9

Sauron

Miałem już piętnaście lat, a Kiano skończył trzynaście w zeszłym miesiącu. 

Nasze życie na wyspie było coraz bardziej męczące. Coraz więcej kłóciłem się z Azrielem i Rokhanem, ale mężczyźni nic sobie z tego nie robili. Starali się zapewniać nam dobre życie, jednak im starszy byłem, tym bardziej chciałem się na nich zemścić za to, co zrobili nam, gdy byliśmy dziećmi.

Czasami żałowałem swojego postępowania. Wiedziałem, że nie powinienem był tak naskakiwać na Azriela i Rokhana. Mężczyźni bowiem robili naprawdę wszystko po to, abyśmy mieli w miarę dobre dzieciństwo. Razem z Kiano zdobywałem wykształcenie i mogliśmy już wypływać łodzią na ocean. Nie mogliśmy się jednak oddalać.

Teoretycznie mogliśmy spróbować uciec. Mieliśmy przecież łódź i mogliśmy wypływać na wody tak często, jak mieliśmy na to ochotę. 

Dlaczego więc nie uciekaliśmy?

Najprawdopodobniej cierpieliśmy na syndrom sztokholmski. Mimo, że obaj nienawidziliśmy Rokhana i Azriela, to jednak ich kochaliśmy. Byli w końcu naszymi ojcami, choć na pewno nie biologicznymi. 

Nie torturowali nas. Nie głodzili. Nie niszczyli nas. Byli dla nas dobrzy. Traktowali nas jak własne dzieci. Kochali nas mocno. Tego nie mogłem im odmówić, ale im starszy byłem, tym więcej rzeczy zacząłem zauważać. Kiano również.

Szedłem z Kiano na plażę. Mieliśmy zamiar wybrać się dziś na ocean. Nigdy nie łowiliśmy ryb, choć nasi ojcowie nas do tego zachęcali. Jednak ja i Kiano za bardzo kochaliśmy zwierzęta, aby robić im krzywdę. Zwierzęta też miały prawo żyć. Żadna istota nie powinna tracić życia z tak nieuzasadnionych powodów. Przecież ludzie mogli jeść inne rzeczy. Mieliśmy na świecie różne pyszne rzeczy do jedzenia, a ludzie i tak wybierali mięso. Na szczęście ja i Kiano zostaliśmy weganami. Trwało to dopiero od dwóch lat, ale lepsze to niż nic. Może nie mogliśmy zmienić całego świata, ale jeśli mogliśmy zmienić go choć trochę, zamierzaliśmy to zrobić.

Kiano wszedł na łódź. Oczywiście miał przy sobie swój samochodzik.

Jak się okazało, Kiano na zawsze w pewien sposób miał pozostać dzieckiem. Nie był w stanie mentalnie dorosnąć przez to, że w dzieciństwie przeszedł traumę. Już na zawsze miał pozostać mentalnie chłopcem w wieku około ośmiu, może dziesięciu lat. 

Nie dało się jednak ukryć, że biologia domagała się o swoje. Raz bowiem nakryłem brata na masturbowaniu się. Nie widziałem w tym nic dziwnego. Każda żyjąca istota miała swoje potrzeby. Nie zamierzałem zakazywać bratu poznawania własnego ciała. Ja też czasami się dotykałem, ale nie robiłem tego często, gdyż czułem się wówczas brudny.

- Wskakuj, braciszku!

Uśmiechnąłem się do Kiano. Brat wszedł na łódź i podał mi rękę. Był bardzo pomocny. Naprawdę kochałem tego dzieciaka. Czasami gdy na niego patrzyłem, po prostu chciało mi się płakać. Moja miłość do niego nie znała granic. Kochałem go tak bardzo, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Za bratem skoczyłbym w ogień. Zrobiłbym dla niego naprawdę absolutnie wszystko.

Po chwili wypłynęliśmy na ocean. Nie oddaliliśmy się od brzegu zbyt daleko. Słońce mocno dzisiaj przygrzewało. Była dopiero dziesiąta rano. Do dwunastej pewnie mieliśmy wrócić do domu, aby potem nie dostać gorączki. Ciepło na tej wyspie czasami było nie do zniesienia.

- Uważaj, żebyś nie wpadł do wody - poprosiłem Kiano, gdy ten bawił się samochodzikiem. 

- Nie wpadnę, Sauronie! Poza tym umiem pływać!

- Och, wiem o tym. Pamiętasz, jak ostatnio uciekałeś przed rekinem?

Kiano rzucił mi pełne złości spojrzenie, ale szybko się roześmiał.

- Kim był ten rekin, co? - spytałem, uśmiechając się do brata. 

- To był delfin.

- Właśnie, Kiano! To był delfin, a ty uciekałeś przed nim, jakby miał cię zjeść! Biedak chciał się tylko z tobą pobawić!

Kiano wywrócił oczami.

- Uważaj, żeby to ciebie nie zjadł rekin, Sauronie.

- Gdyby rekin mnie zjadł, wtedy zostałbyś sam.

Po chwili posmutniałem. Nie powinienem był tego mówić, ale zdałem sobie z tego sprawę trochę za późno. Mój braciszek także posmutniał.

- Hej, nigdzie się nie wybieram, jasne? - powiedziałem, czochrając włosy Kiano. - Mówiłem ci już, że za tobą pójdę na koniec świata. Nie zmieniłem zdania. Bardzo cię kocham, Kiano, i to się nigdy nie zmieni. Będziemy razem do końca życia.

Kiano odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się lekko. Wypłynęliśmy dalej w ocean i zatrzymaliśmy się w naszym ulubionym miejscu. Często obserwowaliśmy stąd pływające pod stateczkiem ryby i inne oceaniczne stworzenia. Wiele razy chcieliśmy wskoczyć tutaj do wody, ale Azriel i Rokhan stanowczo nam tego zabronili. Kąpać w oceanie mogliśmy się tylko po brzegu. Nie było tutaj niebezpiecznie, ale nasi porywacze dbali o nas mimo wszystko. Nie chcieli, aby stała nam się krzywda, a ja to rozumiałem. Sam też nie chciałem umierać, choć jeszcze kilka lat temu myślałem inaczej. 

Uklęknęliśmy przy brzegu łódki. Oparliśmy się i obserwowaliśmy oceaniczne życie. Słońce przypiekało mnie w plecy, ale na głowie miałem czapkę. Podobnie jak Kiano. Dodatkowo posmarowałem mojego brata kremem z filtrem, aby biedak się nie spalił. Kiano miał inną skórę niż ja. Był w końcu dzieckiem innych rodziców. Podczas, gdy jego skóra była jasna i pokryta piegami, moja skóra była ciemniejsza i bardziej odporna na promienie słoneczne. 

Nagle Kiano zadał mi pytanie, którego się nie spodziewałem. 

- Co będzie, jak się zakochasz?

- Co masz na myśli? - spytałem, marszcząc brwi.

- Kiedyś na pewno się zakochasz, Sauronie - powiedział chłopiec, wpatrując się w ocean. - Nie chcę, żebyś mnie wtedy zostawił, ale nie mogę pozwolić na to, abyś ze względu na mnie zrezygnował z miłości.

Byłem w szoku. Nie spodziewałem się, że Kiano myślał o rzeczach takich jak miłość. Mój braciszek bowiem miał w głowie tylko zabawę i swoją kolekcję samochodzików. Rzadko kiedy myślał o czymś innym. Nauka przychodziła mu z trudem, ale zawsze go pilnowałem, aby się uczył. Kiedy ja nie mogłem go uczyć, zajmowali się tym Rokhan i Azriel.

- Może w takim razie będziemy mieć jedną dziewczynę? - spytałem.

- Sauronie!

Roześmiałem się, gdy brat szturchnął mnie w ramię. Udałem, że padam na pokład i podniosłem ręce w górę.

- Oszczędź mnie! Nie zabijaj swojego brata!

- Sauronie, daj spokój!

Nie mogłem przestać się śmiać. Świetnie bawiłem się z bratem. Jego śmiech był moją ulubioną melodią. Mógłbym słuchać śmiejącego się Kiano do końca mojego życia.

- Już dobrze! - zaśmiałem się, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Nie podoba ci się jednak taki pomysł, Kiano? Mielibyśmy jedną dziewczynę, która by nas pokochała. Dzielilibyśmy się nią i...

- Uprawialibyśmy z nią seks razem?

- Kiano! Skąd ty, do diabła, wiesz, co to jest seks?!

Powiedzieć, że byłem w szoku, to jak nic nie powiedzieć. Naprawdę nie rozumiałem, co działo się w głowie mojego brata. Miałem wrażenie, że wcale nie znałem go tak dobrze, jak sądziłem.

Kiano zawstydził się. Jego policzki zrobiły się różowe. Mój braciszek odwrócił wzrok i spojrzał w ocean.

- Azriel rozmawiał o tym ze mną. Nie mówiłem ci o tym, ale kilka tygodni temu przyłapałem Azriela i Rokhana na seksie. Nie wiedziałem, co robili. Bałem się, że dzieje im się krzywda, dlatego zacząłem krzyczeć i płakać. Uciekłem stamtąd. Azriel potem przyszedł do mnie i porozmawiał ze mną. Powiedział, że gdy dwójka dorosłych ludzi się kocha, uprawiają ze sobą seks. Wyjaśnił, że z seksu pochodzą dzieci. Zapytałem, czy będziemy mieć brata albo siostrę, ale Azriel powiedział, że tylko kobieta i mężczyzna mogą stworzyć podczas seksu dziecko. Dlatego Azriel i Rokhan nigdy nie będą mieć dziecka, bo obaj są mężczyznami. Przeprosiłem go za to, że ich na tym nakryłem, ale Azriel nie miał mi tego za złe.

- Cholera, Kiano. Gdzie ja wtedy byłem?

- Chyba poszedłeś na plażę. Chciałeś odpocząć w samotności. 

Było mi głupio. To ja powinienem wyjaśnić bratu, na czym polegał seks. Nie miałem na ten temat dużej wiedzy, ale byłem od Kiano dwa lata starszy. To ja powinienem wprowadzać go w świat. Skoro nie było przy nas naszych rodziców, to ja miałem obowiązek o niego dbać. Poczułem się tak, jakbym zrobił coś złego. Wiedziałem, że to nie była zupełnie moja wina, ale i tak było mi przykro.

- Sauronie, nic się nie stało. Przestać się tak mną przejmować, dobra?

Zaśmiałem się, kiwając głową.

- Dobrze, Kiano. Obiecuję, że nie będę się zamartwiał.

Kiano poczochrał mnie po włosach. Obaj się roześmialiśmy.

- Pooglądasz ze mną rybki? - spytał brat, na co skinąłem głową.

- Pewnie. 

Oglądaliśmy dalej rybki z pokładu łodzi, ale nie dochodziło do mnie to, co działo się na zewnątrz. Przez cały czas skupiałem się na tym, co powiedział wcześniej Kiano. Wcale nie chodziło o seks, ale o dziewczynę.

Miałem dopiero piętnaście lat. Nie powinienem myśleć o miłości. Chłopcy w moim wieku na pewno się już zakochiwali, ale ja nie mogłem tego zrobić. Z prostego względu. Na wyspie nie było żadnej dziewczyny. Nie widziałem żadnej kobiety od dnia śmierci naszej mamy. Nie liczyłem naszych nauczycielek, które widziałem przez ekran laptopa. To nie było to samo.

Chciałem mieć dziewczynę. Chciałem móc trzymać ją za rękę. Całować ją w usta. Chodzić z nią na randki.

To byłoby coś pięknego. Miałbym przy sobie kogoś, kim mógłbym się opiekować. Może ta dziewczyna także od czasu do czasu zajmowałaby się mną. To jednak mężczyzna powinien dbać o kobietę, więc to ja chciałem być dla niej oparciem. Chciałem, aby mnie pokochała i zaakceptowała mnie takim, jakim byłem. Nie mogłem jednak zapomnieć o jednym.

Miałem przy sobie Kiano. Chłopca, który zasługiwał w życiu na wszystko, co najlepsze. Nie miałem prawa wybierać między Kiano a dziewczyną. Nigdy nie zostawiłbym swojego brata. Musiałem opiekować się nim do końca życia, gdyż Kiano najprawdopodobniej nigdy miał się nie usamodzielnić. Zawsze miał być dzieckiem, jednak pani psycholog powiedziała też, że Kiano czasami będzie zachowywał się jak na swój wiek przystało. Na razie nie wiedziałem, co to znaczyło, ale miałem nadzieję, że wszystko będzie między nami dobrze.

Byłem ciekaw, czy jakakolwiek dziewczyna zgodziłaby się mieć dwóch chłopaków naraz. Nie wiedziałem jednak, jak miałoby to działać. Przecież jedna dziewczyna nie mogła mieć dwóch chłopaków. Jak miałoby to wyglądać?

Raz całowałbym ją ja, a raz Kiano? Raz to Kiano uprawiałby z nią seks, a innym razem robiłbym to ja?

To było dziwne. Aż przeszedł mnie dreszcz. Domyślałem się jednak, że to była jedyna możliwość, jeśli chodziło o znalezienie dziewczyny w naszym wypadku. Na razie nie mogliśmy jednak o tym myśleć, gdyż miało minąć jeszcze kilka lat, aż będziemy mogli opuszczać wyspę. Dopiero, gdy miałem osiągnąć wiek dwudziestu jeden lat, razem z Kiano mieliśmy zacząć zajmować się pracą naszych ojców. Kiano pewnie nigdy nie miał w pełni pracować, ale nie miałem nic przeciwko wykonywaniu pracy za niego. Dla niego zrobiłbym wszystko. Po prostu wszystko.

- Sauronie?

Kiano musiał klepać mnie po ramieniu już od jakiegoś czasu, ale byłem tak bardzo pogrążony w myślach, że dopiero teraz zwróciłem uwagę na brata.

- Tak, Kiano?

Mój braciszek uklęknął przede mną i spojrzał mi w oczy. 

- Myślisz, że gdybyśmy mieli dziewczynę, bawiłaby się ze mną samochodzikami?

Roześmiałem się. Taka wizja była zabawna.

- Nie wiem, braciszku. Sądzę, że gdybyś ładnie ją poprosił, na pewno nie miałaby nic przeciwko. 

Twarz Kiano rozświetlił szczery i piękny uśmiech. Ach, to było jak miód na moje złamane serce. Gdy mój brat był szczęśliwy, ja również czułem szczęście. 

- Wracajmy do domu, Kiano. Słońce jest już coraz wyżej. 

Zawróciliśmy łódź i popłynęliśmy w kierunku domu. Im bliżej byliśmy, tym wyraźniej widziałem coś niepokojącego.

Wiedziałem o tym, że dziś z samego rana Rokhan miał gdzieś popłynąć. Miał wrócić jednak dopiero wieczorem. Nie wiedziałem więc, co robił jego statek przy pomoście.

- Rokhan już wrócił? - spytał z ciekawością Kiano, ściskając mocno swój samochodzik.

- Na to wygląda, bracie.

W końcu dopłynęliśmy do pomostu. Pomogłem bratu bezpiecznie wydostać się na zewnątrz, aby nie zrobił sobie krzywdy. Dbałem o niego bardziej niż o siebie, ale nie było się czemu dziwić. Nasza więź była silna. Chyba żadne inne rodzeństwo nie miało aż tak silnej więzi. Nie znałem jednak innych dzieci, więc trudno było mi to stwierdzić.

- Zaczekaj na mnie, Kiano!

Brat biegł już jednak w stronę domu. Na pewno nie mógł się doczekać, aby przywitać się z Rokhanem. Kiano lepiej znosił fakt, że byliśmy więźniami na tej wyspie. Mój brat naprawdę pokochał Azriela i Rokhana. Czasami zachowywał się tak, jakby to w nich widział swoich prawdziwych i jedynych rodziców.

Kiedy Kiano wbiegł na podwórko, ja byłem już przy płocie. Niosłem ze sobą wszystkie pakunki. Zawsze braliśmy na łódź zestaw przetrwania zawierający krem do opalania, wodę i trochę jedzenia.

Kiano otworzył cicho drzwi domu, chcąc zrobić mężczyznom niespodziankę. Widziałem jak w zwolnionym tempie, że mój braciszek wypuszcza z ręki samochodzik. Zabawka uderzyła w ziemię. 

- Kiano, co...

Kiedy podszedłem bliżej, wszystko stało się jasne. Zrozumiałem, że mieliśmy dziś być świadkami czegoś absolutnie strasznego. Czegoś, po czym już nigdy mieliśmy nie spojrzeć na Rokhana i Azriela tak samo, jak wcześniej.

***

Cześć! Już wróciłam do Was z Disneylandu! Mam nadzieję, że ostatnie rozdziały Wam się podobały :)





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top