❦ Rozdział 11.

     Ku ogromnemu zadowoleniu Raven, szybko opuścili restaurację, w której siłą wepchnęła w siebie niewielką ilość frytek z sosem, podstawianych jej pod nos raz przez Archiego, raz przez Cheryl. Nie była w najlepszym nastroju i chociaż starała się uśmiechać, brać czynny udział w rozmowie towarzyszy, co chwilę pogrążała się we własnych myślach.

     Rozchmurzyła się dopiero w chwili, gdy przekroczyła próg wielkiego domu Cheryl i dobrała się do barku, gdzie znajdował się alkohol. Blossom, choć obawiała się gniewu matki, równie mocno pragnęła wyprowadzić ją z równowagi, dlatego kazała gościom częstować się wszystkim, na co mieli ochotę. Tak się jednak złożyło, że jedynie Raven popijała drogą whiskey z gwinta, totalnie ignorując Jugheada, który raz po raz przypominał jej o ważnym dniu, mającym się odbyć już jutro.

     Cheryl może i nie znała tej dziewczyny wystarczająco długo, ale doskonale wiedziała, jak zachowywał się ktoś, kto popadł w emocjonalny dołek i za wszelką cenę starał się to ukryć.

     W chwili, gdy Raven usiadła Archibaldowi na kolanach i zaczęła się z nim całować, Cheryl podniosła się z łóżka i czym prędzej odepchnęła dziewczynę od wyraźnie zadowolonego chłopaka. Wiedziała, że Andrews leciał na nową mieszkankę Riverdale, jednak to wcale nie oznaczało, że powinien zachowywać się w taki sposób.

     Przeprosiła chłopaków i pociągnęła koleżankę w stronę łazienki, nie siląc się na bycie delikatną. Raven szła za nią bez słowa, ściskając w wolnej dłoni butelkę z nieco opróżnioną whiskey, którą pochwyciła podczas wychodzenia z pokoju. Alkohol szumiał jej w głowie, jednak wcale nie sprawił, by poczuła się lepiej. Tykanie zegara uświadamiało jej, że zbliża się do nieuniknionego. Poinformowała już Gladys o swojej inicjacji i chociaż ta ją pochwaliła, doskonale wiedziała, że za tymi słowami kryło się coś więcej. Ostrzeżenie. Jeśli coś spartaczy, zginie.

     Jeśli FP i jego gang dowie się prawdy, zginie.

     Znajdowała się w naprawdę beznadziejnej sytuacji i nie wiadomo czemu, na tę myśl zaczęła chichotać jak głupia.

     – Coś się stało? – spytała zmartwiona Cheryl, odbierając koleżance alkohol.

     Usadowiła ją na muszli i delikatnie odgarnęła ciemne włosy z twarzy, by bliżej przyjrzeć się jej zaszklonym oczom. Nie miały okazji widywać się tak często, jakby tego chciała, ale rozumiała, że Raven miała ważniejsze rzeczy na głowie, niż spędzanie czasu z nastolatką. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna była w opłakanym stanie i kiepsko szło jej ukrywanie tego.

     – Ty i Jughead naprawdę ładnie ze sobą wyglądacie. Niby pochodzicie z różnych światów, a jednak was do ciebie ciągnie – oznajmiła radośnie Raven, ignorując jej pytanie.

     Na policzkach Cheryl momentalnie pojawił się uroczy rumieniec, który barwą dorównał czerwonej szmince. Minęło kilka tygodni, odkąd zaczęła systematycznie spotykać się z Jonesem i bardzo lubiła, gdy zakradał się do niej w nocy, by wspólnie pooglądać filmy, ale oficjalnie nie byli parą. Nawet się nie całowali! To byłoby naprawdę nie na miejscu, gdyby Jughead znalazł sobie kogoś nowego, skoro dopiero co zerwał z Betty i Cheryl doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

     Tak samo, jak zdawała sobie sprawę z tego, że powinna trzymać Jugheada od siebie z daleka, a jednak tego nie robiła.

     – Jesteś taka przygnębiona z powodu tego wielkiego dnia, o którym co chwilę przypomina ci Jug? – spytała spokojnie Cheryl.

     Raven roześmiała się przez łzy.

     – Moje życie to jeden wielki cholerny żart, wiesz? Powinnam wziąć pistolet i strzelić sobie w łeb, a tak krążę od jednego gangu do drugiego, bezustannie czując oddech śmierci na karku. Nie mogę być tak beztroska, jak wy, a uwierz mi, że bardzo bym chciała wieść normalne życie.

     – Zamierzasz wstąpić do South Side Serpents?

     Raven znów się roześmiała, wzruszając ramionami.

     – Nie mam wyjścia.

     Cheryl chciała zacząć prawić jej morały, ale gdy tylko dostrzegła łzy, spływające po jej policzkach, bez słowa ją przytuliła. Nie miała prawa jej oceniać, ponieważ nie wiedziała, jak do tej pory wyglądało jej życie. Pojawiła się w Riverdale znikąd i chociaż Jughead przekonywał, że Raven była jego koleżanką z dzieciństwa, całe miasteczko aż huczało od plotek na temat jej związku z FP.

     Poza tym Jughead również należał do gangu, a mimo to wciąż żył i miał się dobrze, więc chyba nie było tak źle, prawda? W porównaniu do niej i Penelope chłopak miał chyba dobre relacje z ojcem. Przynajmniej tak jej się wydawało.

     – Musisz odpocząć. Poproszę Juga, by zabrał cię do domu – oznajmiła Cheryl, pomagając dziewczynie wstać.

     – Ja nie mam domu – oznajmiła Raven z głupkowatym uśmieszkiem. – Nie wiem nawet, kim jestem. Jakie było moje prawdziwe imię? Czekaj, niech pomyślę...

     Cheryl wyprowadziła koleżankę z łazienki i zaprowadziła ją z powrotem do pokoju, posyłając Jugheadowi uważne spojrzenie. Archie musiał dostać niezłą reprymendę, ponieważ siedział bez słowa, wpatrując się w szatynkę z kamiennym wyrazem twarzy. Wyglądał na wkurzonego.

     – Patricia McCarthy! – wypaliła nagle Raven, wskazując palcem na Jugheada. – Tak to właśnie leciało!

     – Archie, możesz zawieźć mnie do przyczepy? Ona zdecydowanie ma na dzisiaj dość – poprosił Jughead, patrząc na przyjaciela.

     Nie mógł pozwolić, by Raven nie pojawiła się jutro na inicjacji i zrobiła z jego ojca idiotę przed całym gangiem, a jeśli nie wytrzeźwieje, z pewnością tak też się stanie.

     Archie podniósł się z krzesła i podszedł do chwiejącej się na nogach dziewczyny, by bez większego wysiłku wziąć ją w ramiona. Była lekka jak piórko i choć śmierdziało jej z ust alkoholem, w ogóle się tym nie przejmował.

     Był zły na Jugheada, ponieważ nienawidził South Side Serpents z całego serca i nie mógł uwierzyć, że zamierzał wplątać Raven w ten brudny świat. Może i nie miał prawa ingerować w jej życie, ale nie omieszkał powiedzieć, co sądził na ten temat.

     Gdy Archie opuścił pokój z Raven na rękach, Jughead podszedł do Cheryl i położył dłonie na jej szczupłych ramionach.

     – Przepraszam, ale dziś muszę zostać na noc w przyczepie i jutro nie zdołam znaleźć dla ciebie czasu. Nie sądziłem, że Raven tak się odpali.

     – Ona wydaje mi się okropnie samotna, Jug. O co chodziło z tą Patricią McCarthy? To jej siostra?

     – Sprawdzę to – obiecał. – A teraz odpocznij i niczym się nie przejmuj. Napiszę do ciebie, jak tylko znajdę się w domu.

      Skinęła głową i uśmiechnęła się, gdy czule dotknął jej policzka. Serce biło jej jak oszalałe. Miała ogromną ochotę go pocałować, ale bała się, że przekroczy w ten sposób barierę, której nie powinna. Jakiś czas temu stwierdziła, iż poczeka na pierwszy ruch ze strony chłopaka. Jeśli będzie gotowy na nowy związek, z pewnością to wyczuje.

     Odprowadziła go z uśmiechem do drzwi, by potem patrzeć przez okno, jak stary samochód znika z posiadłości jej rodziny.

     FP siedział na leżaku przed przyczepą, powoli popijając piwo pod gwieździstym niebem. Gdy Archie przyprowadził do przyczepy pijaną Raven, od razu poczuł, że nie będzie to przyjemny wieczór. Sam fakt, iż Jug zdecydował się zostać na noc w przyczepie, dał mu wyraźnie do zrozumienia, że coś się stało.

     – Patricia McCarthy. Mówi ci to coś?

     FP momentalnie się spiął, słysząc pytanie syna.

     Jughead zajął miejsce na leżaku obok i skupił wzrok na ojcu. Gdy tylko pozbył się Archiego, przekopał internet i o dziwo znalazł informację na temat zaginionej w wieku szesnastu lat Patrici McCarthy. Nie musiał długo przyglądać się zdjęciu dziewczynki, by rozpoznać piwne oczy Raven, a także urocze dołeczki, które pojawiały się, gdy tylko się uśmiechała. Choć od tamtego wydarzenia minęło kilka lat, podobieństwo było zbyt uderzające, by uwierzył w zbieg okoliczności.

     – Skąd wiesz? – spytał zrezygnowany FP, wiedząc, że nie było sensu kłamać. Jeśli Jughead pytał o to imię, z pewnością znał już prawdę.

     Chłodny wiatr przyjemnie muskał jego twarz, a panująca dookoła cisza była bardzo przyjemna. FP szczerze żałował, że nie mógł posiedzieć w samotności i pomyśleć nad jutrzejszym dniem. Ucieszyłby się nawet z beztroskiej rozmowy z synem, ale wiedział, iż na to nie miał co liczyć.

     – Twoja dziewczyna chyba źle przeżywa fakt, że ostatnio ją ignorujesz. Najwyraźniej Toni i Sweet Pea dali dupy, skoro się upiła i zaczęła na głos wypowiadać swoje prawdziwe imię – zauważył kwaśno Jughead, marszcząc gniewnie brwi. – Dlaczego nie oddałeś jej w ręce szeryfa? Rodzina z pewnością wciąż żyje nadzieją, że wróci do nich cała i zdrowa.

     – Rodzina dostała za nią kupę kasy i jakiś czas później jej rodzice oraz jedna z sióstr zostali zamordowani. – Widząc spojrzenie syna, dodał: – Raven została sprzedana w wieku szesnastu lat handlarzom ludzi. Chyba nie muszę obrazować ci tego, przez co przeszła?

     – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

     – A co by to zmieniło? Nagle przestałbyś jej nienawidzić? – Widząc minę Jugheada, wzruszył ramionami. – Sam widzisz. Pewnie węszyłbyś dalej, przeczuwając jakiś podstęp. Sam poprosiłem Kellera, by dokładnie ją sprawdził i wszystko się zgadza. Może teraz zrozumiesz, dlaczego tak bardzo chcę, by dołączyła do Węży.

     – Naprawdę spotkałeś ją przez przypadek?

     FP uśmiechnął się pod nosem. Cały Jughead. Najpierw milion pytań, potem zrozumienie.

     – Wracałem od twojej matki i Jellybean, gdy wybiegła z lasu. Zabiła człowieka, z którym pracowała i uciekła. Nie potrafiłem jej zostawić – powiedział, wpatrując się w łodygi drzew, które podrygiwały wraz z podmuchem wiatru.

     Ostatnio nie miał dla Raven w ogóle czasu, to prawda, ale Toni i Sweet Pea zapewniali go, że z dziewczyną było wszystko w porządku. Dlaczego więc leżała nieprzytomna na kanapie?

     – To dziwne, że znajdowała się w tym lesie akurat wtedy, gdy miałeś przejeżdżać obok – pomyślał na głos Jughead. Widząc karcące spojrzenie ojca, dodał pospiesznie: – Tall Boy przestał w końcu buntować ludzi przeciwko twojej decyzji?

     FP wziął kolejny łyk piwa i skupiwszy uwagę na gwiazdach, zaczął zastanawiać się nad swoją codziennością. Czasem miał dość bycia głową South Side Serpents. Tęsknił za normalną pracą, domem, w którym czekała na niego uśmiechnięta żona i dzieci. Tęsknił za zwyczajnymi dniami i coraz częściej zastanawiał się, jakby to było, gdyby odszedł. Czasu nie dało się cofnąć, ale zawsze mógł odmienić teraźniejszość. Nie był jednak pewien, czy dałby radę żyć w inny sposób, niż dotychczas.

     – Raven ma jutro pojechać z nim i Joaquinem za miasto. Chcą przekonać się na własne oczy, czy rzeczywiście może być z niej jakiś pożytek. Uważają, że kolejna bezużyteczna gęba do wyżywienia nie jest potrzebna gangowi.

     Jughead doskonale wiedział, że Tall Boy miał na myśli jego.

     – O której ma z nimi pojechać?

     – Przed piętnastą. Gdy uda jej się sprzedać odpowiednią ilość narkotyków, wróci tutaj i zatańczy przed resztą gangu. Potem czeka ją ostatnia część inicjacji.

     – Co, jeśli nie zdoła nic sprzedać?

     FP rzucił pustą butelkę pod siedzenie.

     – Wywiozą ją z dala od Riverdale i będzie musiała radzić sobie sama.

     Jughead uniósł brwi, patrząc na ojca z niedowierzaniem. Żaden członek gangu nie musiał przed wstąpieniem udowodnić, że mógł się na coś przydać! Nie tak powinno to wszystko wyglądać!

     – O co chodzi z tą ostatnią częścią inicjacji? – spytał, nie spuszczając wzroku z ojca. Widział w jego oczach zmartwienie oraz strach, a to nie wróżyło niczego dobrego.

     – Zabije Katherine albo umrze z jej rąk. W ten sposób Katherine otrzyma kolejną szansę po tym, jak ukradła pieniądze z sejfu. Jeśli zaś przegra, ukryjemy jej ciało i powitamy Raven jako nowego członka.

     Dopiero teraz Jughead zrozumiał, dlaczego FP zlecił Sweet Pea uczenie Raven samoobrony oraz przydatnych chwytów w walce. Z początku wydawało mu się, że chciał uchronić ją przed ewentualnymi atakami ze strony Ghuli, ale teraz wszystko zaczęło nabierać zupełnie innych barw.

     Nie mógł uwierzyć, że jego ojciec zgodził się na coś takiego. Powinien pozbyć się każdego, kto podważał jego decyzje, a on rzucał Raven na pożarcie Katherine, która nie powinna mieć w ogóle możliwości na odpokutowanie swoich win.

     FP musiał dostrzec negatywne emocje malujące się na jego twarzy, ponieważ oznajmił spokojnym, pokonanym głosem:

     – Nie miałem wyboru, Jug. Musiałem się na to zgodzić. Nie mogę robić czegoś przeciwko swoim ludziom. Nie, gdy znaczna większość poparła pomysł Tall Boy'a.

     Właśnie dlatego starał się unikać Raven na wszelkie sposoby. Nie miał odwagi, by powiedzieć jej o tym, co ją czekało, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał prawa tego przed nią ukrywać.

     Zawsze jedna część inicjacji była tajemnicą dla nowego członka gangu. Mężczyźni na sam koniec otrzymywali bolesne ciosy od każdego z członków, a kobiety musiały zatańczyć erotyczny taniec w Whyte Wyrm.

     W przypadku Raven zasady zostały nieco zmienione, zważywszy na to, że nikt o niej nic nie wiedział.

     Co ma być, to będzie, myślał FP, wpatrując się w gwieździste niebo i wmawiając sobie, że nic go to nie obchodziło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top