, policja, służby specjalne. W końcu nas zabiją!
⠀⠀⠀⠀― A gdzie byśmy mieli się wybrać? ― odparła Vanya, patrząc na rodzeństwo w pogmatwaniu.
⠀⠀⠀⠀― Mam taką jurtę ― orzekł nieoczekiwanie Klaus ― pod Reykjavikiem. To dobra kryjówka, moglibyśmy tam się zrelaksować. Ludzie tam są trochę dziwni, ale mili i gościnni.
⠀⠀⠀⠀Na samym środku pomieszczenia pojawił się Five, który po pojawieniu się schował dłonie w kieszeniach spodenek, tak jak to robił zwykle.
⠀⠀⠀⠀― Hej, głąby ― przerwał. ― Ukrywanie się nie pomoże. Komisja znajdzie nas zawsze i wszędzie.
⠀⠀⠀⠀― Ma rację ― napomknął nagle Diego wciąż patrzący w podłogę. ― Nigdy nie przestaną, są zbyt sprytni.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy byli zdziwieni tym, że Numer Dwa miał coś do powiedzenia w sprawie Komisji, lecz po chwili Violet przypomniało się, jak mówił jej, Allison i Klausowi o swoim krótkim pobycie w tamtym miejscu - dlatego najbardziej zdezorientowaną osobą był Five, który podszedł do swojego młodszego brata i parsknął w niedowierzaniu, marszcząc brwi.
⠀⠀⠀⠀― A ty niby od kiedy się znasz na Komisji? ― zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
⠀⠀⠀⠀― Dopiero co od niej wróciłem.
⠀⠀⠀⠀Tym razem Numer Piąty nie ukrywał swojego niezmiernego zdziwienia.
⠀⠀⠀⠀― Co?
⠀⠀⠀⠀― Zaproponowali mi pracę ― sprostował Diego. ― Pełen etat z benefitami. Niestety musiałem odmówić.
⠀⠀⠀⠀Five parsknął głośno, patrząc w niedowierzaniu na brata.
⠀⠀⠀⠀― Zaoferowali pracę tobie... wiejskiemu głupkowi ― mówił w rozbawieniu.
⠀⠀⠀⠀― A co? ― uniósł się Diego. ― Nie wolno mi dostawać ofert? Mogą chcieć tylko wielkiego Five?
⠀⠀⠀⠀― Diego, nie pasujesz do nich. Jesteś zbyt uparty.
⠀⠀⠀⠀― A kto wpadł na to, że Vanya sprowadzi zagładę i ją powstrzymał? Ja!
⠀⠀⠀⠀Po usłyszeniu tych słów, rodzeństwo, które w największej mierze przyczyniło się w powstrzymaniu siostry, krzyknęli wspólnie "CHWILA!". Czarnowłosa pokręciła głową w dezaprobacie - gdyby nie połączyła mocy ze swoim bratem, a Ben by się nie poświęcił, apokalipsa nadal miałaby miejsce. Postanowiła jednak niczego więcej nie dodawać. Tymczasem Diego i Five kontynuowali krótką dyskusję, podczas której Numer Dwa prawie krzyczał do brata swoje osiągnięcia.
⠀⠀⠀⠀― Rozgryzłem to w Centrali Nieskończoności! ― wychwalał się.
⠀⠀⠀⠀― Używałeś Centrali? ― Five uniósł czarne brwi w niedowierzaniu.
⠀⠀⠀⠀― O tak, zdominowałem sukę! Robię takie rzeczy, o których wy nie macie pojęcia.
⠀⠀⠀⠀― Samochwała w kącie stała ― skomentowała Violet, a każdy z rodzeństwa zaczął się unosić.
⠀⠀⠀⠀To sprawiło, że każdy z rodzeństwa znowu zaczęło się ze sobą kłócić, pomimo tego, iż razem powinni wymyślać jakiś plan ucieczki. Nikt nawet nie zauważył, jak Vanya przewraca oczami i cofa się, idąc po schodach na górę, żeby porozmawiać przez telefon.
⠀⠀⠀⠀― Spotkałem się z Résistance w ich tajnej bazie! ― kontynuował Diego. ― Przeszedłem orientację, zdałem i powstrzymałem zagładę.
⠀⠀⠀⠀― Gówno prawda, Diego ― wtrąciła zirytowana Violet, która już miała dosyć brata. ― Gdyby nie ja, Klaus i Ben, to wszyscy byście nie żyli!
⠀⠀⠀⠀― Ja was wszystkich uratowałem szybciej, to ja miałem informacje o tym, gdzie znajdzie się Vanya. Nie ma za co, tak w ogóle.
⠀⠀⠀⠀― Mi i Violet należą się zasługi, braciszku ― dodał Klaus, broniąc swojego honoru.
⠀⠀⠀⠀― Przestaniecie porównywać fiuty? ― wtrąciła Allison. ― To nie pomaga w obecnej sytuacji. Cokolwiek zrobiliście lub nie, może i udało się powstrzymać apokalipsę, ale nadal mamy poważny problem na głowie.
⠀⠀⠀⠀― Dosłownie porównywać? ― wyszczerzył się Klaus. ― Bo tak się składa, że pewnego razu Ben i ja...
⠀⠀⠀⠀― Nie mamy czasu na pogadanki! ― Uniósł się nagle Luther, który do tej pory jedynie słuchał przekomarzań. ― Federalni mogą tu być w każdej minucie.
⠀⠀⠀⠀― To właśnie mówię! ― odparła Allison.
⠀⠀⠀⠀― A ja się zgadzam!
⠀⠀⠀⠀― Spokojnie, Włochaczu ― wymamrotała Violet, klepiąc swojego umięśnionego brata po twardych plecach.
⠀⠀⠀⠀― King Kongu!
⠀⠀⠀⠀― Co za różnica? ― Wzruszyła ramionami. ― Oba pseudonimy są głupie.
⠀⠀⠀⠀― Mam już ciebie dość.
⠀⠀⠀⠀― Dobra, wygrałeś.
⠀⠀⠀⠀― Ludzie, musimy się zbierać! ― mówił Luther, jednak nikt do końca nie chciał go słuchać. ― To jest najważniejsze. To jedyna opcja.
⠀⠀⠀⠀― Nie, przyczajmy się tu ― sprzeciwił się Numer Dwa.
⠀⠀⠀⠀Pogadanka przerodziła się w dyskusję, dyskusja przerodziła się w kłótnię. Pod dużymi nerwami, wszyscy byli niczym tykające bomby, które tylko czekały, aż wybuchną. Kłócił się każdy, o najbanalniejszą rzecz i o to, co zrobić, by nie dać się złapać FBI - oprócz Vanyi. Nikt nie spostrzegł się, że poszła zadzwonić, lecz gdy zeszła na dół, obwieściła coś, przez co wszyscy zamilkli:
⠀⠀⠀⠀― Wychodzę.
⠀⠀⠀⠀Popatrzyli na siostrę w zdezorientowaniu, a ona kontynuowała:
⠀⠀⠀⠀― Harlan jest w niebezpieczeństwie ― wyznała. ― Muszę wracać na farmę Sissy.
⠀⠀⠀⠀Sissy była tą kobietą, z którą Vanya miała romans. A przynajmniej tak pamiętała Violet, gdy ich siostra opowiadała im o niej.
⠀⠀⠀⠀― Chyba cię coś pierdolnęło ― skomentowała Numer Osiem. ― Jak wyjdziesz, to jest ogromna możliwość, że cię złapią. Musimy się teraz trzymać razem.
⠀⠀⠀⠀― Dlatego wam o tym mówię. Cokolwiek się teraz z nim dzieje, ja to chyba wywołałam.
⠀⠀⠀⠀― Ale jak? ― Luther pokręcił głową w zdezorientowaniu.
⠀⠀⠀⠀Vanya wzięła głęboki wdech, a jej dłonie trzęsły się z nerwów.
⠀⠀⠀⠀― Utopił się ― wyznała ― a ja... jakimś sposobem przywróciłam go do życia. Teraz coś nas łączy. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale on mnie potrzebuje. A ja was. Boję się i po raz pierwszy nie chcę robić tego sama. Chcę mieć przy sobie rodzinę.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo słuchało tego, co mówiła siostra. Od sytuacji w 2019 minęło dużo czasu, jednak każdy pamiętał o tym, do czego doprowadziła ich ignorancja. Vanya była odrzucana, samotna i wykluczona od rodzeństwa. To przez nich nastąpiła apokalipsa, a najgorszej było to, że skrzywdzili siostrę. Wiedzieli, że nie mogło się to nigdy więcej powtórzyć, więc ze zrozumieniem pokiwali głowami.
⠀⠀⠀⠀― No dobra... ― Diego potaknął głową. ― Pomożemy ci.
⠀⠀⠀⠀Twarz Vanyi rozjaśniła się nagle w nieśmiałym uśmiechu.
⠀⠀⠀⠀― Naprawdę?
⠀⠀⠀⠀Wszyscy potwierdzili krótkimi uśmiechami i potaknięciami głów. Nawet Violet zmusiła się na lekki uśmiech - w końcu należało się to jej siostrze, która przez tyle czasu była ignorowana. Allison podeszła do Numeru Siedem i położyła dłoń na jej ramieniu.
⠀⠀⠀⠀― No jasne ― powiedziała. ― Jesteś przecież naszą siostrą i musimy trzymać się razem.
⠀⠀⠀⠀― Rany, nie wiem co powiedzieć ― odparła z zadowoleniem Vanya.
⠀⠀⠀⠀Blondyn, Numer Jeden, skrzyżował ręce i odezwał się sam.
⠀⠀⠀⠀― Nie musisz odpowiadać, w końcu jesteśmy rodziną. Nikogo nie zostawiamy w tyle.
⠀⠀⠀⠀Chociaż rodzeństwo Hargreeves nie było perfekcyjne, trzeba było przyznać, że mocno siebie kochali. Violet uświadomiła sobie o tym nawet bardziej, gdy zebrali się wspólnie, aby pomóc siostrze, bo była w problemie. Dobrze było spędzać z nimi czas - nawet jeżeli kłócili się o najgłupsze rzeczy - taki był urok rodzeństwa i każdy, kto miał rodzeństwo mógł się z tym utożsamić.
⠀⠀⠀⠀Kiedy wszyscy skierowali się w kierunku wyjścia, aby dotrzeć do samochodu, Violet coś się przypomniało. Coś, co musiała powiedzieć Klausowi w razie, gdyby coś poszło nie tak i zostaliby pochwyceni przez policję. Podeszła bliżej niego i nagle chwyciła go za rękę. Mężczyzna odwrócił się w zdziwieniu, a ona wycofała się z nim parę kroków.
⠀⠀⠀⠀― Poczekajcie na nas ― Numer Osiem powiedziała do reszty.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy zgodzili się, pomimo że Five narzekał, żeby się pospieszyli. Kiedy wyszli, czarnowłosa zwróciła się do zdezorientowanego Klausa. Oczywiście Klaus wiedział o poświęceniu Bena, Violet opowiadała mu o tym, gdy dotarli do sklepu z telewizorami. Nie przekazała mu jednak wiadomości, o której powiedział jej Ben. Musiała spełnić jego obietnicę.
⠀⠀⠀⠀― Co masz mi do powiedzenia, siostrzyczko? ― zapytał z uśmiechem.
⠀⠀⠀⠀Ciężko było przełamać mu wiadomość. Klaus miał zwykle taką radość w piwnych, lecz jasnych oczach i wesoły uśmiech. Wiedziała, że to się za moment zmieni.
⠀⠀⠀⠀― Klaus... ― zaczęła ostrożnie Violet. ― Gdy Ben postanowił się poświęcić, chciał, żebym ci coś przekazała. Miałam ci przekazać, że bał się iść do światła. Nie sprawiłeś, że tu został.
⠀⠀⠀⠀Z twarzy Numeru Cztery opadł uśmiech. Kobieta obserwowała ze współczuciem, jak wzrok Klausa błądzi gdzieś indziej, jakby błądził we wspomnieniach. Milczał przez chwilę. W końcu spędził z duchem Bena okropnie długi czas, nawet gdy inni nie mogli go zobaczyć. A najgorsze było to, że przez cały ten czas czuł poczucie winy.
⠀⠀⠀⠀― A to mały gnojek ― zaśmiał się lekko, jednak nie był to śmiech pełen radości, a goryczy i złości. ― Tyle lat myślałem, że to moja wina, że nie skorzystał z biletu do nieba.
⠀⠀⠀⠀Opuścił ze smutkiem wzrok. Pomimo że się zaśmiał, Violet wiedziała, jak ciężkie to musiało dla niego być. Postanowiła więc, że użyje tego, czego nauczyła się podczas pobytu w latach sześćdziesiątych - jak ukazywać swoje emocje. Więc podeszła do Klausa bliżej i go przytuliła.
⠀⠀⠀⠀― Spisałeś się jako brat, Klaus ― wymamrotała niezręcznie, chociaż się starała. ― I on o tym wie. Może i jesteś kretynem, ale co najważniejsze jesteś sercem tej rodziny, który stara się połączyć nas wszystkich, by się nie załamać.
⠀⠀⠀⠀Puściła go i odsunęła się, widząc jedynie szok na jego twarzy. Uśmiechnął się jednak po chwili w zadowoleniu.
⠀⠀⠀⠀― Czy Violet Hargreeves właśnie mnie przytuliła? Z własnej woli?!
⠀⠀⠀⠀O nie, zaczyna się.
⠀⠀⠀⠀Violet westchnęła głęboko, przewracając oczami.
⠀⠀⠀⠀― Nie dasz mi teraz z tym spokoju, co?
⠀⠀⠀⠀― Nie!
⠀⠀⠀⠀― Chryste...
⠀⠀⠀⠀Oboje usłyszeli zniecierpliwiony głos Luthera z zewnątrz:
⠀⠀⠀⠀― Klaus! Violet! Co wam tyle zajmuje?!
⠀⠀⠀⠀Prędko pospieszyli w kierunku tylnego wyjścia na parking, gdzie rodzeństwo już czekało w samochodzie. Violet miała nadzieję, że Klaus więcej nie wspomni o tym, że go przytuliła - ale znając Klausa ta nadzieja szybko będzie zniszczona.
"So why anytime I bleed, you let me go
Anytime I feed you get me know
Anytime I see you let me know
But, I plan and see just let me go"
― "BEGGIN'", THE FOUR SEASONS
⠀⠀⠀⠀Jazda samochodem była ciężka - dosłownie ciężka. Jako że wszyscy nie mogli pomieścić się w siedzeniach samochodu Vanyi, bo było ich za dużo, największy z nich wszystkich Luther zmuszony był usiąść całkiem z tyłu, przez co samochód obniżył się na tyle, że kawałek metalu zaczął rysować się po drodze podczas jazdy.
⠀⠀⠀⠀Jednakże po niecałych czterdziestu minutach przejażdżki, rodzeństwo dotarło na tereny farm, gdzie dotychczas żyła Vanya podczas jej zaniku pamięci. Nie trudno było zauważyć, która farma należała do kobiety znanej rodzinie Hargreeves jako Sissy - nad jedną z szopy rozlegały się głośne grzmoty i strzelały pioruny, a pogoda absolutnie szalała i połowa farmy została przykryta grubym śniegiem. Wszyscy spoglądali na tę anomalię w zdziwieniu, a Vanya dodała gazu, aby szybciej się tam dostać. W końcu skręciła, wjeżdżając do bramy, jednakże rodzina została przywitana przez partnerkę Numeru Siedem potężnym shotgunem. I wyraźnie była spanikowana.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy powolnie wyszli z pojazdu, z rękoma do góry, chociaż mogli prędko ją obalić. Wiedzieli jednak, że muszą pokazać, iż nie mają żadnego złego zamiaru w stosunku do niej i że tak naprawdę nie byli źli. Teraz wszyscy cywile myśleli, że są mordercami. Jedyną osobą, która mogła uspokoić przestraszoną kobietę z zaciśniętym pistoletem w dłoniach była Numer Siedem. Lodowaty wiatr wiał wszystkim w twarze, a śnieg sypał w oczy, pomimo że jeszcze chwilę temu było ciepło i słonecznie.
⠀⠀⠀⠀― Cofnąć się! ― krzyknęła kobieta, drżąc zestresowana.
⠀⠀⠀⠀Celowała w każdego po kolei, mimo że ich było o wiele więcej.
⠀⠀⠀⠀― Sissy ― zaczęła z przejęciem Vanya ― Hej! Co się stało?!
⠀⠀⠀⠀― Carl...
⠀⠀⠀⠀― Co on ci zrobił?
⠀⠀⠀⠀― Carl nie... nie żyje. Harlan rzucił nim jak lalką, tak samo jak ty policjantami. Co mu zrobiłaś?
⠀⠀⠀⠀Violet z zainteresowaniem popatrzyła na stodołę. Wyglądało na to, że w jakiś sposób ich siostra przekazała mu swoje moce i teraz nie potrafił ich kontrolować, bo były zbyt silne. Powtórka z rozrywki.
⠀⠀⠀⠀― Sissy, znalazłam swoją rodzinę ― tłumaczyła Vanya, wskazując na grupkę znajdującą się za nią. ― To moi bracia i siostry.
⠀⠀⠀⠀Kobieta wzięła parę wdechów i wydechów, powoli kierując celownik w dół.
⠀⠀⠀⠀― Kłamałaś przez cały ten czas? ― zapytała.
⠀⠀⠀⠀― Oczywiście, że nie! Nie wiedziałam, kim jestem. Ale teraz wiem. Nie jesteśmy potworami, wbrew temu, co mówią. Nie jesteśmy tymi, za kogo uważa nas telewizja. Nie my zabiliśmy JFK, nie jesteśmy terrorystami, nie chcemy nikogo skrzywdzić.
⠀⠀⠀⠀Sissy miała wyraz zdezorientowania i desperacji na twarzy, próbując zrozumieć to, co się dookoła dzieje.
⠀⠀⠀⠀― To kim jesteś?
⠀⠀⠀⠀― Jedyną szansą na uratowanie Harlana.
⠀⠀⠀⠀Tyle wystarczyło. Desperacja w niebieskich oczach kobiety mieszała się ze skrywaną miłością wobec Vanyi i ciągła myśl, że tak naprawdę nie jest żadną terrorystką. Rzuciła broń w śnieg, a następnie skinęła głową, by wszyscy zobaczyli, przez co przechodził jej syn.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo Hargreeves pobiegło do wejścia, a Vanya rozsunęła masywne drzwi i pierwsze, co ujrzała grupa, był mały świecący chłopiec, unoszony w powietrzu przez moc, nad którą nie umiał zapanować. Gdy Violet próbowała podejść bliżej, zobaczyła potężny wir, który otaczał chłopca i działał jak bariera, przez którą nie mógł przejść nikt oprócz posiadaczki tej samej mocy - Vanyi. Czarnowłosa wiedziała więc, że nic nie może wobec tego zaradzić.
⠀⠀⠀⠀― Harlan! ― krzyknęła Vanya. ― Harlan, to ja, Vanya! Wiem, że się boisz, ale mogę ci pomóc. Posłuchaj mnie uważnie. Możesz to zrobić?
⠀⠀⠀⠀Gdy nie uzyskała odpowiedzi, Numer Siedem przez chwilę się zawahała i popatrzyła na resztę rodzeństwa. Jej oczy zaświeciły się, a następnie zrobiła krok w środek bariery i bez problemu przeszła przez nią do środka.
⠀⠀⠀⠀― Ej, ludziska!
⠀⠀⠀⠀Niespodziewanie rozległ się krzyk Klausa, na który zareagowali wszyscy oprócz Vanyi, Harlana i Sissy. Violet obróciła się z zainteresowaniem, widząc jak jej brat stoi przy otwartych drzwiach i wpatruje się w ogromne, puste pole w połowie pokryte śniegiem. Gdy wszyscy podeszli bliżej, dostrzegli dwie kobiety stojące w oddali. Czarnowłosa zmarszczyła brwi w zdezorientowaniu.
⠀⠀⠀⠀― Co jest? Kto to jest? ― zapytała rodzeństwa, jednak nie każdy znał odpowiedź oprócz dwóch osób.
⠀⠀⠀⠀― Cholera ― przeklął Diego, podchodząc bliżej.
⠀⠀⠀⠀― Handler i dziewczyna Diego ― wytłumaczył po chwili Five.
⠀⠀⠀⠀― Lila. Moja była dziewczyna.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy wpatrywali się na wysoką, elegancką kobietę w czarnym kapeluszu z zapinką oraz niższą dziewczynę z ciemną grzywką, ubraną w prosty strój ze skórzaną kurtką. Skoro ostatnio Five przekazał przy wszystkich, że Lila pracowała z Komisją, to oznaczało, że raczej nie przybyły, aby porozmawiać po przyjacielsku.
⠀⠀⠀⠀― Wyglądają na wściekłe ― skomentował Luther, opierając się bokiem o drzwi.
⠀⠀⠀⠀Kobiety wpatrywały się prosto w rodzeństwo z oddali. Rzeczywiście nie wyglądały na przyjazne.
⠀⠀⠀⠀― Diego ma taki wpływ na ludzi ― skwitowała sarkastycznie Allison.
⠀⠀⠀⠀― Sprawdzę, czego chcą ― oświadczył Five. ― Zostańcie z Vanyą i małym.
⠀⠀⠀⠀― Idę z tobą ― dodał Numer Dwa.
⠀⠀⠀⠀Oboje wybiegli na zewnątrz, a pozostali zostali w szopie, wpatrując się w dwóch braci, którzy znaleźli się tam dość prędko ze względu na teleportację tego mniejszego. Violet wpatrywała się przez chwilę w kobiety z zainteresowaniem, a oceniając Lilę musiała przyznać, że Diego nie miał aż tak okropnego gustu, jak mogłoby się jej wydawać. Pokiwała głową z uznaniem.
⠀⠀⠀⠀― Która z nich to dziewczyna Diego? ― wypalił nagle Luther, patrząc w dal.
⠀⠀⠀⠀Violet prychnęła w rozbawieniu i popatrzyła na blondyna, który posłał jej zakłopotane spojrzenie. Wzruszył swoimi potężnymi ramionami.
⠀⠀⠀⠀― No co? To nie takie oczywiste.
⠀⠀⠀⠀― Ta z grzywką, kretynie.
⠀⠀⠀⠀― Aha. Nie wygląda jakoś źle.
⠀⠀⠀⠀― Nawet dobrze, bym powiedziała.
⠀⠀⠀⠀Rumour stojąca między nimi wzdychnęła głośno z irytacją. Wbiła wzrok najpierw w brata, a potem w siostrę.
⠀⠀⠀⠀― Może ocenicie ją w skali od jeden do dziesięć? ― zapytała sarkastycznie, jednak ten sarkazm przeleciał obok ich głów.
⠀⠀⠀⠀― Powiedziałabym, że... ósemka.
⠀⠀⠀⠀― Nie wiem jak wy ― wtrącił Klaus ― ale ja bym tam do nich poszedł i pomógł rozmawiać. Jestem zresztą dość ciekawy, o czym oni tak gadają.
⠀⠀⠀⠀Zapadła cisza, a wszyscy skierowali spojrzenia na teraz cztery osoby, które stały naprzeciwko siebie i rozmawiały o czymś, czego reszta nie była zdolna usłyszeć. Ta cisza sprawiła, iż wszyscy zgodzili się na to, żeby się do nich zbliżyć.
⠀⠀⠀⠀Grupowo przecisnęli się przez drzwi, powoli idąc w ich kierunku przez pole. Było lodowato i Violet ścisnęła swoje ręce, żałując, że nie miała na sobie ciepłej bluzy lub płaszcza. O tak, jeżeli wrócą do domu, to zacznie nosić płaszcz i jakiś fajny, purpurowy szalik. Nowa oś czasu, nowa Violet, nowy styl po powrocie. Zacisnęła zęby, czując jak wiatr świszczy w jej uszach i sprawia, że robią się czerwone. Szli szybciej, by nie zmarznąć, a gdy byli wystarczająco blisko, jednak nie na tyle, żeby coś usłyszeć - razem przystanęli, teraz z bliższej odległości obserwując dziewczynę i jej niezwykle elegancko wyglądającą towarzyszkę, która z pewnością była o wiele starsza od niej. Obie miały grymasy na twarzy, chociaż u tej drugiej malowało się pewne zadowolenie - Handler była czymś podekscytowana, zdejmując ozdobną zasłonkę od kapelusza z twarzy. Położyła jakąś czarną walizkę, którą - jak już nauczyła się Violet - prawdopodobnie należała do przemieszczania się w czasie.
⠀⠀⠀⠀― O czym oni w ogóle rozmawiają? ― Allison zmarszczyła brwi.
⠀⠀⠀⠀― Nie wiem... ― odparł zamyślony Luther.
⠀⠀⠀⠀Handler wyprostowała się, a wtedy pstryknęła palcami. Ku przerażeniu całej rodziny Hargreeves, rozległy się dźwięki teleportacji, a dotychczas puste pole z sekundy na sekundę zaczęło wypełniać się coraz większą ilością asasynów z walizkami, którzy w rękach trzymali broń. Violet pobladła nawet bardziej niż zwykle. To nie było nic dobrego. Zwłaszcza że teraz było ich na oko tysiąc, jak i nie więcej. Szóstka osób na taką ilość wrogów oznaczało niemalże pewną porażkę.
⠀⠀⠀⠀― O Boże... ― wymamrotał Luther.
⠀⠀⠀⠀Nagle kobieta wyciągnęła czerwoną chustkę. Znak, którego używało się na wojnie. Wszyscy powoli zrobili krok w tył, następnie kolejny.
⠀⠀⠀⠀― Ee... Five?! ― krzyknęła Violet w kierunku brata.
⠀⠀⠀⠀Odwrócił się do siostry, równie przerażony.
⠀⠀⠀⠀― Co teraz?!
⠀⠀⠀⠀― Mamy dwie opcje ― odparł. ― Walczymy i giniemy albo uciekamy i giniemy odrobinę później. I tak już po nas.
⠀⠀⠀⠀Cholera. Violet nie miała zamiaru umierać, nie była na to przygotowana.
⠀⠀⠀⠀― Co wolisz? ― zapytała.
⠀⠀⠀⠀― Pooddychać jeszcze parę minut.
⠀⠀⠀⠀― Dobra ― odezwała się Handler na tyle głośno, że dołączyła do konwersacji. ― Miejmy to już za sobą, co nie, kochani?
⠀⠀⠀⠀Chustka, którą trzymała poruszyła się na wietrze, a wtedy kobieta upuściła ją, nim ktokolwiek zdążył zareagować. Jedynie, co usłyszała, to wrzask Five ostrzegający:
⠀⠀⠀⠀― UCIEKAJCIE!
⠀⠀⠀⠀Wszyscy rzucili się biegiem w kierunku stodoły. Czarnowłosa jeszcze nigdy nie biegła tak szybko, jak wtedy - bała się, że aż upadnie. Usłyszała ryk wojenny tysiąca asasynów i głośny bieg wraz z odgłosami ruszanych broni.
⠀⠀⠀⠀Następnie rozległy się strzały, jednak nie z tyłu, a z prawej strony. Gdy podczas biegu wszyscy popatrzyli w tamtym kierunku, dostrzegli nagle grupę ludzi ubranych nie w garnitury, a w czarne płachty. Satanistyczna sekta Violet. Kobieta uśmiechnęła się lekko, gdy jeden z członków rzucił granat w armię. Była ona jednak za duża, więc sekta odsunęła się trochę, bombardując ich z dalszej odległości. Większość asasynów i tak skupiła się na rodzeństwie Hargrevees, które wciąż biegło w kierunku jedynego ukrycia, czyli stodoły bądź domu Sissy. Opcjami były również: traktor i skrzynki z grubym sianem. Pociski poleciały w stronę rodzeństwa, a także rozłączonych od nich Five i Diego.
⠀⠀⠀⠀Numer Osiem postanowiła wykorzystać swoje umiejętności, których użyła w filharmonii kilka lat wcześniej. Podczas biegu skupiła się na swojej wewnętrznej energii, tworząc sztuczny cień pojawiający się w jej rękach. Powiększyła i zgęstniła go na tyle, że ciemna masa była wystarczająca na tyle, by zasłonić Violet i pozostałych, tworząc pewnego rodzaju tarczę. W międzyczasie Diego wykorzystał swoje moce, aby odwrócić lecące pociski w przeciwnym kierunku. W końcu czwórce rodzeństwa udało się podbiec do skrzynek z sianem.
⠀⠀⠀⠀― Padnij! ― zawołał Luther.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy rzucili się w bok, chowając za skrzynkami. Pociski leciały tuż obok, jednakże na szczęście ich schronienie było dość wytrzymałe. Tarcza zniknęła. Wiedzieli jednak, że niedługo wrogowie dotrą do nich i ich rozstrzelają. Było ich po prostu za dużo. Czasami mózg nie potrafi zarejestrować ważnych wydarzeń, które dzieją się dookoła ciebie w bardzo szybkim tempie - na przykład Violet wiedziała, że pisane jest jej umrzeć wraz z pozostałym rodzeństwem. Nie czuła się przerażona, czy smutna. Po prostu wszyscy zamknęli oczy, a Luther objął ich swoimi ramionami w obronie i czekali. Z początku nie zauważyli przez to, jak ze stodoły ktoś wylatuje - była to Vanya. Gdy jednak otworzyli oczy, zobaczyli jak świeciła i unosiła się wysoko u góry, wpatrując w armię.
⠀⠀⠀⠀Zebrała w sobie energię z dźwięku pocisków, robiąc się coraz jaśniejsza, a Violet w panice jeszcze bardziej przylgnęła do rodzeństwo. To się mogło skończyć katastrofalnie, jednak miała nadzieję, że Vanya już nauczyła się kontrolować moce. W końcu ukazała to podczas kolacji z Reginaldem, gdy sprawnie zmanipulowała energię, by wybuchł jedynie koktajl, a nie wszystko dookoła.
⠀⠀⠀⠀Gdy duża ilość energii została w nią ładowana, Numer Siedem zacisnęła pięści i zamknęła oczy, a wtedy potężna fala uderzeniowa poszybowała naprzód, zgrabnie omijając rodzeństwo i uderzając z całej siły w armię tysiąca asasynów, którzy jak muchy zaczęli upadać na ziemię.
⠀⠀⠀⠀Hałaśliwe pole walki ucichło. Żadnych pocisków, żadnych krzyków. Członkowie sekty żyli, machając zwycięsko do Szkarłatnej Królowej, jednocześnie będąc w szoku jako świadkowie potężnej mocy Numeru Siedem. Vanya uśmiechnęła się, a jej blask opadł i powoli zniosła się na ziemię.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo popatrzyło na siebie, nie mogąc uwierzyć, że żyją. Wstali i odeszli zza skrzyń, zerkając na pole - wszyscy byli nieprzytomni albo martwi, trudno było przeanalizować z tamtej odległości.
⠀⠀⠀⠀— Udało się — powiedziała Allison z uśmiechem.
⠀⠀⠀⠀Jednak długo nie świętowali, gdy zobaczyli, że dwie osoby mimo wszystko stały na nogach tam, gdzie wcześniej - wcale nie uszkodzone, a całe i zdrowe chronione własnym polem dźwiękowym stanowiącym rolę tarczy, które opadło po niebezpiecznie. Lila i Handler wciąż żyły, a nikt nie miał pojęcia, jak to zrobiły.
⠀⠀⠀⠀I to właśnie wtedy Lila uniosła się w powietrzu, robiąc się tak samo jasna, co Vanya.
⠀⠀⠀⠀— CO DO CHU...
⠀⠀⠀⠀Szok Violet nie zdążył się do końca spełnić, bo Lila zrobiła tylko jeden ruch, a wtedy potężna fala dźwiękowa poleciała w kierunku rodzeństwa. Violet poczuła, jakby ktoś uderzył ją czymś twardym i siła była tak wielka, że odrzuciło ją z impetem na tyle silnym, iż trafiła w okno domu Sissy i z trzaskiem szyby wleciała do kuchni, upadając na stół pokryta w odpadkach szkła.
⠀⠀⠀⠀Czuła, jak bolą ją kości, a gdy ruszyła językiem, poczuła w buzi coś ostrego. Po chwili bezruchu otworzyła oczy i wypluła element, który jak się okazało był kawałkiem szkła. Udźwigła się, cała obolała, rozglądając dookoła - była w kuchni, wszędzie rozsypane szkło. Jej twarz i dłonie były teraz ozdobione małymi czerwonymi ryskami, które tak naprawdę były cięciami. Wygramoliła się ze stołu na nogi pełne ran, a następnie otrzepała z kawałków szyby. Podeszła do potłuczonego okna i wyjrzała na zewnątrz - nikogo oprócz leżących asasynów nie było widać. Wszyscy zostali uderzeni przez falę dźwiękową, jednak Violet najbardziej dziwiło to, jak do cholery Lila i Handler użyły moc Vanyi przeciwko nim.
⠀⠀⠀⠀Długo nie rozmyślała, bo nagle usłyszała odgłosy walki, a po chwili głos Luthera. Skierowała się do dziurawego salonu, dostrzegając jak Luther rozpaczliwie próbuje wykonać metodę sztucznego oddychania na Allison, a Lila stoi obok nich i przygląda się sytuacji w rozbawieniu. Numer Osiem poczuła, jak zaczyna ogarniać ją wściekłość. Cokolwiek ta dziewczyna zrobiła ich siostrze, będzie tego żałowała. Nikt nie tyka jej rodzeństwa.
⠀⠀⠀⠀— Hej, szmato! — zawołała wściekła.
⠀⠀⠀⠀Dziewczyna z grzywką zwróciła się w kierunku głosu, a następnie uniosła brwi.
⠀⠀⠀⠀— Czym ty mnie właśnie nazwałaś? — zapytała zirytowana, wchodząc przez dziurę w ścianie do wnętrza domu.
⠀⠀⠀⠀— Podejdź tutaj, to ci powtórzę.
⠀⠀⠀⠀Violet była wściekła, a Lila właśnie weszła do miejsca, gdzie znajdowała się duża ilość cienia. Idealnie, padła na głupią pułapkę. Czarnowłosa przeszła na środek salonu i rozciągnęła obolałe ramiona, szykując się na walkę.
⠀⠀⠀⠀— Ty... ty jesteś zadziorna — stwierdziła Lila, krążąc wokół kobiety, tak samo jak robiła ta druga. — Już cię lubię.
⠀⠀⠀⠀— Dziewczyna Diego, co? — prychnęła Numer Osiem. — Muszę przyznać, że masz dość kiepski gust. Co ty w ogóle od nas chcesz?
⠀⠀⠀⠀— Chcę zabić twojego brata.
⠀⠀⠀⠀Siostra Hargreeves uśmiechnęła się lekko, a następnie kiwnęła głową.
⠀⠀⠀⠀— Zrozumiałe — przyznała. — Diego potrafi być wrzodem na dupie.
⠀⠀⠀⠀— Mówiłam o Five.
⠀⠀⠀⠀— On tak samo. Faceci w tej rodzinie są nienormalni. Za to kobiety to co innego, są dość potężne — skonstatowała Violet, jednak podczas tej krótkiej wymiany zdań, przez cały ten czas zbierała zebraną dookoła energię, jakiej nadawała jej ciemność. Kiedy w końcu miała jej wystarczająco, wskazała na cień Lili. — O, no proszę. Wygląda na to, że znalazłam twój cień. Wiedziałaś, że masz takiego ciekawego?
⠀⠀⠀⠀Ruszyła dłonią, skupiając się na nim, a wtedy cień odkleił się od ściany, robiąc się trójwymiarową postacią. Dziewczyna obserwowała, jak kieruje się w jej stronę, jednak zamiast strachu, na jej twarzy pojawiło się zaintrygowanie. Posłała Violet krótki uśmiech i wtedy czarnowłosa dostrzegła, że oczy Lili robią się tak samo czarne, jak jej.
⠀⠀⠀⠀— A wiedziałaś, że ty akurat masz dwa? — zapytała w rozbawieniu.
⠀⠀⠀⠀Cień Lili odwrócił się i zaczął maszerować w kierunku jego stworzycielki, co sprawiło, że Violet stanęła jak wryta w czystym szoku. Próbowała przeanalizować, w jaki sposób to się stało i jakim cudem ta nieznana dziewczyna potrafiła je kontrolować, lecz nagle poczuła szarpnięcie i coś przycisnęło ją do ściany. Jej własny cień stał się trójwymiarowy i podduszał ją, a wtedy skopiował na trzy inne cienie.
⠀⠀⠀⠀― Chwila, jednak trzy! ― zawołała ze śmiechem Lila.
⠀⠀⠀⠀Gdy dwa cienie trzymały Violet, trzeci zaczął uderzać ją pięściami w żebra. Czarnowłosa zaczęła się wiercić, zaciskając zęby w bólu i czując, jak nabiera się w niej coraz większa złość. Najpierw ta cała Lila atakowała jej rodzeństwo, a teraz użyła jej mocy przeciwko niej. Na zewnątrz pojawił się Five. Gdy dziewczyna go zobaczyła, od razu wybiegła, by się z nim rozprawić.
⠀⠀⠀⠀― Violet, wszystko dobrze?!
⠀⠀⠀⠀Do pomieszczenia wbiegł Klaus z towarzystwem... czterech duchów kowbojów. Gdy ujrzał siostrę, pokazał duchom cienie, a wtedy oni rzucili się na nie i Violet w końcu była oswobodzona.
⠀⠀⠀⠀― Oprócz tego, że moje sklonowane cienie właśnie skopały mi dupę... to nawet dobrze ― Potaknęła głową, podchodząc do brata obolała. ― Dzięki.
⠀⠀⠀⠀― Ej, pomóżcie! Niech ktoś to ze mnie zdejmie!
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo usłyszało nagle zirytowane nawoływania Diego. Wybiegli na zewnątrz, widząc również Luthera z Allison, a także Vanyę i wszyscy podbiegli do traktora, pod którym przygnieciona była noga Numeru Dwa.
⠀⠀⠀⠀― Dalej, pomóżcie! Co tak długo wam to zajęło?
⠀⠀⠀⠀― Jesteśmy, przestaniesz jęczeć? ― warknęła Violet. ― A tak w ogóle to twoja dziewczyna jest jakaś nienormalna!
⠀⠀⠀⠀Numer Jeden o super sile chwycił traktor, a następnie z niewielkim wysiłkiem podniósł maszynę, spod której szybko uciekł Latynos. Do reszty jako ostatni dołączył Klaus, od razu mówiąc swoje trzy grosze:
⠀⠀⠀⠀― Użyła cieni Violet przeciwko Violet. Mało oryginalnie.
⠀⠀⠀⠀― Teleportuje się jak Five ― oznajmił Luther.
⠀⠀⠀⠀― Suka mi naplotkowała, że nie mogłam oddychać ― dodała Allison ze złością. ― I przekierowała falę uderzeniową Vanyi.
⠀⠀⠀⠀― Skoro potrafi zrobić to samo, co my, równie dobrze mogłaby być jedną z nas ― wymamrotała Vanya.
⠀⠀⠀⠀Nastąpiła cisza. Dlaczego? Bo to, co powiedziała ich siostra wcale nie zabrzmiało jak głupi pomysł. A to, że była taka możliwość wprawiło ich w osłupienie. Violet podrapała się po głowie, sama nie wiedząc co o tym myśleć.
⠀⠀⠀⠀― Nie... To chyba niemożliwe, co? ― zapytała. ― Przecież była nas tylko ósemka.
⠀⠀⠀⠀― Ale musimy założyć, że tak naprawdę mogło być nas więcej ― odparła Vanya.
⠀⠀⠀⠀Allison prychnęła w niedowierzaniu, kręcąc głową.
⠀⠀⠀⠀― To by nie była żadna niespodzianka. Tata nigdy nie mówił nam całej prawdy.
⠀⠀⠀⠀― Ale nie jest raczej naszą biologiczną siostrą... prawda? ― Diego popatrzył na rodzeństwo ze strachem.
⠀⠀⠀⠀Nastąpiła niezręczna cisza. Raczej nikt do końca nie sądził, że to było możliwe, jednak nic nie wykluczało, że, tak czy siak, była jedną z nich i nie mogli temu zaprzeczyć. To było jedyne rozsądne wyjście i Violet o tym wiedziała, za każdym razem, gdy próbowała się temu sprzeciwić.
⠀⠀⠀⠀― Skoro kopiuje nasze moce ― powiedział Luther po chwili ― to znaczy, że dorównuje nam we wszystkim.
⠀⠀⠀⠀― Tak, ale kopiuje tylko jedną moc na raz ― wtrącił Klaus.
⠀⠀⠀⠀Allison popatrzyła na brata z politowaniem.
⠀⠀⠀⠀― Jesteś pewien?
⠀⠀⠀⠀― A gdzie jest Five?
⠀⠀⠀⠀Five, jak się okazało, prowadził zaciekłą walkę z dziewczyną, która wciąż nie zdawała sobie sprawy. Byłemu asasynowi ciężko było wygrać, gdy używała tej samej mocy teleportacji co on, jednak oboje byli zacięci i nie chcieli się poddać. Kiedy jednak na chwilę zaprzestali, bo Lila miała coś do powiedzenia, oboje prowadzili znaczącą rozmowę, na którą długo się szykowała. Gdy rodzeństwo Hargreeves zobaczyli ich w stodole, chcieli wejść do środka, jednakże Diego wyciągnął rękę na znak, że mieli na razie niczego nie robić. Podeszli bliżej wrót, podsłuchując rozmowę, którą prowadzili. Lila miała przy sobie nóż, ale Five próbował mówić najspokojniej, jak tylko potrafił.
⠀⠀⠀⠀― Jak chcesz kogoś winić, to wiń Handler, okej? To ona sfałszowała rozkaz, byś nie dowiedziała się o prawdzie, że to ona kazała zabić twoich rodziców.
⠀⠀⠀⠀― Co?
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo popatrzyło na siebie z zainteresowaniem. Nikt nie był dokładnie zapoznany z tematem, ale nawet ten fragment wyjaśniał wiele rzeczy, jeżeli ta dziewczyna z umiejętnościami należała do rodziny Hargreeves.
⠀⠀⠀⠀Była zdezorientowana, w jej oczach zbierały się łzy. Nie chciała uwierzyć w to, co słyszała, ale Numer Pięć ciągnął dalej.
⠀⠀⠀⠀― Lila, słuchaj, co do ciebie mówię. Handler wydała rozkaz, poszła wtedy razem ze mną, a nigdy tego nie robi. Wiesz, że dyrektorzy tego nie robią, ale ona wtedy tam była. Zastanów się czemu.
⠀⠀⠀⠀― Nie mąć mi w głowie.
⠀⠀⠀⠀― Nie wiedziałem wcześniej, o co jej chodzi, ale... teraz to ma sens.
⠀⠀⠀⠀― Co?
⠀⠀⠀⠀― Twoi rodzice nigdy jej nie obchodzili. Ona szukała ciebie.
⠀⠀⠀⠀― Dlaczego?
⠀⠀⠀⠀Słuchając tego, wszystko nagle nabrało sensu. Diego postanowił wyjść do osoby, którą kochał jako pierwszy, a rodzeństwo poszło za nim. Dziewczyna spojrzała na nich w zdziwieniu, wystawiając prędko nóż w ich kierunku, chociaż teraz mieli przewagę liczebną.
⠀⠀⠀⠀― Bo jesteś jedną z nas ― oznajmił Diego, podchodząc bliżej Lili, która mimo wszystko nie miała odwagi, by w jakikolwiek sposób zranić mężczyznę, którego kochała. ― Kierowniczka cię porwała, tak jak ojciec zabrał nas.
⠀⠀⠀⠀Violet dostrzegła teraz, że Lila była ofiarą działającą pod wpływem negatywnych emocji. Myślała, że Five był zamieszany w śmierć jej rodziców, ale to wszystko było tak naprawdę wielkim nieporozumieniem. Teraz nie była nią zła, a zamiast tego w jej umyśle pojawiło się współczucie i zrozumienie.
⠀⠀⠀⠀― Nie, to nie to samo, Diego ― Lila próbowała to sobie zaprzeczyć.
⠀⠀⠀⠀― Masz rację. Bo on nie zabił naszych rodziców ― Przybliżył się do niej nawet bardziej. ― Posłuchaj mnie, Lila. Urodziłaś się 1 października 1989 roku tak jak my wszyscy.
⠀⠀⠀⠀― Ufałam ci. Załatwiłam ci pracę, przedstawiłam matce, a ty uciekłeś!
⠀⠀⠀⠀― Bo musiałem ratować świat! Handler cię wykorzystuje.
⠀⠀⠀⠀― Mylisz się. Wychowała mnie. Kocha mnie.
⠀⠀⠀⠀Jej fasada złowrogiej morderczyni została zastąpiona zagubioną dziewczyną. Kręciła głową w niedowierzaniu, chociaż po jej głosie dało się rozpoznać, że tak naprawdę miała świadomość tego, co zaszło. Wtedy do rozmowy postanowił wtrącić się Luther.
⠀⠀⠀⠀― Wiesz co? ― powiedział, a wszyscy na niego spojrzeli. ― Miłość nie powinna tak boleć.
⠀⠀⠀⠀Trochę żenujące. Lila zrobiła odruch wymiotny, a Numer Jeden od razu się speszył.
⠀⠀⠀⠀― Ok, próbowałem ― mruknął.
⠀⠀⠀⠀― Lila ― kontynuował Diego, który jako jedyny mógł przemówić jej do rozsądku. ― Szczerze? Ta kobieta jest niebezpieczna. Obawiasz się, co zrobi z tą nową mocą. Dlatego zaciągnęłaś mnie do Komisji. Wiem, jak to jest kochać niebezpiecznych ludzi. Z tą różnicą... że oni to odwzajemniają.
⠀⠀⠀⠀Violet nie mogła powstrzymać łagodnego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Kochała swoje rodzeństwo, chociaż często doprowadzali ją do szału.
⠀⠀⠀⠀― Zamknij się ― mówiła Lila płaczliwie, robiąc krok w tył.
⠀⠀⠀⠀― A ona kocha tylko władzę. Gdy nie będzie mogła cię użyć, zwróci się przeciwko tobie. Wiem, że masz tego świadomość.
⠀⠀⠀⠀― Nie znasz mnie, Diego.
⠀⠀⠀⠀― Nie? Wiem, że możemy być twoją rodziną... jeżeli tylko nam pozwolisz.
⠀⠀⠀⠀Kobieta ze łzami w oczach popatrzyła na rodzeństwo Hargreeves, a oni patrzyli na nią. Ich miny były zapewniające, że są gotowi ich przyjąć. Bo byli. Nawet Violet, która rozumiała ją bardziej, niż mogłoby się jej wydawać.
⠀⠀⠀⠀― To prawda ― powiedziała nagle. ― Lila, ja też nie należałam do tej rodziny od początku. Byłam tą nową i bałam się, że mnie nie zaakceptują. Jednak pomimo wzlotów i upadków, wszyscy się tutaj kochamy. Uwierz mi, że ciebie też wszyscy zaakceptują z szeroko otwartymi ramionami.
⠀⠀⠀⠀Lila otarła łzy, wykonując lekkie skinienie głową, a następnie popatrzyła na Diego. Wyglądało na to, że była gotowa, aby do nich dołączyć. To oznaczało nową osobę w rodzinie, chociaż oficjalnie nie miałaby nazwiska Hargreeves. Po prostu będzie z nimi w jednej drużynie.
⠀⠀⠀⠀I wtedy wszyscy zostali postrzeleni. Padli jedni po drugim na siano, a ich krew opryskała drewno - Violet, Five, Klaus, Diego, Allison, Luther, Vanya - wszyscy byli martwi. Nigdy się jednak o tym nie dowiedzieli. Moce podróżowania w czasie Numeru Pięć były czymś niezwykłym.
⠀⠀⠀⠀Nadal stali w oczekiwaniu na słowa Lili, jednak w pewnym momencie Five szybko przeleportował się do wejścia od stodoły i wszyscy dostrzegli Handler, która prawie ich postrzeliła. Prędko wyrwał jej broń z dłoni, celując w nią.
⠀⠀⠀⠀― Jasna cholera, prawie by nas postrzeliła, głupia sucz! ― wrzasnęła Violet, której serce zaczęło bić mocniej.
⠀⠀⠀⠀Elegancka kobieta uniosła ręce do góry, patrząc w zakłopotaniu na wszystkich obecnych. Lila popatrzyła na nią ze łzami w oczach i nieokreśloną złością.
⠀⠀⠀⠀― Czy to prawda? ― zapytała w furii. ― To, co powiedział Five?!
⠀⠀⠀⠀Handler uśmiechnęła się do niej złośliwie i już otworzyła usta, by się odezwać.
⠀⠀⠀⠀― Cóż...
⠀⠀⠀⠀Nie dokończyła, bo nagle rozległ się odgłos pocisków i brzuch Handler został parę razy przedziurawiony. Jej twarz całkowicie pobladła. Gdy się odwróciła, wszyscy dostrzegli, że w drzwiach stał - szwed. Ten sam, który wraz ze swoimi braćmi atakował każdego z rodzeństwa Hargreeves. Tym razem był sam. Violet całkowicie zapomniała o jego obecności i gdy go zauważyła, nie mogła ukrywać swojego szoku tak, jak inni. Szwed znowu wycelował, a następnie znowu zastrzelił Handler wielokrotnie, która upadła na podłogę martwa.
⠀⠀⠀⠀Szwed wycelował następnie rodzeństwo w zastanowieniu. Wahał się. Stracił wielu braci, chociaż teraz wiedział, że to wszystko było winą kobiety, którą zabił. Popatrzył na szczęśliwą rodzinę. Czy na pewno chciał rujnować także tą? Five wyrzucił przy nim swoją broń, unosząc ręce do góry.
⠀⠀⠀⠀― Dość ― powiedział ostrożnie.
⠀⠀⠀⠀Wysoki mężczyzna wpatrywał się w nich jeszcze przez chwilę, jednak w końcu rzucił broń, wychodząc z szopy.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy byli bezpieczni.
⠀⠀⠀⠀Ponownie odwrócili się do Lili, jednak ona miała plan. Gdy zauważyła walizkę Handler, prędko podbiegła do niej, zanim ktoś zdążył ją złapać i chwyciła ją, szybko teleportując się w jakieś całkowicie inne miejsce i czas.
⠀⠀⠀⠀― Niech idzie ― nadmienił Diego ze spokojem. ― Ma teraz dużo do namysłu.
⠀⠀⠀⠀Rozległa się cisza. I to był... koniec. Harlan został uspokojony przez Vanyę, a niedoszła apokalipsa zażegnana. Czarnowłosa podeszła do Five, a następnie poklepała go po ramieniu, na co ten się skrzywił i prędko ją odepchnął.
⠀⠀⠀⠀― To co teraz? ― zapytała, patrząc na rodzeństwo. ― Pora wracać do domu, prawda? ― Uśmiechnęła się, co nadal było dość rzadkim zjawiskiem. ― Tylko jak?
⠀⠀⠀⠀Jak na komendę, rozległ się kolejny dźwięk teleportacji, a w szopie pojawił się Herb. Jako że rodzeństwo już go znało, nie było to takim wielkim zaskoczeniem.
⠀⠀⠀⠀― Chyba będę miał wyjście z tej sytuacji. Hej wszystkim.
⠀⠀⠀⠀― Herb! ― zawołali Five i Diego jednocześnie, prędko do niego podchodząc.
⠀⠀⠀⠀― Ziom, co tam? Wszystko gra? ― zapytał Diego.
⠀⠀⠀⠀Wymienił z nim wymyślony gest dłoni, uśmiechając się razem z dumą, chociaż Violet wraz z resztą nie mogła ukryć swojego zdezorientowania. Mimo wszystko dobrze było zobaczyć kogoś z Komisji, który tak naprawdę był w porządku. Wzrok Herba skierował się nagle na leżące ciało Handler pokryte we krwi.
⠀⠀⠀⠀― Nie wierzę... ― powiedział po chwili. ― Ona naprawdę nie żyje.
⠀⠀⠀⠀― Z pewnością. Już na stałe. Skoro jej nie ma to co będzie z Komisją? ― zapytał Five z ciekawością.
⠀⠀⠀⠀Herb zamilkł przez chwilę, jednak nie w zakłopotaniu. Próbował powstrzymać nieopisane szczęście, jednak w końcu się odezwał.
⠀⠀⠀⠀― Musimy wybrać nowy zarząd ― zaczął. ― Ale dopóki to się nie stanie... tymczasowo wybrano mnie na przewodniczącego!
⠀⠀⠀⠀Nie mógł ukrywać swojej radości, a wszyscy byli pod wrażeniem, chociaż nie każdy do końca znał go osobiście - rodzeństwo Hargreeves zaczęło klaskać z uśmiechami na twarzach. Herb był w porządku, a jeżeli zarządza Komisją, to naprawdę mogli liczyć na szczęśliwe zakończenie.
⠀⠀⠀⠀― Gratuluję, stary! ― zagadnął z ekscytacją Diego. ― To naprawdę wielka rzecz!
⠀⠀⠀⠀― Strasznie się denerwuję!
⠀⠀⠀⠀― Poradzisz sobie ― Uśmiechnął się Five.
⠀⠀⠀⠀― Dzięki!
⠀⠀⠀⠀― Herb ― powiedział nagle Five, patrząc na niskiego mężczyznę ze spokojem. ― Potrzebujemy przysługi.
⠀⠀⠀⠀Mężczyzna w okularach skinął głową.
⠀⠀⠀⠀― Oczywiście, co tylko chcecie,
⠀⠀⠀⠀― Potrzebujemy walizki ― dodał Numer Pięć. ― Musimy wrócić do domu, do naszych czasów.
⠀⠀⠀⠀Herb odwrócił się od drzwi wejściowych, a następnie ręką pokazał na pole pełne leżących asasynów. Pośród nich było tysiące walizek do teleportacji.
⠀⠀⠀⠀― Wybierzcie sobie ― odparł z zadowoleniem.
"The world was on fire and no one could save me but you
Strange what desire will make foolish people do
I never dreamed that I'd meet somebody like you"
― "WICKED GAMES", PARRA FOR CUVA
⠀⠀⠀⠀Vincent Rogers pochował swojego ojca, Abrahama Rogersa.
⠀⠀⠀⠀Podczas przemowy żałobnej, w której towarzyszyła satanistyczna sekta Szkarłatnej Królowej, Vincent wspomniał o osobie, która próbowała go uratować - Violet Hargreeves - tajemniczej kobiecie. Jego ojciec od początku ją polubił, i chociaż na samym początku Vincent nie mógł zrozumieć fascynacji swojego ojca tą nieznaną kobietą, to potem przekonał się, że nigdy nie spotkał tak tajemniczej, ekscentrycznej i jednocześnie czarującej kobiety. Chociaż się z nią pożegnał, wiedział, że nigdy o niej nie zapomni. Oni oboje o sobie nie zapomną. Zmienili swoje życia.
⠀⠀⠀⠀Tego wieczora, gdy trwał pogrzeb, zakapturzona kobieta weszła do rezydencji za pomocą cieni ten ostatni raz. Położyła list na stole w jadalni, a potem - zniknęła w ciemnościach.
⠀⠀⠀⠀I gdy Vincent wrócił zmęczony emocjonalnie do domu, gdy zdjął żałobny garnitur i spiął swoje przydługie włosy w kitkę, zapalając światło, dostrzegł list leżący w jadalni. Wziął go delikatnie w dłoń, a gdy zorientował się od kogo był, jego twarz rozjaśniła się uśmiechem. Był od Violet.
"Vincent.
Wiemy, że zawsze mamy ostatnie słowo. Dobra wiadomość - udało się nam. Uratowaliśmy świat, chociaż prezydent nie żyje, a mnie już z Tobą nie ma. Chciałabym być teraz z Tobą, w Twoich ramionach. Niestety nie ma dla mnie miejsca w 1963 roku, ale czas spędzony tutaj zmienił mnie na lepsze. Ty mnie zmieniłeś. Pomogłeś mi zaakceptować moje uczucia, nauczyłeś, jak pokazywać swoją miłość. Dzięki temu w końcu nie boję się wyznawać swoich emocji. I wydaje mi się, że tak naprawdę oboje zmieniliśmy siebie na lepsze. Chciałabym ci powiedzieć, że od teraz wszystko będzie łatwiejsze, ale nie będzie. Będzie jeszcze gorzej, zanim będzie lepiej. Musisz wytrzymać. Cokolwiek by się nie działo - zachowaj wiarę. Uwierz, że wydarzą się dobre rzeczy, bo walka o lepszy świat nigdy się nie skończy. Wszyscy stajemy przed wyborami i musimy żyć z ich konsekwencjami, zanim znajdziemy właściwą drogę do domu.
Pamiętaj o mnie. Ja będę pamiętała o Tobie. Na zawsze.
Kocham Cię i dziękuję za wszystko,
Violet."
⠀⠀⠀⠀― Gotowa?! Dalej, Violet!
⠀⠀⠀⠀― No już idę, przestań mnie pospieszać!
⠀⠀⠀⠀Wszyscy czekali na ten moment długi czas. Rodzeństwo Hargreeves, które utknęło w nie swoich czasach, nareszcie wracali do domu. Szczęśliwe zakończenie. Takie, które chcieli od samego początku. Zebranie było obok domku Sissy. Wszyscy pożegnali się ze swoimi bliskimi, których zapoznali przez ten czas, a teraz nadszedł czas na powrót.
⠀⠀⠀⠀Violet, która wcześniej stała na werandzie i wpatrywała się w niebo z myślami o tym, czy Vincent przeczytał już zostawiony przez nią list. Kiedy jednak została zawołana, prędko podbiegła do rodzeństwa, którzy zebrali się wokół czarnej walizki.
⠀⠀⠀⠀― Gotowi? ― zapytał Five, upewniając się na wszelki wypadek, czy wszystko było gotowe.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy pokiwali głowami z ekscytacją, jak i lekkim zdenerwowaniem. W końcu opuszczali ich dotychczasowe życie, a powrót do ich czasów był czymś wielkim.
⠀⠀⠀⠀― Zróbmy to ― powiedział Luther.
⠀⠀⠀⠀― Dobra.
⠀⠀⠀⠀Zostawił walizkę z powrotem, a następnie wyprostował się i każdy złapał się za ręce, robiąc kółeczko - Violet złapała Allison i Five.
⠀⠀⠀⠀― CZEKAJ!
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo popatrzyło na Klausa, który w panice wybiegł z kółka. Obserwowali, jak biegnie do płotu, gdzie leżał kowbojski kapelusz. Violet westchnęła głośno, próbując się nie zaśmiać.
⠀⠀⠀⠀― Dam ci pięćdziesiąt dolców, jak go zostawimy ― zażartowała do trzynastolatka, a ten skrzywił się lekko.
⠀⠀⠀⠀Numer Cztery założył pamiątkę na głowę, a następnie z zadowoleniem podbiegł ponownie do kółka, łapiąc Vanyę i Diego za ręce.
⠀⠀⠀⠀― Okej, gotowy! ― zawołał.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy zacisnęli swoje dłonie i zamknęli oczy. Nadszedł czas.
⠀⠀⠀⠀Żegnajcie, lata sześćdziesiąte.
⠀⠀⠀⠀Witaj 2019.
⠀⠀⠀⠀Rozległ się maszynowy dźwięk, Violet poczuła przechodzące ją ciarki, a wtedy miała wrażenie, jakby właśnie ruszyła z całą szybkością na rollercoasterze. Szarpnęło nią, lecz mimo to nie puszczała dłoni rodzeństwa - i kiedy miała wrażenie, jakby rollercoaster się zatrzymał, poczuła, że znajduje się w kompletnie innym miejscu.
⠀⠀⠀⠀Gdy otworzyła oczy, chciało jej się wymiotować po nagłym zatrzymaniu się, jednak tego nie zrobiła. Złapała się stołu i zorientowała się... że była w The Umbrella Academy, a dokładniej to w przedpokoju, na korytarzu. Wszystko wyglądało tak samo, zanim zniknęli. Świat nie był zniszczony, a wszyscy byli cali i zdrowi. Rozejrzała się dookoła, będąc w szoku tak samo, jak reszta. Była w domu!
⠀⠀⠀⠀― Udało się... Udało się! ― zawołał Luther.
⠀⠀⠀⠀Powoli na twarzach rodzeństwa pojawiły się szerokie uśmiechy zwycięstwa i radości. W końcu wrócili do domu. Five szybko złapał leżącą niedaleko gazetę, sprawdzając datę na samej górze.
⠀⠀⠀⠀― 2 kwietnia 2019 roku... ― wymamrotał, jednak nawet on był zadowolony. ― Dzień po apokalipsie. Zatrzymaliśmy ją!
⠀⠀⠀⠀― To koniec?! ― odezwała się Vanya z niedowierzaniem.
⠀⠀⠀⠀― W końcu się nam coś udało! ― Klaus z radością zacisnął pięść, unosząc ją do góry. ― Brawa dla nas!
⠀⠀⠀⠀Wszyscy byli szczęśliwi, tuląc się z ulgą. Końca świata nie było, a oni w końcu trafili tam, gdzie od początku mieli być. Violet nie mogła ukryć, że tęskniła za The Umbrella Academy. Za tym budynkiem, za tym czasem. Już nie mogła się doczekać, aż nowa ona wróci do swojego mieszkania, zwolni się z pracy i znajdzie coś lepszego do roboty, aby w końcu czuła się dobrze. Już nie bała się swoich mocy, w końcu je rozumiała i zaakceptowała to, że ciemność jest częścią niej. Zaczynał się dla niej nowy etap życia.
⠀⠀⠀⠀― Nie wiem jak wy, ale ja muszę się napić ― oznajmiła Violet z uciechą.
⠀⠀⠀⠀― Tak! ― poparł Luther.
⠀⠀⠀⠀― I to porządnie ― wtórował Klaus.
⠀⠀⠀⠀― Wchodzę w to.
⠀⠀⠀⠀― Muszę znaleźć Claire ― wypaliła podekscytowana Allison.
⠀⠀⠀⠀Już chciała skierować się do wyjścia, jednak Luther namówił ją, aby została chociaż na jednego drinka. Rodzeństwo podążyło do salonu z kominkiem, w którym jeszcze parę lat temu rozmawiali o tym, jak zatrzymać apokalipsę, a atmosfera była dość drętwa. Teraz jedyne, co ich obejmowało, to słodki zapach szczęścia.
⠀⠀⠀⠀Kiedy jednak weszli do salonu i chcieli iść do barku, dostrzegli, że coś... było nie tak w tym miejscu. Violet sama nie mogła dowiedzieć się co, ale ta zmiana była czymś w detalach. Niektóre rzeczy były poprzestawiane. Natomiast portret nad kominkiem, który jak do tej pory należał do Five...
⠀⠀⠀⠀― Czemu nad kominkiem wisi portret Bena?
⠀⠀⠀⠀Z twarzy rodzeństwa opadły uśmiechy. Portret rzeczywiście przedstawiał ich zmarłego brata, a na portrecie miał założony mundurek, który kompletnie nie pasował do tego, którego zazwyczaj nosili w dzieciństwie. Ten był zupełnie innego koloru, z zupełnie innym herbem
⠀⠀⠀⠀― Wiedziałem, że w końcu się zjawicie.
⠀⠀⠀⠀To był głos Reginalda, ich zmarłego ojca. Wszyscy spojrzeli w miejsce, z którego doszedł ten głos. Starzec wstał z fotela, na którym siedział, a następnie popatrzył na grupę mocno zdziwionych osób.
⠀⠀⠀⠀― Tata... ― wyszeptał Diego ze zdziwieniem. ― Ty żyjesz.
⠀⠀⠀⠀― To zaskakujące? ― zapytał Reginald, poprawiając swój monokl.
⠀⠀⠀⠀― Eee... Niee... Masz rację, ale cieszę się, że wróciliśmy do domu i...
⠀⠀⠀⠀― Domu? ― Mężczyzna uniósł się surowym głosem, patrząc na swoje dzieci. ― To nie jest wasz dom.
⠀⠀⠀⠀Violet była w stanie ogromnego szoku. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo. Mogła jedynie stać jak wryta i obserwować.
⠀⠀⠀⠀― O czym ty mówisz? ― zapytała po chwili. ― To The Umbrella Academy.
⠀⠀⠀⠀― Znowu źle! ― odparł. ― To... jest The Sparrow Academy.
⠀⠀⠀⠀Usłyszeli kroki za sobą.
⠀⠀⠀⠀The Umbrella Academy odwróciła się i wtedy ich dostrzegła - pięć osób w garniturach, ich twarze były zasłonięte, przez co nie mogli ich dokładni dostrzec. Obok nich unosząca się w powietrzu kostka.
⠀⠀⠀⠀A na tym samym piętrze co oni? Ben.
⠀⠀⠀⠀Żyjący Ben. Jednak coś w nim było innego - zachowywał się inaczej, miał inny mundurek, a na jego twarzy widniała widoczna blizna.
⠀⠀⠀⠀― Tato, co to za dupki? ― zapytał nagle.
⠀⠀⠀⠀I w tej szokującej sytuacji, w której nikt nie mógł zrobić nic, oprócz przyglądania się temu, jak właśnie narobili sobie nowego problemu, jedyne, co The Umbrella Academy mogło powiedzieć, było:
⠀⠀⠀⠀― Kurwa...
┈ ┈ ┈ ⋞ 〈 ⏣ 〉 ⋟ ┈ ┈ ┈
CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top