31. Zarya, Steven, Marc, Jake & kids

ZNALEZIENIE DWÓJKI NASTOLATKÓW OKAZAŁO SIĘ ŁATWIEJSZE, NIŻ SIĘ SPODZIEWAŁA.

Znaleźli ich w pałacowych ogrodach. Oscar opierał łokcie o kolana, a twarz schował w dłoniach, gdy Jane szeptała coś do niego i trzymała swoją dłoń na jego ramieniu.

— Też masz wrażenie, że gdy na nich patrzysz, to widzisz...

— Nas? — zakończył za nią Steven, a ona skinęła głową. — Tak, to dziwnie, ale...

— Ale?

— Nie chcę, by to zabrzmiało, że czegoś oczekuję, ale to miłe uczucie. Świadomość, że może kiedyś będę ojcem, a ty ich matka...

— Byłbyś dobrym ojcem — uśmiechnęła się. — Zawsze świetnie dajesz sobie radę z Astrid.

— Ma się ten wrodzony dar.

Zarya zachichotała i poklepała go wolną ręką po klatce piersiowej. Drugą ciągle miała wsuniętą pod jego ramię i kurczowo się go trzymała, bo bała się, że upadnie.

— Teraz musimy wykorzystać ten twój dar do rozmowy z nastolatkami.

— To może nie być tak łatwe, jak zajmowanie się twoją bratanicą, love.

W końcu obydwoje ruszyli w stronę rodzeństwa. Pierwsza dostrzegała ich Jane, która odwróciła się, najwidoczniej słysząc ich kroki. Uśmiechnęła się do nich smutno i szturchnęła swojego brata, by zwrócił na nich uwagę. Widziała, że chłopak miał zaczerwienione oczy, a to oznaczało, że musiał płakać. I to z ich powodu, co sprawiło, że poczuła okropne wyrzuty sumienia.

— Czego chcecie? — Oscar warknął w ich stronę ze złością, a Zarya nie miała do niego żadnych pretensji. Chłopak wytarł szybko policzki i założył ręce na klatce piersiowej. — Obydwoje wyraziliście się dosyć jasno.

— Chcemy porozmawiać na spokojnie. Możemy?

Oscar wzruszył ramionami, a Jane skinęła głową.

— Po pierwsze należą się wam przeprosiny — powiedział Steven, a rodzeństwo spojrzało po sobie, a później na Granta. Zarya zdążyła zauważyć, że musieli być całkowicie świadomi sytuacji Marca i tego, że posiadał dwa alter. Zresztą wydawało się, że nastolatkowie w przyszłości byli mocno związani z każdym z nich. — Nie powinniśmy was tak potraktować.

— Nie powinnam była być tak bezpośrednia — wyznała Zarya, siadając niepewnie obok Jane. — Nie chcę, by cokolwiek wam się stało, zwłaszcza że podziwiam was za odwagę, że zdecydowaliście się przebyć taki kawał drogi. Czy wasi rodzice... Czy my w przyszłości, wiemy, że tutaj jesteście?

— Nie — Jane pokręciła głową. — Nie chcieliśmy martwić rodziców. I tak mają dużo problemów na głowie.

Oscar szturchnął swoją siostrę ramieniem.

— Nie możemy dużo zdradzać, bo nie wiadomo, jak to wpłynie na naszą przyszłość — upomniał ją.

— Cóż... — zaczęła Zarya, chociaż nie wiedziała właściwie, co powinna powiedzieć, by ich w jakiś sposób uspokoić. — Po tym jak wyszliście, trochę rozmawialiśmy.

— To coś nowego — Oscar prychnął pod nosem, a Jane wypowiedziała ostrzegawczo jego imię. Chłopak wywrócił oczami, widząc dezaprobujące spojrzenie swojej siostry. — Dobra, nie patrz tak na mnie. O czym rozmawialiście?

— O was — wyjaśnił Steven. — Trochę o nas. O całej sytuacji, w której się znajdujemy, chociaż nie ukrywam, że to Marc powinien...

— Chyba to, co chcemy wam powiedzieć — wtrąciła Prescott, powstrzymując Stevena przed tym, co chciał powiedzieć. Niektóre rzeczy powinny zostać tylko między nami. — To, że Steven i ja wyjaśniliśmy sobie większość rzeczy. Ciągle pozostaje Marc i Jake, co wiąże się z tym, że nie możemy niczego wam obiecać. Ale mieliście rację, gdy mówiliście, że się poddajemy. Po prostu... W ostatnim czasie między nami wiele się działo i...

Zagryzła dolną wargę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Prawda była taka, że od samego początku ich związek nie przebiegał w typowy sposób. Marc i Layla ledwo byli po rozwodzie i chociaż żadne z nich nie zwracało na to uwagi, tak Zarya czasami zastanawiała się, czy to wszystko nie działo się za szybko. Później te wszystkie tajemnice, które skrywał przed nią Marc i jego problemy z alkoholem. Powrót Khonshu i ujawnienie się Jake'a, który zdecydowanie jej nienawidził. I dalej cała akcja z Gorrem, w którą zostali wplątani. Było tego wiele i wszystko działo się niemal w tym samym czasie. Problemy tylko się nawarstwiały, a nie rozwiązywały.

— Potrzebujemy czasu, by to wszystko sobie wyjaśnić — zakończył za nią Steven, a ona uśmiechnęła się do niego. Gdy wyciągnął rękę, tak nie zawahała się, by ją przyjąć i złączyć z nim swoje palce. — Naprawdę nie chcemy, by cokolwiek wam się stało.

— Poza tym jestem cholernie pod wrażeniem tego, że zdecydowaliście się, aż tak bardzo zaryzykować. Obydwoje jesteście niesamowicie odważni.

— W końcu jesteśmy dziećmi greckiej półbogini i awatara Khonshu — odpowiedział spokojniej Oscar. Jane zachichotała cicho, a później rodzeństwo wymieniło ze sobą spojrzenie. Chwilę patrzyli sobie w oczy, tak jakby komunikowali się w ten sposób, aż w końcu dziewczyna skinęła głową. — Dobra, chyba nie możemy liczyć na nic więcej. Nie tego oczekiwaliśmy, ale musi nam to wystarczyć.

— Nasza podróż i tak nie poszła na marne, Oscar — stwierdziła Jane. — Mogliśmy poznać rodziców z zupełnie innej strony.

— A to, co ma znaczyć?

— Wiesz — spojrzała na Zaryę — w naszej linii czasowej znamy was jako rodziców. Naprawdę genialnych rodziców i nie wyobrażam sobie nikogo innego na waszym miejscu, ale teraz, gdy na was patrzę... To nie wiem, jakby mocniej rozumiem to, dlaczego jesteście tak blisko ze sobą. Nawet jeśli teraz nie wiecie do końca, co dalej, tak myślę, że sobie wszystko ułożycie. Poza tym widzieliśmy, jak cierpisz — przeniosła swój wzrok na Stevena. — Jak wszyscy cierpicie, gdy mama była uznana za martwą. Jeśli to nie jest prawdziwa miłość, to nie wiem, co nią może być.

— Przepraszam, ale nie mogę o to nie zapytać. Jacy jesteśmy jako rodzice?

Zarya zachichotała cicho, ale zawołała do Stevena ostrzegawczo. Mimo wszystko Oscar miał rację, gdy mówił, że nie powinni za dużo zdradzać z przyszłości, bo to mogło na wszystko wpłynąć.

— Tak, jak mówiła Jane — powiedział Oscar. — Często tego nie doceniamy, zwłaszcza ja, ale jesteście najlepszymi rodzicami. Zawsze możemy na was liczyć i chcecie dla nas jak najlepiej, ale nie naciskacie na nas w żaden sposób. Nie jesteśmy najgrzeczniejsi, a tata Jake często pozwala nam na wszystko, przez co później obrywa od mamy ścierką po głowie — Zarya i Steven zaśmiali się wesoło na tak szczegółowy opis. — To nie tak, że się nie kłócimy, ale nawet wtedy wiemy, że nie mogliśmy mieć więcej szczęścia.

— Zakładam, że nasze przyszłe wersje muszą być z was mega dumni — Zarya uśmiechnęła się, powstrzymując łzy wzruszenia, które zaległy się w jej oczach. Nigdy nie myślała o tym, by zostać mamą. Później na jej drodze pojawił się Steven, Marc i również Jake i patrzyła na to trochę inaczej. Jednak nic nie mogło zmienić tego, co czuła, gdy słyszała słowa Oscara, które wyjątkowo mocno do niej trafiły. — Ja na pewno jestem.

Steven skinął głową, zgadzając się z jej słowami.

— Wiecie, jak wrócić do domu?

— Posejdon dał nam zaklęcie — wyjaśniła Jane. — Po nim powinniśmy trafić z powrotem do naszej linii czasowej. Żałuję, że nie możemy spędzić z wami więcej czasu, ale i tak jesteśmy tutaj za długo. Mieliśmy tylko z wami porozmawiać zaraz po naszym przybyciu, ale byłaś ranna i nie mogliśmy po prostu odejść.

— Wybaczcie, nie powinniście widzieć mnie w takim stanie.

— Właściwie, to było nawet zabawne — stwierdził Oscar. — Zwłaszcza jak byłaś pod działaniem morfiny i gadałaś głupoty.

— Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz, młody — Zarya pokazała mu język i cała czwórka zaśmiała się krótko. Później spojrzała na znajomą zawieszką na szyi Jane. — Odkryłaś wszystkie jej właściwości?

— Co masz na myśli? — Dziewczyna zmarszczyła brwi, chwytając między palce złotego delfinka.

— To nie tylko zawieszka. Przywołuje kostium oczywiście, ale polecam ci w trakcie kąpieli, wrzucić ją do wody. Delfin wtedy, jakby ożywa. Zresztą musisz sama to zobaczyć.

— Wiem, opowiadałaś mi o tym, gdy tylko mi go wręczyłaś — Jane uśmiechnęła się wesoło. — Mogę się do ciebie przytulić?

Zarya nie zdążyła odpowiedzieć, gdy nastolatka otworzyła swoje ramiona i mocno ją objęła. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, ale zaraz odwzajemniła uścisk. Głaskała ją delikatnie po plecach i chociaż cała ta sytuacja wydawała jej się ciągle tak samo dziwna, tak jednocześnie czuła tę bliskość, która ich w jakiś sposób łączyła.

Kilka dni później miała wrażenie, jakby wszystko, co przeszła, nigdy nie miało miejsca. Walczyli z Gorrem i wygrali. Foster poświęciła przy tym swoje życie, ale to nigdy miało nie być zapomniane. Jane i Oscar wrócili do domu i Zarya miała nadzieję, że nic im się nie stało. Liczyła, że prędzej, czy później ona i chłopaki ostatecznie się dogadają. Jak? O tym na razie nie chciała myśleć.

Słońce powoli zachodziło, a ona stała na plaży i podziwiała zmieniające się kolory na niebie. Patrzyła na bezgraniczne morze, do którego jednak ciągle nie miała odwagi się zbliżyć. Strach i wspomnienia wypadku ciągle w niej żyły i nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdobędzie się na taką odwagę. Chciała się z tego śmiać. Była córką boga mórz i oceanów, a bała zbliżyć się do wody.

— Zarya?

Odwróciła się i spojrzała na mężczyznę, który stał przed nią. To nie był Steven, który przez ostatnie dni niemal nie opuszczał jej ani na chwilę. Nie był to też Marc, który starał się ją unikać, a kiedy już brał kontrolę nad ciałem, to zachowywał się... Nie był na nią wściekły, ale też niezbyt wylewny. Widziała, że ciągle miał do niej pretensje, że nie powiedziała o przysiędze. Nie była o to zła, jednak miała wrażenie, że wszystko, co robiła, by jakoś naprawić ich relację, tak nie działało.

— Jake... — westchnęła ciężko. Cały czas pamiętała, z jakim jadem zwracał się bezpośrednio do niej. — Czego chcesz?

— Porozmawiać — odparł Lockley. Schował ręce w kieszeniach swojej kurtki i zbliżył się do niej. Przez chwilę wydawało jej się, że wygląda na wyjątkowo zdenerwowanego. — I przeprosić.

— To... Dosyć nietypowe wyrażenie, jak na ciebie. Dopiero się go nauczyłeś?

Jake parsknął krótko, ale posłał jej poważne spojrzenie.

— Mówię poważnie, Zarya. Nie twierdzę, że się myliłem, bo wyszło na moje, że coś przed nimi ukrywałaś, ale rozumiem twoje powody.

— Musisz być z siebie cholernie dumny z tego powodu. Spieprzyłam wszystko, tak jak przewidziałeś.

— Jeśli myślisz, że jestem z tego zadowolony, to jesteś w błędzie — Jake uniósł rękę do góry, jakby chciał ją zatrzymać w miejscu. Jednak ona nigdzie nie miała zamiaru się ruszać, bo czuła, że ta rozmowa i tak prędzej, czy później musiała się odbyć. — To, co się stało między nami w Londynie... Po części to moja wina.

— Chciałeś tylko udowodnić...

Mierda ¿Me dejas terminar? [1]— warknął cicho, przerywając jej. Zarya uniosła jedną brew do góry. — Zawsze próbujesz wszystkich przegadać, kiedy ktoś próbuje ci coś powiedzieć?

— To zależy, czy interesuje mnie to, co ten ktoś ma do powiedzenia.

— Wiesz, że jesteś cholernie irytująca?

— Z twoich ust to brzmi jak komplement.

Jake wywrócił oczami, a ona uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. W końcu miała wrażenie, że role się odwróciły i to on miał jej dość, a nie na odwrót.

— Czerpiesz z tego chorą satysfakcję, zgadza się?

— Trochę — uniosła rękę do góry, gdzie kciuk i palec wskazujący zbliżyła do siebie, by zobrazować swoje słowa. — Nie możesz mieć o to do mnie pretensji. Do tej pory zachowywałeś się jak jakiś ciągle opanowany psychopata. Dobrze wiedzieć, że mogę cię łatwo zirytować.

Lockley przetarł brwi i spojrzał na nią z cichą prośbą.

— Czy możemy wrócić do naszej rozmowy, proszę? Chcę ci coś wytłumaczyć, a ty mi na to nie pozwalasz.

Zarya zaśmiała się ironicznie.

— Nie za fajne uczucie co? — Prychnęła cicho, a brunet westchnął ciężko.

— Rozumiem, że możesz być na mnie wściekła, bo byłem w stosunku do ciebie dosyć... niemiły.

— Chyba chciałeś powiedzieć, że byłeś dupkiem — szybko go poprawiła. — I w dodatku nazwałeś mnie dziwką — Jake pobladł na twarzy. — To nie tak, że pierwszy raz to słyszałam, ale ten wyjątkowo mnie zabolał.

Prescott wyminęła szybko Jake'a. Nie miała siły dalej brnąć w tę rozmowę, a czuła, że to jedynie skończy się kolejną kłótnią. Bo od samego początku tylko to właściwie robili – obydwoje się kłócili, wymyślając nawzajem coraz gorsze przezwiska i teksty, który miały zaboleć tę drugą osobę. Jake wkurzał ją pod każdym względem, ale nie mogła zaprzeczyć temu, że jednocześnie pociągał ją dokładnie w ten sam sposób, co Marc i Steven.

— Byłem zazdrosny! — Zawołał za nią, a ona zatrzymała się w pół kroku, zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszała.

Co?

Jake zbliżył się ponownie do niej i stanął przed nią. Zarya uniosła na niego swoje zszokowane spojrzenie.

— Byłem o ciebie zazdrosny — wyznał po raz pierwszy szczerze. — O ciebie, o nich... To, że jesteście razem, kiedy ja...

— Jake, czy ty w ogóle siebie słyszysz? Od samego początku mnie nie cierpisz, więc nie próbuj mi teraz wmówić, że było inaczej.

— Nie próbuję ci niczego wmówić, hermosa. [2] Bo to prawda.

— Jasne. Powiedz mi jeszcze, że ci się podobam i chcesz ze mną być. Nie ufam ci Jake, ani w żadne twoje słowo, więc czemu teraz miałoby być inaczej?

— Ponieważ... — Jake spojrzał w bok, a Zarya rozpoznała ten gest. W ten sposób często Marc i Steven się ze sobą porozumiewali, a to oznaczało, że i teraz jeden z nich, albo nawet obydwoje, zwracają się bezpośrednio do Jake'a. Lockley się wyprostował, a gdy na nią spojrzał, potrafiła dostrzec jakąś zmianę w jego spojrzeniu. Nie patrzył na nią w chłodny, czy kpiący sposób tak jak zawsze. W jego brązowych oczach dostrzegła jakąś delikatność, której nie widziała wcześniej, ani u Stevena, a tym bardziej u Marca. To było coś, co zdecydowanie utożsamiało się tylko z Jake'em. — Pamiętasz, jak rozmawialiśmy w barze o twojej najbardziej żenującej historii z życia?

— Tak, i co z tego?

— Wspomniałaś, że ma to związek z twoim pierwszym pocałunkiem.

— Jake... Jaki to ma związek z tobą? Mówiłam ci o tym, tak samo, jak to, że nie pamiętam do końca tamtego dnia. Byłam pijana i...

— To byłem ja — wtrącił, a ona zamilkła od razu, dlatego postanowił wykorzystać ten moment. — Jakieś dziesięć lat temu, niedługo potem, jak wywalili Marca z wojska i został najemnikiem... Wylądował w Nottingham. Gdy miał wracać do Kairu... Przejąłem kontrolę. Wtedy byłem najbardziej świadomy naszej sytuacji, ale zmiany ciągle stawały się przypadkowe. Tamtej nocy poszedłem do klubu na piwo, chociaż nigdy tego nie robiłem. Poznałem tam młodą dziewczynę, która była wyjątkowo urocza. Przyznaję, na początku chciałem zaciągnąć ją tylko do łóżka, ale... Nie zrobiłem tego, a spędziłem z nią naprawdę przyjemny wieczór, który przez długi czas nie mógł mi wyjść z głowy. Miała na imię Zarya i tamtego dnia imprezowała ze swoimi przyjaciółkami – Jamillą i Jade.

Zarya cofnęła się w szoku. Przyswajała każde jego słowo i miała wrażenie, że opowieść Jake'a włączyła w jej umyśle wspomnienia z tamtego wieczora. Nagle widziała wszystko bardzo wyraźnie, a nie tylko przez pryzmat pijackich odczuć. Pamiętała, że – tak jak mówił Jake – tamten wieczór spędzała z Jamillą i Jade. Jade była w klubie nielegalnie, bo wykorzystywała swój podrobiony dowód i we trzy chichotały z ekscytacji, że udało im się wykiwać ochroniarzy. Ona i Jamilla nie miały takiego problemu, bo obie były pełnoletnie i wręcz szykowały się na swoją studencką karierę. Wspólnie się bawiły, piły i tańczyły na parkiecie, aż w końcu dziewczyny jakby zapomniały o jej towarzystwie. Później zagadał do niej wyjątkowo przystojny chłopak... nie facet przy barze i to z nim spędziła resztę wieczoru. To on odwiózł ją do domu, chociaż specjalnie podała mu zły adres. Była wtedy głupia i naiwna, że przez długi czas wypominała sobie swoje lekkomyślne zachowanie.

To był Jake?

— Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy — kontynuował Jake. — Właściwie kiedy spotkałaś po raz pierwszy Stevena i Marca, nie byłem pewny, czy to ty. Dopiero później połączyłem fakty i... Po prostu byłem zazdrosny, bo to ja pierwszy tak naprawdę cię poznałem.

— Dlaczego nic wcześniej mi nie powiedziałeś? — Odezwała się po krótkiej chwili. — Miałeś na to wiele okazji, ale ty postanowiłeś...

— Wiem — przerwał jej po raz kolejny. — Wydawało mi się, że lepiej będzie, jak to pozostanie tylko i wyłącznie moim sekretem.

— I to ty mówiłeś, że ja coś ukrywam, gdy przez cały ten czas wcale nie byłeś lepszy! — Uderzyła go pięścią w klatkę piersiową. Wściekłość, którą poczuła, niemal chciała nią zawładnąć. Wiedziała, że o lukę w pamięci mogła mieć tylko i wyłącznie do siebie pretensje, ale Jake wiedział to wszystko od samego początku... I miał czelność zachowywać się do niej w ten sposób, co wcale nie było fair. — Co z tobą jest nie tak, Lockley? Uważałeś, że to będzie świetna zabawa, by zachowywać się do mnie w ten sposób?

— Co? — Zdziwił się. — Nie! Wcale nie o to chodziło! Wszystko, co mówiłem i robiłem, było tylko dlatego, że chciałem zignorować to, co do ciebie czułem. Moim zadaniem jest ochraniać Marca i Stevena, a jak mógłbym to robić, gdybym i ja był tobą rozproszony!

— Rozproszony? O mój boże! Czy Marc i Steven o tym wiedzieli?

— Do niedawna nie. Powiedziałem im o wszystkim po naszej kłótni.

Zarya pokręciła w niedowierzaniu głową. Odwróciła się do niego plecami i wzięła kilka głębokich oddechów. Schowała twarz w swoje dłonie, próbując zebrać swoje myśli. Sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Czy to było jakieś cholerne przeznaczenie? Albo zwykły przypadek? Czy może wszystko miało doprowadzić do tego, że cała trójka miała mieć niezwykły wpływ na jej życie? W tym momencie miała wrażenie, że jej życie było o wiele prostsze, gdy była tylko ona, Posejdon i wszystko, co musiała robić, by zadowolić greckich bogów. Była sama, nie musiała martwić się problemami sercowymi, bo po prostu ich nie miała. Nie musiała zachodzić w głowę, czy zrobiła coś źle, jak zareagują, co powiedzą, jak ona powinna się zachowywać, co powinna robić, by nie dać poznać, że dzieli ich tak duża różnica wieku.

— To, co chcę powiedzieć to — zaczął niepewnie Jake. Obserwował ją przez cały czas i widział, jak się trzęsła. Miał wrażenie, że była o krok od tego, by się rozpłakać i czuł się z tym naprawdę źle, że to znowu mogło być z jego powodu. — Przepraszam cię, hermosa. Nie zasługujesz na to, byś była traktowana w ten sposób.

— Dziękuję, Jake — wyszeptała cicho, a on tylko cudem ją usłyszał — ale muszę pobyć chwilę sama.

Zarya chciała odejść, ale Lockley jej na to nie pozwolił. Złapał ją delikatnie za łokieć i zatrzymał w miejscu, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami.

— Nie płacz przeze mnie, mi vida. [3] Żadna twoja wylana łza nie jest tego warta.

Jake położył dłoń na jej policzku, oczekując, że od razu ją odrzuci, jednak tego nie zrobiła. Wtedy też przycisnął ją pewniej do skóry i kciukiem przejechał pod jej powieką, ścierając zbierające się tam łzy.

— Musisz uważać mnie za głupiutką, naiwną dziewczynę, która nie ma o niczym pojęcia. Wszyscy musicie tak uważać, bo czemu by nie?

— Zarya, nie — Jake pokręcił głową. — Nie jesteś głupia, jesteś mądra i odważna. O wiele bardziej, niż sama o tym wiesz. Masz otwarte serce i swoją wiarę w siebie i innych. Fakt, czasami jesteś postrzelona — Zarya parsknęła krótko — ale to tylko dodaje ci uroku. Ani Marc, ani Steven, czy ja, nawet przez chwilę nie pomyśleliśmy o tym, że powinnaś się zmienić.

Później Jake pocałował ją bez ostrzeżenia. Jakaś jego część myślała, że wcześniej powinien otrzymać od niej na to pozwolenie, ale druga nie była już w stanie dłużej czekać. Zarya nie spodziewała się tego pocałunku, ale mimo wewnętrznych głosów, które się ze sobą sprzeczały nad tym, czy dobrze postępowała, tak oddała się tej chwili. Jake nie całował ją po raz pierwszy, ale dopiero teraz odczuwała to całkowicie na trzeźwo. Czuła każdy jego dotyk, ciche westchnięcie prosto do jej ust, jego szybko bijące serce, które wręcz dorównywało jej własnemu. I pragnęła więcej i więcej.

Zarya przysunęła się do niego, napierając na jego klatkę piersiową. Chwyciła jego twarz w swoje dłonie, a jego zjechały na jej talię. Jake objął ją ramionami w pasie, uniósł delikatnie do góry i trzymał ją tak przez cały czas. Po ostatnich przeżyciach i doświadczeniach z nim nie spodziewała się takiej delikatności. Było tak, jakby obawiał się, że ona faktycznie znajdywała się w jego ramionach. Jakby zaraz miała rozpłynąć się w powietrzu i zniknąć tak jak niegdyś połowa Wszechświata.

Ona jednak tam cały czas była. I nigdzie się nie wybierała. 



\‥☾‥/

A/N:

[1] - Cholera, pozwolisz mi skończyć?

[2] - piękna

[3] - moje życie

skupiam się na historii Zaryi i chłopak, więc to znak, że to faktycznie zbliża się ku końcowi 

fuck, fuck, fuck, przecież ja ich kocham, jak to tak?

ogólnie ten rozdział miał wyglądać inaczej, ale jak to ja, zmieniam wszystko w trakcie pisania xD

dobra, przyznaję się miała tam być hot scena na plaży w wykonaniu Zaryi i Jake'a, ale jeszcze nic straconego i hope so xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top