❦ Rozdział 25.
Joaquin wyglądał na przybitego, ale ilekroć próbowała dowiedzieć się, po co ściągnął ją w to miejsce, ten uparcie milczał. Wiedziała, że sprawa musiała być poważna, ale brak konkretów, a także wydzwaniający FP, wyprowadzali ją z równowagi.
Jeśli czym prędzej nie oddzwoni do Jonesa, ten poruszy niebo i ziemię, żeby ją odnaleźć, a przecież nic złego się nie działo.
– Możesz milczeć godzinami, jeśli chcesz – odezwała się w końcu Raven, wyciągając ze skórzanej kurtki dzwoniącą komórkę. – Pozwól jednak, że uspokoję FP i powiem, gdzie jestem. Odkąd Gladys... – Nie dokończyła, bowiem Joaquin wyrwał jej gwałtownie telefon z ręki i wrzucił do rzeki.
Raven z niedowierzaniem patrzyła w miejsce, gdzie zniknął jej telefon, by zaraz potem posłać chłopakowi niedowierzające, a zarazem wściekłe spojrzenie.
– Przepraszam, ale nie możesz tego zrobić – odparł Joaquin, nie spuszczając z niej błękitnych oczu.
– Powiesz mi w końcu, o co chodzi?! – krzyknęła Raven, wyraźnie wyprowadzona z równowagi. Joaquin milczał, wciskając dłonie coraz głębiej w kieszenie skórzanej kurtki z logiem South Side Serpents. – FP oszaleje, jeśli nie dam mu znać, że ze mną wszystko w porządku.
Otaczało ich mnóstwo drzew, wiatr robił się coraz gwałtowniejszy, a rzeka wydawała przyjemne dźwięki. Chociaż miejsce miało w sobie urok, Raven kojarzyła je tylko z opowieściami Cheryl i zwłokami jej nieżyjącego brata. Wiedziała, iż jej była przyjaciółka często przysiadała nad brzegiem rzeki i rozpamiętywała ostatni dzień, gdy widziała Jasona. Wciąż nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Obwiniała siebie o to, że go wtedy nie powstrzymała przed odejściem.
Niespodziewanie Joaquin podszedł bliżej i się do niej przytulił. Oszołomiona poklepała go po ramieniu.
– Pomogę ci – obiecała. – Musisz mi tylko powiedzieć, o co chodzi.
– Spełniam tylko rozkazy. – Usłyszała, a zaraz potem poczuła, jak coś ostrego wbiło jej się w brzuch. Oszołomiona spojrzała w nieskazitelnie błękitne oczy chłopaka, który powoli położył ją na ziemi. – Przykro mi, że tak to wszystko musi się skończyć. To nic osobistego. Naprawdę cię lubię.
Raven ścisnęła krwawiącą ranę. Miała nadzieję, że jakimś cudem zdoła przeżyć niespodziewany cios. Strach mimowolnie ścisnął ją za serce. W głębi duszy czuła, że prędzej, czy później dostanie to, na co zasłużyła i tak też się stało. Nie sądziła jednak, że zginie z rąk osoby, którą nigdy by o to nie posądziła. Gdyby nie Joaquin, zapewne umarłaby już dawno temu podczas brutalnej walki z Katherine.
– D-dlaczego? – spytała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Joaquin patrzył w jej gasnące oczy ze szczerym bólem.
– Miałem u Gladys dług. Tylko w ten sposób mogłem się od niej uwolnić – wyznał i wrzucił do rzeki narzędzie zbrodni. – To ona kazała mi cię ostrzec przed walką z Katherine. Miałem mieć cię na oku i pomóc ci w potrzebie, ale ty ją zdradziłaś. Strasznie mi przykro, że tak się stało.
Chciał odejść, ale ostatkiem sił chwyciła za jedną z jego nogawek.
– Pod szafką, gdzie znajduje się zlew, ukryłam pieniądze. FP musi je znaleźć i zacząć normalnie żyć. – Zamilkła na moment, próbując zapanować nad przeraźliwym bólem. Z jej ust zaczęła wypływać krew.
Joaquin odsunął się od niej, by przypadkiem krew nie znalazła się na jego ubraniach. Gdy upewnił się, że nikogo nie było w pobliżu, oznajmił:
– Zrobię, co w mojej mocy. Żegnaj, Raven.
Chciała go zatrzymać i błagać o pomoc, ale nie była w stanie się poruszyć. Dusiła się własną krwią, z każdą mijającą minutą tracąc siłę.
Nie bój się. Ból zaraz minie, myślała gorączkowo, starając się pozbyć strachu.
Nie chciała umierać. Pragnęła ułożyć sobie życie u boku FP, który stał się jej prawdziwą opoką. Nie wykorzystywał jej ani nie ranił. W przeciwieństwie do Gladys, która swojego czasu była jej bardzo bliska, naprawdę się o nią troszczył i nie wymagał, by robiła coś wbrew swojemu sumieniu. Nawet jeśli Jughead nie zaakceptował w pełni ich związku, FP chciał z nią być i był gotów odejść z gangu. Pragnął podarować jej życie, o jakim zawsze marzyła.
Uśmiechnęła się na wspomnienie jego przystojnej twarzy oraz uśmiechu, który zmiękczył jej serce.
Strach przed śmiercią znikł, gdy szczęśliwe wspomnienia pojawiły się w jej głowie. Wiedziała, że nigdy więcej nie będzie cierpiała. Właśnie w tej chwili przestanie czuć i znajdzie się w miejscu, gdzie będzie mogła odpokutować za swoje grzechy.
– Raven?
Czy to Cheryl?
Próbowała unieść powieki, by po raz ostatni spojrzeć na twarz przyjaciółki, ale była zbyt słaba. Zdobyła się jedynie na delikatny uśmiech.
Jej serce przestało bić z chwilą, gdy ktoś pochwycił ją w ramiona i z przerażeniem zaczął krzyczeć jej imię.
Niebo było wyjątkowo piękne, a słońce czule gładziło ubranych na czarno mieszkańców Riverdale. Wszyscy zebrali się, by po raz ostatni pożegnać Raven. Wiadomość o jej morderstwie wstrząsnęła miasteczkiem równie mocno, jak tajemnicze zniknięcie Penelope Blossom. Ludzie bali się wychodzić po zmroku, a Węże patrolowali ulice, szukając potencjalnego zagrożenia.
FP nie mógł się pogodzić z faktem, iż szeryf nie zdołał znaleźć odpowiedzialną osobę za morderstwo Raven. Znalazła ją Cheryl. Dziewczyna jednak nie widziała w pobliżu nikogo podejrzanego, przez co jedyną podejrzaną stała się Gladys Jones. Kobieta jednak miała solidne alibi, dzięki czemu szybko opuściła Riverdale i wróciła do swoich codziennych obowiązków.
Toni płakała w ramionach Sweet Pea, a pozostali członkowie South Side Serpents stali w ciszy, ubrani w skórzane kurtki. Raven również została w nią ubrana. Była członkiem gangu i właśnie tak miała odejść.
– Próbowałam ją uratować... – łkała Cheryl, z niedowierzaniem wpatrując się w bladą twarz Raven. Wyglądała, jakby spała. Ciemne włosy miała ułożone wokół szczupłej twarzy, a dłonie złożone na brzuchu. – Powiedziałam jej tyle przykrych rzeczy! Była moją przyjaciółką, a ja...
– To nie jest twoja wina – zapewnił Jughead, tuląc do siebie roztrzęsioną dziewczynę. Śmierć Raven wywołała u Cheryl ogromne poczucie winy, z którym nie potrafiła się uporać. Odkąd znalazła umierającą Raven przy rzece Sweetwater, nękały ją koszmary, przez co pod oczami miała okropne sińce, których nie zdołał ukryć makijaż.
– Mój syn ma rację – zapewnił FP. – Wierzę, że w końcu dorwę tego, kto to zrobił. Sprawca powinien mieć się na baczności. – Nachylił się nad Raven i złożył na jej czole ostatni pocałunek.
Nie chciał się z nią rozstawać w taki sposób. Mieli wiele planów, które runęły niczym domek z kart w chwili, gdy dowiedział się o jej śmierci. Obiecał, że ją ochroni. Dlaczego więc zawiódł? Dlaczego nie mógł choć ten jeden raz dotrzymać słowa?
– Nie mogłeś pilnować jej przez całą dobę. – Jughead ułożył dłoń na ramieniu ojca, gdy dostrzegł na jego policzkach łzy. Nie chciał wierzyć, że jego matka miała coś wspólnego ze śmiercią Raven, przez co coraz częściej dochodziło między nim, a FP do awantur. Zamierzał być jednak oparciem dla ojca w tych trudnych chwilach. Nie chciał po raz kolejny patrzeć, jak ten stacza się na dno. – Nikt z nas nie mógł jej pomóc.
– Raven ciągle powtarzała, że w końcu umrze – przypomniał z żalem FP, a głos mu się załamał. – Była na to przygotowana, a ja tylko kręciłem głową. Gdybym był bardziej uważny...
Jughead przytulił szlochającego ojca, ukradkiem zerkając na martwą twarz szatynki. Ten dzień na długo pozostanie w jego pamięci. Nie dlatego, że Raven była mu bliska – wszyscy wiedzieli, iż było wręcz odwrotnie. Powodem było zebranie się członków South Side Serpents z nielicznymi mieszkańcami miasteczka. Nikt nie skakał sobie do gardeł. Wszyscy przyszli, by pożegnać Raven i to było na swój magiczny sposób piękne.
Nawet Alice Cooper stała w oddali, ubrana w czarną sukienkę. Towarzyszyła jej Betty, a także Archie u boku Veronici Lodge, która wyglądała na szczerze zmartwioną. Nic dziwnego. Dopiero co pojawiła się w Riverdale, a już przyszło jej żegnać młodą dziewczynę, która została zamordowana. Każdy na jej miejscu byłby przerażony.
Każda z zebranych na pogrzebie osób, wydawała się pochłonięta we własnych myślach. Ci, którzy byli blisko z Raven, płakali, podczas gdy dalsi jej znajomi, stali w ciszy i ze spokojem układali wokół jej trumny białe róże.
Nawet Joaquin zatrzymał się na dłużej nad otwartą trumną. Jughead mógłby przysiąc, że z jego ust wydostało się jakieś słowo, a w błękitnych oczach zalśniły łzy. Nie miał pojęcia, że Raven i Joaquin byli ze sobą na tyle blisko, by chłopaka poruszyła jej śmierć.
Jughead obserwował każdego z osobna, nie opuszczając ojca nawet na moment. Chciał wierzyć, że pewnego dnia wszystko się ułoży, a jego staruszek w końcu odnajdzie prawdziwe szczęście. Raven zostawiła po sobie sporą gotówkę, którą znaleźli wczorajszego dnia pod zlewem w przyczepie. W środku była również karteczka z napisem: „Na lepszy start".
Jughead wierzył, że gdy ból po utracie Raven stanie się mniejszy, w życiu jego ojca znów zawita szczęście, a szara codzienność nie zdoła go przytłoczyć.
Kto wie, może składająca mu kondolencje Alice Cooper jakimś cudem pomoże mu się odnaleźć w nowej sytuacji? Nawet jeśli wiele ich różniło i wielokrotnie wzajemnie się ranili, nie dało się ukryć, iż wciąż ich coś łączyło.
Jughead zostawił ojca w ramionach Alice i sięgnął po różę, by ułożyć ją obok otwartej trumny.
– Kiedyś jeszcze się spotkamy. Żegnaj – oznajmił, wpatrując się w Raven po raz ostatni.
W taki oto sposób żegnamy się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że historia Wam się podobała. Zastanawiałam się nad Happy Endem, ale jeśli mam być szczera, w ogóle mi on tutaj nie pasował. Od początku zakładałam, że Raven skończy w taki sposób, ale musicie przyznać, że miała swoją chwilę szczęścia, prawda? :).
Będę wdzięczna za każdy komentarz. To naprawdę cudowne, że ta historia spotkała się z dość sporym gronem odbiorców. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję za każdą gwiazdkę, a także komentarze. Jesteście niesamowici <3.
Jeśli ktoś z Was lubi książki, które dzieją się w Polsce, zapraszam na mój profil, gdzie znajdziecie "Ciężar Milczenia" oraz "Moja Dawna Miłość". Będę ogromnie wdzięczna za Wasze wsparcie na tych historiach.
Do zobaczenia ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top