XV
- Królestwo Arktyki zaatakowało L'Manburg? – zapytał George patrząc na swojego kamerdynera, który właśnie przeczytał im pismo od jego ojca, w którym ten oświadczył, że wczorajszej nocy ich królestwo zostało zaatakowane przez Krainę Arktyki.
- Przecież to niemożliwe. Mamy podpisany kontrakt przymierza. Atak na wasze królestwo to złamania pierwszego punktu kontraktu. – odpowiedziała księżniczka siedząca obok niego. Oboje byli w olbrzymim szoku i nie dowierzali, że coś takiego mogło się wydarzyć.
- Napiszę do ojca list, żeby nie odpowiadali wojną. Mam przeczucie, że ktoś maczał w tym palce. – powiedział książę, a następnie wymienił się spojrzeniami z Tobim, że raczej myśli o kimś, kto nie jest człowiekiem.
- Tak czy inaczej, nie możemy teraz rozpętywać wojny. Powinniśmy nadal być skupieni na odbudowie tego królestwa, szczególnie że w końcu udało nam się znaleźć jakiekolwiek źródło wody. – dopowiedziała dziewczyna, na co starszy pokiwał głową ze zrozumieniem. W jednej z gór udało się znaleźć strumyk wody, który jeśli udałoby się odpowiednio przeprowadzić, mógłby być główną rzeką, z której w końcu mogliby skorzystać mieszkańcy.
- Nie siedźmy tak tutaj. Caroline, kraina Arktyki ma świetną wiedzę na temat wód, mogłabyś się więc zająć kontrolą utworzenia tej rzeki? Przejmę rolę nauk w społeczeństwie oraz będę zajmował się potrzebami mieszkańców co do odpowiednich warunków do życia. – powiedział brunet, na co księżniczka od razu przystała z jego propozycją i oboje wstali ze swoich miejsc, gdy nagle usłyszeli krzyki dobiegające z innej części zamku. Momentalnie z księciem na froncie wybiegli z Sali od razu idąc w stronę zamieszania, kiedy dobiegł do nich zdyszany Karl.
- Książę, to te potwory, nie wiem skąd one tu są. – powiedział, na co drugi zmarszczył brwi nie wiedząc, o co chodzi.
- Jakie potwory? Nie masz na myśli tych z balu? – odpowiedział pytaniem młodszy, od razu sięgając po swój miecz.
- Dokładnie te. Ale nie wiem nawet jakim cudem one się tu znalazły. Przecież były wytworem Williama. A Wiliam nie żyje. – powiedział były anioł, idąc z księciem, który pewnym krokiem ruszył w stronę, z której słyszeli wcześniej krzyki. Po drodze do każdego spotkanego żołnierza mówił co mają teraz zrobić, a raczej, że mają zapewnić wszystkim służącym bezpieczeństwo i odciągnąć ich od tych kreatur, którymi on się teraz zajmie.
- Albo tak sądziliśmy. – odpowiedział jedynie, a następnie stanął na szczycie schodów patrząc na masakracje przed nim. Martwe ciała i stojące nad nimi potwory, które jeszcze bardziej rozszarpywały już martwe ciała, wywołały w nim nieprzyjemne uczucie. Nieświadomie obrócił się w kierunku Caroline, która widząc znajomą kreaturę zaczęła się cała trząść, nie mogąc się ruszyć obecnie ze swojego miejsca. – Karl zabierz ją w bezpieczne miejsce. – zarządził co drugi od razu wykonał, ciągnąc dziewczynę w przeciwnym kierunku. - Nie możecie dać im się dotknąć. - ostrzegł ich książę, samemu schodząc po schodach, aby coś zrobić z tymi potworami. Nie wiedział, co dokładnie miał robić, przecież kiedy wcześniej ich zaatakowały został porwany przez anioły do nieba.
Kiedy tylko zszedł na piętro, gdzie było najwięcej potworów od razu dzielnie stanął do walki. Bezproblemowo zaatakował jednego z potworów ucinając mu swoim mieczem rękę. Ten czując co się stało obrócił się w kierunku księcia od razu chcąc go zaatakować, kiedy ten jednak ponownie zamachnął się swoim mieczem, tym razem przecinając klatkę piersiową potwora na wylot. To wystarczyło, aby ten upadł na ziemię, po chwili przestając się ruszać.
Jak jednak się spodziewał George, kiedy tylko zaatakował jedną z tych kreatur, reszta od razu ruszyła w jego kierunku, aby go zaatakować. Coraz trudniej było mu bronić się przed potworami i nawet pomoc ze strony Tobiego, oraz rycerzy, nie dała rady obronić go na tyle, aby nic mu się nie stało. Szybko jego miecz wypadł mu z ręki i kiedy zobaczył, że jeden z demonów chciał go zaatakować, po prostu zasłonił się swoją dłonią, mówiąc coś na wzór "Nie rób tego". Zacisnął oczy, czekając aż poczuje jak jego ciało jest rozrywane, kiedy nic nie nadeszło. Zdziwiony więc otworzył oczy i stanął w jeszcze większym szoku, kiedy zobaczył, że wszystkie potwory stały teraz przed nim, kompletnie nic nie robiąc, a następnie upadły na kolana oddając mu pokłon.
- Książę, twoje włosy. - powiedział cicho jego kamerdyner, na co wyższy obrócił się do niego przodem, pokazując także, że jego niebieskie oko teraz było całkowicie czarne. - Ty masz nad nimi władzę. - wyszeptał, niższy podchodząc bliżej księcia, który popatrzył ponownie na kreatury.
- Leave this place and never go back there. - rozkazał im, a te posłusznie, wstały i odeszły tak jak im ich Pan kazał. Wszyscy odetchnęli z ulgą widząc, że problem tak jakby się sam rozwiązał, więc postanowili wrócić do swoich obowiązków. Strażnicy, dostali za zadanie pozbyciem się ciał, które niestety leżały na ziemi w sali, gdzie przed chwilą były demony, a książę i jego kamerdyner wrócili do sali, gdzie siedziała księżniczka, wraz z byłym aniołem.
- I co? Wszyscy są cali? - zapytał, Karl, wstając z krzesłach oraz podchodząc do dwójki.
- Wiesz może czemu te demony mogą się mnie słuchać? - zapytał książę, patrząc na niego lekko przestraszony. Były anioł wyraźnie zmartwiony tym, co powiedział przed chwilą książę, popatrzył na niego, lekko zakłopotanym wzrokiem.
- Co masz na myśli?
- Powiedziałem do nich, aby nie robiły mi krzywdy i te się momentalnie zatrzymały. Później jak kazałem im odejść to odeszły. - wytłumaczył książę, chwilę później opierając się o ścianę czując nagły ból swojego ciała. Popatrzył więc na miejsca, w których czuł największy ból, którymi obecnie były dłonie i szybko zamarł w miejscu widząc jak te nie wyglądają tak jak powinny. Wygięte w inne strony, powoli wydłużały się, robiąc z jego palców szpony dokładnie takie jak te, które miały potwory, które przed chwilą widział. Przerażony spojrzał na anioła, który równie zdziwiony popatrzył na niego, samemu nie wiedząc co teraz się działo z księciem. Nie musieli czekać długo, kiedy ten nagle upadł na ziemię, tracą świadomość z otaczającym go światem. Dwójka od razu podbiegła do niego, uważając, aby nie dotknąć tego co zaczęło się przemieniać w demona, ponieważ nie wiedzieli, czy ma ono takie samo działanie jak ciała tych stworzeń.
- Co teraz robimy? Nie wiemy co się z nim dzieje. - zapytał nerwowo kamerdyner, widząc jak włosy księcia zmieniały kolor co chwilę, z brązu w blond, a to znowu w blond i ostatecznie w czerń. Mogli się założyć, że dokładnie to samo działo się teraz z jego oczami.
- Nie mamy, jak sprowadzić tutaj Lucyfera, a nawet jeśli mamy, to nie chcę, aby Książę teraz się z nim widział, bo prawdopodobnie to on stoi za obecnym stanem zdrowia Księcia. - odpowiedział były anioł, a następnie ściągnął z siebie koszulę, którą rozerwał na dwie części i od razu zawiązał na zmienionych dłoniach i przedramionach księcia.
- Co masz na myśli? Te żyły co widzieliśmy wcześniej? - zapytał brunet, ostrożnie rozpinając ubranie księcia, aby móc zobaczyć, tak jak podejrzewał Karl, cały tors księcia zapełniony czarnymi żyłami, które teraz łączyły się z dłońmi szatyna, które przemieniły się w te demona.
- Miałem rację, pozwolił mu na więcej. W takim tempie książę umrze w niecałe dwa może trzy miesiące. Musimy poprosić o pomoc kogoś wyższego. - odpowiedział były anioł, a następnie z pomocą kamerdynera, przenieśli księcia na najbliższe im łóżko.
- Jest ktoś wyżej od Lucyfera?
- Jego brat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top