33. simple life with Steven Grant
POWRÓT DO RZECZYWISTOŚCI, W KTÓREJ ŻYŁA PRZED WYDARZENIAMI W ASGARDZIE OKAZYWAŁ SIĘ JEDNOCZEŚNIE PROSTY I TRUDNY.
Prosty, bo tęskniła za Londynem i osobami, które się w nim znajdowały. Udało jej się nawet spotkać ze swoją starą znajomą ze studiów – Aurą – i dowiedzieć się, że i u niej wiele się pozmieniało. Co jak co, ale nie spodziewała się, że zobaczy ją z małym dzieckiem na rękach i narzeczonym u boku, którym okazał się być sam Bucky Barnes. Gdy miały chwilę tylko dla siebie, tak opowiedziały sobie o wszystkim. Zarya dowiedziała się całej historii Aury, o jej mocach, przygodzie w Madripoor, relacjach z Samem Wilsonem i Buckym Barnesem, porwaniu i tym, że ostatecznie przeprowadziła się do Nowego Jorku i po długich miesiącach od Blipu, wreszcie znalazła swój spokój. Prescott czuła się zobowiązania, ale też ufała Aurze, dlatego sama zdradziła jej prawdę o sobie. To tylko potwierdziło to, że miały ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż do tej pory sądziły.
Największą trudnością była jednak rozmowa z Marią. Zarya nie chciała niepokoić swojej mamy, ale to było na nic. Uznawała, że ta ma jakiś wrodzony szósty zmysł albo to był ten instynkt macierzyński. Bo Maria po prostu wiedziała. Nie znała tylko szczegółów, których Zarya nie chciała jej zdradzać, ale koniec końców była do tego zmuszona. Maria najpierw wpadła w panikę, że jej córka tak się narażała i ukrywała przed nią tak ważne informacje. Później miała za złe Posejdonowi i Marcowi, że nic jej nie powiedzieli. Zarya po części ją rozumiała – a chwila, którą spędziła z Jane i Oscarem nieco zmieniła jej nastawienie do tego rodzaju spraw. Ciągle nie czuła, by w najbliższym czasie chciała zostać matką, ale rozumiała odpowiedzialność i troskę.
Ten dzień nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego. Chociaż już samym zaskoczeniem było to, że obudziła się jako pierwsza, ale szybko zrozumiała, że chłopaki potrzebowali, jak najwięcej odpoczynku. Ona nie mogła dłużej spać, ale chciała, by reszta z tego, jak najmocniej skorzystała. Dzisiaj jednak obydwoje mieli wolne i chciała to wykorzystać w stu procentach, zwłaszcza że pogoda za oknem dopisywała. Przyszła wiosna i słońce zachęcało do tego, by wyjść poza cztery ściany.
Zarya złożyła krótki pocałunek na jego policzku, a później najciszej jak umiała, wstała z łóżka. Uważając na piszczące deski w mieszkaniu, przeszła do kuchni. Stwierdziła, że ich zaskoczy i przygotuje śniadanie, zwłaszcza że w ostatnim czasie miało na to wyjątkowo mało okazji. Obchodzili się z nią niemal jak z jajkiem i chociaż wiedziała, że się tylko o nią troszczyli, tak czasami to było dla niej zbyt wiele. Zdawała sobie sprawę, że jeszcze musiała nauczyć się wielu rzeczy, będąc z nimi w związku, a jedną z nich miało być to, że nie musiała już polegać tylko na sobie.
— A ja zastanawiałem się, gdzie zniknęłaś — odezwał się Steven, zaskakując ją od tyłu. Objął ją ramionami i od razu wsunął je pod zbyt dużą koszulkę po Marcu, w której przeważnie spała. — Obudziłem się, jak poczułem, że nie ma cię obok mnie.
— Zdecydowanie z waszej trójki jesteś najbardziej romantyczny.
— To źle? — Wyszeptał niemal w jej skórę na szyi, a ona poczuła dreszcze.
— Nigdy w życiu — uśmiechnęła się i odwróciła do niego. — Chodź tutaj.
Zarya złapała jego brodę między palce i złączyła ich usta. Pocałunek był spokojny i leniwy. Po raz pierwszy od dawna nigdzie nie musieli się śpieszyć, co pragnęli jak najmocniej wykorzystać. W tym małym geście nie było niczego seksualnego, a jedynie głębokie emocje, które ich dzieliły. I miłość, która była dla nich naprawdę silnym i niezniszczalnym uczuciem.
Trzymała jego twarz w swoich dłoniach tylko po to, by zaraz wpleść jedną z nich w jego miękkie, rozczochrane loki. Steven wsunął wyżej na plecy swoje dłonie, ciągle jednak robił to niepewnie, jakby bał się, że jej obecność była tylko snem. Że zaraz zniknie, rozpłynie się na jego oczach. Jednak czuł jej dotyk na sobie, to jak biło jej serce i mógł podziwiać każdy fragment jej ciała, tak jakby nigdy nic się nie stało. Steven przyciągnął ją do siebie, tak mocno jak tylko się dało, a kiedy przerwali pocałunek, by zaczerpnąć powietrze, nie wypuszczał jej ze swojego uścisku.
— Jak spałaś? — Zapytał, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy.
— Wyśmienicie — odpowiedziała radośnie. — Mamy dzisiaj cały dzień dla siebie, zgadza się?
— Marc i Jake są obecni i mówią dzień dobry, ale tak jak ci obiecałem. Dzisiaj jesteśmy tylko we dwójkę.
— Cudownie! — Zawołała wesoło i klepnęła go w klatkę. Zanim Steven zdążył zareagować, już zdążyła wyswobodzić się z jego ramion. — Chodź, zjemy śniadanie i się zbieramy. Mamy tyle rzeczy do zrobienia!
Steven westchnął ciężko, ale pokornie usiadł przy stole, gdzie wszystko było już gotowe.
Śniadanie zjedli w spokojnej atmosferze, a Zaryi buzia się niemal nie zamykała i ciągle opowiadała o tym, co zaplanowała na dzisiejszy dzień. Była podekscytowana wycieczką do nowo otwartej księgarni na drugim końcu Londynu, a później odwiedzinami w jednym z muzeów, gdzie była wystawiana nowa wystawa o greckich bogach. Ojciec wyśmiał ją z tego, że chce ją zobaczyć, bo prawdopodobnie wiedziała więcej, niż miała się dowiedzieć, ale i tak kupiła bilety.
— Nie uważasz, że moglibyśmy... No nie wiem, zostać dzisiaj w domu? — Zapytał niewinnie Steven, gdy wrócili do sypialni.
— Żartujesz sobie? — Zarya uniosła brew do góry i podparła ręce na biodrach.
Grant uśmiechnął się do siebie, bo od razu przypomniał sobie, że w ten sposób wyglądała podobnie do swojej matki. Z drugiej jednak strony dokładnie wiedział, że Maria w takim wykonaniu była o wiele groźniejsza, niż się wydawała – co Zarya zdecydowanie po niej odziedziczyła.
— Nie?
— Udam, że tego nie słyszałam. Bierzemy prysznic i wychodzimy.
Steven westchnął ciężko i opadł zrezygnowany na łóżko. Po chwili usłyszał, jak Zarya zaczęła podśpiewywać swoją ulubioną piosenkę i podniósł się do góry, by na nią spojrzeć. Przyglądał się temu, jak przeglądała wszystkie szafki w poszukiwaniu swoich ubrań. Ciągle trzymała tylko kilka rzeczy na zmianę, ale biorąc pod uwagę, że niemal i tak większość czasu spędzała u nich w mieszkaniu, nadszedł moment, by to zmienić. On, Marc i Jake nie musieli długo o tym rozmawiać. Wszyscy mieli takie samo nastawienie. Chcieli, by zamieszkała razem z nimi i dzisiaj Steven miał jej to zaproponować. Cały czas zastanawiał się jak to zrobić, ale na wieczór zaplanował wspólną kolację na mieście. W tej samej restauracji, w której znalazła go samego po nieudanej randce tyle miesięcy wcześniej.
— Steven! Jest wiosna i piękny słoneczny dzień. Wykorzystajmy go aktywnie, więc rusz się, bardzo cię proszę.
— Nie dam rady cię przekonać, by zostać w łóżku?
— Nie ma mowy, ale jak szybko się zbierzesz, to możesz dołączyć do mnie pod prysznicem.
Zarya uśmiechnęła się zadziornie i skierowała do łazienki. Przeszła przez próg, ale nie zamknęła za sobą drzwi. Steven ostatnie, co zarejestrował to koszulka, którą rzuciła w jego stronę, jej nagie plecy, aż w końcu wstał i do niej dołączył.
☾
Dzień był jednym z tych, które można było zaliczyć do udanych. Szybki prysznic potrwał zdecydowanie dłużej, dlatego musieli nieco pozmieniać swoje plany i najpierw udali się na wystawę. Zarya z ciekawością czytała i wysłuchiwała wszystkich nagrań audio, ale gdy wyszli z budynku, czuła się zawiedziona.
— Tego wszystkiego nauczyłam się w ciągu mojego szkolenia na Olimpie — mruknęła z niezadowoleniem, zakładając okulary przeciwsłoneczne na oczy. — Mój ojciec będzie miał ze mnie ubaw, jak o tym się dowie.
— Ode mnie na pewno niczego nie wyciągnie — zapewnił ją szybko Steven, a ona uśmiechnęła się wesoło. — Przysięgam. Chociaż nie ukrywam, że czasami twój ojciec może mnie przerażać.
— To bóg — powiedziała to tak, jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie. — Myślę, że to jego normalny sposób bycia. Na początku mnie samą przerażał, ale mam nadzieję, że nie powiedział wam niczego złego? Jeśli tak, to inaczej sobie z nim porozmawiam...
— Nie! — Zaprotestował od razu Steven i chwycił ją za rękę. — To, co mam na myśli, to jedynie, że to twój ojciec. Zapewne po prostu się o ciebie martwi i chce mieć pewność, że jesteśmy dla ciebie odpowiedni.
— Jesteście dla mnie odpowiedni. Nie chcę nikogo innego, a mój ojciec musi to zrozumieć. Czasami mam wrażenie, że swoją nadopiekuńczością próbuje mi wynagrodzić wszystkie lata, w których nie było go przy mnie.
— To musiało być dla niego trudne — stwierdził Steven, a Zarya aż się zatrzymała w pół kroku, dochodząc do tego, że Grant miał rację. — Coś się stało?
Steven spojrzał na nią zaniepokojony, ale ona szybko pokręciła głową.
— Po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że masz rację. Przez cały czas myślałam o tym w odniesieniu tylko do mojej mamy. Musiała mnie samotnie wychowywać mając jednocześnie Tommy'ego... Nie rozmawiałam szczerze z tatą o tym, co on sam wtedy czuł. Pokazał mi wszystkie wydarzenia, ale nigdy nie zdradził mi tego, z czym musiał się zmierzyć wewnętrznie. Wiem, że był szczęśliwy i podekscytowany, że miałam przyjść na świat... A tak przez tego bydlaka nie mógł być nawet przy moim porodzie i wspierać mamy.
— Jednak teraz jest przy was. Nie jesteście w stanie nadrobić tego straconego czasu, ale możecie budować nową relację. Wiem, że od początku traktowałaś go jak ojca, nawet jeśli nie wiedziałaś, że nim był.
— Aż tak mocno było to widać?
Zarya zmarszczyła nos, a Steven objął ją ramieniem i pocałował w głowę.
— Mocno w niego wierzyłaś. Marc z początku uważał to za naiwne, ale dla mnie było to urocze.
— Marc miał rację — westchnęła cicho i opuściła swój wzrok. Niespodziewanie czuła się wyjątkowo zawstydzona. — Byłam głupia i naiwna. Inaczej nie dałabym się wciągnąć w tę przysięgę.
— Hej, hej, spójrz na mnie — Steven położył dwa palce pod jej brodą i uniósł ją do góry, by mogli spojrzeć sobie w oczy. — To nie jest twoja wina. On wykorzystał twoje dobre serce i miłość do najbliższych. Wierzę, że uda nam się złamać twoją przysięgę i zrobimy to razem. Nie zostaniesz z tym sama.
— Dziękuję.
Zarya uśmiechnęła się i objęła go ramionami, wtulając twarz w jego klatkę piersiową.
☾
Wycieczka do księgarni skończyła się tym, że obydwoje kupili zbyt dużo książek, niż powinni. Steven zniknął na dziale mitologicznym, a ona wśród książek obyczajowych i kiedy je przeglądała, myślała o tym, że w sumie z chęcią zobaczyłaby swoje nazwisko na jednej z półek. Wydanie własnej książki było jej małym marzeniem, ale biorąc pod uwagę to wszystko, w co była zamieszana, tak wątpiła, by to miało jakikolwiek sens.
Po udanym dniu Steven odprowadził ją do jej mieszkania, bo uparła się, że chce się przebrać na wieczór, skoro szli do restauracji. Umówili się, że spotkają się u niego, bo od jego mieszkania było o wiele bliżej do restauracji. Zarya postanowiła wykorzystać tę okazję i ubrała krótką kwiecistą sukienkę z długimi rękawami, której nie miała wcześniej okazji wykorzystać. Zebrała najpotrzebniejsze rzeczy i z uśmiechem na ustach ruszyła przez Londyn. Nie mogła się doczekać tej kolacji ze Stevenem, bo uważała, że to będzie idealne zakończenie tego dnia. Jutro z samego rana miała wrócić do pracy i szarej rzeczywistości, dlatego ten wieczór miał być idealną, ostatnią chwilą relaksu.
Jednak im była bliżej apartamentu Stevena, tak dziwny niepokojący dreszcz przechodził przez jej ciało. Atmosfera niemal niczym się nie zmieniła, ale miała wrażenie, jakby odczuwała elementy magii, którą zawsze potrafiła rozpoznać. Mieszkanie chłopaków wręcz epatowało magią egipskich bogów i przyzwyczaiła się do tego, ale gdy stała w korytarzu czuła coś jeszcze. Obecność magii greckich bogów i takiej, która zdecydowanie nie należała do niej.
Zarya zapukała energicznie, ale nikt się nie odezwał.
— Steven? — Zawołała do drzwi, kiedy te nieznacznie się uchyliły.
Prescott popchnęła je do przodu, nie zastanawiając się nad tym, co mogło ją czekać w środku. To nie było normalne, by wejście do mieszkania stało otworem, dlatego wiedziała, że coś musiało się stać. Przywołała swój sztylet, a kiedy przeszła przez próg, o wiele mocniej mogła wyczuć unoszącą się w powietrzu magię. Ostatni raz tak mocno czuła magię greckich bogów we Wszechmieście podczas spotkania z Zeusem, a ta aura była trudna do pomylenia z czymś innym.
Zwłaszcza że sama ją posiadała. I znała ją od wielu lat.
— Steven? — Zawołała ponownie, wchodząc w głąb mieszkania. — Jake? Marc? Jest tutaj ktoś?
Odpowiedziała jej cisza, a gdy tylko kierowała się coraz bardziej w stronę sypialni, tak potrafiła wyczuć mocniej magiczną atmosferę. Potrafiła również dostrzec poprzewracane meble i książki, które leżały na podłodze. Cały pokój był wręcz zniszczony, a jej zabiło mocniej serce. Ręce zaczęły drżeć i do głowy przychodziły tylko same czarne scenariusze.
Co tutaj się stało do cholery?
Wtedy też jej spojrzenie padło na zniszczone łóżko, na którym dostrzegła złotą kopertę z błyszczącym, białym herbem Olimpu w kształcie wieńca laurowego, które przechodziło w literę O. Strach ogarnął całe jej ciało, bo zdawała sobie sprawę, aż zbyt dobrze, co oznaczał oficjalny list prosto z Olimpu.
Schowała swój sztylet, bo wiedziała, że jeśli ktokolwiek tutaj był, i cokolwiek się stało, tak przyszła za późno. Sięgnęła po kopertę, a później otworzyła ją i wyciągnęła z niej list zaadresowany do niej.
Zarya,
chyba nie myślałaś, że to wszystko tak łatwo się skończy, prawda? Zwłaszcza po tym, co zaszło we Wszechmieście?
Już wystarczająco długo z tym zwlekałem i pora zakończyć nasz spór. Dlatego oficjalnie zdejmuję z ciebie przysięgę. Nie myśl, że za darmo – o nie. Inaczej, nie mógłbym zabrać Ci tego, co najważniejsze. Jak możesz się domyślić, skoro Twoja przysięga przestaje obowiązywać, to również to samo tyczy się mojego słowa. Nie obchodzą mnie czary ochronne nałożone przez moich kochanych braci. Doskonale wiesz, że istnieje tylko jeden sposób, by to wszystko rozwiązać.
Muszę przyznać, że twój kochanek jest wyjątkowo waleczny. Khonshu musi go uwielbiać, ale nikt – powtarzam NIKT – nie jest w stanie mierzyć się ze mną, moją mocą i siłą.
Daję Ci trzy dni na to, byś stawiła się przede mną na Olimpie.
Inaczej zabiję wszystkich Twoich bliskich, zaczynając od osoby, którą kochasz najbardziej.
Władca wszystkich bogów i ludzi, uosobienie najwyższej zasady rządzącej Wszechświatem,
Zeus
\‥☾‥/
A/N:
po miesięcznej przerwie wracam z tą dwójką,
wszyscy pewnie chcieli, by już mieli spokój, ale sprawa z Zeusem, ciągle nie jest rozwiązana xd
ale się do tego zbliżamy, bo zostało już tylko kilka ostatnich rozdziałów, mam nadzieję, że wyrobię się z nimi do końca wakacji
iii mamy trochę czasowy przeskok, zakładam jakiś miesiąc może z hakiem i w trakcie niego Zarya spotkała się z Aurą - czyli to wydarzenie z epilogu Healer, jakby ktoś był bardzo ciekawski <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top