28. fighting till your last breath

— OTO NASZ PLAN.

Thor zwrócił się do grupy przerażonych dzieciaków.

— Przekradamy się do Stormbreakera, w miarę możliwości unikając spotkania z cienistymi potworami — dzieciaki wydały z siebie głośniejsze odgłosy, a Zarya spojrzała do tyłu. Gorr powoli przywoływał swoje potwory. — Są za mną, tak? — Tym razem Thor odwrócił się i z jego twarzy zniknął bojowy uśmiech, gdy dostrzegł ilość monstrów. Wymienił krótkie spojrzenie z dziewczyną, aż w końcu ponownie skupił się na dzieciakach. — Kto z was umie walczyć?

— Thor, co ty robisz? — Zapytała szeptem, nie do końca będąc przekonaną, czy podoba jej się to, co wymyślił asgardczyk.

— Improwizuję, Zay. Niby co innego? — Mruknął do niej równie cicho. Później zaczął mówić głośniej wprost do dzieciaków. — Świetna okazja, by się nauczyć, bo dziś wszyscy jesteście Asgardczykami. Zbierzcie broń. Cokolwiek wpadnie wam w ręce. Przynieście tu.

Grupka rozproszyła się, szukając swoich prowizorycznych broni.

— Cokolwiek planujesz, to czy jesteś tego stuprocentowo pewny? To tylko dzieci...

— Na razie — uniósł palec do góry i uśmiechnął się niewinnie. — Zaraz będą największymi wojownikami, jakich widział Asgard. Wierz mi.

— Ufam ci, ale...

— Żadnego ale. Poza tym nie damy rady we dwójkę. Wiem, że jestem silny i wszechmocny, jednak aby dostać się do Gorra i go powstrzymać, musimy odciągnąć uwagę potworów. Pojedynczo nie damy rady tego zrobić. Obiecuję, że nic się im nie stanie.

Nie miała zamiaru z nim dyskutować, bo wiedziała, że miał rację. Skinęła głową, a zaraz dzieciaki znów skupiły się w ciasną grupę. Każde z nich trzymało jakiś przyrząd, który udało im się znaleźć w gruzach przedwiecznej świątyni.

— Dzisiejszy dzień przejdzie do historii. Będą o nim pamiętać przyszłe pokolenia. Dziś jesteście Kosmicznymi Wikingami! — Odezwał się bojowo bóg. Zarya nie powstrzymała się przed krótkim uśmiechem, bo może jak prowizoryczne i proste były to słowa, tak dzieciaki były nimi zafascynowane. — Prezentuj broń! — Grupa młodych wojowników uniosła ręce do góry. Thor przyciągnął piorun Zeusa do buzi i zaczął szeptać swoje zaklęcie. W trakcie na jego broni zaczęły iskrzyć się złote błyskawice. — Kto ma w ręce broń, wierzy w powrót do domu i ma czyste serce, uznany zostaje za godnego, by otrzymać, na czas określony moc Thora!

Wyciągnął rękę w bok, jego oczy zabłysły na niebiesko i zaraz spod jego palców wydobyła się jasne promienie energii, które skierował na dzieci. Te zaczęły oplatać każdego członka grupy, by po chwili ich oczy zabłysły żółtą energią. Zarya patrzyła na to wszystko pod wrażeniem i może tylko odrobinę bardziej uznała, że mieli jakieś szanse w tym pojedynku. Była też pewna, że jakaś podświadomość sprawiła, że usłyszała w głowie znane muzyczne, gitarowe riffy z November Rain, które miały dodać zapału do walki, a przede wszystkim odwagi.

— Generale Axl — odezwał się Thor, a znajomy chłopaczek wyszedł do przodu. — Prowadź armię do topora — później spojrzał na Zaryę, która sama była gotowa do walki, a jej oczy zalśniły na złoto. — My zajmiemy się Gorrem.

I ruszyli do walki.

Thor wyskoczył do przodu, a zanim Zarya zrobiła to samo, wyciągnęła swoje sztylety, gotowa do każdego starcia. Szybko pokonała kilka potworów, które zagrodziły jej drogę do Gorra, aż w końcu wylądowała w odgrodzonej części świątyni, gdzie Zabójca Bogów już na nich czekał. Starcie od razu się rozpoczęło. Półbogini wraz ze swoim towarzyszem synchronicznie wymieniali ciosy z wrogiem, a mimo tego ten świetnie odpierał ich atak. Prescott była niezwykle uważna, bo wiedziała, że najmniejsza rana od Nekromiecza doprowadzi do śmierci, a jeśli wmawiała wszystkim, że była na nią gotowa, tak ciągle uważała, że to nie była do końca prawda.

Thor zablokował atak Gorra błyskawicą, a Zarya to szybko wykorzystała. Wbiła swoje ostrza w oba boki przeciwnika. To go jednak rozwścieczyło. Uderzył ją w twarz na tyle mocno, że odrzuciło ją do tyłu, gdy w tym samym czasie zaczął walczyć wręcz z Thorem, któremu również nie szło najlepiej. Próbowała się podnieść na nogi, ale było to dla niej trudne. Czuła jak krew wrze w całym jej ciele, a ból brał nad nią całą kontrolę. Zacisnęła mocno zęby i przywołała swoje ostrza, które wyleciały z jej dłoni.

— Do ostatniego tchu — mruknęła do siebie, a później usłyszała jedynie głuchy huk i Gorr odleciał do tyłu.

Gdy uniosła głowę do góry, zobaczyła pomarańczowy portal i znajomego konia, a na jego grzbiecie samą Jane. Wyglądała wyjątkowo majestatycznie i bosko, a kiedy młot wrócił do niej i cała zabłysła niebieską energią, trudno było oderwać od niej wzrok. Dwójka zakochanych wymieniła ze sobą krótkie spojrzenie. Foster skinęła głową, a Zarya jak bardzo chciała wiedzieć, co to wszystko oznacza, tak nie miała czasu nad tym rozmyślać. Pojawienie się posiłków w postaci lady Thor dodało nowych sił do walki, dlatego szybko podniosła się na nogi i dołączyła do pozostałej dwójki.

Nie miała pojęcia, ile czasu walczyli. Mogły to być jednocześnie minuty, jak i długie godziny. Działali wspólnie, wymieniając kolejny cios za ciosem. W ten sposób nie tylko zyskiwali przewagę, ale udawało im się powoli męczyć Gorra, co tylko działało na ich korzyść. Ciągle jednak na szali wisiało życzenie, które chciał spełnić Zabójca Bogów, dlatego trójka wojowników postanowiła się rozdzielić – Zarya i Jane zajęły się próbą pokonania przeciwnika, a Thor swoim nieposłusznym toporem.

Asgardczyk nie był przekonany do tego planu.

— Spokojnie, damy radę — zapewniła go Jane, a w jej głosie brzmiało coś, co Zarya nie do końca potrafiła odczytać. Jakaś ukryta informacja, którą prawdopodobnie tylko Thor mógł dokładnie dosłyszeć. W końcu skinął głową i ruszył do przodu, a Foster uścisnęła mocno drugą kobietę. — Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę. Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz, a Marc...

— Cóż — przerwała jej. Nie była w stanie teraz słyszeć czegokolwiek, co było związane ze Spectorem. — Żyję. Też jestem w szoku, szczerze powiedziawszy. Za każdym razem, gdy myślę, że to ten moment, jest tak, jakby Hades odwracał się do mnie plecami i mówił 'nie dzisiaj'.

— Albo po prostu wie, że masz jeszcze sporo do zrobienia na tym świecie. Jesteś potrzebna, Zay. Nie tylko dlatego, że posiadasz te wszystkie nadprzyrodzone moce, ale dlatego, że są ludzie, którzy cię kochają. I nie wyobrażają sobie świata bez ciebie.

Zarya pociągnęła cicho nosem i wytarła policzki, czując, jak się wzruszyła na słowa przyjaciółki. Skinęła głową, a później złapała ją za rękę i delikatnie ścisnęła.

— Jeszcze o tym pogadamy, dobrze? Teraz mamy zadanie do wykonania.

Obie kobiety ruszyły do ponownego ataku. Mimo że tym razem walczyły tylko we dwójkę, tak świetnie dawały sobie radę. Gdy cios zadawała jedna, tak druga robiła jej miejsce, by samej nie oberwać rykoszetem. Jane skupiła całą swoją energię na mieczu, który był w tym momencie najniebezpieczniejszy dla nich. Foster zablokowała atak Gorra swoim młotem, a Zarya zaatakowała od góry. Wbiła swoje ostrza w szyję przeciwnika, ale ten szybko je rozproszył i odrzucił na dwie różne strony.

Czuła jak uderzyła głową o wystający kamień, a zaraz obraz zaszedł jej własną krwią, gdy ta zaczęła spływać z czoła. Szybko starła ją z twarzy, zostawiając ślady na swoich dłoniach. Zacisnęła palce na swoich sztyletach, a później skoczyła w stronę Gorra akurat wtedy, gdy Jane wycelowała energią z młota w jego miecz. Prescott zatrzymała się z tyłu i skrzyżowała swoje ostrza po obu stronach Nekromiecza, napierając całą swoją energią w swoją stronę. Oczy dziewczyny zalśniły mocniejszym złotem, niż kiedykolwiek wcześniej i poczuła, jak moc wydobywa się spod jej palców. Było to coś innego, co do tej pory znała, gdy trenowała razem ze swoim ojcem. Nie czuła tego delikatnego chłodu i jakby przepływającej przez żyły wody. Prędzej mogła to porównać z tym, co czuła na statku zaraz po przebudzeniu, gdy nieświadomie przywołała do siebie broń Zeusa. W jej żyłach płynęła czysta energia.

Połączona energia wywołała ostatecznie wybuch, który sprawił, że cała trójka odleciała do tyłu. Zarya poczuła, jak pod wpływem upadku i ciężkiego uderzenia, musiała złapać kilka żeber, a może nawet i przebić płuco, bo nie była w stanie normalnie oddychać.

— Jane?

Wyszeptała z bólem, gdy zobaczyła, że druga kobieta była w jeszcze gorszym stanie, niż ona sama. Miała w połowie zniszczony hełm, a ręce same się pod nią uginały, gdy próbowała się podnieść. Zarya z głośnym jękiem doczołgała się do przyjaciółki i położyła dłoń na jej ramieniu, zwracając na nią uwagę. Widziała, że wyglądała naprawdę źle i czuła podświadomie, że to nie było tylko zwykłe wyczerpanie walką. Była dzielna, a młot dawał jej niesamowite zdolności, ale ciągle walczyła z rakiem w najwyższym stadium i to wszystko razem nie było idealnym połączeniem.

— Jane?

Powtórzyła Zarya, tym razem zwracając się bezpośrednio do drugiej kobiety. Foster podparła się ramieniem o półboginię, a ona mimo tego, że sama ledwo stała na nogach, zrobiła wszystko, by pomóc jej się wyprostować.

— Wszystko w porządku, Zay. Dokładnie tak, jak ma być.

Kobieta uśmiechnęła się, a później wzięła zamach i wypuściła młot w stronę Thora, który blokował atak Gorra. Mjolnir uderzył w Nekromiecz, rozwalając go na małe kawałeczki. Zabójca Bogów padł do tyłu, w jego ręce wylądowała rękojeść ostrza, ale zanim zdążył przywołać rozbite elementy miecza do siebie, Jane zrobiła to ze swoim młotem. Rozbiła go na części, a te zamknęły w sobie wszystkie fragmenty Nekromiecza. Gdy młot z powrotem wylądował w jej dłoni, wyglądał zupełnie inaczej. Był niewymiarowy i przybrał o wiele ciemniejszy kolor niż wcześniej.

Jane z trudem brała powietrze, ciągle podpierając się o Zaryę. Ta natomiast miała złe przeczucia. Widocznie wygrywali i dzieliło ich niewiele od pokonania Gorra, ale coś więcej się za tym wszystkim kryło. Spojrzenia, które wymieniali ze sobą Thor i Jane, tak jakby to były ich ostatnie chwile. Wtedy to ją uderzyło, chociaż nie była tego stuprocentowo pewna.

Co jeśli to faktycznie były ich ostatnie wspólne chwile?

Później Foster wyciągnęła młot do góry i przywołała do niego niebieskie błyskawice. Uderzyła nim o podłogę, a zniszczone doszczętnie kawałki Nekromiecza roztrzaskały się po świątyni. Energia uderzenia była na tyle mocna, że obie upadły na posadzkę, ale kiedy Zarya miała jeszcze siłę, by chociaż spróbować się podnieść, tak nie można było tego powiedzieć o jej przyjaciółce.

— Jane? — Zawołał z niepokojem Thor. Chciał się do nich zbliżyć, ale Jane go zatrzymała.

— Nic mi nie jest. Powstrzymaj go.

— Będę z nią — zapewniła go Zarya.

Thor spojrzał na otwarte wrota. Prescott objęła ramieniem Jane, aż w końcu jasne, niebiesko-białe światło rozbłysnęło w całej świątyni. Gdy znów jej wzrok się wyostrzył, dostrzegła, że zmieniło się miejsce, w którym się znajdywali. Było tak, jakby chmury łączyły się z wodą, a ona niemal uśmiechnęła się na ten widok i fakt, że od razu zaczęła czuć ulgę w całym ciele, bo ciesz, tylko mocniej ją uzdrawiała. Kiedy spojrzała do góry, zobaczyła istotę, do której tak bardzo chciał dotrzeć Gorr. Wieczność była dla niej trudna do opisania. Wyglądała jednocześnie pięknie i przerażająco. Jak prawdziwe stworzenie, ale i również odległa galaktyka. Coś, co było na wyciągnięcie ręki, równocześnie wyjątkowo odległe.

Jane zakaszlała, co spowodowało, że zwróciła na nią swój wzrok. Ściągnęła z jej głowy zniszczony hełm i odrzuciła w bok. Trudno było jej zarejestrować moment, w którym z Foster zniknęła cała zbroja, zostawiając ją jedynie w jasnych dresach. Wtedy też zobaczyła, jak faktycznie źle wyglądała. Jakie obrażenia, by Zarya nie odniosła w trakcie walki, tak czuła, że jest w stanie się z tego wylizać. Prawdopodobnie w długim czasie i bólu, ale widziała na to szansę. Inaczej było z drugą kobietą.

— Jane... — wypowiedziała jej imię ze świadomością tego, co się dzieje. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów na taką chwilę. Bo co mogła powiedzieć, żegnając się z przyjaciółką?

— Wszystko w porządku — uśmiechnęła się. — To wcale nie boli.

Zarya załkała cicho. Może nie znały się długo, ale odcisnęła zbyt duże piętno na jej życiu w tym krótkim czasie.

— Wiedziałam, że prędzej, czy późnej, tak się stanie. To było nieuchronne. Jestem tylko szczęśliwa, że w ten sposób. Obiecasz mi coś? — Zarya skinęła głową, bo nawet jeśli nie wiedziała, o co chciała ją prosić Jane, tak nie mogła jej odmówić. — Nie poddawaj się, Zay. Masz coś, o co warto walczyć, niezależnie od tego, co się między wami wydarzyło. Oni cię kochają. Cała trójka. Widziałam to. Więc walcz o to. Proszę.

Nie chciała wierzyć w to, co słyszy. Jednak nie mogła oszukiwać ani siebie, ani Jane. Bo ta miała rację. Wiedziała, że Marc i Steven – a nawet może i Jake – ją kochają. Widziała to i słyszała. Uważała, że wszystko to, co mieli, tak zniszczyła swoim ukrywaniem prawdy i brakiem szczerości, ale jeśli coś zrozumiała w tym momencie, to tego, że nie można było być niczego pewnym. Już na pewno tego, ile czasu miało się ze swoimi ukochanymi.

— Obiecuję — powiedziała cicho, opierając swoje czoło o to należące do Foster. Trzymała ją w swoich ramionach, starając się zapamiętać tę chwilę, jak najlepiej. — Obiecuję, Jane. Masz moje słowo.

Nie starała się powstrzymywać łez. Wiedziała, że po raz kolejny w życiu traciła kogoś dla niej wyjątkowo bliskiego i nie mogła na to nic poradzić. Jak bardzo chciała wykorzystać swoje moce, by powstrzymać śmierć Jane, tak nie była w stanie. Miała ochotę zaśmiać się ironicznie. Była półboginią, potomkinią nie tylko Posejdona, ale również i Zeusa. Powinna być w stanie dokonać niemal wszystkiego, tymczasem nie mogła powstrzymać zwykłej, ludzkiej choroby, na którą nie było żadnego lekarstwa.

— ... Nie pragniesz śmierci ani zemsty — gdzieś dało się usłyszeć wyraźniejszy głos Thora. Do tej pory jedynie widziała, że rozmawiał z Gorrem, ale nie potrafiła dokładnie dosłyszeć, co mówił.

— A czego pragnę? — Zapytał ironicznie Gorr, klękając przed Wiecznością.

Thor spojrzał na swoją ukochaną, a Zarya potrafiła wyczytać ból w jego oczach, gdy musiał patrzeć na to, jak wymykała mu się spod palców i nie mógł tego zatrzymać.

— Pragniesz miłości.

— Miłości? Co mi po miłości?

— Bo wszyscy pragniemy tylko jej.

Bóg odwrócił się do niego plecami.

— Jak śmiesz się do mnie odwracać plecami?

— Wygrałeś, Gorr — odezwał się Thor i tragicznie to brzmiało, tak rozumiała go. — Miałbym teraz rozmawiać z tobą, gdy mogę być z nią? Wybieram miłość. Ty też możesz. Przywołaj ją. Wypowiedz życzenie.

Zarya odsunęła się w bok, gdy Thor podszedł do Jane. Zasługiwali na tę chwilę pożegnania i nie miała zamiaru im w niej przeszkadzać. Jeśli to miały być jej ostatnie chwile, to miała zamiar spędzić je, wspominając o wszystkich, którzy byli dla niej bliscy. Wybieram miłość. Wiedziała, że nieważne, co by się miało dziać, co by miało ją czekać i na jakie niebezpieczeństwo, by trafiła, tak zawsze wybrałaby miłość. Do rodziny, przyjaciół, Marca, Stevena i Jake'a... Bo to właśnie miłość nadawała największego sensu do każdego życia. Miłość była najpiękniejszym, a jednocześnie najbardziej wymagającym uczuciem, o które zawsze warto było walczyć.

Kiedy z jednej strony Thor żegnał się z Jane, a z drugiej Gorr ze swoją sprowadzoną przez Wieczność córką, Zarya czuła się kompletnie samotna. Nie umierała i tak jak reszta nie musiała się z nikim żegnać. Jednak dokładnie pamiętała moment z piramidy w Egipcie, gdy sama była tą, która spędzała ostatnie chwile z ukochaną osobą. Wtedy tak myślała. Gdy wróciła i związała się z chłopakami, była najszczęśliwszą osobą na świecie. Dostawała od życia drugą, jak może nawet nie i trzecią szansę.

Objęła się ramionami, pragnąc, by to Marc w tym momencie trzymał ją w swoim uścisku i po prostu był obok niej. Nie powstrzymywała łez, które zaczęły płynąć po jej twarzy, gdy zobaczyła, jak ciało Jane przeistoczyło się w złoty pył, a później kompletnie zniknęło. Spojrzała na Thora, a gdy on sam uniósł na nią swój wzrok, miała wrażenie, że patrzy na kogoś innego. Zawsze wydawał jej się taki beztroski i humorystyczny, nawet w poważnych sytuacjach. Jednak teraz nie potrafiła w nim znaleźć ani najmniejszego fragmentu z tego, co znała. Miał złamane serce, a ona doskonale to rozumiała.

Wzięła szybki oddech, a później była już tylko ciemność.



\‥☾‥/

A/N:

oficjalnie mogę powiedzieć, że akcja z Thora została zakończona, 

ale historia ciągle trwa, bo kilka rzeczy ciągle nie jest wyjaśnionych,

w następnym rozdziale będzie reunion naszych zakochańców!

i promise ! xd


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top