7

Sauron

Nadszedł dzień moich dziesiątych urodzin. Nie byłem jednak z tego powodu szczęśliwy. Każde dziecko powinno świętować swoje urodziny, ale ja nie miałem powodów do radości. Moje życie nie przypominało bajki.

Usiadłem na łóżku i spojrzałem na Kiano. Spodziewałem się, że mój braciszek będzie jeszcze spał, ale Kiano był rozbudzony. Był już ubrany, uczesany i pewnie umył nawet zęby. Mój brat siedział na brzegu łóżka i trzymał coś na kolanach.

- Wszystkiego najlepszego, Sauronie!

Kiano wstał i podszedł do mnie, uśmiechając się szeroko. Podał mi swój rysunek. Przyjąłem go z radością. Mój brat narysował nas na plaży. Nie znajdowali się tam jednak z nami Rokhan i Azriel. Byli tam nasi rodzice. 

- Kiano...

- Nie mamy żadnego zdjęcia naszych rodziców, więc chciałem narysować coś, co będzie nam o nich przypominało. Bałem się, że będziesz smutny, ale mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. Bardzo cię kocham i chciałbym, abyś radośnie spędził swoje urodziny, bracie.

Odłożyłem rysunek na łóżko i wstałem. Objąłem Kiano, mocno go przytulając. Kochałem tego chłopca tak bardzo, że żadne słowa nie były w stanie tego opisać. Mój braciszek był dla mnie wszystkim. Był moją dumą. Miłość, jaką do niego czułem, nie były w stanie opisać żadne słowa. Kiano był moim skarbem, a ja miałem zamiar pielęgnować ten skarb do końca mojego życia.

- Dziękuję, Kiano. To piękny prezent.

- Wybacz, że nie mogłem ci niczego kupić, ale...

Ukucnąłem przed bratem. Mimo, że Kiano miał już siedem lat, to wciąż był dosyć niski. Mogłem więc bez problemu spojrzeć mu w oczy z tej perspektywy.

- Kocham cię, Kiano. To najpiękniejszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć. Nic nie byłoby lepsze. 

- Naprawdę?

Uśmiechnąłem się, poklepując go po ramieniu.

- Oczywiście, że tak. To wspaniały prezent. Jest od serca, więc znaczy dla mnie bardzo dużo.

Oczy mojego brata się zaszkliły. Nie chciałem, aby płakał, więc jeszcze raz go przytuliłem. 

Po chwili usłyszałem, że drzwi naszego pokoju się otwierają. Szybko rzuciłem się na rysunek od Kiano i wpakowałem go pod łóżko. Za nic nie mogłem dopuścić do tego, aby Rokhan czy Azriel zobaczyli mój prezent, który otrzymałem od własnego brata. Mężczyźni na pewno zabraliby ten rysunek i go zniszczyli. Kiano się nad nim napracował i złamałbym mu serce, gdybym pozwolił, aby rysunek mi odebrano. Dlatego szybko rzuciłem na rysunek koc i uśmiechnąłem się do naszych oprawców, aby niczego się nie domyślili.

- Wszystkiego najlepszego, synku!

Rokhan niósł w rękach tort, a Azriel dwa pakunki z prezentami dla mnie. Podniosłem się z podłogi i przytuliłem mężczyzn, choć wcale nie chciałem tego robić. Wiedziałem jednak, że jeśli tego nie zrobię, wówczas będą na nas źli. 

- Dziękuję. Nie musieliście.

- Jak to nie musieliśmy? - spytał z rozbawieniem Rokhan. - Jesteś naszym dzieckiem i kończysz dzisiaj dziesięć lat! Oczywiście, że musimy świętować ten piękny dzień! Teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki, kochanie!

Pomyślałem życzenie. Miałem jedno życzenie od lat i co roku marzyłem o tym samym.

Chciałem wrócić do dawnego życia. Do życia z mamą i tatą w bezpiecznym domu. Chciałem móc chodzić do szkoły. Chciałem, aby Kiano także chodził do normalnej szkoły, a nie takiej internetowej. Chciałem mieć przyjaciół. Chciałem móc przeżywać z nimi przygody. Chciałem mieć po prostu normalne życie.

Zamknąłem oczy i zdmuchnąłem świeczki. Mężczyźni zaczęli wiwatować. Azriel położył prezenty na moim biurku. 

- Otwórz, skarbie.

Wziąłem za rękę Kiano, aby nie poczuł się pominięty. Podałem mu jeden z prezentów, aby sam go odpakował. Braciszek spojrzał na mnie niepewnie.

- Sauronie, ale to twoje prezenty.

- To, co moje, jest i twoje.

Kiano uśmiechnął się i odpakował prezent tak, jakby to były jego urodziny. Pragnąłem jego szczęścia i jeśli mogłem zrobić cokolwiek, aby mój brat się uśmiechnął, to właśnie zamierzałem uczynić. Nikt nie był dla mnie ważniejszy niż Kiano. Za niego oddałbym własne życie, ani przez chwilę się nad tym nie zastanawiając. 

Kiano odpakował prezent jako pierwszy. Trafił mu się samochodzik z pilotem sterowany na baterie. Było to piękne srebrne audi. Mój brat wydał z siebie pisk pełen zachwytu. Kiano uwielbiał samochody. Chciałem sprawić mu radość szczególnie po tym, co powiedział mi wczoraj. Miałem nadzieję, że miał tylko zły dzień i jego rozmowa ze mną o śmierci nie będzie miała dużego wpływu na naszą przyszłość, ale nie byłem głupi. Nie byłem też ślepy. Wiedziałem, że Kiano ma jakieś problemy, ale jako dziesięcioletni chłopiec nie byłem w stanie za bardzo mu pomóc. Dlatego wierzyłem, że zrobią to Rokhan i Azriel. Kiano miał mieć dzisiaj rozmowę z panią psycholog i wierzyłem, że mu pomoże. Musiała mu pomóc. Kiano nie mógł przecież mnie zostawić.

Kiedy otworzyłem swój prezent, zobaczyłem zestaw klocków z załączonymi figurkami zwierząt. Każdy chłopiec w moim wieku ucieszyłby się z takiego prezentu, ale gdy go zobaczyłem, powróciły do mnie bolesne wspomnienia.

Taki sam zestaw miałem w swoim domu. Moi rodzice kupili dla mnie te same klocki na szóste urodziny. Byłem wtedy przeszczęśliwy. Kiano na szczęście nigdy ich nie widział, gdyż gdyby je zobaczył właśnie teraz, także do niego powróciłyby smutne wspomnienia.

- Nie podobają ci się, Sauronie? - spytał ze smutkiem Azriel. - Możemy je wymienić, ale myśleliśmy, że lubisz zwierzątka.

- Tak, lubię. Są ładne, dzięki.

- Sauronie... 

Na ramieniu poczułem rękę Rokhana. Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem zmartwienie.

- Powiedz, o co chodzi. Sprawiliśmy ci przykrość?

- Nie - powiedziałem, siląc się na uśmiech. - Bardzo dziękujemy za prezenty. Są świetne. Na pewno będziemy się nimi dobrze bawić. 

Rokhan uklęknął przede mną na jedno kolano i spojrzał na mnie ze smutkiem.

- Jeśli coś cię gryzie, zawsze możesz z nami o tym porozmawiać, synku. Bardzo cię kochamy i chcemy, żeby niczego ci nie brakowało. Sauronie, jeśli coś jest nie tak...

- Wszystko jest w porządku! Naprawdę! Zaraz będziemy jeść śniadanie, prawda?

Rokhan westchnął ciężko. Domyślił się, że nic ze mnie nie wyciągnie.

- Tak. Zejdźcie zaraz na dół, chłopcy. Zjecie śniadanie, a potem spędzimy dzień na plaży i wieczorem zrobimy grilla. Co wy na to?

- Super! - krzyknął Kiano, uradowany swoim nowym samochodzikiem na baterie.

Rokhan i Azriel wyszli z naszego pokoju. Zabrali tort, abyśmy mogli zjeść go później. Zostawili drzwi zamknięte, gdyż mimo tego, że nas porwali, szanowali naszą prywatność. Było to dziwne, ale nie miałem zamiaru narzekać. Przynajmniej nie mieliśmy już kraty w oknie i mogliśmy swobodnie poruszać się po wyspie. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie było to więzienie, ale dla nas ten dom właśnie nim był. Więzieniem, w którym musieliśmy robić to, co kazali nam nasi oprawcy, gdyż w innym wypadku mogło to się bardzo źle skończyć. 

Usiadłem na łóżku, odkładając zestaw klocków na bok. Nie chciałem na niego patrzeć. Nie chciałem pamiętać ostatnich chwil naszych rodziców. Ten obrazek miał jednak prześladować mnie na wieki.

- Nie cieszysz się z prezentów, Sauronie?

Podniosłem głowę i ujrzałem przed sobą Kiano. Mój brat miał w rękach samochodzik i uśmiechał się do mnie. Był naprawdę szczęśliwy z prezentu, a ja cieszyłem się, że mogłem sprawić radość jemu.

- Są świetne. Już to mówiłem.

- Bracie, mnie nie musisz okłamywać. Powiesz mi prawdę?

Kiano był mądrzejszy, niż zakładałem. Nigdy jednak nie miałem wątpliwości co do tego, że był bardzo wrażliwy. Nie wyobrażałem sobie mojego życia bez tego chłopca.

- Tęsknię za rodzicami. To wszystko. 

Mój brat uklęknął u moich stóp. Odłożył na podłogę pudełko z samochodzikiem i przytulił się do moich nóg. Wyciągnąłem rękę w stronę jego głowy i pogłaskałem go po włosach.

- Nie chcę, żebyś był smutny, braciszku. To twoje urodziny.

Poczułem łzy w oczach. Mrugałem intensywnie, aby pozbyć się tych niechcianych łez, ale one za nic nie chciały zniknąć.

- Wszystko będzie dobrze. Zaraz mi przejdzie, wiesz?

Kiano jednak spojrzał na mnie tak, jakby wiedział, że kłamię.

- Jestem tu dla ciebie, braciszku. Zawsze tu będę.

- Wiem, Kiano. Dlatego bardzo cię kocham.

Wziąłem szybki prysznic i razem z Kiano zeszliśmy na dół. Kuchnia udekorowana była kolorowymi balonami. Azriel i Rokhan zrobili dla nas naleśniki ociekające nutellą. Uwielbiałem to. Zjadłem wszystko i dostałem nawet dokładkę. Widziałem, że mężczyźni bardzo się starali, ale nigdy miałem nie wybaczyć im tego, co nam zrobili. Odebrali nam rodzinę i normalne życie. Dokonali na naszych rodzicach zemsty, ale tak naprawdę mścili się na nas. Nasi rodzice bowiem nie żyli, więc nie mogli ponosić kary tak, jak my.

Ten dzień rzeczywiście był cudowny. Cały dzień spędziłem z Kiano, Rokhanem i Azrielem na plaży. Razem z bratem pływaliśmy w oceanie, ale nie nurkowaliśmy, gdyż Rokhan i Azriel obawiali się, że zakrztusimy się wodą i coś nam się stanie.

Nasi oprawcy o nas dbali. Tego nie mogłem im odmówić. Troszczyli się o nas jak prawdziwi rodzice. Nigdy jednak nie miałem poczuć z nimi więzi. Kiano tak samo. Mój brat był bardziej przerażony niż ja. Minęło już kilkadziesiąt miesięcy od naszego porwania, ale wciąż czuliśmy się tak, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.

Na koniec dnia nasi porywacze zrobili nam grilla. Kiano zjadł tak dużo kiełbasy i chleba, że po jakimś czasie położył się na huśtawce i zasnął. Ja za to wciąż siedziałem przy dogasającym grillu z Rokhanem i Azrielem.

Mężczyźni delikatnie się dotykali. Widziałem, że Azriel położył dłoń na udzie Rokhana. Patrzyli na siebie z miłością i postanowili nawet się pocałować. Nigdy jednak nie robili tego ostentacyjnie. Rzadko słyszeliśmy z Kiano, jak mężczyźni uprawiali seks. Może byłem dzieckiem, ale wiedziałem, na czym to polegało. Na początku nie mogłem zrozumieć, jak mężczyzna mógł uprawiać seks z mężczyzną, ale jakoś to wydedukowałem.

- Sauronie, podobały ci się urodziny?

Skinąłem lekko głową. Przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej i patrzyłem w dogasające płomienie ognia.

- Wyglądasz na smutnego.

- Po prostu taki jestem - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.

Azriel przesiadł się do mnie. Usiadł na trawie obok mnie. Po chwili po mojej drugiej stronie zasiadł Rokhan. Nie czułem się z nimi zbyt bezpiecznie. Po prostu wciąż nie mogłem wyrzucić z głowy ostatnich chwil życia naszych rodziców.

- Jutro pani psycholog przeprowadzi rozmowę z Kiano - wyjaśnił mi Rokhan. - Nie chcieliśmy poruszać takich ciężkich tematów w dniu twoich urodzin, synku. Także jutro wszystkiego się dowiemy. Wiemy, jak bardzo troszczysz się o brata. To pewnie o niego tak bardzo się martwisz, zgadłem?

Faktem było, że martwiłem się o brata. To był jeden z powodów, dlaczego byłem smutny, ale istniały też inne powody. Takie, które mężczyźni zdawali się spychać na boczny tor.

- Sauronie, czy zdradzisz nam swoje życzenie, które pomyślałeś sobie, gdy zdmuchiwałeś świeczki?

Moje serce zadrżało. Nie mogłem im tego powiedzieć. Za nic w świecie.

- Wolałbym zachować je dla siebie - odparłem.

- Chcemy ci pomóc. Nie musisz przed nami niczego ukrywać.

- Może to wy w takim razie nie będziecie ukrywać niczego przed nami?

Zebrałem się na odwagę, aby powiedzieć coś, co mogło zostać źle odebrane. Nie panowałem jednak nad sobą. Nawet po tylu latach spędzonych w niewoli wciąż czułem żal do oprawców. Widziałem, jak się dla nas starali, ale czy Rokhan i Azriel naprawdę myśleli, że kiedykolwiek zapomnimy o tym, co nam zrobili? Czy uważali to za normalne? Czy sądzili, że pokochamy ich czystą miłością, skoro odebrali naszym rodzicom życie?

- Synku, co masz na myśli? - spytał Azriel.

- Rokhan powiedział mi, że w przyszłości przejmiemy razem z Kiano wasze interesy. Chcę wiedzieć, o co chodzi. To jest moje życzenie urodzinowe. Chcę poznać prawdę.

Wstałem. Spojrzałem z góry na siedzących na trawie Rokhana i Azriela. Mężczyźni spojrzeli na siebie nawzajem i miałem wrażenie, że przeprowadzili ze sobą milczącą rozmowę tylko za pomocą spojrzeń.

- Kochanie, na razie jesteście dziećmi. Nie chcemy wam o niczym mówić.

- Jesteście mordercami, tak?

- Co? Sauronie, nie...

- Zabiliście naszych rodziców! 

Kiano się obudził. Nie powinienem krzyczeć, gdyż nie chciałem, aby mój brat był świadkiem tej rozmowy, ale to było ode mnie silniejsze. Zachowywałem się jak dziecko, ale przecież byłem dzieckiem. Bardzo skrzywdzonym dzieckiem, ale jednak dzieckiem. Moje emocje nie były zwyczajne. Miałem swoje humory, ale czy naprawdę było się czemu dziwić?

Rokhan wstał. Górował nade mną wzrostem, więc trochę się go bałem. Nie mógł jednak mnie skrzywdzić. Nie mógł, prawda?

- Nie będziemy o tym rozmawiać - powiedział ostro mężczyzna. - Zapędzasz się, Sauronie. To są twoje urodziny i masz prawo czuć się swobodnie, ale nie pozwalaj sobie na zbyt wiele.

- Dlaczego?! Zbijecie mnie?! Śmiało, uderz mnie! Ulżyj sobie!

- Sauronie, do cholery! Przestań na mnie krzyczeć!

Azriel wstał, aby położyć dłoń na ramieniu Rokhana. Chciał uspokoić swojego partnera, ale to nie on potrzebował spokoju, tylko ja.

- Wiesz co?! Nienawidzę cię! Obu nas nienawidzę! Zniszczyliście nam życie i udajecie, że nic złego się nie stało! Nie jesteśmy waszymi synami i nigdy nimi nie będziemy! Nie chcę was znać!

Odwróciłem się i ze łzami w oczach pobiegłem do domku. Kiano próbował biec za mną, ale Azriel go zatrzymał. Tak było dobrze. Nie chciałem, aby mój kochany braciszek widział mnie w tym stanie.

Kiedy tylko wpadłem do pokoju, od razu rzuciłem się na łóżko. Odrzuciłem pudełko z klockami na podłogę tak, że jego rogi się zniszczyły. Nie obchodziło mnie to jednak. 

Chciałem tylko wrócić do domu.

Tylko o tym marzyłem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top