Rozdział 22☞Kara.
Biszu pov.
Chodziłam sobie spokojnie po salonie, dopóki jakaś osoba na mnie nie wpadła. Popatrzyłam w górę i ujrzałam Jacksona, ale coś mi tutaj nie grało. Nim zdążyłam zadać jakiekolwiek pytanie uciekł z prędkością światła. Niby taki z niego mężczyzna, a ucieka przed dziewczyną. Podeszłam do jego pokoju, chwyciłam za klamkę i już miałam otwierać kiedy nagle ten debil przekręcił zamek.
-Jackson Wang! Otwieraj te cholerne drzwi!- Zaczęłam szarpać za klamkę.
-Nie, bo...- Powiedział na tyle głośno żebym go usłyszała.
-Niebo jest niebieskie.- Powiedziałam zirytowana.- Otwórz te drzwi, przecież ci nic nie zrobię. Drzwi się uchyliły, a w nich można było ujrzeć twarz Jacksona, jest taki łatwowierny.- To co wpuścisz mnie?
-Wchodź.- Otworzył szeroko drzwi, a ja weszłam z diabelskim uśmieszkiem.
-Tylko nie krzycz na mnie....prosze.-powiedział cicho, ale na tyle głośno bym go słyszała, ale to co mnie bardziej zastanawiało, to to czemu miała bym na niego krzyczeć.
-Czemu miała bym...-Planowałam zadać pytanie, póki nie dostrzegłam czegoś dziwnego na twarzy chłopaka.
-No bo...-Zaczął Jackson, ale nie dałam mu skończyć przykładając palec do jego wargi, na co ten lekko syknął z bólu.
-Ty też się biłeś?-Zapytałam, ignorując syknięcie chłopaka.
-Jakie tam biłeś.....poprostu będąc pijanym się potknełem i tyle.-Wzruszył niedbale ramionami.
-I całkiem przypadkowo upadłeś na czyjąś pięść, tak?-Zapytałam ironicznie.
-Skąd wiedziałaś?-Chłopak zrobił wielkie oczy.
-Zgadywałam.-Demąstracyjnie przewróciłam oczami.
-Aaaa no to wszystko jasne, było tak od razu.-Jakson puścił do mnie oczko, a ja myślałam, że zaraz mnie trafi.
-A powiesz mi na kogo pięść przez przypadek upadłeś?-Zapytałam chcąc się w końcu dowiedzieć prawdy.
-Aaaaa, wiesz...nie pamiętam, ciemno było.-Ignorując mnie chłopak z impetem opadł na łóżko.
-Zatem, kto upadł przez przypadek na twoją pięść?-Zapytałam już troche bardziej stanowczo.
-No wieesz...ciemno było?-Miałam już dość wymijanek z tym głupkiem więc postanowiłam go zmusić by się wygadał.
-Jackson...wiesz? Nie lubie jak ktoś coś przede mną ukrywa, więc jeśli mi nie powiesz czeka cię kara.-Na mych ustach pojawił się złowieszczy uśmieszek, gdy powoli podchodziłam do chłopaka, na co trn w geście obrony zakrył się kołdrą.
Gdy chłopak po chwili nadal nie zamierzał ani się odezwać ani pokazać postanowiłam, że musze go namówić do mówienia siłą
-Teraz to zginiesz.-Powiedziałam stanowczo, poczym żuciłam się na chłopaka, na co ten cicho jęknął. Leżąc na Jacksonie zaczełam go wszędzie łaskotać jednocześnie nie dając się zżucić.
-P-przepraszam!! P-p-prosze...zostaw mnie, przestań!-Biedaczek już chyba nie wyrabiał ze śmiechu, więc spróbowałam jeszcze raz zadać mu pytanie.
-Powiesz mi wkońcu jak rozwaliłeś warge? I komu ty rozwaliłeś?-Zapytałam chwilowo przestając go łaskotać.
-No dobrze...bo jak Mrak z YugYeomem zaczeli się kłócić o Mizu, to ja z Juniorem...tak tylko troszeczke pokłóciliśmy się o to którego z nas bardziej lubisz...a potem przyszedł V i dobitnie nas uciszył, stwierdzając przy tym, że jesteś jego, więc mamy sobie nic nie wyobrażać.-Biszu, biszu opanuj się, nie zabijaj, to karalne, nie warto marnować tych pięknych piąstek na te karaluchy.
-I nie można było tak od razu?Uhhhh gdzie Junior?-Zapytałam zchodząc z Jacksona.
-Powinien być w swoim pokoju, drugie drzwi po lewej jak wejdziesz po schodach.-Nic nie odpowiadając skierowałam się do pokoju mojej następnej ofiary.
*****
-Przyznaj się!!!-Krzyczałam bijąc się z Juniorem na poduszki.
-Nie!! Ja nic nie zrobiłem!!-Odkrzyknął chłopak strając się uciec ode mnie.
-Powiedziałam, że masz się przyznać, ty mały ziemniaku!!
-Ziemniaku? Że ja?-Chłopak na chwile zatrzymał się ze zdziwieniem pokazując na siebie palcem, co ja wykorzystałam rzucając się na niego, przez co oboje upadliśmy na ziemie... tylko, że mi było wygodnie, a jemu raczej troche mniej, upsik.
-Tak ty ziemniaku, lepiej się przyznaj, jeśli nie chcesz zginąć, Jacksona już powaliłam.-Z dumą uniosłam głowe.
-Tylko, że Jackson to mięciutka klucha, więc nie ma się czym tu chwalić, jego to by nawet BamBam pokonał.
-Czy ty właśnie sugerujesz, że Jackson jest słabszy od BamBama, a ten ode mnie?-Byłam bliska wybuchnięcia śmiechem, ale się powstrzymywałam obawiając się zakrztuszenia własną śliną, co umożliwiło by ucieczke Juniorowi.
-Tak, tak właśnie sugeruje.
-Więc jednocześnie przyznajesz się, że siłą jesteś na poziomie BamBama, bo ciebie też pokonałam.-Uśmiechnełam się z wyższością jak zobaczyłam, zrzędnącą mine Juniora.
-Dobra...masz mnie, tylko nikomu nie mów, bo wyjde na słabeusza, a tego bym nie chciał.
-Więc się przyznaj, wtedy nikomu nic nie mowiem.-Dwa zero dla Biszu i kto tu jest najlepszy?
-Dobra okej...troche się poszarpałem z Jacksonem, ale byłem pijany, więc mam usprawidliwienie.-Powoli zeszłam z chłopaka kierując się ku wyjściu.
-Tak sobie to tłumacz.-Rzuciłam wychodząc z pokoju.
Teraz gdy już dowiedziałam się wszystkiego czego chciałam wiedzieć postanowiłam wrócić do Mizu i razem z nią zastanowić się jak ich ukarać.
******
Przepraszam za to, że tak długo nie dodawałam rozdziałów ;-; Nie mam zbytnio ostatnio weny i czasu :/ Ale napewno dokończe opowiadanie!! Planuje zrobić 25/26 rozdziałów, tak więc powoli zbliżamy się do końca 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top