13. cute couple
ZARYA MUSIAŁA PRZYZNAĆ, ŻE THEO DAWAŁ SOBIE RADĘ LEPIEJ, NIŻ SIĘ SPODZIEWAŁA.
Tak samo, jak tego, że będzie dogadywał się z Marciem o wiele lepiej, niż z nią. Zgodnie stwierdzili, że na ten moment nie będą mu mieszać w głowie tym, że oprócz Marca w jego ciele był jeszcze Steven i Jake. Młody już i tak wystarczająco był wymagającym przypadkiem.
Cała trójka znajdywała się na dachu w bloku, gdzie mieszkała Zarya. Chociaż nie było to idealne miejsce do treningów, tak na początek było wystarczające. Za każdym razem rzucała zaklęcie wyciszające i tłumiące wszelkie odgłosy, by przypadkiem nikt niepożądany nie usłyszał, o czym mówią.
— Niezła robota, młody — pochwaliła go, czochrając po włosach. Theo posłał jej wkurzone spojrzenie i od razu się odsunął. Marc zaśmiał się wesoło, widząc całą scenę. — Ciągle musisz jednak popracować.
— A co, że niby siedzę i nic nie robię? — Odparł chłopak. — Nie chcesz wprost przyznać, że idzie mi lepiej, niż sądziłaś.
— Właściwe, to Theo ma trochę racji — przyznał z rozbawieniem Marc.
Wzrok, który mu posłała, prawdopodobnie był w stanie zabijać, jednak brunet jeszcze bardziej się roześmiał. Przyłożył jedną dłoń do klatki piersiowej i nawet jeśli chciała być na niego wkurzona, tak wesoły uśmiech sam garnął się na jej usta. Mało kiedy mogła zobaczyć go tak wesołego i zrelaksowanego. To był widok, za który byłaby w stanie oddać wszystko.
— Widzisz? Nawet twój facet się ze mną zgadza.
— To się nazywa cholerna, męska solidarność — pokazała im język. — Dobra, Theo, koniec. Wracamy do mojego mieszkania, bierzesz swoje rzeczy i odprowadzamy cię do domu. Obiecałam twojej mamie, że przyprowadzę cię wcześniej. Mówiła coś o jakiejś imprezie dobroczynnej.
— Nie wierzę ciągle, że każe mi na to iść — mruknął posępnie. — Serio, nie dasz rady jej przekonać, by jednak sobie odpuściła, czy coś?
Zarya zaśmiała się, ale szybko spoważniała i spojrzała na niego.
— Chyba sobie ze mnie kpisz. Pamiętaj, że to jedna z twoich kar za tamtą bijatykę. Poza tym to decyzja Lucy nie moja, a ty masz się słuchać matki. Powinieneś się cieszyć, że tamtemu chłopakowi nic nie jest, ale ciągle masz przed sobą rozprawę.
— Nie musiałaś mi o tym przypominać — opuścił głowę na dół.
Westchnęła bezgłośnie, ale zanim zdążyła sama zareagować, zrobił to Marc. Podszedł do nastolatka i położył rękę na jego ramieniu, a ten uniósł na niego swój wzrok.
— Nie martw się, Theo. Cokolwiek, by się nie stało, nie będzie, aż tak źle. Wcześniej nie miałeś żadnych problemów z prawem i nie jesteś pełnoletni. Plus sam mówiłeś, że byli świadkowie, którzy mogą potwierdzić, że to nie ty pierwszy zacząłeś.
Chłopak skinął głową, chociaż ciągle nie wydawał się na wyjątkowo przekonanego. Zarya wiedziała, że Theo nieźle się przejmował całą sytuacją. Zresztą tak samo, jak Lucy, a ona też nie była lepsza. Zastanawiała się, jak mogła jeszcze pomóc oprócz próby nauczenia go kontrolowania swoich mocy. Nie posiadała żadnych kontaktów, a dla większości była zwykłą dziewczyną, która ledwo skończyła studia i teraz zarabiała najniższą krajową, pracując jako kelnerka. Nie był to szczyt jej umiejętności i gdzieś tam wiedziała, że jej najbardziej wymarzoną pracą było tworzenie grafik, ale nie sądziła, by aż tak bardzo była w tym uzdolniona, jak myślała.
Niespodziewanie drzwi prowadzące na dach się otworzyły, a w nich stanęła ostatnia osoba, którą ktokolwiek mógłby się spodziewać.
— Layla! — Zawołała Zarya i wyprzedzając Marca, rzuciła się w ramiona kobiety. El-Faouly objęła ją z wesołym śmiechem, a kiedy stały twarzą w twarz, Prescott ciągle nie mogła uwierzyć, że Layla była w Londynie. — Jak? Kiedy przyjechałaś? I dlaczego przez tyle czasu nie dawałaś nam znać! O mój boże, Marc! Patrz, Layla tutaj jest!
Odwróciła się do niego, wskazując na kobietę palcem, aż w końcu z powrotem na nią spojrzała. Pozostała dwójka wymieniła ze sobą rozbawione spojrzenie, a Theo stał z boku, przyglądając się temu wszystkiemu w milczeniu.
— Mam wrażenie, że na mój widok nigdy nie reagujesz, tak entuzjastycznie — Marc podszedł do kobiet. — Chyba zaczynam być zazdrosny. Może też powinienem zniknąć na kilka miesięcy?
— W tym to akurat masz już doświadczenie — odgryzła się Layla. Chociaż jej słowa były prawdziwe i mogły dotknąć, tak w jej oczach widoczny był błysk rozbawienia. — Przysięgam, że jak znowu zrobisz to samo, to osobiście cię wytropię i będziesz mnie błagać o szybką śmierć.
— Tylko byś spróbował zniknąć — zagroziła mu Zarya, a Marc uniósł do góry ręce.
— Normalnie jedna gorsza od drugiej. Maria jest zawsze dla mnie taka miła, nie to, co ty. Teraz już wiem, że po prostu bliżej ci do Layli.
Prescott wywróciła oczami. Ciche chrząkniecie, spowodowało, że cała trójka odwróciła się do nieśmiało stojącego z boku Theo.
— Nie chcę w niczym przeszkadzać...
— Och, daj spokój! — Przerwała mu Zarya i przywołała go ręką, a on do nich podszedł. — Theo, poznaj naszą przyjaciółkę. To Layla. Layla to Theo.
— Czekaj, nie było mnie tylko kilka miesięcy, a wy już zdążyliście zaadoptować dzieciaka?
— Co? Nie! — Zaprzeczyła Zarya.
— W pewnym sensie — przyznał Marc z rozbawieniem.
Layla spojrzała najpierw na dziewczynę, a później na bruneta i pokręciła głową.
— Prędzej spodziewałabym się, że weźmiecie psa, czy coś. Albo przynajmniej razem zamieszkacie.
— Nikogo nie adoptowaliśmy! — Powiedziała nieco sfrustrowana Prescott. Marc i Layla wymienili rozbawione spojrzenie, a Zarya uderzyła ich w ramię. — Dziękuję bardzo. Wiem, że jestem zabawna, ale nie musicie mi jeszcze bardziej tego udowadniać.
— To od kiedy robicie za niańkę?
— Theo i ja, tak jakby jesteśmy ze sobą spokrewnieni — wyjaśniła Zarya. — Jest półbogiem, tak samo, jak ja.
— Myślałam, że jesteś jedyna — Layla widocznie była zaskoczona, a szatynka pokręciła głową. — Czy chcę wiedzieć, jak do tego doszło?
— Prawdopodobnie nie — odparła z rozbawieniem. Zarya spojrzała na zegarek i zaklęła głośno, widząc, że już dawno Theo powinien znaleźć się w swoim domu. — Cholera, musimy się zebrać. Młody i tak jest już spóźniony.
— Tak! — Zawołał z radością chłopak. — Mogę powiedzieć mamie, że to twoja wina?
— Jak bardzo cię lubię, tak nie pozwalaj sobie młody — zrugał go Marc. — Zbieraj się, zawiozę cię — Theo jęknął zadowolony, ale Spector spojrzał na niego, niemal ostrzegawczo i wskazał ręką na wejście do budynku. Chłopak ruszył pokonany, a Marc uniósł swój wzrok na kobiety. — Odwiozę go i zaraz wracam.
Pocałował Zaryę w policzek, a później ruszył za Theo. Odprowadziła go wzrokiem i kiedy zniknął z jej oczu, spojrzała na Laylę. El-Faouly uśmiechała się radośnie.
— Jesteście... — zaczęła, ale Prescott jej przerwała, wskazując na nią palcem.
— Nawet nie kończ.
— Nie masz pojęcia, co chcę powiedzieć — zaśmiała się starsza kobieta.
— Wydaje mi się, że mam.
— Serio, kompletnie nie wiem, o co ci chodzi — Layla zachichotała i Zarya wiedziała, że było zupełnie na odwrót. — Będziemy tak tutaj stać, czy co? Liczę na sporo ciekawych opowieści.
— Mogę powiedzieć, to samo!
Zarya złapała przyjaciółkę pod ramię, a następnie razem opuściły dach.
☾
— Jesteście uroczy — oznajmiła Layla, gdy we trójkę siedzieli w barze i nadrabiali wszelkie zaległości. Marc prawie zadławił się swoim piwem, a Zarya od razu poczerwieniała i to z pewnością nie ze względu na wypity alkohol.
— Wiedziałam, że w końcu się temu nie oprzesz — spojrzała na nią z rozbawieniem.
— Mówię prawdę! — Layla zaśmiała się. — To wasze lovey dovey zachowanie jest naprawdę urocze. Nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek coś takiego ujrzę, zwłaszcza w jego wykonaniu.
Wskazała ręką na Marca, a ten wywrócił oczami.
— Steven jest jeszcze gorszy.
— To nie prawda! — Zaprzeczyła natychmiast Zarya, ale Marc spojrzał na nią z uniesioną brwią. — Och, no może trochę. Z tego, co pamiętam to rozmawialiśmy o tobie Layla i tym, co się sprowadza do Londynu.
— Dopóki nie zaczęliście się uroczo przedrzeźniać, to tak — wytknęła El-Faouly, a pozostała dwójka jedynie zaśmiała się krótko. — To, co jedynie mam na myśli, to że cieszę się waszym szczęściem. Nie będzie to dziwne, co nie? Wiecie cała ta sytuacja między nami...
— Biorąc pod uwagę wszystko to, co się dzieje w naszym życiu, to akurat będzie najmniej dziwna rzecz.
— Trudno się z tym nie zgodzić. Widziałam dziwniejsze rzeczy na tym świecie.
— To, co tak właściwie robisz w Londynie? — Zapytał Marc, obracając swoją pustą szklanką po piwie.
— Śledzę jeden obraz — wyjaśniła prosto. — I przyjeżdżam w odwiedziny. To chyba wystarczający powód.
— Potrzebujesz jakiejś pomocy? Wiesz, że jak coś to możesz na mnie liczyć.
— Pamiętam o tym, ale dziękuję — uśmiechnęła się. — Poza tym mam już pomoc.
Zarya spojrzała na nią z większym zainteresowaniem.
— Czy ta pomoc przychodzi w postaci jakiegoś przystojnego faceta? — Zapytała zadziornie, puszczając oko.
— Nawet jeśli, to nic ci nie powiem — pokazała jej język, a Zarya udawanie się nachmurzyła. — Przynajmniej nie teraz. Zresztą to prawdopodobnie nic poważnego.
— Cokolwiek, ale jeśli tylko ktoś cię skrzywdzi, to będzie wtedy miał ze mną do czynienia.
— Zdajesz sobie, że jestem dużą dziewczynką, zgadza się, Marc?
— I ciągle jesteś moją przyjaciółką.
Prescott wyczuła, że ta dwójka potrzebuje krótkiej chwili dla siebie. Miała nawet wrażenie, że teraz, gdy byli po rozwodzie Marc i Layla dogadywali się o wiele lepiej niż wcześniej i czasami musiała to przyznać sama przed sobą, była zazdrosna. Wszystko podsycało słowa Jake'a i jego zachowanie. Jednak Layla była dla niej jak przyjaciółka, a czasami nawet jak starsza siostra. Gdyby dosłownie nie oddała serca Marcowi i Stevenowi, tak sama robiłaby wszystko, by Spector, chociaż próbował dogadać się na nowo z kobietą.
— Wzniosłabym toast za tę waszą przyjaźń, ale widzę, że niektórym skończyły się drinki — odezwała się radośnie, wskazując palcem na puste szklanki. — Czas to naprawić. Zaraz wracam.
Wstała od stolika i kiedy kierowała się w stronę baru, czuła jak pozostała dwójka ją obserwuje. Odwróciła się do nich tylko na chwilę, by dać znać, że wszystko w porządku, a później stanęła w kolejce, by złożyć zamówienie.
Zastanawiała się, kiedy ostatni raz spędzała czas w tak beztroski sposób. Po ostatnich wydarzeniach potrzebowała tego. Chociaż ciągle nie mogła pozbyć się z głowy obrazu umierającej dziewczynki na jej rękach, czy Jake'a, którego prawie sprowokowała, by rzucił w nią butelką, tak próbowała jakoś ogarnąć to wszystko. O tym, co dokładnie się stało, wiedział jedynie Steven. Zdradziła po części to, co się wydarzyło Marcowi, ale jednak ograniczyła się tylko do niektórych szczegółów. Sytuacja była już na tyle skomplikowana, że nie chciała powodować jeszcze większych nieporozumień między ich trójką. Dlatego nie powiedziała mu nic o tym, że Jake praktycznie stracił kontrolę. To samo wymusiła na Stevenie, ale nie była pewna, czy Lockley sam się nie przyznał.
Szczerze w to wątpiła. Zresztą sama myśl o Jake'u powodowała w niej okropne wyrzuty sumienia. Nie była dumna z tego, co zrobiła i powiedziała. Wiedziała, że w dużej mierze sama przyczyniła się do jego zachowania, nawet jeśli on sam robił wszystko, by się jej pozbyć.
Zarya poruszała się delikatnie do rytmu klubowej piosenki, gdy czekała na swoje zamówienie. Wtedy też poczuła, jak ktoś dotknął ją po ramieniu. Spojrzała w bok i wzdrygnęła się na widok podpitego mężczyzny, który uśmiechał się do niej obrzydliwie.
— Chcę ci postawić drinka, a później najlepiej zabrać do domu.
Tylko się nie denerwuj. Weź głęboki oddech.
Nienawidziła takich sytuacji, ale wiedziała, że lepiej po prostu było nie reagować i udawać, że niczego się nie słyszało. Czasami reakcja powodowała do gorszego zachowania, a tego wieczoru nie chciała się z nikim niepotrzebnie użerać. Zapłaciła za zamówienie i kiedy chciała je odebrać i odejść, poczuła mocny uścisk na przedramieniu.
— Mówiłem coś do ciebie. Głucha jesteś, czy jak?
— Po prostu postanowiłam cię zignorować — odparła spokojnie. Spojrzała na jego rękę, która ciągle mocno zaciskała się na jej skórze, a następnie uniosła na niego swój wzrok. — Sugerowałabym mnie puścić.
— Zabawna jesteś. Właściwie to możemy pominąć drinka i od razu przejść do czegoś przyjemniejszego.
Facet zaśmiał się głośno i zaczął się nad nią pochylać. Na krótką sekundę straciła zdolność racjonalnego myślenia, ale kiedy poczuła jego nieprzyjemny oddech na swojej skórze, natychmiast zareagowała. Starała się go odepchnąć, jednak na to, że był pijany, tak całkiem nieźle się trzymał i jego uścisk na jej ręce tylko się wzmocnił.
— Odczep się — warknęła do niego, mocniej napierając na jego ramiona i odpychając od siebie.
— Trzymaj swoje łapy z dala od mojej kobiety — Odezwał się trzeci głos, który Zarya natychmiast rozpoznała. Widok Marca ją uspokoił, a sam facet niemal od razu się od niej odsunął, unosząc ręce do góry.
— Sorry gościu, ale chyba powinieneś lepiej pilnować swojej laski, bo sama się na mnie rzuciła.
Co kurwa?
— Obydwoje wiemy, że to nie prawda — warknął Marc.
Miała złe przeczucia co do tego, jak to się może skończyć. Spector miał ognisty temperament i bardzo łatwo było go wkurzyć. Wiedziała, że jedno nieprzemyślane słowo i pijany facet mógł skończyć ze złamaną szczęką lub jeszcze gorzej. Szybko stanęła między nimi i położyła ręce na jego klatce piersiowej. Gdy ich spojrzenia się spotkały, miała nadzieję, że mógł w nich wyczytać niemą prośbę, by odpuścił.
— To nie jest tego warte, darling. Lepiej stąd chodźmy.
Marc przez chwilę mierzył się z nią spojrzeniem, aż w końcu skinął krótko głową, tak by tylko ona to zobaczyła. Odetchnęła z ulgą i szybko złapała go za rękę, zapominając o zamówionych drinkach, które stały na barze.
— Masz szczęście — Spector wskazał palcem na pijanego faceta, a później się odwrócił. Objął ją ramieniem, ale nagle odsunął się od niej i z powrotem zmierzył mężczyznę wzrokiem. Jednak tym razem miał mocno zaciśniętą szczękę i cały się spiął. — Co ty powiedziałeś? Powtórz to!
— Powiedziałem, że twoja laska, to dziwka.
Facet uśmiechnął się złośliwe, ale zaraz nie było mu do śmiechu, gdy Marc złapał go mocno za koszulkę. Popchnął go do tyłu, a później uderzył jego głową o bar. Wszystko działo się na tyle szybko, że Zarya nie zdążyła w ogóle zareagować, a pijany miał już złamany nos i z jego twarzy leciała krew. Ludzie zaczęli krzyczeć i się rozchodzić, a co poniektórzy bardziej odważni, wiwatowali, spoglądając na barową bójkę.
— Marc!
Zawołała z obawą, a brunet spojrzał na nią przez swoje ramię. Coś w jej wzroku sprawiło, że puścił faceta. Warknął w jego stronę, aż w końcu całkowicie się od niego odsunął. Szybko złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia bez zbędnego słowa, a Layla dogoniła ich sekundę później.
\‥☾‥/
A/N:
hello Layla, my beautiful
wróciła na krótką chwilkę,
bo chciałam pokazać ich relacje miedzy nimi,
ale na pewno jeszcze wróci,
iii protective Marc <3
czy mogę oficjalne stwierdzić, że Marc i Zarya to
niemal przyszywani rodzice dla Theo?
tak? nie? of kors, że tak! xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top