21. someone is lost forever

ODNALEZIENIE SALI, W KTÓREJ LEŻAŁA LADY SIF ZAJĘŁO JEJ DOSŁOWNIE KILKA MINUT.

Okazało się, że kobieta, z którą miała porozmawiać, znajdywała się na tym samym oddziale, co ona. Pielęgniarka z początku nie była chętna, by podać jej jakiekolwiek informacje, ale ostatecznie się zlitowała. Jednak salę, w której znajdywała się kobieta, musiała sama znaleźć, co nie było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, że oddział szpitalny nie był wielki. Zapełniony rannymi z bitwy, ale nie panował w nim już, aż tak wielki chaos. Podejrzewała, że najgorzej to wyglądało zaraz, gdy zaczęli znosić rannych.

Odchyliła niepewnie drzwi do szpitalnej sali i na jednym z łóżek od razu rozpoznała wojowniczkę, z którą przybył Thor. W środku nikt więcej się nie znajdywał, więc uznała to za dobry znak.

— Przepraszam. Czy to ty jesteś lady Sif? — Zapytała dla pewności Zarya. Wojowniczka zwróciła na nią swoją uwagę.

— Zgadza się. Kto pyta?

— Jestem Zarya Prescott — odpowiedziała, zbliżając się do łóżka, na którym leżała Sif. Bez problemu mogła dostrzec, że wyglądała nieco lepiej, niż wtedy, gdy zobaczyła ją pierwszy raz. — Jestem córką greckiego boga Posejdona.

— Czekaj, pamiętam cię. Widziałam cię wcześniej z Thorem i Valkyrie.

Zarya skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.

— Wiem, że jesteś ranna i nie chcę zakłócać twojego odpoczynku, ale chciałam zadać ci jedno pytanie. To dla mnie wyjątkowo ważne, dlatego mogę? — Wskazała ręką na krzesło obok łóżka, a gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą, zajęła miejsce. — Od jakiegoś czasu mój ojciec szukał bogini Artemidy i dowiedział się, że byłaś ostatnią osobą, która miała z nią jakikolwiek kontakt. Liczyłam, że możesz mi o tym coś więcej opowiedzieć? Artemida jest mi bliska, a od dłuższego czasu nie było z nią żadnego kontaktu.

— Czekaj... Przypomnij mi swoje imię. Zarya? — Sif zmarszczyła brwi i spojrzała z wyczekiwaniem na dziewczynę. Zarya potwierdziła, a wojowniczka wydawała się, że nagle połączyła ze sobą kilka faktów, które jej nie pasowały. — Artemida wspominała o tobie, teraz sobie przypominam.

— Czyli miałaś z nią kontakt? Wiesz, gdzie jest?

Serce Prescott zabiło mocniej. Jeśli walka z osobą, która posiadała Nekromiecz miała znów się powtórzyć, tak potrzebowali każdej pomocy. Wiedziała, że Artemida nigdy im nie odmówi, nawet jeśli byłoby to wbrew zakazom Zeusa. Jednak nie chodziło tylko o pomoc ze strony bogini, ale po prostu chciała wiedzieć, co się z nią działo. Zniknęła tygodnie temu i każda informacja była lepsza, niż niewiedza.

— Przykro mi — Sif westchnęła, przyglądając się swojemu gościowi. — Artemida nie żyje. Zabił ją Gorr.

Zarya nie wiedziała, czego się spodziewała, ale informacja o śmierci bogini kompletnie wybiła ją z rytmu. Ta waleczna Artemida, z którą tyle razy trenowała. Ta sama, która wymyśliła jej pseudonim, który wyryto w starym sztylecie i ta, która opowiadała jej o tym, że blizny były powodem do dumy, bo przypominały o tym, że przeżyło się najgorsze. Przez lata udało im się nawiązać wyjątkowo przyjacielskie relacje, dlatego taka niespodziewana wiadomość ją zabolała. Gdy opuszczała Olimp, miała nadzieję, że za jakiś czas uda im się ponownie spotkać, ale teraz nie było to już możliwe. Świadomość, że nawet nie miała okazji się z nią pożegnać, dobijała jeszcze mocniej.

Apollo musi być załamany.

— Opowiedz mi o wszystkim — poprosiła, powstrzymując się przed łzami.

Sif spełniła jej prośbę i opowiedziała o ich spotkaniu, wspólnej walce, a przede wszystkim śmierci bogini. Zarya dowiedziała się, że Artemida zginęła od Nekromiecza i że to była wyjątkowo krótka śmierć. Bogini walczyła do samego końca, ale jak przebiegła i silna okazywała się być, tak nie była w stanie wygrać tego starcia.

Prescott podziękowała lady Sif, życzyła powrotu do zdrowia i czym prędzej opuściła teren szpitala. Gdy znalazła się na zewnątrz, oparła się o metalową kratę, biorąc kilka głębokich oddechów i w końcu pozwalając, by kilka samotnych łez spłynęło po jej policzkach. Była w totalnej rozsypce. Nie widziała, jak miała poradzić sobie z natłokiem wszystkich i to w dodatku samych negatywnych emocji. Chciała odciąć się od nich, chociaż na krótką chwilę. Zapomnieć o Jake'u, Marcu i Stevenie. Wyrzucić ze swoich myśli to, że Posejdon był ranny i on, tak samo jak ona i cała reszta osób, które mogły nazywać się bogami lub półbogami, byli narażeni na śmierć. Wyprzeć fakt, że ta i tak już dopadła sporą część niewinnych osób, a w tym Artemidę.

Otarła twarz z łez i zamknęła na krótką chwilę oczy. Cisza, która panowała wokół niej, była uspokajająca, ale pragnęła, by taki spokój zapanował nie tylko w jej otoczeniu, ale przede wszystkim w głowie. Tysiące myśli odbijało się głuchym echem i miała wrażenie, że od tego wszystkiego zaraz rozboli ją głowa.

Przyłożyła rękę do swojej klatki piersiowej, a później szybko otworzyła powieki, przypominając sobie o zadaniu, jakie miała wypełnić. Nie była zachwycona perspektywą podróży do Wszechmiasta. Wiedziała, że to wszystko komplikowało, zwłaszcza w przypadku jej przysięgi. Bała się, że bezpośrednia konfrontacja z Zeusem doprowadzi do tego, że w końcu będzie miał sposobność do tego, by skorzystać z tego, że była mu poddana. Szczerze obawiała się najgorszego.

— Khonshu?

Powiedziała na głos, zastanawiając się, czy to, co robiła, w ogóle miało sens. Narada bogów nie była dla wszystkich, a z tego, co kojarzyła, tak nigdy wcześniej nie widziała we Wszechmieście starego dziobaka. Mogła być do niego negatywnie nastawiona i uważać, że jego śmierć w końcu całkowicie uwoli Marca i Stevena z jego służby, tak nie miałaby serca, gdyby go nie poinformowała o niebezpieczeństwie.

— Khonshu? — Powtórzyła, nieco głośniej. — Słyszysz mnie?

Bóg zmaterializował się przed nią z cichym dźwiękiem. Jak zawsze przewyższał ją wzrostem i patrzył na nią swoją ptasią czaszką z pustymi miejscami, zamiast oczu. Miał na sobie biały garnitur, a ona dochodziła do wniosku, że w ostatnim czasie postawił na szyk i elegancję w porównaniu do jego obtartych, luźnych szat, które nosił, gdy go poznała.

— Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałbym się, żeby mnie wzywała — powiedział na przywitanie, a ona tylko skinęła głową. — Zero ciętych komentarzy? Dobrze się czujesz?

— Wyśmienicie — wyznała z trudem, unosząc na niego swoje spojrzenie. — Nie żebyś musiał się o mnie martwić.

— I wcale tego nie robię. Jednak z twojego powodu mam kompletnie bezużytecznego awatara.

Poruszyła się niespokojnie na wspomnienie chłopaków.

— Co z nimi?

— Żyją — odpowiedział Khonshu. — I to prawdopodobnie ich największe osiągnięcie w ciągu ostatnich dni.

Skinęła głową, aż w końcu wyprostowała się i podeszła do bóstwa, ignorując jego słowa. Nie mogła dopuścić do tego, by zastanawiać się nad tym, co powiedział Khonshu, bo wiedziała, że to tylko mocniej ją załamie.

— Nie bez powodu cię przywołałam — odezwała się zdeterminowana. — Ktoś chce wymordować wszystkich bogów.

Khonshu parsknął z rozbawieniem i śmiał się przez dłuższą chwilę. Była zirytowana jego zachowaniem, dlatego sięgnęła po najbliższy kamień z ziemi i rzuciła nim prosto w jego dziób.

— Nie śmiej się stary dzięciole. To poważna sprawa.

— Zarya, dziecko — bóstwo posłało jej kpiące spojrzenie. — Nikt nie jest w stanie zabić bogów. Nie ma takiej siły na żadnym ze światów, która by tego dokonała.

— Ma Nekromiecz — wyrzuciła, a Khonshu od razu spoważniał. — I jeśli myślisz, że kłamię, bo to plotki, tak nie. To nie plotki, bo wczoraj w tym miejscu walczyłam razem z resztą Asgardu i ojcem z typem, który ma czarny długi miecz, który szepcze 'zabij wszystkich bogów'.

— Jesteś tego pewna?

— Jak tego, że tutaj stoisz i rozmawiamy — wskazała na niego dłonią. — Słuchaj... Ostrzegłam cię, bo uznałam, że tak należy zrobić. Posejdon myśli, że we Wszechmieście wezmą na poważnie tę sprawę, dlatego lecę tam w jego imieniu.

— I co zamierzasz zrobić, co? — Khonshu oparł się o barierkę i założył ręce na klatce piersiowej.

— Spróbować ich przekonać, że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie? Nie wiem, walczyć z typem? Powstrzymać go w jakiś sposób. Zdążył zabić już Artemidę i nie mogę pozwolić, by coś takiego się powtórzyło.

— Przydałaby ci się pomoc.

— Nie — pokręciła natychmiast głową, doskonale wiedząc, o czym myślał. — Nie możesz ich w to wciągnąć. Nie pozwalam ci, rozumiesz?

— Cóż, to dobrze się składa, że to mój awatar, a nie twój.

— Khonshu! — Warknęła głośno i złapała go za marynarkę. Była w stanie skopać mu tyłek, nawet jeśli wiedziała, że ma małe szanse na wygraną. — Nikt z nich nie może o tym wiedzieć. Ani Marc, ani Steven, czy Jake. Proszę cię! Nic im nie mów.

— Mówił wam ktoś kiedyś, że jesteście siebie warci? — Bóstwo odsunęło się od niej, a ona cofnęła się i spojrzała na niego z wyczekiwaniem. — Nie obiecuję, że niczego im nie powiem, ale nie wtajemniczę w to, że ty bierzesz w tym udział. Są wystarczająco szaleni, by rzucić ci się na ratunek, jak idioci, a muszę to powiedzieć, że jestem już znużony szukaniem nowych awatarów. Z tego jestem zadowolony.

— To komplement z twojego dzioba?

— Nigdy nawet o tym nikomu nie wspominaj, Prescott.

Wątpię, bym miała na to okazję.

— Przekażesz wszystko Taweret i reszcie waszych bogów, którzy jeszcze żyją?

— Zmuszasz mnie do czegoś, na co nigdy nie mam ochoty.

Bóg skinął dziobem i zniknął bez większego pożegnania.

Kilka minut później, Zarya wchodziła do opustoszałego ratusza. W środku znajdywali się tylko Thor, Valkyrie, Jane i Korg. Ten pierwszy prowadził coś w rodzaju telepatycznej rozmowy z jednym dzieciaków, które zostały porwane, a przynajmniej tyle rozumiała z fragmentu, który usłyszała.

Jane była pierwsza, która zwróciła na nią swoją uwagę.

— Zarya! — Zawołała z troską. — Nie powinnaś być teraz w szpitalu?

— Nic mi nie jest — machnęła lekceważąco ręką. Fizycznie może faktycznie to była prawda, ale psychicznie była wykończona. — Skupmy się na Gorrze. Co o nim wiemy? Poza tym, że wędruje przez cień, tworzy z nich potwory i ma Nekromiecz?

— Czytasz w myślach, czy coś podobnego? — Zapytał Korg, a ona pokręciła głową.

— Po prostu wiem różne rzeczy.

— I się tym popisujesz. Czyli walczymy z widmowym zombie kidnaperem — streściła krótko Valkyrie, wyciągając do góry swoje krótkie sztylety. — Super. Kiedy ruszamy?

— Ktoś może wyjaśnić, co to Nekromiecz? — Odezwała się nieco zdezorientowana Jane. — Te wszystkie kosmiczno-magiczno-supernaturalne rzeczy jeszcze nie do końca są mi znane.

— Starożytna broń przechodząca z rąk do rąk, która potrafi zabijać bogów — wyjaśnił pewnie Thor. Zarya sama z zainteresowaniem słuchała jego słów, bo spodziewała się, że może usłyszy coś więcej, niż to, co powiedział jej Posejdon. — Powoli wyniszcza posiadacza, więc...

— Zaraziła go.

— Zgadza się — bóg uniósł rękę do góry i wskazał palcem na Jane. — I dzięki Astridowi wiemy, gdzie się znajdują dzieciaki, a co za tym idzie on sam. Królestwo Cienia. Nigdzie indziej nie panują takie ciemności. Jakby barwy nie miały tam wstępu.

Nie miała pojęcia o kim dokładnie mówił asgardczyk, ale podejrzewała, że chodziło o dzieciaka, z którym rozmawiał. Jednak informacja o tym, gdzie znajdywał się Gorr i porwane dzieci, nie napawała wielką radością. To brzmiało niemal, jak idealna pułapka.

— Skoro potrzeba nam kolorów, to lecę po tęczę — stwierdziła Jane, a po chwili uniosła swój młot do góry i zniknęła.

Zarya przyglądała się temu, bo chociaż słyszała, że Foster zyskała moce Thora i mogła korzystać z jego starej, zniszczonej broni, tak po raz pierwszy widziała to na własne oczy. W trakcie walki tylko gdzieś jej migała między innymi, ale prawda była taka, że nie mogła właściwie się na tym skupić.

— 'Lecę po tęczę? — Zapytał ze zdziwieniem i szokiem Thor. Oparł ręce na biodrach i spojrzał na pozostałe dwie kobiety, licząc na jakiekolwiek wytłumaczenie. — Taki ma tekst?

— Krótko jest Thorem — wyjaśniła Valkyrie. — W ratowaniu jest całkiem niezła, ale reszta do poprawy.

Nikt nie zdążył odpowiedzieć, gdy Jane wróciła równie szybko, co zniknęła.

— Czekajcie. Typ wędruje przez cień i jest w Królestwie Cienia? To ewidentne, że tam będzie najsilniejszy — zwróciła uwagę wojowniczka. — To czysta pułapka.

— Musimy myśleć o dzieciach. Wezwać posiłki i zebrać armię — poprał Thor.

— Myślisz, to co myślę? — Zapytała z ekscytacją Val, spoglądając na swojego przyjaciela.

— Tak myślę.

— Co? — Wtrąciła się Jane.

— Wszechmiasto — odpowiedzieli jednoczenie Thor, Val i Zarya. Pierwsza dwójka spojrzała na dziewczynę z zaskoczeniem. — No co? Nie ma w tym nic dziwnego, że o tym wiem, prawda? Poza tym ojciec sam kazał mi się tam udać i uświadomić bogów, że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.

— Co to Wszechmiasto?

— Dom najpotężniejszych bogów — wyjaśnił Thor z dumą. Zarya chciała pokładać tę samą radość i nadzieję w podróży do głównej siedziby bogów, ale wiedziała zbyt wiele, by nie oczekiwać pozytywnej reakcji. — Zwołamy boską armię! — Fantazjował bóg piorunów. — Zwerbujemy Ra, Heraklesa, Tumatauengę, Quetzalcoatla. I oczywiście Zeusa! Najmądrzejszego ze wszystkich.

Prescott uniosła brew do góry, słysząc ostatnie słowa. Dochodziła do wniosku, że Thor był najwidoczniej fanem jej największego wroga i zastanawiała się, w którym momencie idealny wzorzec rozsypie się na drobne kawałeczki. Już gdy Posejdon prosił ją o wycieczkę do Wszechmiasta uważała to za kompletnie beznadziejny pomysł i teraz wcale nie myślała inaczej.

— Powiedziałeś 'Zeusa'? — Odparła w szoku Jane. — Tego Zeusa?

— Tak — odpowiedziała za Thora Zarya. — Typek z piorunami, co pieprzy się na prawo i lewo.

— Tego nie musiałem wiedzieć — skomentował bóg, a ona posłała mu niewinny uśmiech.

— Czekaj, ale co niby myślałaś, jak Zarya powiedziała, że jest córką Posejdona? — Wtrąciła się zaciekawiona Valkyrie. — Ponieważ Posejdon to brat Zeusa. Zarya to dla niego praktycznie rodzina.

— Nie z własnej woli. Słuchajcie, to wszystko fajnie brzmi i szczerze mam nadzieję, że bogowie nas wysłuchają. Jednak znam Wszechmiasto. Wiem, jak wyglądają narady bogów i muszę was uprzedzić, że przekonanie ich, by włączyli się do pogoni za Gorrem będzie wyjątkowo trudne.

— Dyplomacja, to moje drugie imię — uśmiechnął się szeroko Thor. — Poza tym mamy ze sobą Val! W ostatnim czasie chyba całkiem nieźle dawała sobie radę jako król i jestem pewny, że nikt nie odmówi posłuchu władczyni Asgardu. I mamy ciebie, Zarya! Co jak co, ale biorąc pod uwagę twoje więzy rodzinne, to tym bardziej to powinna być bułka z masłem.

Nie byłabym tego taka pewna. 



\‥☾‥/

A/N:

akcja się rozkręca, 

ciekawe co z tego wszystkiego będzie :O

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top