❦ Rozdział 07.
– Trzymam cię za słowo i wierzę, że spotkamy się u Popa. Zadzwonię do ciebie i się zgadamy – powiedział Archie, kierując się w stronę przyczepy z mnóstwem toreb. – Mam twój numer, więc nie myśl, że zdołasz mi uciec.
Raven zarumieniła się, gdy puścił jej oczko i skinął, by otworzyła drzwi od przyczepy. Chłopak tak ją zagadał, że nawet nie wiedziała, kiedy zapisała podany przez niego numer i puściła mu krótki sygnał, gdy prowadził. Musiała przyznać, że nie tylko jego mięśnie robiły na niej wrażenie. Jego uśmiech i lśniące brązowy oczy sprawiały, że nie potrafiła oderwać od niego wzroku. W dodatku słuchał tego, co mówiła i choć karmiła go kłamstwami, była pod szczerym wrażeniem, jak bardzo interesowała go jej osoba.
Nie patrzył na nią podejrzliwie jak FP, czy też Jughead. Nie doszukiwał się podstępu w jej nagłym pojawieniu się w Riverdale i najwyraźniej nie przeszkadzała mu różnica wieku, jaka ich dzieliła. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna zawierać żadnych znajomości, ponieważ ostatecznie i tak stąd ucieknie, by wrócić do gangu Gladys, potrzeba poczucia się „normalnie" była tak wielka, że nie potrafiła się powstrzymać. Chciała spędzić trochę czasu z Cheryl i Archie'm, ponieważ ich polubiła. FP również zdobył jej sympatię, choć na każdym kroku odczuwała z jego strony dystans. Był ostrożny, a ona wcale mu się nie dziwiła, ponieważ kiepsko wychodziło jej udawanie dziewczyny, która dopiero co uciekła z łap handlarzy ludźmi i zamordowała człowieka. Musiała czym prędzej coś wymyślić, by nie wpakować się w jeszcze większe tarapaty.
– Archie? – Jughead zerwał się z kanapy, gdy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Na widok przyjaciela, uniósł wysoko brwi. – Co ty tu robisz?
– Odwiozłem twoją koleżankę do domu – odparł radośnie rudzielec, posyłając mu znaczący uśmiech. – Nie wspominałeś, że będziemy mieli nową mieszkankę w Riverdale. Gdybym wiedział, inaczej bym się przygotował, choć myślę, że i tak udało mi się zrobić pozytywne wrażenie.
Jughead patrzył to na szczerzącego się przyjaciela, to na wyraźnie zmieszaną Raven. Chciałby w tym momencie nie znać myśli Archiego. Niestety całe Riverdale wiedziało o zamiłowaniu tego chłopaka do starszych dziewczyn, a że Raven w dodatku była bardzo ładna, bez wątpienia zdążył już stracić dla niej głowę.
Archie Andrews był doprawdy bardzo kochliwy.
– Myślę, że lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz – powiedział w końcu, gdy zdołał pogodzić się z faktem, że znajoma jego ojca robiła zdecydowanie zbyt duże zamieszanie.
Archie zmarszczył brwi i położył w końcu torby na ziemi.
– Nie poczęstujesz mnie herbatą? – spytał zdumiony, a Jughead w tym momencie zaczął wypychać go za drzwi. – Co z tobą?
– Do zobaczenia, Archie. Porozmawiamy innym razem, pa! – Pomachał na pożegnanie i zamknął chłopakowi drzwi przed nosem.
Od razu skierował się do szyby, by zza długiej firany obserwować, czy chłopak skierował się w stronę swojego samochodu. Na szczęście tak też zrobił, dzięki czemu po chwili mógł skupić uwagę na milczącej Raven. Dziewczyna stała oparta o lodówkę i nawet nie zabrała się za rozpakowanie toreb, a było ich dość sporo. W dodatku miała na sobie idealnie dopasowany kombinezon w kwiaty i jeśli oczy go nie myliły, na jej twarzy gościł delikatny makijaż. Musiał przyznać, że Cheryl odwaliła kawał dobrej roboty.
– Wyjaśnisz mi, dlaczego od początku musisz tak bardzo rzucać się w oczy? – spytał, mierząc ją groźnym wzrokiem.
– Nie rozumiem.
– Wychodzisz na zakupy z Cheryl, a wracasz z Archie'm! – oburzył się, wskazując na szybę. – Nie uważasz, że to za wcześnie, by zawierać nowe znajomości? Zwracasz na siebie uwagę, a my nawet nie wiemy, kim jesteś! Od początku nie podobało mi się to, że ojciec cię tu przyprowadził i wiedz, że prędzej, czy później dowiem się, co kombinujesz. Wtedy nawet mój naiwny ojciec ci nie pomoże!
Raven policzyła w myślach do dziesięciu i przybrała smutny wyraz twarzy, starając się zapanować nad swoim temperamentem.
– Jest mi bardzo przykro, że uważasz mnie za wroga, choć nic ci nie zrobiłam. FP mi pomógł i jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Nigdy nie zrobiłabym niczego, co mogłoby go zranić – oznajmiła spokojnie, nie spuszczając z niego oczu. Czuła ogromne poczucie winy, ponieważ kłamstwo z niebywałą lekkością opuściło jej usta. Prawda była taka, że Gladys zamierzała pozbyć się byłego męża, a ona miała jej w tym pomóc. Musiała jednak to ukrywać, nawet jeśli wcale nie chciała w tym uczestniczyć. Nie miała wyboru i musiała czym prędzej się z tym pogodzić.
Jughead podszedł tak blisko, że niewiele brakowało, by stykali się nosami. Choć serce biło jej jak szalone ani na chwilę nie spuściła wzroku z jego chłodnych, błękitnych oczu. Wyglądało na to, że jej osoba rzeczywiście nie wzbudziła w nim zaufania. Gladys wspominała, iż jej syn w każdym człowieku doszukiwał się zła, nie sądziła jednak, że ona mogła wzbudzić w nim tak negatywne emocje. Bała się, że przez niego wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej.
– Będę miał cię na oku i jeśli coś ukrywasz, pożałujesz tego – ostrzegł Jughead, wbijając palec w jej ramię. – Z South Side Serpents się nie zadziera. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co dzieje się z ludźmi, którzy zadrą z kimś z gangu. Zdrada kończy się śmiercią, a przeczucie mówi mi, że długo nie pomieszkasz w Riverdale.
Raven wzięła głęboki oddech dopiero w chwili, gdy chłopak się od niej odsunął i ruszył w stronę odwieszonej, skórzanej kurtki. Oczywiście, że wiedziała, jak kończył się konflikt z gangsterami. Prawie całe jej życie polegało na zadowalaniu kogoś z gangu i spełnianiu jego rozkazów, a teraz mogła zginąć podczas misji, ponieważ Gladys wrzuciła ją w paszczę lwa.
– Dlaczego poprosiłeś Cheryl, by mi pomogła, skoro masz o mnie tak złe zdanie? – spytała, gdy chłopak ruszył w stronę drzwi.
Jughead zatrzymał się z dłonią na klamce. Nie odwróciwszy się w jej stronę, powiedział:
– Ponieważ ojciec mnie o to poprosił. Zrobię dla niego wszystko, a to oznacza, że cię rozgryzę, nim sprowadzisz na niego kłopoty.
Wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami i pozostawił ją z natłokiem myśli. Naprawdę nie sądziła, że tak ciężko będzie się wkupić w łaski Jonesów. Gdyby Gladys już na początku powiedziała, że FP należał do gangu, inaczej by to rozegrała. Byłaby ostrożniejsza, może i udałoby jej się namówić kobietę, by zleciła zadanie innej dziewczynie, a tak nie mogła już uciec.
Gdy upewniła się, że Jugheada nie ma w pobliżu przyczepy, sięgnęła po komórkę i wystukała numer swojej szefowej. Czekała na połączenie, nerwowo obgryzając skórki od paznokci. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała, przez co jej dłonie nigdy nie prezentowały się ładnie.
– Gladys, jest problem – powiedziała na wstępie, nie siląc się na powitanie.
– Moon? W końcu się odezwałaś! Co się dzieje?
Moon. Jeśli Gladys miała coś wspólnego z FP, to bez wątpienia było to nadawanie imion. Choć Moon to była jej ksywa, a na fałszywym dowodzie widniała jako Patricia Warren, odkąd Gladys ją uratowała.
– Wydaje mi się, że FP mi nie ufa. Nie potrafię udawać pokrzywdzoną ofiarę, choć kiedyś rzeczywiście nią byłam. Mówiłam ci, że nie jestem dobrą aktorką! On mnie zabije! – powiedziała w końcu.
– Jeśli ma cię zabić, to po wykonaniu zadania, rozumiesz? – usłyszała szorstki głos, który nie pozostawiał złudzeń. Gladys nie obchodziło to, co się z nią stanie. – Masz się pozbyć FP, najlepiej wpakuj go do więzienia. Ten idiota jest cholernie naiwny, na pewno poleciał na twoją niewinną buźkę.
– Widzi, że coś jest ze mną nie tak! – zaprzeczyła. – Wcale nie jest taki naiwny, jak myślisz. W dodatku Jughead...
– Poradzisz sobie, rozumiesz?! Jeśli nie podołasz zadaniu, sama cię zabiję i dobrze o tym wiesz. Rozłączam się i nie dzwoń do mnie więcej. Jeśli będę czegoś chciała, sama się odezwę.
Dźwięk zakończonego połączenia sprawił, że Raven z niedowierzaniem odsunęła komórkę od ucha. Wpatrywała się w ekran zdruzgotana, a dłonie drżały jej ze strachu.
Opadła na podłogę i rozpłakała się. Jak długo jej życie będzie wyglądało w taki sposób? Jak mogła pomyśleć, że Gladys była jej wybawieniem?! Trafiła z jednego piekła w drugie i już sama nie wiedziała, co było gorsze.
Pragnęła odnaleźć rodziców i zabić ich za to, że zniszczyli jej życie, ale było to niemożliowe. Poza tym nie miała pewności, czy zdołałaby się na nich zemścić, dlatego Gladys zrobiła to za nią. Kobieta nie chciała wyjawić, jak przebiegło ich spotkanie. Powiedziała tylko, że nie będą dłużej niepokoić Raven i dostali za swoje. Cokolwiek to znaczyło, dziewczyna była jej ogromnie wdzięczna i naprawdę widziała w niej dobrego człowieka. Niestety szybko okazało się, iż Gladys była taka sama, jak inni ludzie, należący do gangu.
Raven otarła z policzków łzy i podniosła się z podłogi, po czym zabrała się za rozpakowywanie zakupów. Kupione ubrania postanowiła zostawić w torbach, ponieważ nie wiedziała, gdzie mogłaby je poukładać. Wciąż nie miała swojego kąta w tej małej przyczepie i z każdą minutą zaczynała wątpić, by kiedykolwiek go otrzymała. Prędzej wyląduje w piachu z kulką w głowie, nim zdąży się nacieszyć znajomością z Cheryl, czy też Archie'm.
FP czekał w wyznaczonym miejscu od paru ładnych minut, przez co z każdą chwilą niecierpliwił się coraz bardziej. Bał się, że poproszenie szeryfa o pomoc mogło sprowadzić na niego kłopoty, ale Tom wisiał mu przysługę, dlatego wierzył, iż go nie wystawi. Oczywiście nikt nie mógł się dowiedzieć, że tutejszy szeryf miał coś wspólnego z głową gangu, dlatego spotykali się w lesie, poza ciekawskimi spojrzeniami mieszkańców Riverdale.
Już miał wyjąć komórkę, gdy ujrzał szeryfa. Choć twarz mężczyzny zdobiło już kilka zmarszczek, a jego gęste włosy całkowicie posiwiały, wciąż był przystojny i bardzo umięśniony. Tom Keller zawsze dbał o swoją formę, niestety jego dobry wygląd nie sprawił, by jego żona została przy nim do końca życia.
FP przywitał się z nim i mimowolnie znów rozejrzał się dookoła.
– Udało ci się zdobyć to, o co cię poprosiłem? – spytał, a szeryf wyjął spod kremowej koszulki dużą kopertę. FP od razu wyjął ze środka plik kartek i zaczął je przeglądać.
– Dziewczynka, o którą pytałeś, faktycznie zaginęła i nie znalazła się aż do dzisiaj, ale wiesz, co mnie zdziwiło podczas przeglądania akt? – Keller zmarszczył jasne brwi i nie czekając na zainteresowanie ze strony mężczyzny, kontynuował: – Sześć lat po zniknięciu dziewczynki, jej rodzice i jedna z sióstr zostali zamordowani we własnym mieszkaniu. Podobno to była prawdziwa rzeźnia, a sprawcy wciąż nie znaleziono.
FP wpatrywał się w zdjęcie nastoletniej Raven. Był ciekaw, jak dziewczyna zareagowałaby na wieść o śmierci najbliższych.
Chociaż szeryf potwierdził słowa dziewczyny, wciąż mu w niej coś nie pasowało. Nawet jeśli dużo wcześniej znalazł jej zdjęcie w internecie, chciał być pewien na sto procent, dlatego poprosił szeryfa o zdobycie informacji. O dziwo poszło to całkiem sprawnie, a wszystko dzięki temu, że jeden z jego kuzynów pracował akurat w Los Angeles, gdzie dziewczyna się urodziła. Wszystkie akta związane z Patricią McCarthy, a także zamordowanymi członkami jej rodziny zostały przesłane na maila, a Keller je wydrukował i przyniósł.
– Dziękuję za pomoc. Jesteśmy kwita – powiedział w końcu FP, wyciągając do mężczyzny dłoń.
– Po co szukasz tego dziecka? Zdajesz sobie sprawę z tego, że pewnie już dawno nie żyje? Wiesz, jak zazwyczaj kończą zaginieni ludzie.
– Po prostu zaciekawiła mnie jej historia, a na internecie nie znalazłem informacji, by została odnaleziona – skłamał, choć wiedział, że szeryf i tak mu nie uwierzy. – Muszę się zbierać. Jak tylko znajdę się w domu, spalę te kartki, więc nie musisz się martwić. Jeszcze raz wielkie dzięki.
Tom patrzył za oddalającym się mężczyzną i westchnął głośno, rozglądając się po lesie. Miał ogromną nadzieję, że FP Jones nie sprowadzi na niego kłopotów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top