VII
Alexis nie był w stanie stwierdzić, jak długo już szedł bardzo powolnym krokiem. Jego kończyny odmawiały mu posłuszeństwa, jednak nie chciał robić sobie żadnej przerwy. Dla demonów to była wręcz sekunda, by go znaleźć, a następnie się do niego przenieść, więc im szybciej mógł wrócić do swojego upadłego królestwa, albo innego i nawet przez kraty więzienia porozmawiać z którymś z królów, tym szybciej mógł im przekazać informacje, których się dowiedział.
Usiadł pod drzewem w środku lasu, oddychając ciężko. Jego brzuch skręcał się boleśnie od braku jakiegokolwiek posiłku przez dłuższy czas. Dodatkowo jego gardło dość wysuszone prosiło o jakikolwiek płyn, aby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia z gardła. Podniósł swoją głowę, a następnie popatrzył w niebo, zastanawiając się, czy to, co robi, w ogóle ma sens. Szanse na to, że dotrze do jakiegokolwiek królestwa były dość marne przy jego obecnym stanie. Dopiero kiedy był na skraju życia i śmierci dochodziło do niego jaki błąd popełnił, zawierając pakty z dwoma demonami naraz.
Zamknął ponownie oczy, chcąc zaczerpnąć tym chociaż minimalną ilość dalszej energii, kiedy nagle usłyszał znajome mu dźwięki kopyt jadących koni oraz rozmowy, jakie prowadziło prawdopodobnie jadące w kierunku, w którym się znajdował wojsko. Wstał więc szybko, od razu idąc w ich kierunku. To była jego szansa, aby poprosić, o jakąkolwiek pomoc w przedostaniu się do większej lokalizacji. Co chwilę kiwał się z jednej strony na drugą, a jego głowa z każdym krokiem pulsowała coraz mocniej, tak samo, jak obraz przed jego oczami, jednak nie poddawał się, dalej idąc przez zarośla lasu, w którym był. Momentalnie jego serce zabiło mocniej w nadziei, kiedy zobaczył jadących strażników, jego dłonie szybciej więc zaczęły odsuwać sobie spod drogi rośliny, aby było mu łatwiej iść.
Nagle jego stopa zatrzymała się na jakimś wystającym korzeniu i były władca wręcz momentalnie poleciał do przodu, prawie upadając ziemie. Chciał naprawdę się rozpłakać, kiedy poczuł znajomą rękę na swojej tali łapiącą go. Zaraz po tym druga ręka, a dokładniej dłoń zasłoniła jego usta, przyciągając go do drugiego ciała, nie pozwalając mu ruszyć się z obecnego miejsca. Były król jeszcze wyciągnął dłoń w kierunku przejeżdżającego przed nimi wojska. Dosłownie sekundę później przed nim zobaczył drugiego demona, z którym zrobił pakt. Ostatnie co zobaczył to jego lekki wredny uśmieszek, zanim pewnie z pomocą magii dwójki stracił przytomność, upadając w ramiona Williama.
- Mam cię, nasz Le roi déchu.
~~~
Przez kolejne dni książę wraz z księżniczką starali się w jak najszybszym czasie zebrać ludzi z ludu, który przeżył i był fizycznie w stanie (bo po ich przyjeździe oraz sporządzeniu przez ich kamerdynerów i służbę raporcie o stanie wioski, dosłownie się załamali) zająć się pierwszymi przygotowywaniami pod nauki o hodowli zwierząt oraz roślin uprawnych. Dużym utrudnieniem dla nich był klimat panujący tutaj. Ciągłe susze oraz praktyczny brak większej ilości wody, nie pozwalały im nawet na żadne zaczęcie rozkopywania terenu pod pola. Obecnie przyszli władcy spędzili nad dużą mapą całego terenu Las Nevadas, analizując go pod względem tego, gdzie najlepiej można by zrobić wymienione we wcześniejszym liście rzeczy.
- Nigdzie nie ma nawet małej rzeczki, z której moglibyśmy zrobić dopływ pod uprawy. Najbliższa jest na północny wschód od nas, ale nawet jeślibyśmy się do niej przedostali, to nadal dzielą nas bardzo wysokie góry, przez które nie ma szans się przekopać. Dodatkowo ich podłoże to sama skała zasypana piaskiem marne są tu szanse na jakiekolwiek zielone tereny, dzięki którym mogliby mieć własne mięso. - podsumowała dziewczyna, patrząc na nachylającego się nad mapą naprzeciw niej bruneta. Ten westchnął cicho, a następnie usiadł na krześle, dłonią dotykając swojego czoła.
- Żadne zwierze nie przetrwa w takich warunkach. Brak dostępu do rzeki czy morza od razu nam tez likwiduje hodowle chociażby ryb. - dopowiedział chłopak, zaraz po tym zamykając oczy aby pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem. Zostało im jedynie czterdzieści pięć dni na odnowienie tego królestwa, a już teraz byli w totalnej pustce. - Nawet jeśli poprosimy nasze królestwa o pomoc to samo dostarczenie żywności oraz rzeczy potrzebnych nam, zajmie im conajmniej tydzień, tylko po to abyśmy już po kolejnym tygodniu praktycznie nic nie mieli. - powiedział książę, a następnie popatrzył na swojego kamerdynera, który stał cicho obok niego. Od ich ostatniej "sprzeczni" chłopacy nie byli w dobrym stosunek co do siebie. Tobi wyłącznie wykonywał rozkazy księcia już nawet nie rozmawiając z nim na różne błahe tematy jak to robił wcześniej, czego w sumie temu drugiemu zaczynało brakować. Poza ich obowiązkami nie rozmawiali z sobą a poza chłopakiem książę nie miał za bardzo z kim rozmawiać, nawet z księżniczką nie było mu już dobrze rozmawiać. - Tobi, dowiedziałeś się od mieszkańców jak wyglądało dostarczanie jedzenia od władz? - zapytał drugiego, na co ten wyciągnął swój mały notesik, w którym zapisał sobie wszystkie zebrane informacje.
- Mieszkańcy powiedzieli nam, że dostawali jedynie resztki tego, co zostało zjedzone w zamku. Zazwyczaj najlepszej jakości jedzenie było oddawane młodszym osobą aby te mogły przeżyć więcej i w razie wypadku odbudować lub pomóc w późniejszym życiu społecznym. Dlatego też w Las Nevadas jest o wiele więcej dzieci i młodocianych nienadających się niestety do pracy niz osób dorosłych oraz pochodzących pod starszych, który mogliby bardziej pomóc w potencjalnych uprawach lub hodowlach. - przeczytał ze swojej kartki, a z każdą kolejną informacją książę czuł się coraz bardziej załamany tym, co tutaj zastali.
- Dobra, napiszmy raport do ojców i niech powiedzą nam co mamy dalej zrobić bo tak szczerze już nie ma żadnego pomysłu na to państwo. - zarządził książę, a następnie wstał ze swojego miejsca idąc do wyjścia. - Jeśli coś wymyślisz to powiedz to Tobiemu, głowa mnie boli więc pójdę się położyć. - wytłumaczył, a następnie opuścił pomieszczenie zostawiając tam całą trójkę. Niepokoiło go to, że coraz częściej miewał uporczywe bole głowy, przez które czuł też doskwierające mu zmęczenie, oraz niechęć do robienia czegokolwiek. Rzadkością dla niego było kłamanie do innych aby odpocząć, bo wiedział, jakie jako książę miał obowiązki. Jednak przez jego złe samopoczucie coraz częściej to robił tylko po to by udać się do swojej komnaty gdzie mógł zwyczajnie pójść spać.
Tak tez teraz zrobił, od razu dość szybko udał się do swojego pokoju, w którym czekało na niego naprawdę wygodne łóżko, oraz ta przyjemna dla uszu cisza. Przed swoimi drzwiami powiedział pilnującym jego pomierzenia straznikom aby nikogo nie wpuszczali, a następnie do środku od razu rozpinając swoja koszulę aby łatwiej mu się oddychało. Szybko jednak zatrzymał się w półkroku widząc na parapecie swojego okna znajomą mu posturę.
- Karl?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top