Rozdział 9☞ Szokujące informacje

Ten dom, ja już tu byłam, pamiętam to jak w amoku, ale pamiętam, nie moge w to uwierzyć, to wszystko ich sprawka, i jeszcze mnie teraz okłamywali jak gdyby nic się nie stało?!NIENAWIDZE ICH!!

-Prosze powiedzcie, że to nie wy.
Nie mówcie, że to wszystko wasza sprawka!!-powoli traciłam kontrole nad sobą, żale ostatnich dni, zamieniły się we wściekłość.

Stanełam twarzą w twarz z liderem, ledwo się powstrzymując.-Czy to wy mnie porawliście?!Czy to przez was się tu znalazłam?!Czy to przez was mam te wszystkie kłopoty i stres?!

-Tak my cię tu sprowadziliśmy, ale nikt nie kazał ci uciekać, i pakować się w kłopoty.-powiedział to tak obojętnie, coś we mnie pękło, zdzieliłam lidera w twarz, aż się cofnął, a sama rzuciłam się biegiem,w kierunku w którym się, tu ostatnio obudziłam, słyszałam za sobą kroki, ale nie zwracałam na to uwagi, wbiegłam do pokoju, zatrzasnełam drzwi, i podstawiłam noge pod nie, a, że mam glany teraz nikt ich nie otworzy.

-Mizu otwieraj!! Nie rób sobie żartów!! Porozmawiajmy!-wykrzykiwał do mnie Kookie z Sugą, po tym jak nie udało im się wejść do pokoju.

-Nie mam zamiaru ani stąd wychodzić, ani was wpuszczać!! W tej chwili macie mi rezerwować bilet lotniczy do polski, i nie rusze się stąd, ani na krok, aż nie będę musiała jechać na lotnisko!! NIENAWIDZE WAS!!!- Ostatnie słowo wykrzyczałam, a po nim zapanowała jakby cisza, wtedy postanowiłam podsunąć pod drzwi biurko, które na szczęście było obok.

Gdy biurko było na miejscu, bezpiecznie odeszłam od drzwi, i postanowiłam jeszcze podsunąć lóżko.
Gdy wszystko już było gotowe, bezradnie opadłam na fotel, a łzy zaczeły spływać po policzkach, jak by ulatujące emocje, bo nic nie czułam, a z każdą kroplą, części jakich kolwiek emocji uciekały ze mnie, powoli stawałam się pusta, obojętna, a taki stan jest najstraszniejszy.

Łzy przestały płynąć, a ja wycieńczona emocjonalnie przeniosłam się na łóżko, i leżałam na nim dłuższą chwile, gdy mnie olśniło, przecież V odebrał telefon Biszu...więc ona też tu jest! Ale teraz przecież do niej nie wyjde, nawet nie wiem gdzie jest, gdy następnym razem ktoś przyjdzie sprawdzić co ze mną, to zapytam o Biszu, a na razie musze odpocząć, boli mnie głowa i jestem strasznie zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami. Opadłam ponownie z sił, i już po chwili trafiłam do krainy Morfeusza....do spokoju.

****

Obudziło mnie pukanie, nie walenie, tylko delikatne pukanie, więc teraz będą mnie prosić spokojnie? O nie, nie mam już zamiaru im ufać, nigdy.

-Mizu, przepraszam, nie powinniśmy was tu ściągać, poprostu polubiliśmy was, i myśleliśmy, że wy też się ucieszycie, z tego, że tu jesteście.-To był Kookie, wydawał się smutny, może naprawde czuje się winny, ale ja chociaż o tym myśle, po prostu nie potrafie już podejść do tego emocjonalnie, nie teraz, nie po tym wszystkim.

-Kookie nie obchodzi mnie co wami kierowało, dla mnie najważniejsze jest co zrobiliście i to za naszymi plecami, nie ufam wam i ufać nie będę, najchętniej poszła bym teraz po Biszu i z nią wyszła, dlatego prosze nie utrudniajcie mi tego, i zaprowadź mnie do niej, dobrze?-mówiłam spokojnie, bezsilnie, i długo czekałam na odpowiedź.

-Dobrze, Biszu to się na pewno przyda, też nie odzywa się, od kąd się wczoraj obudziła.-mówił łamiącym się głosem.

-Zaprowadzisz mnie teraz do niej? Bez żadnych sztuczek?

-Tak tylko wyjdź.-wstałam i powoli odsunełam łóżko, a za nim przesunełam też biurko, długo ze sobą walczyłam, wziełam głeboki oddech i z miną obojętności wyszłam na wprost Ciastka, który miał zaczerwienione oczy, coś we mnie się ruszyło, ale postanowiłam, że nie moge się teraz ugiąć.

-Więc prowadź.- posłusznie ruszył korytarzem i zatrzymał się 3 pary drzwi później.

-To tu, w środku siedzi teraz Jimin, bo na zmianę z V pilnują Biszu.- i tak oto to co wcześniej się we mnie ruszyło na widok Kookiego, po tych słowach znowu znikło.

-Dziękuje, możesz już sobie iść.- obróciłam się, i ostrożnie weszłam do pokoju, w którym na łóżku siedział smutny Jimin.

-Gdzie jest Biszu?- usłyszawszy mnie, jakby wyrwał się z zamyślenia, i spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

-Biszu zamkneła się w łazience, pomogła byś mi ją stamtąd wyciągnąć?

-Nie mam zamiaru, żadnemu z was już pomagać, więc prosze cię wyjdź, ja się teraz zajme Biszu.-powiedziałam to najbardziej stanowczo jak umiałam, i chyba zdziwiłam Jimina moją oschłością, w stosunku, do niego, ale posłusznie wstał, i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

-Biszu? Jesteś tam? Nikogo już tu nie ma możesz wyjść.-podeszłam do drzwi i usłyszałam otwieranie zamka, a już po chwili moja mała przyjaciółka przytulała się do mnie, jak małe dziecko.Spokojnie ją objełam, i stałyśmy tak przez jakąś chwile, musiałam być silna, jak nie dla siebie, to dla niej.

-Nie martw się, niedługo będziemy w domu, już jestem z tobą.- po moich słowach Biszu się ode mnie odsuneła i otarła sobie, swoje podpuchnięte od płaczu oczy.

-Ciesze się, że nic ci nie jest, słyszałam, że uciekłaś, bałam się, że zostane tu już sama.-mówiła łamiącym się głosem, więc znów ją przytuliłam, ona była dla mnie jak siostra, jak mogła bym ją zostawić samą  z tym wszystkim.

-No już spokojnie, jak uciekłam spotkałam Nam Joo i pozwolił mi się u siebie zatrzymać, swoją drogą, może byśmy mogły do niego pójść, i zostać do wylotu.

-Ty to masz szczęście...

-W nieszczęściu.-dokończyłam za nią, i obie zaczełyśmy słabo się śmiać.

-Cisze się, że tu jesteś ze mną.

-Ja też się ciesze Biszu, dobra więc jak chcesz wracaj do swojej łazienki, a ja pójde ich poinformować, że wychodzimy, zaraz wracam.

-Dobrze.-Biszu poszła do łazienki, a ja wyszłam na korytaż, i skierowałam się do salonu.

Gdy tylko stanełam w progu zobaczyłam większość zespołu, brakowało tylko Kookiego, za to Lider siedział, i przykładał coś do policzka, ups.Ze względu, że nikt nie raczył mnie zauważyć, rąbnełam z pięści w ściane, i nagle wszystkie oczy zwrócły się na mnie.

-Przyszłam was poinformować, iż ja i Biszu, za chwile wychodzimy.- wszystkich oczy zrobiły się jak duże monety.

-Jak to wychodzicie?!-zaczął V.

-Ja i moja przyjaciółka, stanowczo mamy dość waszej "gościnności", więc idziemy gdzie indziej.-mówiłam, a z każdym słowem emocje wracały, i szukały ujścia.

-Nigdzie stąd nie pójdziecie, nie macie gdzie się zatrzymać, a my was na pewno nie póścimy.-odpowiedział J-hope, a ja z lekkim uśmieszkiem, skierowałam wzrok na lidera.

-Po pierwsze, mam tu przyjaciela, który na pewno nas ugości, po drugie nie obchodzi mnie wasze zdanie, po trzecie, jak wy nas nie póścicie, to same się puścimy, koniec tematu.- obróciłam się na pięcie i ruszyłam spowrotem, do pokoju, nie zważając, na to, że chłopcy coś do mnie wołają.

Od progu pokoju zawołałam Biszu, a ta od razu wyszła.

-I jak idziemy?-zapytała z nadzieją.

-Y noo tak... Stwierdzili, że nas nie wypuszczą.- wzruszyłam ramionami.

-I co my teraz zrobimy?-Biszu zaczeła znowu panikować.

-Co my zrobimy? Wyjdziemy, to proste.- Jeśli myślą, że długo uda im się mnie pilnować, to się bardzo mylą, nie takie rzeczy się robiło.

-Mizu, jesteś najlepsza.

-Ja wiem, ale wiesz dzisiaj Nam Joo, może być zajęty, chodźmy do niego jutro, a teraz choć, zrobie nam jedzenie.-z uśmiechem ruszyłyśmy do kuchni, gdy przechodziłyśmy przez salon, ktoś zastąpił mi droge, a kto? No coś nowego, to Jin.

-Gdzie wy się wybieracie?-wydawał się zdeterminowany.

-Idziemy jeść, więc Jin ziemnioczku, rusz się, albo skończysz, podobnie do lidera.-skrzywił się, i niechętnie nas przepuścił, po czym szybko się oddalił, a my w spokoju poszłyśmy do kuchni.

-To co chcesz jeść?-spytałam Biszu, zaglądając do lodówki.

-A mają jajka, chleb i masło?-Biszu usadowiła się, przy barku.

-Ymmm..no-odpowiedziałam, po znalezieniu wszystkiego.

-To może...chleb w jajku? Albo jajecznica? Albo omlet..-zaczełam się śmiać, chyba faktycznie była głodna.

-A co powiesz na jajecznice, i dwie kromki chleba w jajaku?-odpowiedziałam, gdy troche się uspokoiłam.

-Ja jestem za.-uśmiechneła się szeroko.

Przyszykowałam patelnie, i wszystkie składniki, namoczyłam już chleb w jajku, skroiłam, cebule i mięsko, oraz wybiłam jajka do szklanek, gdy olej i margaryna na patelniach się rozgrzały zaczełam robić posiłek.
Gdy wszystko było już gotowe, rozłożyłam jajecznice i chleb na talerzyki, po czym usiadłam koło Biszu, i dałam jej, jej talerzyk, a ta żuciła się na jedzenie, na co w duchu się zaśmiałam.

-Miło widzieć, że już z wami lepiej.-Dominika momentalnie pobladła, a mnie znowu ogarneła wściekłość.

-V oddeleguj się z kuchni, i daj nam zjeść, bo twoja osoba psuje nam apetyt.

-Dobra, dobra, wychodze.-uniósł ręce w geście poddania się, i wyszedł.

Kiedy zjadłyśmy, powkładałam naczynia do zmywarki, i postanowiłyśmy wrócić do pokoju.
Oczywiście nie dane było nam iść w spokoju, gdyż kto znowu zagrodził mi droge? Nie, nie Jin, tym razem nasz ukochany Lider, i nie wyglądał na łatwego do spławienia.

-Czego chcesz? Chcesz przeprosin?To ich nie dostaniesz, chcesz żebyśmy tu zostały? Zapomnij, z resztą co kolwiek chcesz odpowiedź brzmi NIE.

-A jeśli chciałem zapytać, czy chcecie jutro wracać do domu?-zapytał z wyrzutem.

-A chciałeś?-zapytałam z widocznym niedowierzaniem, i popatrzyłam na niego z ironią.

-No niee...-wiedziałam.

-No właśnie, więc pozwól, że wrócimy do naszych pokoi więziennych, bo musimy się przyszykować, na opuszczenie, tego domu, w najbliższym czasie.-już chciałam go ominąć, ale złapał mnie za ręke, którą natychmiast mu wyrwałam.

-Nie pozwolimy wam stąd uciec.

-Nie musicie.-znowu mnie zatrzymał.

-Jak to?-zapytał widocznie zdziwiony.

-Tak to, jak będziemy chciały, same się stąd wypuścimy, mi wystarczy okno, i coś ciężkiego, a w ostateczności zadzwonie po policje i tyle.-widać było, że nie podoba mu się taka wizja.

-Nie wyjdziecie stąd.-co on stara się mnie przestraszyć?

-Bo co? Bo ty tak mówisz?Kto mnie powstrzyma?Ty?Daruj sobie, zakleblujesz mnie?Zwiąrzesz?No właśnie, kiedyś może i zrobiła bym dla was wszystko, ale po tym co  zrobiliście, nie chce mieć z wami nic wspólnego.-mówiąc to odwróciłam się na przeciwgo niego, i mierzyłam go wzrokiem.

Chyba nie miał, już żadych argumentów, bo się nie odezwał, za to co zrobił? Objął mnie, no ja zaraz chyba oszaleje.

-Prosze nie uciekajcie, stąd.- Nie wytrzymam , odepchnełam go od siebie, i znowu zdzieliłam w twarz, po czym ruszyłam do pokoju, a za sobą usłyszałam tylko Biszu, mówiącą, coś do RM.

-I po co ci to było?-powiedziała Biszu, po czym szybko mnie dogoniła.

-Pójdziemy, najpierw po moje rzeczy, a potem do twojego "pokoju".- i tak zrobiłyśmy, gdy już wszystko moje zabrałyśmy, poszłyśmy do pokoju Biszu, umyłyśmy się, zatarasowałyśmy drzwi, i poszłyśmy spać.

RM pov.

Nie wierze, znowu mnie uderzyła, ta dziewczyna to ma ciężką ręke, ale ja po prostu musiałem ją przytulić, nie możemy, ich tak szybko stracić, miało wyjść dobrze, a wyszło jak zwykle...

Postanowiłem jeszcze spróbować wejść do dziewczyn i z nimi porozmawiać, ale niestety je zamkneły, więc dałem sobie spokój, ale tak być nie może, one nie mogą tak po prostu odejść, nie dopuszcze do tego choćby niewiem co, postanowiłem spać pod pokojem dziewczyn w razie czego, więc przyniosłem sobie fotel i postawiłem na korytarzu, przed ich drzwiami.

Chwile posiedziałem, i poczułem zmęczenie, a już po chwili spowiła mnie ciemność.

Witam!! A o to kolejny rozdział, zaczyna się powoli coś dziać, dziękuje tym którzy to czytają, i licze na ★.

Miłego dzionka!^.^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top