32. love you crazy, baby

warning! w rozdziale znajdują się treści, które są uznawane za 18+,

 polecam włączyć Ashlee - Alone With You - znajdziecie na playliście

MARC MIAŁ WRAŻENIE, ŻE CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ.

Tymczasem Zarya naprawdę leżała obok niego w łóżku. Wtulała się w poduszkę, obejmując ją ramionami. Włosy miała rozpuszczone i kompletnie zmierzwione. Oddychała spokojnie, a na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Zmarszczyła śmiesznie nos, ale później poruszyła się, układając się na brzuchu. Kołdra zjechała w dół, odsłaniając jej nagie plecy.

Przyglądał jej się z największym zauroczeniem i nie mógł uwierzyć, że tam była. Jeszcze nie tak dawno myślał, że stracił ją na dobre, a kiedy ją odzyskał, to nie zachowywał się najlepiej. Wiedział, że zamiast jej unikać, tak powinni szczerze porozmawiać. O tym, co się wydarzyło nie tylko w Asgardzie, ale i wcześniej w Londynie. O tym, jaką dynamikę miała teraz ich relacja. W końcu nie byli już tylko sami ze Stevenem, ale i Jake był obecny, który wyglądało na to, że również coś do niej czuł, nawet jeśli próbował z tym walczyć. Przecież to właśnie z nim spędziła ostatnią noc...

Powiedzieć, że Marc Spector był zazdrosny, to jakby nic nie powiedzieć. Do tej pory dzielił ją tylko ze Stevenem, co dzięki wspólnym wysiłkom nie było takie skomplikowane. Jednak Jake był zupełnie inny i sama myśl, że ją całował i dotykał, doprowadzała go do szaleństwa. Czuł się zaborczy względem niej, chociaż wiedział, że po tym wszystkim miał do tego najmniejsze prawo. Ciągle nie mógł odeprzeć od siebie myśli, że tak naprawdę go nie potrzebowała. Miała Stevena, który nigdy nawet na chwilę nie myślał, by się od niej odwrócić, a teraz również i Jake'a, z którym zachowywała się tak, jakby był jedynym facetem na ziemi.

Myśli o tym, że był jej zbędny, go nie opuszczały. Dlatego uważał, że nie będzie nikogo ograniczał. Już dawno powinien odsunąć się w cień, a teraz tylko był w tym pewny.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem, widząc ją tak zrelaksowaną. Przyglądał się jej nagiej sylwetce, którą już od dawna miał wyrytą w swojej pamięci. Dokładnie pamiętał każdą bliznę, którą miała – zwłaszcza tę, którą zostawił jej Harrow. Każdy mały pieprzyk i niedoskonałość, które ona sama nie cierpiała, a on uważał, że tylko dodawały jej uroku. Pochylił się nad nią i przejechał palcami po linii jej kręgosłupa. To było silniejsze od niego i starał się, robić to najdelikatniej jak potrafił, by ją nie obudzić, ale ona wzdrygnęła się pod wpływem jego dotyku.

W końcu zamrugała powiekami, a gdy całkowicie je otworzyła, spojrzała do góry. Patrzyła na niego bez słowa, delektując się jego dotykiem na swojej skórze. Wystarczyło jej krótkie spojrzenie w oczy bruneta, by wiedziała dokładnie z kim ma do czynienia.

— Marc — wychrypiała cicho, ciągle zaspanym głosem. Była zaskoczona jego obecnością, ale uśmiechnęła się, bo miała nadzieje, że może teraz będą mieli okazję porozmawiać trochę dłużej, niż w ciągu ostatnich dni. — Cieszę się, że to ty.

Spector jedynie mruknął, co wystarczyło, by ją zaalarmować, że coś jest nie tak. Coś poza tym, co do tej pory. Podniosła się do góry, podciągając kołdrę na wysokość klatki piersiowej.

— Myślisz, że możemy porozmawiać? — Zapytała niepewnie, spoglądając na niego uważnie.

— O czym chcesz rozmawiać?

To, że w ogóle się odezwał, uważała za mały sukces. Jednak nie podobało jej się to, w jaki sposób wypowiedział swoje pytanie.

— Dobrze wiesz o czym — pochyliła się nieznacznie w jego stronę. Podparła się dłonią o materac. — O nas, Marc. Od kiedy wróciliśmy z Norwegii, w ogóle nie chcesz ze mną rozmawiać. Zresztą jeszcze w Asgardzie tak było. Jest tak jakbyś... Nie zwracał na mnie uwagi. Ignorujesz mnie.

I to ją bolało. Steven niemal nie opuszczał jej ani na chwilę, a Jake był w stosunku do niej o wiele bardziej ludzki, niż wcześniej. Nie ukrywała też tego, że poprzedniej nocy zdecydowanie ją poniosło i się z nim przespała, gdy najpierw wszyscy powinni obgadać całą tę sytuację. Było to dosyć trudne, gdy Marc ledwo co rozmawiał ze swoimi alter, a co dopiero z nią.

— Byłaś zajęta Stevenem — odpowiedział, chociaż zawahał się w połowie — i Jake'iem.

Westchnęła bezgłośnie.

— Tęskniłam za tobą — wyznała szczerze i położyła ostrożnie rękę na jego klatce piersiowej. Spodziewała się, że ją odtrąci, ale uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, gdy tego nie zrobił. — Cały czas za tobą tęsknię.

Marc wypuścił ciężko powietrze i oparł głowę o ramę łóżka. Nie odzywał się przez krótką chwilę. W końcu ułożył rękę pod swoją głową i spojrzał w bok, prosto na nią.

— Nie musisz — odpowiedział, a ona zmarszczyła brwi. — Nie chcę, byś robiła to tylko i wyłącznie z obowiązku.

— Marc, co ty bredzisz?

— Masz Stevena i Jake'a, chociaż jestem w szoku, że po tym, jak zachowywał się jak dupek w stosunku do ciebie, to tak szybko mu wybaczyłaś.

Zarya była zaskoczona jego słowami. Próbowała sobie ułożyć to wszystko w jakąś logiczną całość, ale jego zachowanie wydawało jej się nieco irracjonalne. Czasami żałowała, że z tymi wszystkimi mocami, nie otrzymała zdolności czytania w myślach innych, bo to zdecydowanie by jej się przydało w przypadku Marca. Patrzyła na niego, próbując wyczytać coś z jego gestów, bo wiedziała, że z jego słów nie miała na to możliwości. Widziała, jak był cały spięty, a dłonie zaciskał mocno na swoich włosach. Nie patrzył wprost na nią, bo zdążył odwrócić od niej swój wzrok, ale dostrzegła smutek i poddanie w jego brązowych oczach. Teraz gdy go dobrze znała, potrafiła dostrzec wszelkie emocje w jego tęczówkach.

— Nie wybaczyłam Jake'owi ot, tak — starała się brzmieć spokojnie, ale bała się, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. Nie mogła go stracić po raz kolejny. — Ciągle uważam go za dupka i jestem wściekła za wszystko, co zrobił, ale wspólnie próbujemy to jakoś ogarnąć, więc... Marc — przysunęła się do niego bliżej — on jest częścią ciebie, tak samo jak Steven. Razem stanowicie nierozłączną całość i nie zmieniłabym tego. Potrzebuję tak samo ciebie, jak ich.

— W tym problem, że wcale mnie nie potrzebujesz, Zarya.

Prescott pokręciła głową.

— Jesteś w błędzie. Potrzebuję cię, Marc. Jesteś jak mój pieprzony głos rozsądku. Jak moja dusza. Jak powietrze. Nie można oddychać bez powietrza, darling.

Marc nie odpowiedział jej, ani nawet nie spojrzał. Zarya zagryzła dolną wargę. Czuła, że Spector znów nad czymś zbyt mocno rozmyślał i pozwalał tym myślom wziąć nad sobą górę. Myślała nawet nad tym, że był zazdrosny o Jake'a, co mogło być możliwe, zważywszy, że nie mieli okazji do tego, by porozmawiać o tym, co łączyło ją z Lockley'em. Sama nie była tego jeszcze do końca pewna, ale jeśli coś wiedziała na sto procent, to że nie mogła stracić żadnego z nich. Ani żadnego z nich nie faworyzowała. Mogli mieć jedno ciało, ale każdy z nich był inny, był własną osobą i bez żadnego z nich nie wyobrażała sobie życia.

Jakaś pewność siebie w nią wstąpiła, dlatego podniosła się do góry. Podciągnęła kołdrę do góry, by odkryć jego równie nagą sylwetkę, a później przełożyła nogę przez jego i usiadła mu na udach, niemal ściskając je tak, by nie mógł się ruszyć. Jedną rękę położyła na środku jego klatki piersiowej, a drugą na policzku, zmuszając do tego, by ich spojrzenia się spotkały.

— Co ty...?

— Posłuchaj mnie bardzo uważnie, Marc — poprosiła i zauważyła, jak z trudem przełknął ślinę. Jabłko Adama w jego gardle poruszyło się widocznie, a ona poczuła, jak robi jej się gorąco na ten widok. — Nie wiem, co znowu próbujesz wbić sobie do swojej głowy, ale cokolwiek to jest, to nie jest prawda. Nie wiem też, czy mi wierzysz, ale kocham cię. Kocham twój głos i akcent. Kocham sposób, w jaki się uśmiechasz i to jak robisz minę Orła Sama — zachichotała cicho, a on parsknął krótko. — Zawsze się o mnie troszczysz i potrafisz mi otwarcie powiedzieć, kiedy uważasz, że podejmuję bezsensowne decyzje. Kocham to, że nie musimy nic robić, a i tak spędzam z tobą najlepszy czas. Kocham to, jak patrzysz na mnie z pożądaniem i gdziekolwiek pójdziemy, tak pokazujesz wszystkim, że jestem twoja. I to, że jesteś o mnie zazdrosny, nawet w stosunku do Jake'a i Steven'a.

— Nie jestem zazdrosny — zaprzeczył od razu.

— Oczywiście, że nie — powiedziała z rozbawieniem.

— To prawda, baby! Nie jestem zazdrosny, a już na pewno nie o tę beznadziejną dwójkę.

Zarya zaśmiała się wesoło i wzdrygnęła się delikatnie, gdy poczuła, jak Marc ułożył dłonie na jej biodrach.

— Dobrze — przytaknęła w końcu. — To, co chcę powiedzieć, to że nie umiem wyrazić w słowach, to jak mocno cię kocham i nie mogę cię stracić. Tam na statku... Myślałam, że tak właśnie się stało i nie jestem w stanie przeżywać tego drugi raz. Nasz związek nie jest taki, jak większości par na tym świecie, ale nie zmieniłabym go nawet w najmniejszym calu.

— Przepraszam — wyznał niespodziewanie, a ona dostrzegła pojedyncze łzy w jego oczach. — Za to, co wtedy powiedziałem. Powinienem dać ci to wszystko wytłumaczyć, a ja...

— Wyciągnąłeś swoje własne wnioski — zakończyła za niego. Marc spojrzał na nią w szoku. — Wydaje mi się, że już trochę cię znam. Chyba nawet tego właśnie się po tobie spodziewałam, dlatego bałam ci się powiedzieć o przysiędze.

Marc skinął głową, a później zrobił coś, czego się nie spodziewała. Chwycił ją za nadgarstek, na którym miała wyryte znamię – co prawda ukryte pod zaklęciem, które na nowo rzuciła – i złożył krótki pocałunek w jego miejscu.

— Znasz mnie, baby — wyszeptał. — Jesteś jedyną osobą, która faktycznie mnie zna.

Zarya uśmiechnęła się radośnie.

— Naprawdę?

— Nie liczę Stevena i Jake'a, więc tak — mruknął, a później przesunął swoją rękę na jej łokieć. — Teraz chodź tutaj — pociągnął ją delikatnie, tak że ich usta znajdywały się niemal przy sobie. — I mogłaś mieć rację, mówiąc, że jestem zazdrosny.

Nie pozwolił jej w żaden sposób zareagować, gdy złączył ich usta. Całował ją mocno, zaborczo i z wytęsknieniem. Zarya niemal od razu jęknęła przeciągle i rozchyliła swoje usta, by dać mu większe pole do popisu. Od jej powrotu całowała się niejednokrotnie ze Stevenem albo Jake'em, ale pocałunki z nim zawsze sprawiały, że miała wrażenie, że świat miał się zaraz skończyć. Całował ją bez opamiętania, a ona wcale nie była gorsza.

Zacisnął palce na jej biodrach, tylko po to, by przesunąć je powoli do góry przez jej plecy. Zatrzymał się na wysokości ramion i odgarnął jej włosy do tyłu, tym samym odkrywając jej szyję i dekolt, po których zaczął ją całować. Zarya położyła dłoń na jego karku, powoli sunąc nią w stronę krótszych włosów z tyłu, w które wsunęła palce. Poruszyła sugestywnie biodrami do przodu i tyłu, a później wydała z siebie przeciągliwy jęk, gdy Marc zassał wyjątkowo wrażliwe miejsce na jej skórze. Miała wrażenie, że istniała gdzieś poza czasem i przestrzenią i miejsce, w którym się znajdywała, było jedyną stałą w jej życiu. Szalała na punkcie Spectora i to wiedziała od dawna, ale to właśnie takie chwile sprawiały, że kompletnie szumiało jej w głowie. Serce biło niekontrolowanie, a znajome skurcze w brzuchu były o wiele mocniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego dotyk i pocałunki działały na nią lepiej, niż nie jeden narkotyk. Chciała więcej, i więcej, i więcej...

Powoli pocałunkami torował sobie drogę na jej dekolt, a kiedy poczuła jego usta między swoimi piersiami, odchyliła głowę i zacisnęła mocniej palce na jego włosach. Wyszeptała jego imię i niemal poczuła na swojej skórze jego złośliwy uśmieszek. Marc wyprostował się, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, było w nich widoczne to samo pożądanie. Oparł swoje czoło o jej, a ona wykorzystała krótki moment na oddech i przymknęła oczy, rozkoszując się tą wspólną chwilą. Tęskniła za tym. Za tą bliskością z nim, która sprawiała, że zapominała o wszystkim. Wystarczyło, że Marc na nią spojrzał, a ona od razu była w stanie się na niego rzucić.

— Mogę ci pokazać, że nie masz powodu, by być zazdrosny — wyszeptała prosto do jego ust. Otworzyła powieki, by na niego spojrzeć i zobaczyła jego intensywny wzrok utkwiony tylko w niej.

Marc oparł się wygodniej o barierkę i posłał jej niemal wyzywający uśmiech.

— Chcesz mi to udowodnić?

Zarya zarumieniła się na jego słowa i pewne siebie zachowanie. Może swój pierwszy raz miała już za sobą, może przez kilka ostatnich miesięcy uprawiała z nim seks niejednokrotnie, tak ciągle w takich momentach potrafił ją onieśmielić. Teraz jednak wstąpiła w nią odwaga, z której miała zamiar skorzystać. Pochyliła się nad nim, tak by jej usta znajdywały się przy jego uchu.

— Pokazać, udowodnić... Tobie zawsze. Po prostu się zrelaksuj.

Odsunęła się od niego, tak by mógł widzieć ją całą. Wiedziała, że obserwował ją uważnie, zbyt zaintrygowany jej zachowaniem. Uśmiechnęła się niewinnie, a później przejechała językiem po wewnętrznej części swojej dłoni i skierowała ją niżej, między jego nogi. Marc wciągnął głośno powietrze, gdy poczuł jej dotyk w tak wrażliwym miejscu na swoim ciele. Zaklął cicho i poruszył biodrami do przodu, niemal pokazując jej tępo, które najbardziej go satysfakcjonowało. To jednak sprawiło, że ona wstrzymała wszystkie swoje ruchy dłonią.

Wolnymi palcami chwyciła go za brodę i uniosła delikatnie jego głowę do góry. Złożyła krótki pocałunek w kąciku jego ust.

— Pozwól mi, darling. Chcę, żebyś poczuł się dobrze.

— A ja chcę tylko ciebie — odpowiedział jej zachrypniętym z pożądania głosem. — I pragnę tylko ciebie.

Wysunął się do przodu i od razu złączył ponownie ich usta. Pocałunek był mokry i jeszcze bardziej spragniony niż wcześniej. Badał palcami każdy fragment jej nagiego ciała, a później chwycił jej włosy w swoją dłoń, jak w kucyk. Pociągnął jej głowę delikatnie do tyłu, całując ją powoli od brody, przez gardło, dekolt i zatrzymując się dłużej na jej piersiach. Jego pieszczoty sprawiły, że zapomniała jak poprawnie układać słowa w zdanie. W jej głowie istniało tylko jedno słowo, które miało dla niej największy sens. Jego imię.

Marc, Marc, Marc...

Zarya zarzuciła rękę przez jego szyję i jęknęła przeciągle, gdy poczuła, jak bez ostrzeżenia wsunął w nią swój palec. W rytm jego dłoni poruszała swoimi biodrami, ale to było dla niej za mało. Zresztą i on sam był już na granicy wytrzymania.

— Marc, proszę — wyjęczała z trudem. Nie była do końca pewna, o co tak naprawdę prosiła. By nie przerywał, czy przestał się z nią droczyć i w końcu zrobił to, na co obydwoje tak długo czekali.

— O co mnie prosisz, baby? — Zapytał niewinnie, jakby kompletnie nieświadomy, co chodziło po jej myśli. Ona wyszeptała z trudem ponownie jego imię, niemal w ten sposób błagając go o litość. — Powiedz to na głos, baby. Chcę usłyszeć, jak to mówisz.

Prescott zawyła cicho z irytacją, a on tylko zachichotał gardłowo, wprawiając ją w jeszcze gorszy stan. Poczuła dreszcze na całym ciele, a jego dotyk sprawiał, że mogła skupić się tylko na nim.

— Zrób to. Weź mnie.

Jej głos drżał, a on tylko uśmiechnął się z zadowoleniem. Przejechał dłońmi wzdłuż jej ud i zatrzymał je na biodrach, zaciskając na nich swoje palce. Zrobił to odrobinę mocniej niż normalnie i Zarya była pewna, że później zostaną jej ślady po jego dotyku, ale nie zwracała na to uwagi. Oparła łokcie o jego ramiona i wplotła dłonie w jego włosy. Marc uniósł ją do góry, a kiedy ich ciała złączyły się w jedno, to samo stało się z ich ustami.

W krótkim czasie obydwoje zapomnieli o całym otaczającym ich świecie.

Byli tylko oni. 



\‥☾‥/

A/N:

tak, więc tak, 

dokładnie, 

ale że nie umiem zebrać myśli po tej scenie?

tak, to możliwe XD


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top