𝐏𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠

Przekraczam próg swojego gabinetu i z głośnym trzaśnięciem zamykam ciężkie, dębowe drzwi. Zrzucam czarną marynarkę, rzucając ją niedbale na skórzaną kanapę stojącą pod ścianą. Następnie odpinam spinki od mankietów i podwijam śnieżnobiałe rękawy koszuli do wysokości łokci.

— Pan Laflin jak zwykle niesamowicie przystojny — rozlega się za mną głos kobiety, przepełniony drwiną.

Moje ciało automatycznie się napina na ton jej słów, chociaż to ja powinienem być wściekły. To ona uciekła jak tchórz, wierząc w bzdury, które uroiła sobie w swojej pięknej głowie, nie dając mi najmniejszej szansy na wyjaśnienia.

Odwracam się powoli w jej stronę i zamieram. Widok, który mnie uderza, przypomina niespodziewany cios. Blondynka o szafirowych oczach siedzi na fotelu przy starodawnym biurku, w prawej dłoni obracając z precyzją sztylet. Ma na sobie białą sukienkę na ramiączkach, opinającą jej ciało i podkreślającą każdy jego kształt. Rozcięcie sukienki odsłania zgrabną nogę, a bordowe paznokcie, długie i ostre, wydają się krzyczeć, że pragnie zanurzyć dłonie w mojej krwi.

Powoli ruszam w jej kierunku, a z każdym krokiem widzę, jak jej spojrzenie, przepełnione żądzą zemsty, staje się coraz bardziej mroczne.

— Pozwoliłeś mi ślepo wierzyć w każde swoje słowo — wyrzuca z siebie, wstając. — A wszystkie, bez wyjątku, były parszywymi kłamstwami, które wypowiadałeś z taką łatwością.

Nagle wbija ostrze w blat biurka, ledwie kilka milimetrów od mojej dłoni spoczywającej na drewnianej powierzchni. Odruchowo spoglądam na rękojeść noża, którą mocno ściska, i zauważam pierścionek zaręczynowy. Uderza mnie to do głębi, ale nie dlatego, że zdjęła go z palca. Uderza mnie to, co zrobiła z grawerem. Zamiast wyznania miłości widnieje na nim jedno słowo: KŁAMCA.

SCAMP do was wraca 

Pozdrawiam VerEvieEm

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top