PROLOG; MY WAY
1 kwietnia 2019 roku, Ziemia została zniszczona przez kataklizmiczne wydarzenie. Miliardy ludzi zostało zmiecionych z powierzchni kuli ziemskiej w przeciągu kilku minut. Ironicznie, siedmioro ocalałych były rodzeństwem, które do tej apokalipsy doprowadziły.
⠀⠀⠀— Kurwa!
⠀⠀⠀Nieprzyjemne uczucie w całym ciele, chęć wymiotów, swędzenie pod skórą. Błysk niebieskiego światła, który dłużył się przez kilkanaście sekund, a wtedy czarnowłosa kobieta w brudnej bluzie zobaczyła przed sobą normalny świat, do którego została brutalnie wepchnięta przez niebieski portal, lądując na ziemię.
⠀⠀⠀Po chwili przypomniało jej się wszystko, co zaszło zaledwie parę sekund temu: łapiąc się za ręce, Five użył swoich mocy, aby uciec wraz z resztą przed nadchodzącą apokalipsą.
⠀⠀⠀Nie była jednak w filharmonii, jak wcześniej. Nie była też dookoła ani jednego z jej rodzeństwa. Nie było też odpadka księżyca lecącego w jej kierunku, ani nawet Vanyi w białym garniturze. Ten widok, który zobaczyła jeszcze kilka sekund temu zamienił się na uliczkę, w której padał śnieg.
⠀⠀⠀Czuła się okropnie przez to, że wcześniej wykorzystała większość część swoich mocy. Rozejrzała się dookoła. Uliczkę tworzyły dwa budynki, a na wprost zaczynała się dość jasna ulica pokryta neonami, po której jeździły auta — miejsce to było na tyle jasne, że ktoś, kto nigdy nie był w Nowym Jorku, mógłby spekulować, że właśnie w tym miejscu jest ze względu na ilość świateł. Gdy jednak ktoś w Nowym Jorku wcześniej był (tak, jak Violet) wiedziałby, że owo miejsce było zdecydowanie zbyt ciche na tak olbrzymie miasto i brakowało piętrzących się wieżowców. Kiedy Violet tak się namyślała, gdzie jest, organizm dał jej znać, że na obecny strój pokryty prochem z rozwalonej na kawałki Akademii (szara bluza i dżinsy) było zdecydowanie za zimno. Zaczęła trząść się przez nieznośny chłód, chwytając się za ramiona. Śnieg...? Była zima. Zdecydowanie nie przypominała sobie, aby wcześniej była zima.
⠀⠀⠀Ktoś na budynku za nią zrobił jej zdjęcie, jednak tego nie dostrzegła.
⠀⠀⠀— Ch-cholera... Five?! Diego?! Klaus?! Ktokolwiek?! — wrzasnęła na całe gardło, szczękając zębami.
⠀⠀⠀Cisza. Portal się zamknął tuż po jej skoku, więc nie miała jak wrócić. Poszła więc przed siebie na ulicę, a to, co zastała, wprawiło ją w okropny szok.
⠀⠀⠀Mieliście kiedyś sen tak surrealny, że mieliście wrażenie, jakby był prawdziwy i w waszym umyśle pojawiło się zwątpienie? Właśnie to poczuła w tamtym momencie Violet, gdy zobaczyła miejsce, w jakim się znalazła. Wszystko było inne, a jednocześnie jakieś takie znajome — auta jadące po drodze były zdecydowanie starodawne, jednocześnie wyglądając na nowe. Budynki miały zdecydowanie inne dekoracje, w tak samo starym stylu. A najdziwniejszym w tym wszystkim byli ludzie, którzy wyglądali, jakby zostali wyciągnięci z jakiegoś starego filmu lub kolorowej reklamy, gdzie wszystko było wyidealizowane. Duża ilość mężczyzn nosiła eleganckie stroje, a pod niespotykanymi kurtkami zimowymi kobiet kryły się kolorowe sukienki z grubymi wełnianymi rajstopami. Gdyby Violet natrafiła na wiosnę, wszystko wydawałoby się bardziej obce, bo każda kobieta miałaby na sobie kolorowe sukienki, a prawie wszyscy mężczyźni garnitury i meloniki. Szok przeżyła i tak. Nikt nie miał przy sobie także telefonu komórkowego. Przechodnie omijając Violet patrzyli na nią w olbrzymim zdziwieniu i pogardą, jakby to ona była tą niespotykaną. Nie widzieli jeszcze kobiety w tak marnej bluzie i dżinsach. Oni w ogóle nie spotykali się z bluzami.
⠀⠀⠀Kobieta ruszyła w stronę poszukiwania któregokolwiek z rodzeństwa gdzieś indziej. Może kogoś też tutaj wypluło, pomyślała.
⠀⠀⠀Im dalej szła, tym bardziej wszystko ją dziwiło. Z wieloma rzeczami się do tej pory nie spotkała. Czuła się, jakby była w kompletnie innym świecie, gdzie wszystko było nieznajome, a jednak nie na tyle dziwne, by nie widziała, co do czego służy. Na dodatek kiedy przemierzała coraz więcej uliczek, coraz większa liczba osób patrzyła na nią jak na wariatkę. Chłód przejmował nad nią kontrolę, stopnie zdecydowanie były na minusie. Zaczęła głośno kaszleć i miała nadzieję, że nie zachoruje od tego spaceru na zapalenie płuc. Violet postanowiła więc do kogoś podejść.
⠀⠀⠀Zatrzymała szybko jednego z mężczyzn, który miał na twarzy bródkę. Był dość młody, jednak ta bródka kojarzyła się kobiecie ze starymi emerytami, w tym jej zmarłego ojca.
⠀⠀⠀— P-przepraszam — wystękała, nie mogąc opanować drżenia. — Gdzie ja jestem?
⠀⠀⠀Mężczyzna nie zwrócił nawet na nią uwagi.
⠀⠀⠀— Nie, nie mam żadnych drobnych — wymamrotał pod nosem, robiąc krótki gest dłonią. Pomylił ją z bezdomną, co było dość zrozumiałe. Wszyscy byli tacy eleganccy, a ona - w ubrudzonej, nijakiej bluzie z kapturem.
⠀⠀⠀Odszedł dalej. Czarnowłosa, której z zimna poczerwieniał nos, prychnęła zezłoszczona i próbowała dostrzec coś, co mogłoby pomóc jej w odkryciu, gdzie Five ją przez przypadek posłał. Na drugim końcu ulicy dostrzegła kosz na śmieci, z którego wystawała nowa gazeta. Uśmiechnęła się lekko, jakby ten kawałek papieru był jej ostatnim zbawieniem, a następnie podbiegła do kosza i wyjęła gazetę z Marilyn Monroe na okładce. Spojrzała na datę.
24 GRUDNIA, 1961 ROK
⠀⠀⠀Wigilia Bożego Narodzenia. Violet zamrugała oczami kilkukrotnie. Przyjrzała się dacie jeszcze raz... A kiedy dotarło do niej, że utknęła prawie sześćdziesiąt lat wstecz, rzuciła gazetę w przerażeniu, od razu blednąc na twarzy. Nie na to się pisała.
⠀⠀⠀Była przerażona. Była nie w swoim czasie, a po jej rodzeństwie nie było śladu. Wyglądało na to, że coś poszło nie tak podczas przenoszenia się.
⠀⠀⠀— Kurwa, kurwa... — panikowała, przeklinając jak szewc pod nosem. Jej oddech na mroźnym powietrzu tworzył parę. — Spiesz się, Five, bo ja tu zamarznę...
⠀⠀⠀Wtedy do głowy wpadł jej pomysł. Zamknęła oczy, próbując skupić się pomimo mrozu. Już tak robiła, gdy Vanya wysysała z niej życie, więc dlaczego teraz miałoby nie zadziałać. Zwłaszcza że była noc. Miała okazję zajrzeć do wymiaru cieni, a wtedy wyszukać swoje rodzeństwo, aby upewnić się, czy aby na pewno nie byli wraz z nią w tych starych czasach.
⠀⠀⠀I miała rację. Zadziałało po chwili.
⠀⠀⠀Jednak gdy tylko pierwszy raz postawiła nogę w ciemnościach i pomyślała o Numerze Pięć, poczuła porażający ból głowy, jakby ktoś uderzył nią parę razy o coś twardego. W okropnej boleści otworzyła załzawione oczy, a z jej nosa zaczęła wypływać duża ilość krwi. Zasłabła, chwiejąc się i idąc w stronę ściany, żeby się o nią oprzeć.
⠀⠀⠀Nie zauważyła dwóch mężczyzn ubranych w garnitury zakryte płaszczami, którzy szli z zakupami wigilijnymi. Jeden z mężczyzn chwycił ją szybko, kiedy Violet zaczęła nagle tracić przytomność. Ukląkł szybko z leżącą bezwładnie kobietą w dłoniach.
⠀⠀⠀Zanim czarnowłosa całkowicie zemdlała, spojrzała niewyraźnie na nieznajomego - na jego średniej długości, ciemne włosy, oczy koloru leszczyny oraz lekkim zaroście.
⠀⠀⠀Coś do niej mówił, ale nie miała już siły, aby cokolwiek zrozumieć. Pozwoliła sobie wpaść w próżnię wciągającego snu, z myślą, że cokolwiek się stanie, Five szybko wróci...
❝ And now the end is near
And so I face the final curtain
My friend, I'll say it clear
I'll state my case of which I'm certain
I've lived a life that's full
I've travelled each and every highway
And more, much more than this
I did it my way ❞
— FRANK SINIATRA.
⠀⠀⠀Five wyskoczył prędko z portalu w uliczce, która stała pomiędzy dwoma budynkami. Trzynastolatek podniósł się na nogi i pierwsze co zrobił, to zaczął wołać swoje rodzeństwo. Jednak zamiast głosów swoich sióstr oraz braci, usłyszał ogłuszające wręcz dźwięki pocisków, wybuchów i krzyczących mężczyzn.
⠀⠀⠀Na końcu uliczki, na ulicy zmienionej nie do poznania, przejechał potężny czołg. Żołnierze z flagami USSR najeżdżali na tych, którzy krzyczeli jakieś słowa po amerykańsku. Wszystko było zniszczone, mnóstwo mężczyzn z karabinami w dłoniach atakowało tych, którzy byli po przeciwnej stronie - wojna. Ale skąd do cholery wojna?
25 LISTOPADA, 1963 ROK
⠀⠀⠀Po niebie przeleciały śmigłowce. The Boy rozglądał się w zdziwieniu po strefie wojennej, aż jego oczom ukazała się leżąca na ziemi postrzępiona gazeta. Podniósł ją prędko, czytając nagłówek: "SOWIECI ATAKUJĄ US".
⠀⠀⠀— Co my do cholery zrobiliśmy tym razem? — wymamrotał w zdziwieniu, stojąc obok czołgu.
⠀⠀⠀To była zdecydowanie zła decyzja. Ten właśnie czołg wystrzelił nagle pocisk tuż niedaleko ucha Five. Na tyle blisko, że chłopak został odrzucony przez potężną falę dźwiękową.
⠀⠀⠀Aby jednak powstrzymać nadchodzący pocisk, pojawił się nie kto inny, jak White Violin. Vanya Hargreeves. Lewitowała w powietrzu z białymi oczami i świecącą na biało skórą, a kiedy masywna rakieta pędziła w jej stronę, wykorzystała dźwięk, jaki wykonał wystrzał i zniszczyła ją na kawałeczki.
⠀⠀⠀Nie była sama. Tuż niedaleko kroczył Klaus z szeroko wyciągniętymi rękoma. Nie miał już krótkich włosów, jak parę minut temu, gdy teleportował się wraz z pozostałymi. Jego włosy były długie, a na twarzy prezentowała się krótka broda. Wyciągnął dłonie naprzód prezentujące tatuaże "HELLO" i "GOODBYE", a wtedy za nim pojawiła się armia żołnierzy-duchów, która zaatakowała rosyjskich żołnierzy. Na jednym z budynków, Ben używał swoich macek łapiących wrogów i mordujących ich bez łaski. A tu niespodziewanie wystrzał! Wrogi żołnierz użył bazooki, wystrzeliwując ją w kierunku Numeru Cztery. Na szczęście z nieba spadł Luther, który swoim gorylim cielskiem osłonił swojego brata.
⠀⠀⠀— Hej! — rozległ się krzyk kobiety. Five poznał ten głos.
⠀⠀⠀Allison zwróciła uwagę czterech Rosjan. Miała grzywkę oraz proste, brązowe włosy.
⠀⠀⠀— Słyszałam plotkę — powiedziała do nich, robiąc gesty palcami dłoni, jakby rzucała na nich czar — że rozwaliło wam mózgi.
⠀⠀⠀Wtedy, jak na komendę, głowy żołnierzy spektakularnie wybuchły, jakby ktoś podłożył w nich granat.
⠀⠀⠀Tymczasem pod wpół zniszczonym daszkiem teatru stała Violet. Była ona o wiele bardziej zadbana niż wcześniej, a także zmieniła fryzurę, dodając do niej grzywkę. Ubrana była w powiewające na wietrze czarne ubranie z pasami, zaś na jej ustach gościła czerwonokrwista szminka. Wcześniej nienawidziła wyraźnego makijażu.
Pod daszkiem był cień.
⠀⠀⠀— Kretyni! — zawołała głośno. — Strzelajcie!
⠀⠀⠀Rosjanie odwrócili się do niej gwałtownie i zaczęli wykonywać to, co powiedziała Numer Osiem. Z karabinów poleciały pociski, a koło Violet stanął Diego - był zarośnięty; miał długie włosy, a także brodę. Wyciągnął dłonie przed siebie, a wtedy kule odleciały w bok. Wówczas stało się coś niezwykle kuriozalnego. Cienie żołnierzy... Nagle wstały, stając się trójwymiarowe. Stanęły przed przerażonymi bojownikami, a gdy ci znowu zaczęli strzelać, przebijając swoje cienie, oni jednocześnie też zostali postrzeleni, jakby ich cienie były lalkami voodoo.
⠀⠀⠀Padli martwi na ziemię, pomimo że na zewnątrz nie wyglądało, jakby mieli jakiekolwiek rany, a cienie wróciły nagle na swoje miejsca.
⠀⠀⠀Wtedy Violet dostrzegła Five. Popatrzyła na niego w szoku, ale wkrótce zaskoczenie zmieniło się w furię.
⠀⠀⠀— FIVE, TY SKURWYSYNIE! — wrzasnęła. — GDZIE TY DO JASNEJ CHOLERY BYŁEŚ?
⠀⠀⠀Wszyscy się zmienili, pomimo że dla Numeru Pięć minęło zaledwie kilka minut, kiedy widzieli się ostatni raz. Wyglądali inaczej, zachowywali się inaczej, a nawet walczyli o niebo lepiej używając mocy, o których sami nie wiedzieli.
⠀⠀⠀Trzynastolatek już chciał biec, aby pomóc rodzeństwu, ale nagle zupełnie znikąd przeleportował się do niego Hazel - asasyn, który wcześniej pracował dla Komisji, ale zrezygnował po to, żeby spędzić resztę życia ze swoją ukochaną. Był już stary i siwy, wyglądało na to, że przeżył z nią wiele lat.
⠀⠀⠀— Jeżeli chcesz żyć, chodź ze mną.
⠀⠀⠀— Hazel — powiedział zdziwiony Five — co tu się dzieje?
⠀⠀⠀— Koniec świata, 25 listopada 1963 roku. Dallas w Texasie. Zabiorę cię dziesięć dni przed dzisiejszym dniem.
⠀⠀⠀— A co z moją rodziną?
⠀⠀⠀Hazel wskazał palcem na niebo. To właśnie wtedy Five zobaczył, jak w kierunku ziemi lecą bomby.
⠀⠀⠀— To bomby nuklearne, emerycie — poinformował siwy mężczyzna. — Jeżeli umrzesz tutaj z nimi, to nie zdołasz ich uratować.
⠀⠀⠀Hazel wyciągnął dłoń, którą Five potrząsnął. Zniknęli oboje. A The Umbrella Academy, która właśnie przestała walczyć na widok nadlatujących bomb, przystanęła i wpatrywała się w widowisko. Wiedzieli już, co nastąpi.
⠀⠀⠀Bomba uderzyła z głośnym hukiem, a w oddali pojawił się olbrzymi grzyb, powiększający się z każdą chwilą.
⠀⠀⠀— Chol...
⠀⠀⠀Zanim Violet zdążyła dokończyć, fala ognia w ułamku trzech sekund zbliżyła się do pola walki, zmiatając wszystko na swojej drodze. W tym The Umbrella Academy.
⠀⠀⠀Kolejna apokalipsa, której nie zdołali powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top