VI
Cały dzień księciu minął wyjątkowo długo jak na tak pomimo oczekiwań normalny dzień. Cały dzień chodzili razem ze swoim kamerdynerem pomiędzy pomieszczeniami zamku, ustalając, co trzeba zmienić i opcjonalnie przebudować, a później do praktycznie samego wschodu księżyca czytał całą pozostawioną przez Alexa dokumentację wraz z jego towarzyszką Caroline, co skończyło się dość szybko, kiedy ta ze zmęczenia (które także zamykało już oczy księciu), zasnęła na fotelu. Za prośbą chłopaka straże Królestwa Arktyki przenieśli ją do jej tymczasowej sypialni, podczas gdy on pozostał w pomieszczeniu, dalej czytając zwoje i inne papiery. Kątem oka zauważył, że obok niego czyjaś dłoń postawiła kubek z ciepłym napojem, a kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach tego napoju, wiedział, że jest to kawa.
- Dziękuję Tobi. - powiedział do prawdopodobnie swojego kamerdynera, od razu sięgając po naczynie, aby się jej napić.
- Z tego, co pamiętam to mam inaczej na imię. - usłyszał głos swojego przyszłego męża, na co z nagłego zaskoczenia, nieostrożnie napił się napoju, a gorąca ciecz oparzyła jego wargi. Lucyfer wziął kubek z jego dłoni i odłożył je na bok, delikatnie kładąc dłoń na policzku chłopaka, aby obrócić jego twarz w swoim kierunku. Jego wzrok od razu zawisnął na wargach bruneta, które teraz miały intensywniejszy kolor, spowodowany oparzeniem.
Nie czekając dłużej, po prostu schylił się, a następnie delikatnie pocałował wargi niższego. Dłonie oparł na oparcie krzesła, na którym siedział drugi, tym samym blokując mu jedyną drogę ucieczki. Niższy jednak nie zamierzał wstawać ze swojego miejsca, a raczej nawet odwzajemnił go, na ślepo kładąc swoją dłoń na policzku starszego, delikatnie go głaszcząc.
Lucyfer uśmiechnął się kącikiem ust, ręką robiąc miejsce na biurku dla niższego, którego tam chciał posadzić. Jego dłoń pewnie złapała szyję niższego zaciskając się na niej, nie na tyle mocno, aby całkowicie zabrać mu możliwość oddychania, ale jednak podduszając go, co oczywiście zaskoczyło młodszego. Bez większego problemu blondyn zaciśniętą na szyi bruneta dłonią podniósł go z krzesła, a następnie popchnął go na biurko za jego plecami. Książę zrozumiał, co demon miał na myśli i sam wspiął się na mebel, siadając na nim wygodnie. Lucyfer od razu stanął pomiędzy nogami młodszego, odsuwając się minimalnie od niego, aby ten mógł w końcu zaczerpnąć jakiekolwiek powietrze, o które teraz tak bardzo prosiły jego płuca. Demon zebrał językiem ze swoich ust smak warg bruneta, a następnie uśmiechnął się lekko, patrząc na obecny stan młodszego.
Na policzkach zawitał delikatny rumieniec, usta teraz zwilżone, rozchylone brały kolejne oddechy próbujące uspokoić szybko bijące serce oraz szybko unoszącą się klatkę piersiową. Jego ubrania już mocno wygniecione przez długi dzień, według demona były im w tym momencie zbędny, więc ostrożnie wsunął swoją dłoń pod wszystkie materiały, jakie miał na sobie książę, od razu opuszkami palców badając strukturę skóry młodszego.
Książę westchnął cicho, czując wręcz parzący dotyk na swoim ciele, jednak nie czekając dłużej, ponownie pocałował wargi starszego, po prostu czując jeszcze większą potrzebę dotyku oraz czułości od wyższego. Chciał, aby ten trzymał go w ramionach, dając przyjemne ciepło, patrzył na niego jak na najpiękniejsze dzieło, dotykał, jakby brunet był najszlachetniejszym diamentem i całował, tak jakby jutro miał być koniec świata. Potrzebował go w swoim życiu, bardziej niż by mu się zdawało. Dwójka ponownie oderwała się od siebie, kiedy wyższy popchnął księcia tak, że ten obecnie leżał płasko na biurku, a jego koszula oraz ozdobna marynarka, którą miał na sobie została przesunięta do góry, odsłaniając jego brzuch oraz talię. Z ust bruneta uleciało ciche westchnienie, kiedy zimny powiew powietrza połaskotał jego odkrytą skórę.
Demon stał nad chłopakiem natomiast, patrząc zadowolony na swoje dzieło. Tak niewiele brakowało, aby młodszy leżał pod jego ciałem, błagając o to, aby ten poświęcił mu, chociaż sekundę uwagi. Chciał zobaczyć, jak oczy księcia zachodzą się łzami, kiedy ten całuje każdy kawałek jego ciała, poruszając się w nim powoli, ale z każdym pchnięciem uderzając w jego czuły punkt. Chciał usłyszeć, jak ten jęczy jego imię, ciągnąc za jego włosy, kiedy dokładnie zajmowałby się jego przyrodzeniem. Chciał dalej całować jego wargi, chcąc ponownie poczuć jego smak.
Jego wzrok zawiesił się na bliźnie, która znajdowała się na boku chłopaka. Była ona lekko różowa, zaczynając się na wysokości pępka mężczyzny i kończąc trochę poniżej żeber chłopaka. Mężczyzna spojrzał na niego, oczekując jakichś wyjaśnień co do tego, jak powstała.
- Została po tym, jak dostałem strzałą. Wiesz, co potem siedziałem w tej ciemności. - wyjaśnił chłopak, podnosząc się trochę, aby spojrzeć na mężczyznę. Ten nadal chwilę stał nad nim, patrząc tępo w ślad po ranie, aby chwilę później nachylić się nad nią, składając na niej delikatne pocałunki.
- Nie pasuje ci. Usunę ją. - powiedział, a następnie tak jak powiedział z pomocą swojej magi powoli zaczął dosłownie usuwać ślad z ciała chłopaka. Dla demona była to kolejna okazja do posmakowania skóry bruneta, którego oddech z każdym powolnym i delikatnym dotykiem ust demona na swojej skórze stawał się krótszy i urwany. Nagle spomiędzy warg bruneta uleciał cichy jęk, który od razu został zagłuszony jego dłonią, kiedy poczuł jak starszy zębami ugryzł jego skórę zostawiając na niej ślad swoich dość ostrych zębów. Mężczyzna odsunął się od młodszego zadowolony od razu patrząc na niego. Już prawie osiągnął to, czego chciał. Zbliżył się więc ponownie do księcia tym razem zaczynając całować jego szyję.
- Książę jesteś tam jeszcze? - usłyszeli głos kamerdynera zza drzwi, na co brunet od razu podniósł się do kiedy, ostrożnie odsuwając od siebie twarz demona, który był wyraźnie niezadowolony z faktu tego, że ktoś im w tym momencie przerwał.
- Kurwa znowu on? - powiedział pod nosem Lucyfer, podczas gdy drugi poprawiał swoje ubranie aby wyglądało, chociaż w minimalnym stopniu schludnie.
- Zaraz wyjdę! Nie wchodź tutaj! - odpowiedział głośno książę, a następnie zszedł z mebla od razu podnosząc z ziemi papiery, które zostały zrzucone przez demona.
- Poczekam na ciebie przed pańską sypialnią. - powiedział, a następnie mogli usłyszeć jak odchodzi od drzwi, ponownie zostawiając ich samych. George położył ostatnie dokumenty na biurku, a następnie chciał odejść w kierunku drzwi, jednak powstrzymały go w tym oplatające jego talię dłonie demona.
- Zostań ze mną jeszcze trochę. - poprosił starszy, opierając swój podbródek na głowie bruneta, który najpierw uśmiechnął się sam do siebie słysząc cichy głos demona, a następnie przymknął swoje powieki, czując lekki ból głowy.
- Muszę się położyć, od zmęczenia boli mnie głowa. - odpowiedział jednak książę, ostrożnie zdejmując dłonie króla piekła ze swojego ciała, a następnie zaczął się kierować w stronę wyjścia.
- Zawsze możesz spędzić ze mną czas leżąc w łóżku. - rzucił demon, samemu opierając się tyłkiem o kant biurka, patrząc uważnie na każdy George'a.
- Jutro mam luźniejszy dzień. Dzisiaj już nie dam fizycznie rady.
- W takim razie, pójdź ze mną tam, gdzie chce. - odpowiedział od razu wyższy powoli podchodząc do księcia.
- Gdzie? - zapytał od razu drugi patrząc na niego zaciekawiony. Lucyfer uśmiechnął się do niego patrząc na uroczy wyraz twarzy, jaki zrobił chłopak, a następnie zniżył się lekko całując jego czoło.
- Zobaczysz jutro. Dobranoc mon chéri. - odpowiedział demon, a następnie zniknął w mgnieniu oka nie pozwalając nawet niższemu odpowiedzieć. Ten jednak od razu ruszył do swojej tymczasowej sypialni, przed której drzwiami czekał na niego Tobi. Pierwszy do pomieszczenia oczywiście tak jak mówił kodeks wszedł syn Króla a zaraz po nim jego kamerdyner.
- Co masz na szyi? - spytał niższy, na co książę od razu delikatnie dotknął palcami powiedzianego miejsca od razu przypominając sobie o tym, co stało się chwilę wcześniej.
- Mam coś na niej? Pewnie kołnierz koszuli mnie za bardzo przyduszał. - skłamał do razu nawet tego nie kontrolując. Drugi brunet jedynie westchnął cicho, a następnie popatrzył na księcia troskliwym wzrokiem.
- Nie ufaj mu. I nie pozwalaj mu na zbyt dużo. To nadal demon, który może cię zabić jednym ruchem. Im nie można ufać. - powiedział do księcia, na co ten odwrócił się do niego, od razu zakładając dłonie na swój tors.
- Nie ufam mu i nic mi nie zrobi. Jestem mu do czegoś potrzebny. - odpowiedział przewracając w połowie swojej wypowiedzi oczami.
- Nadal jednak prosze abyś uważał na siebie.
- Jeśli tyle masz mi do powiedzenia to lepiej by było jakbyś wyszedł. - powiedział książę, będąc już poddenerwowany ciągłym powtarzaniem się swojego kamerdynera.
- Książę -
- Wyjdź, jeśli nie masz mi nic do przekazania. - rozkazał George odwracając się do chłopaka plecami. Ten popatrzył na niego, a następnie z niesmakiem ukłonił się przed nim.
- Dobrze, Wasza wysokość. - odpowiedział sarkastycznym głosem, a następnie wyszedł z pomieszczenia zostawiając księcia samego w pomieszczeniu.
To się nie skończy dla niego dobrze. - powiedział w głowie Tobi, idąc do swojej komnaty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top