06. you are paradise

warning! w rozdziale znajdują się treści, które mogą być uznawane za 18+, nie ma szczegółowych opisów, ale jednak

od połowy rozdziału polecam włączyć Robert Levon Been - Arise Sun - znajdziecie na playliście


MINĘŁO KILKA DNI, ZANIM OTRZYMAŁA TELEFON OD STEVENA.

Tyle też czasu potrzebowała, by to sobie jakoś poukładać. Lub podnieść się z chwili kryzysu, bo musiała przyznać, że Jake osiągną to, co chciał. Kompletnie ją złamał i kiedy po ich rozmowie wróciła do swojego mieszkania, od razu zakopała się w swojej pościeli i płakała przez pół nocy. Dopiero gdzieś nad samym ranem udało jej się uspokoić, a wtedy zadzwoniła do Marii. Kobieta była zaniepokojona telefonem o czwartej nad ranem, a już na pewno stanem, w jakim znajdywała się jej córka. Zarya nie sądziła, że kiedykolwiek będzie wdzięczna za zamiłowania swojej matki, ponieważ wyjaśniła jej, że nie każde alter przy dysocjacyjnym zaburzeniu osobowości musiało lubić i zadawać się z tymi samymi osobami. Do tego otrzymała coś w rodzaju sesji terapeutycznej, chociaż nie wiedziała, czy to były matczyne zdolności Marii, czy jej wiedza, którą pochłonęła z książek. Na koniec rozmowy podsunęła swojej rodzicielce pomysł, że może to czas, by faktycznie spełniała swoje marzenia i przekonywała ją do tego, że nie jest za stara na to, by iść na studia. Osobiście jednak uważała, że Marii wystarczał tylko i wyłącznie jakiś przyspieszony kurs, bo wiedziała zdecydowanie więcej, niż wykładowcy na uniwersytetach.

Zaakceptowała fakt, że Jake mógł jej nie lubić i przeszła z tym do porządku dziennego. Jedyne czego oczekiwała, to akceptacji z jego strony, ale miała dziwne wrażenie, że to nie mogło być takie proste.

Zarya poprawiła swoje włosy w łazience, pożegnała się z ostatnimi osobami w pracy i wyszła z kawiarni na noce, londyńskie powietrze. Dzisiejszego dnia pracowała do zamknięcia, ale nawet to nie mogło powstrzymać jej przed zajrzeniem do Stevena. Zwłaszcza że z samego rana sam ją o to prosił, a ona zdecydowanie stęskniła się za nim i Marciem. Nie była pewna, czy Jake zdradził im prawdę, dlatego w trakcie drogi metrem, przygotowywała sobie swój monolog, który miała im powiedzieć. Nie podobało jej się to, ale wiedziała, że nie pozostawało jej nic innego. Mogła ich okłamywać, ale to tylko pogorszyłoby sprawę.

Nie tak, jakbym faktycznie była z nimi stuprocentowo szczera.

Zagryzła dolną wargę, wzięła głęboki oddech i zapukała do mieszkania. Czuła jak mocno bije jej serce, ale nie zdążyła ściągnąć swojej pastelowej czapki z głowy, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanął Steven. Była kompletnie pewna, że to był on, bo za nic w świecie nie pomyliłaby tego serdecznego, szerokiego uśmiechu, życzliwości wypisanej w jego brązowych oczach i dobroci, która wręcz biła od całej jego sylwetki. Bez słowa przywitania, objęła go mocno ramionami, kiedy on wydał z siebie cichy, zaskoczony jęk. Zaraz wzmocnił swój uścisk na jej ciele, a ona czuła, że cały stres z ostatnich dni odszedł w jednej chwili.

— Tęskniłam za tobą, dear — wyznała i uniosła głowę do góry, by na niego spojrzeć.

Podświadomie oczekiwała czegoś, co mogłoby potwierdzić słowa Jake'a, ale nic takiego się nie stało. Jedyne, co widziała to szczerze i radosne spojrzenie, którym obdarzył ją Steven. Brunet pochylił się, a później złożył krótki pocałunek na jej ustach.

— I ja za tobą — uśmiechnął się. — Wejdź do środka. Dziękuję, że przyszłaś jeszcze dzisiaj. Na pewno jesteś głodna po pracy, więc zamówiłem nam pizzę i zaraz powinna być. Wybacz, że sam nic nie przygotowałem, ale chyba ciągle jestem trochę skołowany.

— Coś się stało? — Zapytała z niepokojem. Jednocześnie gratulowała sobie samej, bo wszystko wskazywało na to, że bardzo prosto i szybko dowie się, czy Jake jej posłuchał, czy wolał mieć ją w nosie.

— Trzecie alter... to znaczy Jake — odezwał się Steven, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Zarya natychmiast to zauważyła, dlatego do niego podeszła i złapała go za ręce, złączają je ze sobą. Grant odetchnął z ulgą. — W końcu nam się pokazał i nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze Khonshu, który nie zniknął. Marc jest wkurzony i nie ma, co się dziwić. Zresztą ja też, bo głupi gołąb nas okłamał. Jeszcze Jake... Och, proszę powiedz mi, że jak się z nim skonfrontowałaś, to nic ci nie zrobił?

Z największą uwagą słuchała tego, co opowiadał Steven i wcale nie była zaskoczona, że mówił jeszcze szybciej, niż normalnie. Potrafiła zrozumieć to, jak się teraz obydwoje z Marciem czuli. Sam fakt, że musieli na nowo zmierzyć się z tym, co myśleli, że już było za nimi, był wystarczająco irytujący. Ona sama pamiętała swoje wkurzenie, kiedy tylko zobaczyła Khonshu.

— Jake powiedział wam o naszej rozmowie? — Zmarszczyła brwi, a on skinął głową. — Kiedy dzień po moich urodzinach zniknęliście, tak zaczęłam go śledzić, bo wspólnie ustaliliśmy, że jak tylko nadarzy się okazja, to spróbuję się czegoś dowiedzieć. Gdy go spotkałam, powiedziałam mu, że powinien wam o sobie powiedzieć. Zagroziłam, że jeśli tego nie zrobi, to ja wam powiem. Nie był szczególnie miły, ale to nie ma większego znaczenia, ponieważ ty i Marc jesteście dla mnie najważniejsi. Zakładam, że o wszystkim wam powiedział, skoro wiecie o nim i Khonshu.

Zarya zacisnęła palce na jego granatowej koszulce, a Steven oparł czoło o jej. Wziął głęboki oddech, ale poczuła, że zdecydowanie się rozluźnił. Miała ochotę uśmiechnąć się do samej siebie, bo wiedziała, że w jakiś sposób to ona do tego się przyczyniła.

— Czyli nic ci nie zrobił? — Pokręciła głową, uznając, że nie ma co mówić dokładnie o tym, co się stało. — Nie ufam mu, dlatego możesz mi obiecać, że jak tylko będzie brał kontrolę, tak będziesz trzymać się od niego z daleka?

— To chyba będzie trudne...

— Proszę, love — coś w głosie Stevena sprawiło, że od razu skinęła głową.

— Wiesz, że jesteśmy w tym razem, prawda? Cokolwiek się stanie, tak zawsze możesz na mnie liczyć. Zależy mi na tobie i na Marcu i poradzimy sobie z tym. Nakopię Khonshu w tyłek, jeśli będzie tylko potrzeba.

Steven zaśmiał się po raz pierwszy od jej przyjścia. Pocałował ją w czoło, a ona poczuła, jak jakiś ciężar spadł jej z serca. Może nie wszystko było idealne, ale była szczera, gdy mówiła, że byli w tym razem. Jake mógł próbować ją zniechęcić, ale nie była głupia. Nie miała zamiaru rezygnować ani ze Stevena, czy Marca tylko dlatego, że Lockley miał negatywny stosunek do tej relacji.

Godzinę później obydwoje siedzieli na kanapie, ciesząc się swoim towarzystwem. Zamówiona pizza została całkowicie zjedzona, a puste opakowanie leżało na stoliku obok dwóch kubków z herbatą. Zarya opierała ramię o oparcie sofy i z zaangażowaniem słuchała opowieści Stevena o ostatnich odkryciach archeologicznych w Egipcie. Sama nie była aż tak wielką fanką, ale Grant miał umiejętność opowiadania o tego typu rzeczach w nietypowy, zdecydowanie interesujący sposób. Tym bardziej się cieszyła, że w końcu mógł pracować jako przewodnik po muzeum, chociaż osobiście widziała go bardziej na tych wszystkich wykopaliskach lub przynajmniej jako prowadzącego wykład z egiptologii.

— Twoje opowieści mi o czymś przypomniały, dear — odezwała się po tym, jak Steven skończył, a ona wyraziła swoją największą aprobatę i zachwyt na temat tego, co usłyszała. Chociaż miała wrażenie, że gdyby mówił o najnudniejszej rzeczy na świecie w tak samo interesujący sposób, to powiedziałby dokładnie to samo.

— Co znowu wymyśliłaś? — Zażartował, a ona uśmiechnęła się tajemniczo. Wstała z kanapy i wzięła do rąk swój plecak, który natychmiast zaczęła przeszukiwać.

— Mam coś dla ciebie — powiedziała, gdy wyciągnęła małą, papierową torebkę, a później wręczyła ją brunetowi. — Gdy szłam dzisiaj do pracy, to przechodziłam obok sklepu z akcesoriami do akwarium i jak tylko zobaczyłam tę figurkę z Anubisem, pomyślałam o tobie. Gus II i Gus III będą mieli nową dekorację.

Steven zajrzał do środka torebki i po chwili wyciągnął z niej małą, czarną figurkę z ludzką sylwetką i głową szakala. Jego oczy niemal od razu zaświeciły się z ekscytacji, co sprawiło, że Zarya uśmiechnęła się radośnie. Taki widok, podekscytowanego i szczęśliwego Stevena był dla niej jednym z najlepszych.

— To wygląda genialnie — odezwał się z zachwytem, przyglądając się figurce z każdej możliwej strony. — Dziękuję. Włożę ją jutro do akwarium. Będzie idealnie pasować — z największą ostrożnością odłożył posążek Anubisa na bok. — A skoro o prezentach mowa, to ja też mam coś dla ciebie. Z tego wszystkiego nie zdołałem ci wręczyć twojego prezentu na urodziny. Marc już to zrobił, ale musisz dostać również coś ode mnie.

Wstał z kanapy, a gdy wrócił, w rękach trzymał prostokątny podarunek, zapakowany w minimalistyczny, urodzinowy papier. Wręczył jej prezent z cichym 'wszystkiego najlepszego', a ona z czystym zaciekawieniem i największą starannością, rozerwała papier, zostawiając go w prawie idealnym stanie. Odłożyła go na bok, wiedząc, że zdecydowanie będzie mogła go użyć w przyszłości i spojrzała na przedmiot, który znalazł się na jej kolanach. Z początku myślała, że to była książka jak cała reszta, zapewne coś o mitologii, bo Steven za punkt honoru wziął sobie, by polecać wszystkie swoje ulubione pozycje (na jej własne życzenie). Jednak kiedy odwróciła przedmiot okładką do góry, wiedziała, że to była specjalna książka.

— Steven... — wyjąkała w szoku, przejeżdżając palcami po twardej oprawie. Na zdobionej 3D okładce znajdywały się hieroglify, które dokładnie rozpoznawała. Zresztą nie tylko znaki, bo samą książkę. — Jak...?

— Dzięki tej książce się poznaliśmy — wyjaśnił z radosnym uśmiechem. — Właściwie nie mam bladego pojęcia, co wtedy skłoniło mnie do tego, by w ogóle się odezwać. Jednak cieszę się, że ostatecznie to zrobiłem. Zajrzyj do środka, specjalnie napisałem dedykacje.

— Wiesz, że jesteś kompletnie uroczy, zgadza się? — Zagadnęła wesoło i zauważyła, jak na policzkach Stevena pojawiły się delikatne rumieńce. Otworzyła książkę i przerzuciła pustą stronę, aż w końcu dodarła do tej, na której znajdywała się dedykacja. — 'Dla najpiękniejszej bogini w każdym możliwym świecie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.'

Zaniemówiła, kompletnie poruszona. W oczach zebrały jej łzy i wiedziała, że po raz pierwszy w życiu czuła się, aż tak mocno kochana. Nikt nie mógł wmówić jej, że było inaczej.

— Pamiętam, jak niedawno rozmawialiśmy o tym, że chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o hieroglifach, więc uznałem, że to będzie najlepsza pozycja. Co o tym myślisz? — Zapytał Steven z ciekawością. — Podoba się?

— Jeszcze w to wątpisz — odparła radośnie. — Pamiętałeś, że akurat tę książkę wtedy trzymałam w dłoniach. Boże, Steven to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Obydwoje z Marciem wiele dla mnie znaczycie i och, naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Najpierw prezent od Marca, teraz to.

— Dla ciebie wszystko.

Wyciągnął dłoń do przodu, a później ułożył ją na jej policzku, delikatnie przejeżdżając po nim kciukiem. Obydwoje spoglądali na siebie ze szczęściem i ekscytacją. Zarya zarumieniła się pod intensywnością jego spojrzenia, aż w końcu Steven pochylił się w jej stronę. Przymknęła oczy tylko po to, by zaraz poczuć na swoich ustach delikatny pocałunek. Jego wargi były miękkie, ciepłe i dokładnie takie, jak je zapamiętała. Podparła rękę na jego ramieniu i westchnęła cicho, gdy ułożył dłonie na jej głowie, przyciągając do siebie tak blisko, jak to było tylko możliwe. Wykorzystał ten moment i pogłębił pocałunek, a jej wolna dłoń niemal od razu skierowała się do jego czarnych loków. Była wdzięczna za to, że siedzieli na kanapie, a Steven trzymał ją w swoich ramionach, bo wiedziała, że gdyby tylko stała, tak nogi odmówiłyby jej posłuszeństwa.

Był dla niej niczym najlepszy afrodyzjak, dla którego kompletnie traciła głowę i wcale tego nie żałowała. Czuła jednak, że tym razem w ich pocałunku było coś jeszcze. Dużo się nie myliła, bo kiedy oderwali się od siebie, bez problemu potrafiła zobaczyć, jak jego oczy pociemniały i patrzył na nią z wyjątkową namiętnością. Zagryzła dolną wargę, odwracając od niego na krótką chwilę swój wzrok, niespodziewanie zawstydzona intensywnością jego spojrzenia.

— Steven...

— Zarya...

Wyszeptali jednocześnie, a kiedy znów na siebie spojrzeli, była pewna, że myśleli o tym samym.

— Myślisz, że możemy...? — Wiedziała, że rumieńce na jej twarzy tylko się wzmocniły, gdy ukradkiem spojrzała na jego łóżko w głębi pokoju. W jednej chwili nieśmiałość kompletnie nią owładnęła i nie miała pojęcia, jak ubrać odpowiednio w słowa, to co chciała powiedzieć. Nie musiała, bo Steven dokładnie wiedział, co chodziło jej po głowie.

— Jeśli ty tego chcesz.

— Tak — powiedziała cicho. — Chcę. A ty?

Nagła niepewność kompletnie ją ogarnęła, ale szybko zniknęła, gdy Steven odłożył jej książkę na stolik, wstał z kanapy i wyciągnął w jej stronę rękę. Czuła mocno bijące serce, a ręce zaczęły drżeć ze zdenerwowania, ale była pewna tego, co chcieli zrobić. Nie mogła jednak odsunąć ze swojej głowy różnego rodzaju myśli – i tych pozytywnych, jak i negatywnych. Wiedziała czego się spodziewać, ale nigdy wcześniej nie znajdywała się w takiej sytuacji osobiście i nie chciała niczego zepsuć. Mimo tego była pewna jednej, prawdopodobnie najważniejszej rzeczy. Ufała mu całym sercem i kochała go, dlatego bez wahania przyjęła jego dłoń i dała się poprowadzić w głąb pomieszczenia.

Zatrzymali się dopiero przy jego łóżku. Stali twarzą w twarz i przez krótką chwilę tylko się sobie przyglądali, dopóki Zarya nie poczuła, że muszą w końcu coś zrobić. Pragnęła czuć jego pocałunki i dotyk na swoim ciele. Dlatego też tym razem to ona zainicjowała pocałunek, a Steven szybko go odwzajemnił. Chociaż ten zdecydowanie różnił się od tych, które kiedykolwiek z nim doświadczyła. Ułożył swoje ręce na jej biodrach i powoli zaczął sunąć nimi w górę, aż poczuła jego ciepłe dłonie na swoich plecach. Po jej ciele przeszły dreszcze, gdy skóra zetknęła się ze skórą, a ona przyciągnęła go tylko mocniej do siebie. Przesunęła swoje palce na jego szyję, w tym samym czasie składając krótkie pocałunki na jego żuchwie, powoli kierując je tuż za jego ucho.

Mruknął cicho, a ona poczuła, jak chłodniejsze powietrze uderzyło ją, gdy Steven zaczął podwijać jej bluzkę do góry. Odsunęła się od niego i bez słowa uniosła ręce do góry. Po chwili na ziemi znalazły się ich koszulki i jej biustonosz. Zarya miała wrażenie, jakby zatrzymał się czas. Brunet nie opuszczał z niej swojego spojrzenia i chociaż była w połowie rozebrana, tak jedynym miejscem, na jakie patrzył, były jej oczy. Uśmiechał się do niej, a ona jedynie mogła to odwzajemnić. Czuła się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie i wystarczała jej sama obecność Granta obok siebie.

Ułożyła dłonie na jego nagiej klatce piersiowej i niemal od razu zauważyła dwie okrągłe i widoczne blizny po postrzale. Chociaż strzały, które oddał Harrow powinny ich zabić, to jednak wrócili do życia, ale nie bez pamiątki. Kostium od Khonshu mógł chronić ich od jakichkolwiek ran, tak te pozostawiły po sobie stały ślad, o którym nie można było zapomnieć. Tak samo, jak jej blizna na boku, na której również poczuła delikatny dotyk. Nie wiedziała, czy akurat miejsce po ranie było nad wyraz wrażliwie, czy to była zasługa tego, że czuła na sobie dotyk Stevena. Jednak cała zadrżała, a później pochyliła się nad nim i złożyła krótki pocałunek najpierw na jednej i potem na drugiej bliźnie na jego ciele.

Love — wyszeptał cicho, łamiącym się głosem.

Uniosła na niego swoje spojrzenie, a on chwycił ją za szyję, pociągnął do góry, a ich usta ponownie się złączyły. Wykorzystała tę chwilę i dokładnie badała każdy odkryty fragment jego ciała. Palce przejeżdżały po jego brzuchu, klatce piersiowej i plecach. Trzymała się go, bo wiedziała, że jeśli tylko by go puściła, tak z pewnością, by upadła. Nie mogła oderwać się od jego ust i nie potrafiła wyobrazić sobie, by ktokolwiek inny poza nim, czy Marciem, dotykał ją w ten sposób.

— Jesteś taka piękna — szeptał między kolejnymi pocałunkami, układając ją na łóżku i odgarniając z jej twarzy zbłąkane pasma włosów.

Miała wrażenie, że śni i to wszystko było jak marzenie. Jednak jego dotyk był jak najbardziej prawdziwy. Odczuwała go na każdym fragmencie swojego ciała. Jęknęła cicho, gdy jego usta znalazły się na wyjątkowo wrażliwym miejscu między jej szyją a barkiem. Coraz trudniej było jej panować nad poprawnym oddechem, a każda pieszczota, którą doświadczała, powodowała, że chciała więcej i więcej. Sama nie była bierna. Starła się, najlepiej jak mogła i ciche dźwięki zadowolenia, które słyszała z jego strony, przekonywały ją, że cokolwiek robiła, tak było to coś dobrego.

Ich ruchy były powolne i nigdzie się nie śpieszyli. Dla niej w tym momencie nie istniało nic innego oprócz tego, że była z nim, tak blisko, jak to było tylko fizycznie możliwe. Była w stanie myśleć tylko o tym, jak dobrze czuła się w jego ramionach, jak ciało reagowało na każdy najmniejszy dotyk, a serce na każde jego zachwycone słowo.

Steven oparł się rękami o materac po obu stronach jej głowy. Zarya czuła jak jego Gwiazda Dawida zwisa z jego szyi i delikatnie ociera się o jej i tak już wrażliwe piersi. Prowadziła swoje dłonie po jego ciele – przez klatkę piersiową, boki, aż w końcu zatrzymała je na dole pleców. Rozszerzyła nogi i przyciągnęła go do siebie, jakby nieświadomie – albo całkowicie świadomie, tego nie była pewna – zapraszając do dalszego działania. Jego palce, usta i wszystko, co do tej pory robił, było wspaniałe, ale chciała czegoś więcej. Potrzebowała czegoś więcej.

— Steven — mruknęła niemal do jego ust, unosząc się do góry, tak by mogła się do niego zbliżyć. — Proszę.

O co dokładnie go prosiła, nie do końca wiedziała. Chciała, by zrobił cokolwiek. Doceniała to, że nie mógł oderwać od niej swojego wzroku. Patrzył na nią, tak jakby to ona była odpowiedzialna za stworzenie całego nieba i gwiazd, ale jego gorące spojrzenie sprawiało, że zaczęła się niecierpliwić.

— Jesteś pewna? — Zapytał z pełnym oddaniem. Wiedziała, że nie zrobiłby nic, na co by nie wyraziła zgody, tak sama mogła usłyszeć, jak jego głos niespodziewanie się obniżył. Przez chwilę miała wrażenie, że to był Marc. Chociaż mogła go dostrzegać, tak czuła, jak serce zabiło jej o wiele szybciej na samą myśl, że nawzajem mogli przejmować kontrolę. Mimo tego wiedziała, że teraz był przy niej Steven. — Nie musimy robić nic, na co nie jesteś gotowa

— Wiem, ale jestem pewna — odpowiedziała, z trudem próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Chcę cię, Steven. W każdy możliwy sposób. Najbliżej jak tylko się da.

Złożyła krótki pocałunek na jego gardle, ale zaraz Steven pochylił się nad nią i chwycił jej wargi w swoje usta. Zamknął ich w gorącym i niecierpliwym pocałunku, co tylko pozwoliło jej twierdzić, że pragnął tego, tak samo jak ona. Westchnęła cicho, gdy poczuła, jak palcami przejechał przez jej piersi i pomiędzy nimi, aż w końcu zatrzymał rękę na jej biodrze. Przesunął ją na wewnętrzną stronę uda, uniósł jej nogę do góry i oparł o swój bok. Miała wrażenie, że w ten sposób zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej.

Przymknęła na chwilę oczy, gdy nie była w stanie poradzić sobie ze wszystkim, co czuła. Była otumaniona wszelkimi emocjami, tym co robił Steven z jej ciałem i samą jego obecnością. Było to przyjemne uczucie i serce chciało wyrwać się z jej piersi ze szczęścia.

— Spójrz na mnie — poprosił cicho, opierając swoje czoło o jej. Gdy otworzyła oczy, widziała, jak patrzył na nią z uśmiechem, tak charakterystycznym dla niego. Przypomniało jej to ich pierwszy pocałunek, tuż przed wejściem do grobowca Aleksandra Wielkiego. Tamtego dnia po tym zdarzeniu uśmiechał się bardzo podobnie, co sprawiało, że nie potrafiła oderwać od niego swojego wzroku. Była nim kompletnie odurzona, zafascynowana i miała wrażenie, jakby to on był centrum całego jej wszechświata. — Jestem przy tobie. Już zawsze będę.

Kiedy ich ciała w końcu się połączyły, miała wrażenie, jakby widziała gwiazdy przed oczami. Naparła mocniej na jego klatkę piersiową, czując, jak pod wpływem wzajemnego dotyku na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Skurcze w brzuchu tylko się nasiliły. Steven złączył ich palce razem i przez cały ten czas, żadne z nich nie potrafiło zerwać kontaktu wzrokowego.

Później kompletnie zapomniała o całym świecie i skupiła się tylko i wyłącznie na nim. Potrafiła myśleć jedynie o tym, jak ich ciała były splecione w jedno, o przyśpieszonych w tym samym rytmie sercach, nierównych oddechach i przyjemności, która obezwładniała ją z każdą mijającą sekundą.

Jednak wśród nich, jedna myśl była na tyle głośna, że miała już na zawsze wyryć się w jej pamięci.

Wiedziała, że całkowicie oddała swoje serce. 



\‥☾‥/

A/N:

Zarya i Steven - two idiots in love, 

ale no kocham ich po prostu,

heh, dajcie znać, 

jak się podobała hot scena xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top