1*1*

Kajdanki były spięte zbyt ciasno, by wyszedł z tego bez szwanku, jednak już dawno przestał zwracać uwagę na ociekające krwią nadgarstki, ilekroć któryś ze strażników szarpnął za łańcuchy. Mógł się do tego przyzwyczaić. Po dwunastu latach tego samego był już na tyle rozsądny i dojrzały, by móc to znieść bez utrudniania starszym pracy. Potrafił być grzeczny, potulnie wsłuchując się w ich rozkazy, dopóki nie krzywdzili go zbyt mocno, a kiedy już się tak zdarzało z całych sił starał się powstrzymać przed samoobroną, kiedy ciężkie ciała strażników opadały na jego własne, przygniatając go do ziemi i raniąc, dopóki nie był na skraju utraty przytomności. Znał zasady, wiedział, że jeśli chce być traktowany dobrze musi być posłuszny i dawać z siebie więcej, niż wynosi jego maksimum. Próbował, ciągle próbuje robić wszystko, by w jakikolwiek sposób wkupić się w ich łaski, pokazać, jak posłuszny i słuchający potrafi być, ale nawet największe starania nie pomagają, kiedy ciało odmawia posłuszeństwa, a zmęczenie ogranicza punkt widzenia do minimum grożąc czymś więcej, niż chwilową utratą świadomości.

Omal się nie potknął, kiedy silne dłonie popchnęły jego ramiona do dużego pomieszczenia, którego nawet nie kojarzył. Przymrużył oczy, nie mogąc chwilowo przyzwyczaić się do jasnego oświetlenia. W ciągu dwunastu lat udało mu się zwiedzić zdecydowanie większą część całego laboratorium, jednak nie można było ukryć, że było jeszcze więcej miejsc, o których nawet nie wiedział. Rzadko kiedy wychodził na zewnątrz, ale kiedy już mu na to pozwalano widział, że posiadłość na której się znajdują jest znacznie bardziej rozległa niż to co znajduje się pod ziemią.

Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł nic, co mogłoby wyróżnić to pomieszczenie od innych, w których już przebywał. Było duże, ogromne, najprawdopodobniej największe, jakie zobaczył, ale jednocześnie nie miało w sobie nic, czego już by nie widział. To samo mocne oświetlenie, ta sama szara podłoga, te same białe ściany, pod którymi kłębili się ci sami identyczni strażnicy gotowi tylko na to, aż straci nad sobą kontrolę i będą mogli bezkarnie go zaatakować pod pretekstem samoobrony, ten sam doktor w eleganckim garniturze ze swoim niewielkim szkicownikiem, ten sam nieprzyjemny, stęchły zapach, ten sam kot, przy którym stali trzej mężczyźni z wycelowaną bronią, jakby on również mógł ich zaatakować, te same grube drzwi, które chroniły ich od ucieczki i- zaraz, kot?

Coś w jego szyi strzyknęło, kiedy gwałtownie obrócił głowę w stronę zwierzęcia. Nie, nie miał zwidów, tam faktycznie siedział kot. Niewielki, przeraźliwie chudy, o czarnej, kręconej sierści i dzikich oczach wyrażających ten sam strach, i niepokój, które chłopiec czuł w swoich własnych. Dlaczego sprowadzili tutaj kota? Czy to była kolejna część z jego badań? Miał się z nim porozumieć? Rozkazać mu zrobić coś absurdalnego, co najprawdopodobniej nie skończy się dla niego zbyt szczęśliwie? Czy wiedzieli, że prócz rozmowy potrafi wpłynąć na zwierzę w sposób, który sprawi, że będzie się go słuchać? Kręciło mu się w głowie od ilości pytań, a w gardle poczuł smak żółci na myśl o tym, co mogli od niego chcieć. Nie chciał być wykorzystywany jako ktoś, kto przyczyni się do czyjejś krzywdy. Wystarczająco często kłócił się ze swoim sumieniem wypominając sobie testy, na których nie podołał, nie chciał mieć jeszcze większej ilości wyrzutów.

- Dobrze, przyprowadźcie jeszcze zero Siedem i pilnujcie, by zero Dwa i zero Cztery nie uciekli. - mruknął mężczyzna w garniturze – którego chłopiec znał jako Doktor Brenner – zapisując coś w swoim notatniku, którego nigdy nigdzie nie zostawiał. Dwójka strażników kiwnęła głowami na jego słowa, wybiegając zza drzwi.

Nie wiedział kim byli Siedem i Dwa, wiedział tylko, że został wymieniony pomiędzy dwójką innych podopiecznych. Skoro jednak kazali przyprowadzić tylko jednego z nich to by oznaczało, że drugi już tutaj jest, ale nie widział nikogo prócz żołnierzy, Doktora Brennera i kota. Zmarszczył lekko nos. Czy to możliwe, że wśród ludzkich eksperymentów teraz numery otrzymywały również zwierzęta? Nie bardzo mu się to podobało, czuł się jeszcze bardziej zepchnięty na margines społeczny, jakby naprawdę byli czymś, co można by zabić w imię badań. Wzdrygnął się lekko na tą myśl w tym samym momencie, w którym drzwi ponownie się otworzyły.

Dwójka strażników ciągnęła za sobą niskiego chłopca, który wydawał się o wiele mniej chętny do współpracy niż pozostałe dwa numery. Szarpał się, próbując uciec od silnych rąk mężczyzn, jedynie pogarszając tym samym swoją sytuację. Nie wydawał się być wystraszony. W jego dużych, ciemnobrązowych oczach widać było chęć walki i upartość, której nie bał się pokazywać. Duża, brzydka koszula, która była przekleństwem każdego eksperymentu co chwilę zsuwała się coraz bardziej na jego obojczyki, gdy dzieciak próbował wydostać się z miażdżącego uścisku.

- Jesteście popieprzeni. - warknął, kiedy kolejna dwójka strażników podbiegła do niego, aby postawić go obok zero Cztery. - Nie możecie tego robić! Nie rozumiecie, że po coś powstały te cholerne ograniczenia? - zacisnął mocno zęby nagle milknąc, kiedy cztery pary rąk usztywniły go na tyle, by nie mógł się już szarpać. - Nie możecie wydobyć z nas czegoś, czego zabrania nam nasze ciało! Dlaczego nie potraficie zrozumieć tak prostej rzeczy? Czekacie, aż któryś z nas postanowi w końcu paść na tą ziemię i nigdy z niej nie wstać, aby oznaczyć sobie w tych głupich notesach, że byliśmy za słabi nie mogąc pokonać naturalnych barier?

- Siedem, dość. - zanucił profesor pstrykając palcami, gdy trzy pary oczu zwróciły się w jego kierunku. - Możemy przeprowadzić ten eksperyment grzecznie i bezboleśnie z każdym kolejnym wybuchem nie tylko Ty, ale i Twoi przyjaciele poniosą za to konsekwencję.

Szczęka chłopca mocno się zacisnęła, podobnie jak dłonie, kiedy najwyraźniej walczył ze sobą, starając się nie powiedzieć czegoś, co mogłoby mieć ze sobą złe konsekwencje. Zamiast jakichkolwiek słów po prostu spuścił z tonu, nienawistnie wpatrując się w każdego, kto nie był czarnym kotem i wystraszonym chłopcem obok niego.

- Dobrze. Teraz możemy wreszcie zacząć kolejne badania. - Brenner uśmiechnął się, kiwając głową do strażników, którzy zapięli kota w obrożę, odsuwając się od niego na pewną odległość, pozostawiając zwierzę zupełnie same na środku pomieszczenia nie zdolne do ucieczki, gdy metal nieprzyjemnie wbijał się w skórę. - Siedem mniej się na baczności, gdyby poszło coś nie tak. - uśmiechnął się łagodnie do niskiego chłopca, który jedynie mocno zmarszczył brwi, jakby już wiedział co miało się wydarzyć. - Cztery podejdź do mnie, będziesz mi potrzebny.

Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego obnoszą się do nich po numerach, skoro posiadali imiona, ale nauczył się już, by o to nie pytać. Bez zbędnych słów podszedł bliżej mężczyzny, nie spuszczając wzroku z bacznie obserwującego ich nastolatka. Wydawał się być młodszy od niego, mógł mieć jedenaście lat sądząc po jego wzroście i wybuchowej energii. Ściągnęli mu kajdanki, zupełnie nie przejmując się świeżą krwią, która na nich została. Skrzywił się na to uczucie odciągając dłonie jak najdalej ciała pomimo ciągłego bólu, aby nie ubrudzić się czerwoną cieczą. Nie mógłby ponownie chodzić w zakrwawionej koszuli, nie znowu, kiedy wiedział już, że każde spojrzenie na brązowe plamy przyprawiały go jedynie o zawroty głowy i nagłą chęć wymiotów.

Czuł w dłoniach małe mrowienie, powoli rozchodzące się po całym ciele. Lekko poruszył palcami uważnie wpatrując się w pojedyncze wiązki elektryczności przeskakującej między nimi. Uśmiechnął się do siebie czując się żywszy, kiedy jego moce w końcu przestały być blokowane. Obrócił głowę w stronę mniejszego chłopca, słysząc jego westchnięcie. Niższy wyraźnie rozluźnił się, kiedy jego nadgarstki pozostały wolne, a jego ciało natychmiast osiadła jasna, zielona poświata. Wyglądało na to, że nie tylko mu brakowało tego złudnego uczucia wolności i pełni mocy. Zamknął na moment oczy, a po pomieszczeniu rozległ się głuchy dźwięk, kiedy koszula na jego plecach pękła, upadając na ziemię. W końcu mógł pozwolić sobie na wyprostowanie skrzydeł, pomimo tego, jak bolesne było ich utrzymywanie w sobie zmuszany był do tego zdecydowanie dłużej niż myślał, że mógłby dać sobie z tym radę. Kajdanki były jednak wystarczająco mocne, by zablokować nawet paniczny przypływ siły, kiedy szarpał się z bólu, nie mogąc pozwolić sobie na uwolnienie tej części siebie.

- Pięknie. - wymruczał Brenner, wskazując na wystraszone zwierzę, które niecierpliwie zaczęło szarpać się z obrożą, jakby wyczuwało intencje mężczyzny. - Teraz dotknij go, wykorzystując na nim swoją elektrokinezę. Na początku niewielki wstrząs. Siódemka bądź w razie czego przygotowana do działania.

Ponownie spojrzał na kota. Niepewnie podszedł do niego, czując na sobie stanowczo za dużo spojrzeń, które czegoś od niego oczekiwały. Nie chciał tego robić, wiedział już, że jeśli nie będzie zbyt ostrożny w najgorszym przypadku zatrzyma akcję serca, albo – jeżeli straci kontrolę – spali ciało. Bał się użyć mocy na żywym obiekcie zaledwie chwilę po ponownym ich uruchomieniu. To nie było bezpieczne, czuł, jak z każdą sekundą przybiera na sile i nie wiedział, czy jeśli zacznie ich używać da radę samodzielnie je zatrzymać. Obawiał się, że nie, a obawa ta osadziła się głęboko w jego piersi wrzynając się boleśnie w mózg, kiedy powoli kucał przy wystraszonym stworzeniu. Próbował je wyczuć, uspokoić, pocieszyć, jakoś przekazać, że nie zrobi mu krzywdy, ale nie potrafił nawiązać z nim połączenia. Kot dalej był niespokojny, teraz przyciskany do ziemi przez gumową pałkę zahaczoną o jego obrożę. Przez chwilę chciał zaproponować ściągnięcie metalu z ciała zwierzęcia, miał bardzo złe przeczucie co do tego wszystkiego. Nie podobało mu się, jaki wygląd to miało, ani sam sposób w jakim toczyła się cała akcja. Nie wiedział jakie moce ma chłopiec stojący teraz zaledwie dwa metry od nich w dalszym ciągu lśniący zieloną poświatą. Czy miał w sobie tyle siły, by powstrzymać Cztery przed użyciem pełnej mocy? A może miał dbać o to, by żaden z nich nie uciekł, wykonywali ich rozkazy, byli posłuszni? Czy ten dzieciak był kolejnym z tych, którzy byli odpowiedzialni za wyrządzanie im krzywdy, gdy coś szło w złym kierunku? Nie wydawał się być taki, czuł od niego dziwną energię, która była... kojąca. Obecność chłopca sprawiała, że pomieszczenie nie wydawało się tak straszne, wręcz przeciwnie było dziwnie bezpieczne, a żadne ostre słowa, popychanki czy rozkazy nie wydawały się być już takie straszne, jak zaledwie chwilę temu.

Jęknął, kiedy twarda dłoń mocno zacisnęła się na zranionym nadgarstku, wciskając jego dłoń w ciemną, kręconą sierść. Zdziwiła go aksamitność futra zwierzęcia, jednak jeszcze bardziej zadziwiające były jego oczy, które rozbłysły jasnym, złocistym światłem pod wpływem dotyku. Nie cofnął dłoni, kiedy palce przestały boleśnie wbijać się w okaleczoną skórę zbyt zdziwiony zjawiskiem, jakiego właśnie był świadkiem. Do tej pory był pewien, że kot by zwykłą przybłędą, która musiała się kręcić wokół laboratorium wystarczająco długo, że w końcu zdecydowano się wziąć biedne, nieświadome zwierzę zrzucając na nie ten srogi los. Tylko jakiemu zwykłemu kotu zmienia się kolor oczu pod wpływem jakiegoś przypadkowego dzieciaka? Czy już wcześniej przeprowadzano na nim jakieś eksperymenty? Czy zwierzę... mogło mieć moce tak samo jak oni?

Mrugnął zaskoczony, gdy poczuł łaskotanie. Dalej trzymał dłoń na wolno unoszącym się boku stworzenia, nie mogąc nadziwić się faktem, jak przyjemnie miękkie było jego futro i jak uzależniające było wtapianie palców wśród gęste loki. Nie spodziewał się jednak, że po czarnych włoskach prześlizgiwać się będą małe języki elektryczności. W dodatku jego elektryczności. Czuł w tym siebie, pomimo tego, że cała energia dalej była ukryta w jego ciele. Nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby tak swobodnie skakać po kocie, a jednak dobrze widział błąkające się, słabe iskry, jakby ktoś chciał, ale nie do końca mógł użyć tej mocy. Jakby się nią bawił, nie będąc pewnym jej potęgi, bojąc się pociągnąć za niewłaściwy sznur wywołując niechciany efekt.

- Cztery, prosiłem Cię, abyś wywołał wstrząs. - szybko cofnął dłoń, przypominając sobie o obecności innych. Spojrzał na Brennera, który teraz wpatrywał się w niego zawiedzionym spojrzeniem, jakby pokładał w nim wszelkie nadzieje, a chłopiec po prostu go zignorował. - Chcemy być dzisiaj grzeczni, prawda? Cała trójka. Żaden z Was nie chce kary, mam rację? Dlaczego nie możemy przeprowadzić spokojnie eksperymentu? Siedem przestań wywracać oczami, to również liczy się jako pyskowanie, Dwa nie testuj teraz mocy Czwórki, będziesz miał na to czas kiedy skończymy, Cztery zrób to, o co prosiłem Cię wcześniej. Nie chcemy przecież opóźniać badań, mam rację?

- Przepraszam. - szepnął zaraz, nie chcąc by ktokolwiek z nich cierpiał przez jego nieposłuszeństwo.

Ponownie nachylił się nad kotem, znowu wsuwając dłonie między jego sierść. Tym razem jednak nie miał czasu, by nacieszyć się tym przyjemnym uczuciem, pozwalając swojej energii wyrwać się na chwilę. Tylko na krótki moment. Skupił wszystkie myśli wokół wzbierającej mocy, kłębiącej się w opuszkach palców. Poczuł przyjemne ciepło i mrowienie, starając się nie oddać temu uczuciu zbyt mocno. To ma być tylko lekki wstrząs, nie oczekują od Ciebie zbyt wielkiej mocy, potrafisz dać z siebie niewielką część, nie chcesz nikogo skrzywdzić, szeptał do siebie na tyle cicho, by nikt nie mógł go usłyszeć nie zdając sobie nawet sprawy, że to robi. Po pomieszczeniu rozległy się niezadowolone pomruki, gdy upłynęła kolejna minuta, a chłopiec siedział tam w tej samej pozycji i skupieniu jak wcześniej.

Aż nagle coś nastąpiło.

Z początku była to tylko krótka seria trzasków, tak w zasadzie nic strasznego, brzmiało to tak samo, jak gniazdka w domowych ścianach, kiedy niechętnie wypluwają z siebie wtyczki. Potem stało się coś dziwnego, bardziej niebezpieczniejszego i szybkiego. Błyskawice z dłoni Czwórki spłynęły prosto na ciało kota, jednak zamiast go zszokować, jak każdy z nich początkowo zakładał, że się stanie, iskry wróciły do niego ze zdwojoną siłą, jakby tu nie pasowały. Sierść stworzenia napuszyła się, a energia elektryczna wokół niego trzaskała, błyszcząc błękitnym światłem, kiedy przepływała po całym jego ciele, unikając znajdujących się na nim dłoni jak ognia. Czwórka odsunął się z przerażonym wrzaskiem w momencie, gdy obca energia uderzyła w niego. To było nowe, to było inne, to było niebezpieczne. Już wcześniej pracował z inną elektrycznością niż własna: bawił się żarówkami, przepływem mocy w gniazdkach, na słupach telefonicznych, a nawet stawiał czoła prawdziwym piorunom,  pozwalając im spłynąć po sobie jak woda podczas prysznica bez najmniejszego uszkodzenia. Energia, z którą teraz miał styczność była inna. Nie potrafił jej wyczuć, nie czuł w niej siebie. Ona była niekompletna, paliła go, raniła. Podniósł drżące ręce, wpatrując się w bolesne pęcherzyki, które utworzyły się między palcami. To bolało, bardzo. Poczuł jak szczypią go oczy, a elektryczność trzeszczy głośniej, otaczając jego ciało. Jasne, duże skrzydła zadrżały, owijając się wokół chłopca ochronnie. Po śnieżnobiałych piórach przepływała energia, grożąca uwolnieniem i usmażeniem, jeżeli tylko ktokolwiek ośmieliłby się do niego zbliżyć. Słyszał szum w uszach, gdy serce boleśnie uderzało w jego klatkę piersiową. Nigdy nie czuł się tak przerażony jak w tym momencie. Co było nie tak z tym kotem? Co on zrobił z jego energią? Dlaczego to było takie obce, dlaczego tak bolało?

Krzyknął, a łzy spłynęły mu po policzkach, kiedy został gwałtownie przyciśnięty do ziemi. Dwójka strażników stała nad nim w gumowych kombinezonach, przyciskając go do ziemi. Czuł mdłości, gdy jeden z nich postawił nogę na jego skrzydle pod złym kątem, które zdecydowanie bolał bardziej, niż powinno. Był przerażony. Przerażony, obolały i tak przeraźliwie obcy w tym miejscu.

- Hm, może myliliśmy się co do umiejętności mimikry Dwójki. - wymruczał profesor, jakby nie zauważył przerażonego i bolesnego spojrzenia chłopca. - Powtórzymy to.

- Co? N-nie! - pisnął, a jego serce zabiło mocniej, kiedy obuwie bardziej przycisnęło go do twardej powierzchni, grożąc utratą oddechu lub złamanymi kośćmi. Mimo tego dalej starał się utrzymać swoje stanowisko zbyt przerażony, by powtarzać badania ponownie. - N-nie, proszę. To b-boli. Ta moc... to nie n-należy do mnie. Ja... to mnie r-rani, nie potrafię tego powstrzymać. - łkał nie potrafiąc powstrzymać łez.

Doktor spojrzał na niego zimnymi oczami, uważnie śledząc całą posturę chłopca od jasnych, kręconych włosów, przez ogromne, zgniecione pod dziwnym kątem skrzydła, aż po poranione stopy, między którymi tańczyła rozjuszona energia. Uśmiechnął się jedynie na widok jednego ze swoich chłopców w takim stanie. Lubił, kiedy byli posłuszni, jednak zdecydowanie bardziej podobało mu się, kiedy się buntowali. Uwielbiał obserwować, jak rozpadają się podczas badań, zapewniać ich, że wszystko będzie dobrze, a potem wprowadzać do stanu, w którym dławili się szlochem niezdolni nawet do krzyków, cierpiąc samotnie w agonii.

- Spokojnie, Cztery. Musimy zrozumieć co się wydarzyło, jeżeli coś wymsknie się spod kontroli mamy Siedem. Jesteście bezpieczni. - uśmiechnął się fałszywie, zakładając gumowe rękawiczki. Pochylił się, biorąc przerażonego kota na ręce, zdejmując z jego szyi obrożę. - Dwa musisz wykorzystać pełną moc Czwórki. Przyjmij dowolną formę, jednak pamiętaj, że ucieczka będzie karana znacznie surowiej, niż zrobiliśmy to ostatnim razem.

Stworzenie widocznie się zawahało, nim zeskoczyło na ziemię w błysku jasnego światła. Czwórka zmrużył oczy nie przyzwyczajony do takich nagłych zmian w jasności. Jęknął, próbując przetrzeć oczy, kiedy przypomniał sobie o stojących na nim strażnikach. Wypuścił z płuc drżące powietrze, a potem ponownie spojrzał na kota, który... nie był już kotem. Przed nim stał chłopiec, którego widział zaledwie chwilę temu. Zamrugał zaskoczony, zaraz odwracając głowę w kierunku, gdzie wcześniej stał Siedem. Dalej tam stał, widocznie bardziej zirytowany niż chwilę temu z rękoma mocno zaplątanymi na klatce piersiowej. Ale, skoro on był tutaj to kto był przed nim? Znowu się obrócił napotykając się z zakłopotanym wyrazem twarzy.

Jego oczy błądziły od jednej osoby do drugiej, jakby chłopiec nie potrafił utrzymać wzroku w jednym miejscu, albo czegoś szukał. Co chwilę mrużył oczy, nerwowo przesuwając dłonią po nagim nadgarstku, który ciągle skrzył się mocą Czwórki. Blondyn dopiero teraz zauważył, że postać, która stała przed nim była ubrana w krótkie, czerwone spodenki i jasnoróżową polówkę. Wokół bioder miał owiniętą nerkę, a jego stopy nie były nagie, jak wyglądało to w przypadku pozostałych dwóch chłopców. W dodatku na prawym nadgarstku miał zegarek. Jego cera, włosy i oczy również wydawały się być bardziej zdrowe, i żywsze, niż Siedem. Na szyi miał mocny czerwony ślad – najprawdopodobniej po obroży i- oh, czy to na jego boku nie było krwią?

- Ugh, idioto. Co Ci mówiłem o braniu mojego ciała? Nie możesz tak po prostu... wskakiwać w nie, jakby należało do Ciebie! Istnieje coś takiego jak prywatność, znasz w ogóle takie słowo? Polega to na tym, że-

Głowa chłopca – Dwójki, jeżeli dobrze zapamiętał – zaraz obróciła się w kierunku zirytowanego głosu. Strach w ciemnych oczach zniknął tak samo szybko, jak się pojawił, a jego ciało wykonało niepewny krok w tamtą stronę, jakby chłopiec nie do końca był pewien, czy kierunek, który obiera na pewno jest właściwy. Blondyn dostrzegł kolejną różnicę między tą dwójką – oczy tego chłopca nie były takie, jakie miał jego towarzysz. Siedem miał je głęboko brązowe, jak jelonek Bambi, oczy Dwójki również były brązowe, ale co jakiś czas przepływały przez nie złociste iskry, takie same, jakie krążyły wokół jego ciała.

- Siedem to nie czas na rozmowy. Dwójka miał wybór, na który nie jesteś w stanie wpłynąć. - warknął Brenner, a obaj chłopcy wzdrygnęli się pod wpływem ostrości jego słów. - Teraz Dwójka uwolnij moc Czwórki i powtórz to, co osiągnęliście chwilę temu.

Brunet widocznie się zawahał, ponownie mrużąc oczy. Jego ruchy były niepewne, a niebieskie iskry na ciele jedynie wzrastały. Energia na ciele Czwórki również wzrosła, jakby wyczuwała w nim jakieś zagrożenie. Obie elektryczności wydawały się być niespokojne, tak samo jak ich właściciele, a z każdym wzrostem siły u jednego, działo się to samo u drugiego. Wyglądało to jak niema walka, która miała się dopiero rozegrać. Żaden z nich nie chciał tego powtarzać.

- Nie widzę gdzie on jest. - poddał się wreszcie Dwójka, kiedy po upływie kolejnych dwóch minut jedynie przemieszczał się parę kroków w jedną i drugą stronę. - Nie mogę podejść do kogoś, kogo nie jestem nawet pewien. Nie wyczuję go, nigdy wcześniej się z nim nie widząc, myślałem, że już o tym wiecie.

Brzmiał na zirytowanego, ale nie dziwiło to czwórki. Też by się tak czuł, gdyby jego wzrok zawodził tak mocno, że nie potrafiłby zobaczyć chłopca leżącego zaledwie parę stóp od niego. Sapnął, kiedy jeden z żołnierzy zszedł z niego, pozwalając mu wyprostować wymęczone skrzydło. Czuł ból, gdy ledwie nim ruszył, ale wiedział, że jeśli którykolwiek ze strażników to zobaczy przy następnym wybuchu będą celować w zranioną część, więc zaciskając mocno zęby wyprostował je na tyle, na ile pozwoliło mu to paraliżujące uczucie.

Ten sam żołnierz znalazł się zaraz przy brązowookim, podając mu ciemne okulary o przeraźliwie grubych szkłach. Przez cały ten czas używał gumowych rękawiczek nie chcąc mieć bezpośredniego kontaktu z trzaskającą energią elektryczną. Chłopak uśmiechnął się lekko na to, zaraz ubierając dodatkową parę oczu na nos. Czwórka nie powiedziałby tego głośno, ale w takiej postaci ciało mniejszego wydało mu się bardziej urocze i niewinne niż zaledwie chwilę temu. Mógł pokusić się nawet o stwierdzenie, że odsłona Siódemki jako małego, bezbronnego, zagubionego chłopczyka uderzała w niego zdecydowanie bardziej, niż mała, awanturująca się kulka.

- Oh, kurwa, wreszcie. - sapnął, poprawiając okulary. - Szczerze nie rozumiem, dlaczego ciągle upieracie się, że będę mógł coś zobaczyć. Jestem cholernie ślepy, żadna moc tego nie zmieni. Nawet małe ręce Eddiego nie były w stanie tego zrobić. Jestem tak samo niewidomy w tym ciele, jak i w innych, więc przestańcie mi w końcu zabierać te pieprzone okulary.

- Eddiego? - wyjąkał Czwórka, czując, jak głos odmawia mu posłuszeństwa przez cichy płacz. - Kim jest Eddie?

- Nie wiesz kim jest Eddie? - spytał zaskoczony chłopiec, a kiedy blondyn pokręcił głową, jego zaskoczenie wydawało się jeszcze większe. - To najmniejsza, najbardziej irytująca się i najrozkoszniejsza istota jaką znam, dlatego w zasadzie ciągle kradnę jego ciało. Poza tym spójrz, stoi zaledwie parę kroków od Ciebie. Wiem, że jest dość mały, zazwyczaj łatwo go przeoczyć, ale najwyraźniej łono jego matki wydawało mu się być zbyt ciasne, aby lepiej się rozwinąć. Ah, zazdroszczę mu, był głębiej w ciele tej kobiety niż ja kiedykolwiek będę mógł być-

- Zamknij się! - wrzasnął zirytowany głos, na co okularnik zaśmiał się, uśmiechając się z niewyobrażalną dumą. - Jesteś taki... taki obrzydliwy. Powstrzymuj się od takich rzeczy, gdy jesteś w moim ciele, plamisz moje usta kiepskimi żartami i zdecydowanie nie podoba mi się, jak-

- Skończyliście już? - przerwał im spokojny głos, a każdy z chłopców natychmiastowo umilkł, czując niewyobrażalny chłód. Brenner uśmiechnął się na to, przenosząc leniwie wzrok na Dwa i Cztery. - Wydaję mi się, że o coś Cię prosiłem Dwa.

- Nie zrobię tego. To go boli. - obruszył się zaraz okularnik, najwyraźniej po dostaniu szkieł chłopiec stawał się być bardziej pewny siebie. - Nie skrzywdzę go tylko dlatego, że tego chcesz.

- Tak myślisz? Jeśli dobrze pamiętam zaledwie pięć lat temu nie miałeś nic przeciwko użycia mocy Siódemki przeciwko niemu. - doktor uśmiechnął się leniwie, zauważając nagłą zmianę zarówno u Eddiego, jak i Dwójki. - Dalej pamiętam jak Cię błagał, abyś przestał. Pamiętasz to, Dwa? Gdyby nie strażnicy najprawdopodobniej usmażyłbyś go na miejscu.

Brunet nie odpowiedział, jedynie wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w Doktora. Całe jego ciało się napięło, a elektryczność wokół niego zdawała się jedynie bardziej narastać. Czwórka odsunął się od niego na tyle, ile mógł ze strażnikiem na plecach, dla bezpieczeństwa osłaniając się mniej bolącym skrzydłem, wyczuwając niespokojną energie przepływającą przez chłopca. Okularnik mocno zacisnął dłonie w pięści, ale w jego oczach było widać jedynie strach i narastające poczucie winy. Jego ciało trzęsło się – nie wiadomo czy z powodu wspomnień czy mocy, których nie był w stanie kontrolować tak dobrze jak ich właściciel.

- Chociaż masz rację. To będzie bolało, chociaż myślę, że Siedem całkiem chętnie dołączy do Waszego duetu, mam rację?

Jak na zawołanie czwórka strażników ponownie obezwładniła bruneta, który niespokojnie wiercił się pod nimi na podłodze. Z jego ust co i rusz tryskały przekleństwa, a pod ciałami mężczyzn widać było przebłyski jakiegoś światła. Nic to jednak nie dawało, grupa żołnierzy miała zupełnie inny strój, niż strażnik, który w dalszym ciągu męczył Czwórkę. Ci, którzy osiedli na Siódemce wyglądali jak strażacy. Ciało chłopca co i rusz rozbłyskało czerwoną i zieloną energią, jakby nie umiał się zdecydować jaką moc chce na nich wykorzystać.

- Dwójka dotknij go. - polecił Doktor.

- Co? Nie? Nie! - warknął wezwany chłopiec, a widząc kierujących się w jego stronę żołnierzy szybko zmienił swoją postać na coś zdecydowanie mniej ludzkiego.

W miejscu repliki Siedem stał teraz młody, czarny tygrys, po którego sierści ciągle tliły się jasne smugi elektryczności. Warknął groźnie na zbliżających się mężczyzn, wyglądając bardziej komicznie, niż groźnie zważając na fakt, że na jego nosie dalej tkwiły okulary. Obnażył ostrzegawczo zęby, ale nawet to nie powstrzymało grupki ludzi, którzy zaraz rzucili się na niespokojne zwierzę. Tygrys zdołał uskoczyć w ostatnim momencie. Mężczyźni upadli na ziemię, przygnieceni przez własny ciężar. Dwójka wykorzystując tą chwilową przewagę zaraz rzucił się na strażnika przytrzymującego skrzydlastego chłopca. Zamrugał nerwowo, rozdrażniony upadając z nim tuż za Czwórką wyraźnie starając się zachować z chłopcem odpowiedni dystans.

Czwórka czuł, jak jego energia trzaska, próbując dostać się do tej nowej, obcej mocy, tak podobnej, a jednak tak zupełnie innej od jego własnej. Zaczerpnął oddechu, zaraz odsuwając się jak najdalej od tego zmiennokształtnego dzieciaka. Jęknął, kiedy odrzucony żołnierz uderzył wprost w jego poranione skrzydło. Ochronnie je złożył starając się wybrać mniejszy ból. Zacisnął dłonie w pięści starając się skierować swoje moce w strażników, którzy nie byli przygotowani na porażenie elektryczne. Dopiero teraz dostrzegł trzy różne stroje, w które byli ubrani. Pierwszy z nich był typowym uniformem ochronnym przed ogniem, drugi miał raczej zapobiec mocy Czwórki, natomiast trzeci wydawał się być jeszcze bardziej absurdalny niż tygrys w okularach. Trzecia grupa miała na sobie strój pływacki, identyczny wręcz do tego, jaki nosili nurkowie. Blondyn rozumiał dlaczego były tutaj trzy rodzaje strażników po jednym dla każdego z eksperymentów, ale nie potrafił zrozumieć jak taki strój ma ich uchronić przed szponami czy zębami, którymi dysponował Dwójka.

Pokręcił głową. To nie czas i miejsce na myślenie o takich rzeczach, słyszał już, jak Brenner wzywa posiłki, a drzwi co chwilę otwierają się i zamykają. Obstawiając, że chłopiec, który zapożyczył sobie jego moc sobie poradził skierował się w stronę krzyku na drugim końcu pomieszczenia.

Eddie dalej był przygniatany przez coraz to bardziej rosnącą ilość strażników, ledwo mógł oddychać, a dodatkowy ciężar na jego plecach w niczym mu nie pomagał. Próbował uwolnić swoją moc i spalić te głupie uniformy, ale był zbyt słaby, by przedrzeć się przez materiał ognioodporny. Jakby tego było mało czuł, jak duże palce w rękawiczkach mocno zaciskając się na jego dłoniach, które z całych sił starał się wyszarpnąć z ich uścisków. Nie chciał ponownie zostać skuty. Nienawidził czuć się ograniczany w ten sposób. Krzyknął, kiedy jeden ze strażników trysnął mu w twarz lodowatą wodą. Mógł być sobie nietykalny i leczyć wszelkie rany wcześniej niż się pojawiły, ale nie oznaczało to, że nie czuł bólu. Tak w zasadzie czuł go nawet bardziej, niż powinien. Zamknął mocno oczy, starając się osłonić twarz na tyle, na ile pozwalali mu żołnierze nie chcąc, nie mogąc czuć dłużej tego bólu. Jego ciało skwierczało, jak dogasające ognisko, ilekroć woda stykała się z gołą skórą, a chłopiec jęczał z agonii nie mogąc nic poradzić na to, że z każdą próbą ugaszenia jego ognia ten jedynie wzrastał z większa siłą niż wcześniej. Był zbyt przestraszony, wściekły i obolały, by móc nad tym zapanować, a jego leczenie działało szybciej niż zwykle, sprawiając, że wyglądał, jakby nic tak właściwie się nie wydarzyło.

Nastąpił kolejny krzyk pełen agonii, a Czwórka wyjąkał ciche przeprosiny patrząc na grupę drgających mężczyzn, gdy trzymał rozdygotanego chłopca w ramionach. Zaraz jednak go puścił odsuwając się nieco, gdy zdał sobie sprawę, że chłopiec krzyczy z jego powodu. Zapomniał, by zmniejszyć swoją moc do maksymalnego minimum, jakie mógł osiągnąć w czasie pracy, jeżeli nie chciał go zranić.

- Przepraszam, rzadko kiedy biorę udział w walkach ze strażnikami. Tak właściwie prawie nigdy, Twój kot wyzwolił we mnie ducha walki. - na moment zamilkł, wpatrując się w krew na swoich nadgarstkach. - Wow, zabrzmiało to tak dennie, jakbyśmy byli w jakimś filmie, gdzie przyjaźń jest w stanie ocalić najgorsze zło czy coś.

- Richie nie jest moim kotem. - odparł brunet, zupełnie ignorując uwagę blondyna o filmie. - Jest pieprzonym idiotą, który teraz na ślepo walczy z głupimi strażnikami, bo nie ma mózgu i najwyraźniej kurwa nie pamięta, że jest na tyle ślepy, że musi podejść do czegoś w odległości centymetra, by móc to zobaczyć. - brzmiał na mocno zirytowanego, a jego ciało skrzyło od gnieżdżącej się w niej energii.

- Eddie? - zaczął niepewnie Czwórka.

- A teraz musimy mu kuźwa pomóc, bo pieprzony Trashmouth, jak zwykle musi być w centrum zainteresowania i nie rozumie, że oni znają nasze największe słabości, i buntem jedynie bardziej ich denerwujemy.

- Z tego co pamiętam to raczej Ty wykrzykiwałeś bluzgi, gdy Cię tu wprowadzono, ale Eddie, musimy-

- I musiał się oczywiście zmienić w pieprzone zwierzę, i stracić te głupie okulary posługując się nieznaną mocą, jakby-

- Eddie!

- Co? - fuknął, a drobne ciało zajęło się ogniem w tym samym momencie, w którym coś potężnego uderzyło w jego plecy posyłając go na podłogę. - Ow, Richie do cholery, ile razy mam Ci powtarzać, że nie musisz biec na pieprzone złamanie karku, gdy wyczujesz mój zapach?

Burknął jeszcze bardziej wściekły niż wcześniej zrzucając z siebie zadziwiająco... ludzie ciało. Mrugnął zaskoczony, zaraz przenosząc wzrok na osobę, która w niego uderzyła. Co prawda wiedział, że dwunastolatek może zmieniać się w coś więcej niż zwierzęta, ale nie pamiętał, aby w jego asortymencie była taka dziewczyna. Dobrze pamiętał każdą postać w jaką mógł się zmienić jego kolega i zdecydowanie nie było tam takiego ciała. Wystraszona nastolatka szybko cofnęła się, wyciągając dłonie przed siebie. Jej tęczówki miały ten sam kolor, co oczy Siódemki, byli nawet całkiem podobnego wzrostu i postury. Tak w zasadzie przypominali zaginione rodzeństwo, gdyby nie fakt, że włosy dziewczyny były ogolone, a ona sama wyglądała tak nędznie, że było to raczej bliższe chłopakowi bez koszuli niż Eddiemu. W dodatku krwawiła, strumień świeżej krwi wypływał z jej nosa, kiedy spanikowane oczy śledziły akcję, dziejącą się wokół nich. Eddie dalej płonął, jednak jego leczenie zadziałało na tyle szybko, że po uderzeniu oparzenia, które mogły pojawić się na jej ciele po prostu zniknęły zanim zdążyły się jeszcze pojawić. Czwórka stał przed nimi, jedno ze skrzydeł miał rozłożone, jakby starał się ich chronić przed spojrzeniem strażników, opasany energią, którą co chwila uderzał w nich, jakby nic dla niego nie znaczyli, całą moc celował w czarnych i ognioodpornych, a kiedy zagrażali im podatni na prąd zaraz zostawali strąceni przez tygrysa o nieco zbyt chaotycznych ruchach i mało celnym oku. Blondyn i Dwójka ciągle się osłaniali, więc Eddie miał czas, aby przyjrzeć się nieznajomej.

Dziewczyna była przeraźliwie cicha, a jej oczy ciągle szaleńczo przeskakiwały z jednej osoby na drugą, jakby nie wiedziała komu może ufać. Kiedy Eddie podniósł się z ziemi cofnęła się o krok wystawiając przed siebie obie dłonie, a jedne z broni strażników uniosły się w górę, ostrzegawczo skierowane w stronę chłopaka. Ognisty chłopiec przełknął ślinę orientując się, że ma do czynienia z telekinezą, która nie zapisywała się zbyt wysoko na liście mocy, z którymi chciałby mieć styczność.

- Hej, s-spokojnie... - zaczął, nie potrafiąc ukryć przerażenia w głosie.

Bał się jej. Nie bez powodu odczuwał strach przed tą dziewczyną. Wiedział do czego jest zdolna, poniekąd ją znał, pomimo tego, że nigdy się nie spotkali twarzą w twarz. Eddie widział jej badania, zawsze gotowy by pomóc i podleczyć dziewczynę, gdyby coś jej się stało. Zawsze tam był. On musiał. Przy każdym badaniu był, tak się poznał z Richie'm – poprzez badania, które mogły wpłynąć na chłopca w sposób, który – jeśli nie było się wystarczająco szybkim – mógł go doprowadzić nawet do śmierci. Z Jedenaście było trudniej, dopuszczali go do niej tylko, jeśli była nieprzytomna. Tak naprawdę nigdy nie miał okazji z nią porozmawiać, czy chociażby wymienić jednego słowa. Odpychali go zaraz po tym, jak upewnili się, że z dziewczyną wszystko w porządku.

- Źli ludzie. - szepnęła, a jej oczy zalśniły, gdy spojrzała na coś nad nim.

Następnym co zobaczył były lecące w jego stronę bronie, uciekająca dziewczyna i krew.

___

A witam.
Teoretycznie nie powinnam zaczynać niczego nowego, ale to było znacznie silniejsze ode mnie.

Więc ja to tylko tutaj tak zostawię i udanego tygodnia, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top