III

Kiedy tylko księżyc zagórował na niebie, dwójka jak najciszej potrafili, wyszli z piwnicy, w której czekali na odpowiedni moment do ucieczki. Tak jak wcześniej przekazał im Toby, w zagrodzie zostawił im konia, na którym mogli jechać w dalszą drogę. Szybko więc przemieścili się tam, a następnie odnaleźli wśród innych koni tego jednego.

- Będę prowadził. - powiedział Lucyfer, otwierając furtkę, aby mogli wyprowadzić zwierze na zewnątrz.

- Czemu to ty masz prowadzić? - odpowiedział George, patrząc na niego z założonymi rękami.

- George, nie mamy teraz czasu na nasze kłótnie, będzie lepiej jak będę go prowadził, bo wtedy ty możesz pomyśleć nad tym, co chcesz dalej zrobić. - powiedział szybko demon, a następnie, kiedy koń stał odwiązany na małej drodze, którą mogli wyjechać, wsiadł na niego bez większych problemów, a następnie wyciągnął dłoń w kierunku księcia, aby ten także mógł wsiąść. Drugi skorzystał z jego pomocy i zasiadł na kawałku siodła za blondynem, od razu chwytając jego ubranie ostrożnie, aby móc jak coś się czegoś trzymać nie koniecznie przytulając drugiego. - Radziłbym ci się jednak później mocniej chwycić, bo nie będziemy jechać wolno. - dopowiedział, a następnie stuknął swoją łydką konia, dając mu tym samym sygnał do powolnego startu. Nie chciał, aby kogokolwiek obudzili, bo mogliby niepotrzebnie wywołać więcej zamieszania, a przy okazji mogliby narazić się na to, że osoba, którą nadal poluje na życie Georga, zobaczyłaby, że uciekli sami bez innych. Dopiero kiedy oddalili się od miasta na tyle daleko, że nawet lucyfer z lepszym wzrokiem niż normalni ludzie ledwo go widział, ponownie dotknął konia łydką tak, że ten przyśpieszył swoje tempo do galopu pozwalając im szybciej pokonać długą jeszcze trasę do opuszczonego przez władcę miasta. 

Wiatr rozwiewał im włosy, oraz odkrytą skórę dając ciarki od zimna. Naokoło ich było całkowite pustkowie bez żadnych budynków, zwierząt, a nawet drzew wiec jedyne co w tym momencie nawet nie koniecznie widzieli to niekończący się dla nich suchy grunt, po którym galopowali. George czując jak coraz niestabilnej czuje się na kawałku siodła, na jakim siedział, niechętnie przysunął się bliżej swojego narzeczonego przytulając się do jego pleców. Swój policzek oparł na jego ramieniu od razu patrząc w niebo, na którym było zadziwiająco dużo gwiazd. Mimowolnie uśmiechnął się na ich widok podziwiając ich piękno. 

Miliony małych kropek na ciemnym niebieskim niebie świeciły mocno, odbijając się w dwukolorowych oczach niższego. Widział nieznane mu różnokolorowe pasma na niebie, które swoim kształtem oraz samym wystąpieniem interesowały go teraz bardziej niż cokolwiek innego naokoło. Chciał dowiedzieć się jak to się stworzyło w ogóle na niebie, może dla jego wzroku były to zwykłe ślady, a tak naprawdę właśnie tamtędy przelatywali aniołowie, lub demony?

- George przejedzmy jak najwięcej się da teraz, jednak jeśli czułbyś się śpiący lub coś innego to mów zatrzymamy się gdzieś po drodze. - powiedział do niego Lucyfer, na chwilę obracając głowę w kierunku siedzącego za nim bruneta. 

- Możemy się zatrzymać aby pooglądać gwiazdy? Nie miałem okazji od bardzo dawna ich oglądać. Oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza oraz jeśli nie będzie to dla nas niebezpiecznie. - spytał książę, zaciskając dłonie na koszuli demona czując jak koń jeszcze przyśpieszył swój galop. 

- Za niedługo powinniśmy przejeżdżać przez duży las więc tam się możemy zatrzymać. Konia przywiążemy do jakiegoś drzewa i  może jak jakaś łąka tam będzie to usiądziemy i pooglądamy je. Tobi spakował nam jakiś prowiant więc przy okazji zjemy coś i odpoczniemy przed dalszą drogą. - odpowiedział blondyn, uśmiechając się do niego delikatnie, jednak nadal patrząc przed siebie, prowadząc tam konia. George słysząc odpowiedź swojego narzeczonego mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie, czując w żołądku dziwny ucisk. 

Podróżowali jeszcze przez paręnaście minut przez pustkowie zanim na horyzoncie zobaczyli pierwsze drzewa sygnalizujące to, że zbliżali się do wcześniej wspomnianego przez blondyna buszu. Brunet od razu poczuł podekscytowanie szybko roznoszące się po jego ciele, przez co szybko wyprostował się chcąc zobaczyć las, który zdecydowanie różnił się od tych, które znał. Kiedy uświadomił sobie jednak, że to jest ten las, o którym wspominał jego narzeczony. Drzewa nie były tak gęste jak te w L'Manburgu, a ich kora była lekko szarawa. Dodatkowo, wokoło nie było też żadnej trawy, kwiatów lub innych roślin oprócz suchych krzaków, lub wysokich kaktusów. 

- To jest ten las? - spytał brunet, nie będąc zadowolonym kiedy jego oczekiwania co do cudownego lasu, z pełną ilością kwiatków i latającymi naokoło nich świetlików został zastąpiony tym czymś. 

- Tak, zawiążemy konia przy jakimś mniejszym drzewie. - odpowiedział demon, a następnie zwolnił galop konia, zatrzymując go po chwili całkowicie. Siadł z niego, podając dłoń księciu aby pomóc mu zejść ze zwierzęcia. Wyższy przywiązał konia do drzewa zaraz po tym idąc na pustą część i tam siadając na ziemi, a następnie kładąc się na plecach. Książę zrobił to samo, zostawiając jednak jakąś przestrzeń pomiędzy nimi. W ciszy patrzyli w niebo, rozkoszując się chwilą spokoju pomiędzy tą męczącą podróżą. Nagle wyższy podniósł się, aby następnie podejść do rumaka, który miał przy swoim małe sakiewki, z których ten wyciągnął przygotowany wcześniej prowiant. - Zjedź, nie jadłeś nic od twojego wyjazdu z zamku. - dopowiedział, a następnie podał księciu chleb, który zabrali ze sobą z L'Manburgu. Drugi jednak popatrzył tylko na jedzenie, zaraz po tym obracając od niego głowę. 

- Nie jestem głodny. - odpowiedział, jednak Lucyfer chwycił go za twarz, obracając go przodem do siebie. 

- Masz to zjeść, nawet jeśli będę musiał władować to w ciebie siłą. - powiedział groźnie demon, zaraz po tym przybliżając się do niego bardziej, na co drugi momentalnie poczuł jak jego oddech się nagle urywa. Nie potrafił kontrolować tego jak jego ciało reagowało na bliskość Lucyfera, tak bardzo jak chciał aby jego serce nie biło tak szybko, dłonie nie drżały a brzuch zaciskał się tak mocno, że ten czuł się jakby zaraz miało mu się coś stać. Minęła chwila zanim brunet ostrożnie zabrał od drugiego pieczywo, a następnie odsunął się od niego na bezpieczną dla jego serca odległość aby chwilę później oderwać trochę jedzenia od razu wsadzając go do swoich ust. 

- Jak jesteśmy teraz sami - zaczął mówić książę, patrząc przelotnie na drugiego zaraz po tym wracając do jedzenia. - To moglibyśmy porozmawiać o fakcie tego, że będziemy małżeństwem? W sensie wiesz, ojciec dość mocno angażuje się w moje życie miłosne i takie tam więc chciałbym w końcu mu powiedzieć, że no zajęty jestem. - dopowiedział pod koniec samemu się mieszając w tym co chciał powiedzieć. 

- Tak szczerze dla mnie to nie problem wziąć z tobą ślub nawet jutro jeśli byś chc-

- To, czemu czekasz? - przerwał mu nagle brunet, patrząc na niego zestresowany.

- Nie chciałem cię do tego zmuszac kiedy miałeś ledwo dwanaście lat. Później sprawy zaczęły się komplikować, wybuchła wojna i nie było już okazji. Poza tym ślub i tak odbyłby się dwa razy, jeden u ciebie na ziemi i drugi u mnie w piekle. Mamy różne tradycje oraz inne takie więc same przygotowania pewnie też by trochę zajęły. Teraz będę wiedział, że mogę zacząć wszystko szykować, jednak chyba na początku powinienem ci się oświadczyć a dopiero później  myśleć o ślubie co? - odpowiedział demon zaraz po tym obejmując chłopaka ramieniem tak, że ten oparł się o niego i nie czekając długo pocałował lekko jego włosy. 

- Czemu to robisz? Zachowujesz się tak troskliwie do mnie. Te małe gesty, sama twoja bliskość, sprawia, że.. że trudno jest oddychać, trudno w ogóle jest mi nawet myśleć. - powiedział George odkładając jedzenie na swoje kolana, ponieważ chwilowo nie był w stanie go nawet zjeść. Poczuł jak dłoń demona delikatnie ujmuje jego policzek, a następnie obraca jego twarz w swoim kierunku. Ich twarze były dosłownie centymetry od siebie. George widział swoje lekkie odbicie w oczach Lucyfera, który patrzył na niego lekko rozmarzonym wzrokiem. 

- Wygląda na to, że przepadłeś. - odpowiedział demon, a następnie zbliżył się bardziej do bruneta skracając odległość pomiędzy nimi. - Dla mnie. - dopowiedział, a następnie delikatnie pocałował swojego narzeczonego, którego serce zacisnęło się mocno na ten drobny, niewinny gest.  



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top