8
Sauron
- Sauronie? Mogę z tobą porozmawiać?
Leżałem na brzegu łóżka, zwrócony plecami do drzwi. Skubałem nerwowo nitkę wystającą z pościeli. Płakałem tak, że moja poduszka była już cała mokra.
Nie chciałem widzieć Rokhana. Nie chciałem z nikim rozmawiać. W tej chwili marzyłem tylko o tym, aby zniknąć z tego świata. Nie chciałem dłużej na nim żyć. Ten świat nie miał mi wiele do zaoferowania. Miałem Kiano, który był moim jedynym szczęściem, ale ostatnimi czasy nawet on nie sprawiał, że przestałem myśleć o odejściu z tego świata.
Rokhan nie czekał na moje pozwolenie. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Mężczyzna westchnął ciężko, gdy zobaczył pudełko z klockami leżące na podłodze. Podniósł mój prezent urodzinowy i położył go na biurku. Po tym mój porywacz usiadł na brzegu łóżka i zaczął głaskać mnie po nogach.
- Sauronie, twoje zachowanie przy grillu było niedopuszczalne.
Zacisnąłem mocno wargi, aby nie powiedzieć czegoś, czego mogłem potem pożałować.
- Rozumiem, że jest ci ciężko, ale chyba nie doceniasz tego, jak wiele robimy dla was z Azrielem. Sami nie moglibyśmy adoptować dzieci przez to, czym się w życiu zajmujemy, a nie zostawilibyśmy was samych sobie w domu z martwymi rodzicami. Prędzej czy później zainteresowałaby się wami opieka społeczna i skończylibyście w domu dziecka.
Dom dziecka brzmiał strasznie, ale chyba wolałem być w domu dziecka niż w niewoli. W domu dziecka przynajmniej miałbym szansę na znalezienie normalnej rodziny. Takiej, która zaadoptowałaby mnie i Kiano. Pech jednak chciał, że staliśmy się dziećmi przestępców. Azriel i Rokhan na pewno zajmowali się czymś nielegalnym. Byłem tego po prostu pewien.
- Nie robimy wam krzywdy, Sauronie. Wiem, że dorastasz i stajesz się coraz mądrzejszy. Na pewno niebawem będziesz chciał ruszyć w świat. Nie zabronimy wam tego. Ty i Kiano macie prawo do szczęścia, więc nie będziemy was zatrzymywać.
- Czyli wypuścicie nas stąd?
Nie spojrzałem na Rokhana. Dalej bawiłem się nitką i wpatrywałem się w ścianę.
- Nie jesteście tutaj uwięzieni, ale rozumiem, co masz na myśli. Tak, wypuścimy was stąd. Nie będzie to jednak takie proste, gdyż będziecie musieli robić dla nas pewne rzeczy. Teraz jednak jest za wcześnie na to, aby o tym mówić.
Podniosłem się na łóżku. Spojrzałem w oczy Rokhana. Jego pobliźniona twarz miała śnić mi się w najgorszych koszmarach. Do dziś nie dowiedziałem się, dlaczego ten mężczyzna miał tyle blizn.
- Powiedz mi chociaż jedną rzecz.
- Słucham, synku.
Przełknąłem ślinę. Przyciągnąłem kolana do piersi i objąłem je rękoma.
- Czy zabijacie ludzi?
Rokhan odetchnął ciężko. Mężczyzna przeczesał palcami dłoni swoje blond włosy. Odpowiedział jednym słowem na moje pytanie, ale to słowo w zupełności wystarczyło.
- Tak.
Schowałem twarz w dłoniach. Moje przypuszczenia okazały się być prawdziwe. Rokhan i Azriel byli mordercami. Od dwóch lat mieszkaliśmy pod jednym dachem z mężczyznami, którzy zarabiali na życie zabijając.
- Handlujemy też narkotykami i żywym towarem. Zajmujemy się przemycaniem młodych dziewczyn i chłopców. Nie my ich porywamy. Mamy jednak podpisane umowy z ważnymi osobistościami, dzięki którym mamy dobre znajomości. Przydaje się to w tym biznesie, Sauronie. Wiem, że w twoich oczach mogę być potworem, ale nie zamieniłbym tej pracy na nic innego. Mam dużo kasy i mogę żyć tak, jak od zawsze o tym marzyłem.
Dobry Boże. Dobry Boże. Dobry Boże.
Oni naprawdę byli przestępcami.
Drżałem na całym ciele. Poczułem się tak, jak w dniu porwania. Wtedy też byłem tak wystraszony i niepewny, jak teraz. Bardzo się bałem i modliłem się o to, abyśmy jakoś przetrwali. Tym razem jednak nie mieliśmy tego przetrwać. Po prostu to czułem.
- Sauronie, powiedziałem ci to w tajemnicy. Proszę jednak, abyś nie pisnął choćby słowa Kiano. Twój brat jest bardzo wrażliwym stworzonkiem. Gdyby się dowiedział, że jego tatusiowie są mordercami, nie przeżyłby tego.
Wiedziałem o tym. Nie miałem jednak pojęcia, jakim cudem uda mi się nie powiedzieć o niczym bratu.
- Synku, wy nigdy nie będziecie musieli zostać zabójcami. Nie pozwolimy na to. Bardzo was kochamy i zależy nam na waszym szczęściu. Zajmiecie się jednak papierkową robotą, gdy dorośniecie. Nie jest ona niebezpieczna i przynosi spore zyski. Będziecie ustawieni do końca życia.
To było dla mnie obrzydliwe. Nie rozumiałem, jak można było mieć w sobie tyle chłodu i nieczułości, aby brać udział w handlu żywym towarem. Nie interesowało mnie to, że mężczyźni nie brali w tym udziału bezpośrednio. Oni po prostu tym się zajmowali. Przez nich wiele młodych istot zostało zabranych z domów. Nie chciałem nawet myśleć o tym, co te dzieci musiały czuć, gdy trafiały do nowych domów. Miałem tylko nadzieję, że nie działa im się tam krzywda.
Płakałem w ciszy. Nie chciałem rozzłościć Rokhana. Wiedziałem, że nasza relacja zmieni się nieodwracalnie. Teraz, gdy dowiedziałem się, czym zajmowali się nasi porywacze, nie mogłem patrzeć na nich tak samo, jak wcześniej. Wiedziałem, że będę bardziej uległy i cichy. Nie mogłem przecież pozwolić na to, aby skrzywdzili mojego braciszka.
Miałem w głowie wiele myśli naraz, ale jedna dominowała nad pozostałymi.
- Czy nas też sprzedacie?
- Co? Kurwa, Sauronie! Jak możesz tak myśleć?!
Rokhan wziął mnie na swoje kolana. Posadził mnie bokiem na swoich udach. Mężczyzna zaczął głaskać mnie po głowie. Moczyłem łzami jego koszulkę. Ściskałem ją także w dłoniach, bardzo się denerwując. Miałem w głowie same najczarniejsze scenariusze.
- Błagam, nie sprzedawajcie nas. Będziemy grzeczni. Poprawię się, obiecuję.
Mężczyzna przycisnął usta do czubka mojej głowy.
- Nigdy cię nie sprzedamy, Sauronie. Kiano również. Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć?
- Nie zabijajcie nas. Błagam, nie mordujcie nas.
- Sauronie, dosyć. Jeszcze słowo. Nic wam nie zrobimy. Przecież obiecałem.
Mężczyzna mocno mnie przytulał. Wcale nie chciałem jego czułości, ale było mi źle. Tak bardzo, bardzo źle.
W chwilach takich jak ta marzyłem o tym, aby pójść w ramiona mamy. Chciałem, aby mnie przytuliła i zapewniła, że byłem bezpieczny. Pragnąłem także iść do taty. Człowieka, który choć nie był moim biologicznym ojcem, bardzo mnie kochał.
Nigdy miałem nie zapomnieć pieczenia ciasteczek z mamą. Nigdy też nie chciałem zapomnieć tego, jak pomagałem tacie w garażu. Nigdy nie zamierzałem zapomnieć wspólnie spędzanych świąt. Może nie byliśmy idealną rodziną, gdyż rodzice mieli swoje odpały, ale kochaliśmy się. Mama i tata mieli dużo pracy na głowie i prawdopodobnie robili coś złego pacjentom, którym nie udało im się uratować, ale ja nie chciałem pamiętać ich jako złych ludzi. Bardzo ich kochałem i miałem nadzieję, że patrzyli na nas z nieba.
Przepłakałem w ramionach Rokhana chyba kilka godzin. Dopiero po wypiciu butelki wody i przemyciu twarzy zimną wodą trochę się uspokoiłem.
Rokhan pomógł mi się umyć. Było mi wstyd, ale pozwoliłem mu na to. Byłem bardzo zmęczony i słaby. Chciałem tylko zasnąć.
Kiedy wróciłem z Rokhanem do pokoju, ujrzałem tam Kiano i Azriela. Mój brat bawił się nowym samochodzikiem na baterie. Za pomocą pilota sterował samochodzikiem. Klęczał na podłodze i świetnie się przy tym bawił. Śmiał się i nie wyglądał na zatroskanego. Cóż, przynajmniej on mógł być szczęśliwy. To mi w zupełności wystarczało.
Patrzyłem na Azriela, a on patrzył na mnie. Przełknąłem ślinę, zaciskając dłonie w pięści.
Już nigdy miałem nie spojrzeć na niego tak, jak wcześniej. Azriel był dla nas dobry i niewiele mówił, więc trudno mi było wyobrazić go sobie jako handlarza żywym towarem. Mój tata powtarzał jednak, że pozory mogły mylić i chyba miał rację.
- Sauronie, chodź! Popatrz, jaki mamy super samochodzik!
Podszedłem powoli do Kiano. Uklęknąłem przy bracie i położyłem dłoń na jego plecach. Czułem się bezpiecznie tylko wtedy, gdy miałem mojego braciszka w pobliżu. Wtedy wiedziałem, że był bezpieczny i nic złego mu nie groziło.
- Może chciałbyś potem pobawić się klockami?
Kiano spojrzał na mnie tak, jakbym podarował mu najpiękniejszy prezent na świecie.
- Sauronie, ale one są twoje...
- Co moje, to i twoje - powiedziałem, powtarzając to, co nie tak dawno temu mu powiedziałem.
Bawiłem się z Kiano pod okiem Azriela i Rokhana, ale prawie się nie odzywałem. Nie mogłem już patrzeć na mężczyzn tak, jak wcześniej. Wiedziałem, że już zawsze będę bardzo się ich bał.
Musiałem chronić Kiano całym sobą. Nie mogłem pozwolić na to, aby któryś z nas zdenerwował naszych porywaczy. Na pewno nie mieliby problemu z tym, aby nas komuś sprzedać. Skoro zajmowali się tym zawodowo, z pewnością znali się na swojej pracy jak nikt inny. Handel dziećmi na pewno był opłacalny.
W pewnej chwili wstałem i pobiegłem do łazienki. Wyminąłem Rokhana i wypadłem z pokoju jak rakieta. Pobiegłem do łazienki i padłem na kolana w ostatniej chwili. Zwymiotowałem wszystko.
- Braciszku!
Kiano od razu znalazł się przy mnie. Głaskał mnie po plecach i pytał, co się stało. Ja jednak nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Stres zrobił swoje.
- Och, synku.
Rokhan znalazł się przy nas i zaczekał, aż skończę wymiotować. Zwróciłem chyba wszystko, co zjadłem w swoje urodziny. Nie tak powinienem przeżyć ten dzień. Żadnemu dzieciakowi nie życzyłem takich przerażających urodzin.
- Proszę, zostaw mnie.
- Sauronie, ale...
- Poradzę sobie. Mam już dziesięć lat.
Rokhan posłusznie mnie zostawił. Spodziewałem się, że będzie bardziej waleczny, ale najwyraźniej zrozumiał, jaki mi dzisiaj sprawił ból.
Kiedy wróciłem do łóżka, od razu się w nim położyłem. Kiano szybko się wykąpał i tej nocy dołączył do mnie. Nigdy nie spaliśmy w jednym łóżku, ale mój braciszek chyba poczuł, jak bardzo potrzebowałem przy sobie jego obecności. Kiano mocno wtulił się w moje plecy. Rokhan i Azriel za to podeszli do nas, aby pocałować nas w czoło. Zawsze robili to przed snem.
- Dobranoc, chłopcy. Wyśpijcie się - powiedział Rokhan.
- Bardzo was kochamy. Sauronie, jeszcze raz życzę ci wszystkiego najlepszego, synku - dodał Azriel, po czym mężczyźni wyszli.
Czułem za sobą niespokojny oddech brata. Obaj czekaliśmy, aż nasi porywacze pójdą spać. Dopiero wtedy mój braciszek odważył się do mnie odezwać.
- Sauronie, co się stało? Czy Rokhan zrobił ci krzywdę?
W ciemności nie widziałem oczu Kiano i nawet dobrze się stało. Chyba nie byłbym w stanie patrzeć mu w oczy i kłamać.
- Nic mi nie zrobił. Nie musisz się o mnie martwić, braciszku. Wszystko jest w porządku.
- Sauronie, coś jest nie tak. Nie okłamuj mnie.
Przełknąłem ślinę. To było zbyt trudne.
- Nie okłamuję cię. Po prostu dzisiaj bardziej niż zwykle zatęskniłem za rodzicami. Porozmawiałem z Rokhanem i rzeczywiście powiedział mi coś, co sprawiło mi przykrość, ale jest już dobrze. Nie musisz się niczym martwić. Jutro nadejdzie nowy dzień i wszystko będzie w porządku. Bardzo cię kocham, braciszku. Śpij już.
Ta noc nie była dla mnie łatwa, ale w końcu udało mi się zasnąć. Śnił mi się jednak koszmar. W swoim śnie na nowo przeżywałem moment śmierci naszych rodziców. Tym razem jednak do tego snu dodało się coś jeszcze. Śniłem bowiem o tym, że po tym, jak Azriel i Rokhan zabili naszych rodziców, postanowili odebrać życie także nam. Uciekaliśmy z Kiano przez las, ale nie daliśmy rady się ukryć. W swoim koszmarze musiałem patrzeć na to, jak mój braciszek jest torturowany, a potem Azriel odebrał mu życie.
Kiedy obudziłem się nad ranem, od razu mocno przytuliłem się do Kiano. Mój brat nie wiedział, dlaczego tak go przytulałem. Śmiał się myśląc, że to tylko taka zabawa. Dla mnie było to jednak coś bardzo poważnego.
Po śniadaniu Azriel i Rokhan zabrali Kiano na rozmowę online z panią psycholog. Mi nie pozwolili tam iść. Chcieli, aby mój brat porozmawiał z kobietą bez mojego udziału, ale ja wolałem tam być.
Posłusznie jednak poszedłem do ogrodu. Udałem się nawet na plażę, gdyż nie byłem w stanie panować nad emocjami. Nerwowo przechadzałem się po piasku i obserwowałem fale. Chciałem wskoczyć do oceanu, aby sobie popływać, ale emocje mi na to nie pozwalały.
W końcu wróciłem do domu. Wszedłem na górę i udałem się pod drzwi sypialni Rokhana i Azriela. To w tamtym pomieszczeniu miała zostać przeprowadzona rozmowa.
Usiadłem przy drzwiach i uważnie słuchałem tego, co działo się za ścianą. Słyszałem kojący głos pani psycholog. Opowiadała o tym, że Kiano mógł mieć problemy w prawidłowym rozwoju ze względu na traumę. Azriel i Rokhan pytali kobiety, co mogli zrobić, aby pomóc chłopcu. Jej odpowiedź była jednak jasna.
Mój brat prawdopodobnie już do końca życia miał w pewien sposób zachowywać się jak dziecko. To była jego bezpieczna bańka. Dzięki niej Kiano czuł się spokojny.
Nie chciałem tego dla mojego brata. Kiano zasługiwał na normalne życie.
To była wina Azriela i Rokhana. To oni odebrali nam szansę na zwyczajną przyszłość. Może miałem tylko dziesięć lat i byłem bezbronnym dzieckiem, ale siedząc pod tymi drzwiami obiecałem sobie, że pewnego dnia się na nich zemszczę. Pewnego dnia zniszczę Azriela i Rokhana, a gdy to nastąpi, wreszcie będziemy wolni.
Problem polegał jednak na tym, że tak naprawdę nigdy mieliśmy w pełni nie uwolnić się od tego życia. Miało ono prześladować nas przez lata. Aż do końca naszego popieprzonego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top