Rozdział I

Wstałam, jak zwykle, o szóstej rano. Lekcje zaczynałam o ósmej, więc miałam sporo czasu na przygotowanie się. Wyszłam leniwie z łóżka i podeszłam do szafy. Na dworze było ciepło, więc wybrałam białą bluzkę z krótkim rękawkiem, krótkie, jasne jeansowe spodenki, a do tego czarny, przewiewny sweterek. Ubrałam się, rozczesałam włosy i poszłam do kuchni. Spotkałam tam Davida, który robił kanapki. Widać było na kilometr, że ma wyjątkowo dobry humor.

- Cześć mała - przywitał mnie i pocałował w czoło.

- Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, co? Mam imię, Dav - odpowiedziałam mu i zaśmiałam się.

- Serio? Nie zauważyłem - odgryzł mi się. - Myślałem, że nie masz imienia, mała.

- Pf, jestem młodsza tylko o dziewięć lat.

- Tylko? Wiesz, dziewięć lat różnicy to jednak sporo.

- Nie znasz się, więc cicho.

Tak mniej więcej wyglądały nasze kłótnie. Wiem o tym, że on mnie kocha, a on wie, że ja kocham jego. W końcu zastępował mi rodziców.

Zrobiłam sobie kanapki do szkoły, a na pierwsze śniadanie wzięłam płatki z chłodnym mlekiem. Nie lubię jadać ich z ciepłym nabiałem, ponieważ nie przepadam za papką, która po krótkim czasie zastępuje chrupiące płatki.

- Podwieźć Cię? - zapytał po dłuższej ciszy David.

- Nie, dzięki. Przejdę się.

Po jedzeniu spojrzałam na zegar. Szósta pięćdziesiąt. Zabrałam plecak z salonu i poszłam do przedpokoju ubrać buty. Założyłam czarne tenisówki i wyszłam, zamykając za sobą drzwi i zabrałam klucze od mieszkania, aby w razie gdyby brata nie było w domu je otworzyć. Zeszłam po schodach na parter i wyszłam z bloku. Nie spieszyłam się, ponieważ miałam jeszcze dużo czasu. Postanowiłam iść przez park. Szłam powolnym krokiem, aż doszłam do głównej ulicy. Stanęłam na czerwonym świetle przy przejściu dla pieszych. Nagle usłyszałam strzały z broni palnej, a ludzie zaczęli panikować i uciekać. Ja rozejrzałam się wokół i zobaczyłam, biegnącego w moją stronę, mężczyznę ubranego w czerwoną bluzkę i jeansy. Miał długie, brązowe włosy. Zdawało się, że przed kimś uciekał. Chyba mnie nie zauważył, bo wpadł na mnie. Oboje upadliśmy na ziemię.

- Uważaj jak biegasz - powiedziałam do niego, leżąc pod nim.

Ten mi się przyglądał. Patrzył mi prosto w oczy, ale przerwał to, ponieważ zza któregoś wieżowca wyleciał... Sama nie jestem pewna kto, ale był to ktoś w czerwono-złotej nowoczesnej zbroi. Tajemniczy facet, przez którego leżałam na ulicy, wstał, a kiedy ten drugi zaczął do nas strzelać, zasłonił się lewą ręką. Dopiero wtedy zobaczyłam, że ona była metalowa.

- Kim Ty jesteś...? - zapytałam z przerażeniem.

On nic nie odpowiedział, ale kiedy zauważył, że w moją stronę leciał pocisk, szybko mnie złapał za rękę i odciągnął na bok.

- Uciekaj - to było jedyne słowo, którym się odezwał i zniknął pośród uciekającego tłumu ludzi.

Jego głos był stanowczy, ale zarazem taki... Ciepły...? Nie wiem, jak to opisać. Jakby martwił się o mnie. Chciałam za nim pobiec, ale nie wiedziałam, gdzie uciekł. Zrezygnowałam z poszukiwań i, przyspieszając kroku, ruszyłam w stronę liceum. Szłam pomiędzy budynkami, rozmyślając nad tym, co się stało.

Nagle ktoś złapał mnie za rękę i zaciągnął w ciemny zaułek. Chciałam krzyczeć, ale ten ktoś zatkał mi usta ręką.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobię. Zrobimy tak, ja Cię puszczę, a Ty nie będziesz krzyczeć ani uciekać. Stoi? - powiedział spokojnie, a ja pokiwałam twierdząco głową.

Kiedy mnie puścił, szybko odwróciłam się w jego stronę. To był ten sam facet, co uratował mi życie.

- Kim jesteś? - zapytałam go.

- Później się tego dowiesz. Chodź ze mną, proszę.

- Nie znam Cię...

- Zaufaj mi. Nie skrzywdzę Cię. Wręcz przeciwnie, chcę Cię ochronić.

- Niby jak? I przed czym? Nic mi nie grozi.

- Mylisz się. Pamiętasz, jak Stark wystrzelił w Twoją stronę pocisk?

- Jaki Stark? To jakaś gwiazda czy co? - nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Nie znasz go? To Iron Man... On chce mnie zabić, a przez to, że widział jak Ci pomogłem, myśli, że jesteś po mojej stronie i zrobi wszystko, aby nas zniszczyć.

- Zaraz, zaraz! Jaki Iron Man i czemu chce nas zabić? Koleś, ja w tym mieście jestem niecały rok.

- Opowiem Ci wszystko co chcesz wiedzieć, ale nie tu. On może nas znaleźć.

- To gdzie?

- Zobaczysz, ale musisz mi zaufać. Tam, gdzie chcę Cię zaprowadzić, będziemy bezpieczni i poznasz mojego przyjaciela. Zrobimy co w naszej mocy, aby Cię obronić, ponieważ to z mojej winy jesteś w to wszystko wmieszana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top