57
Sauron
Oddychałem ciężko. Mój penis był już twardy jak cholera. Nie było jednak się czemu dziwić, skoro wpychałem zatyczkę analną w tyłek najpiękniejszej dziewczyny na świecie.
Kiedy zatyczka weszła do końca, z tyłeczka Sally wystawał puchaty różowy ogonek. Pogłaskałem ją po pośladku i dałem jej klapsa. Dziewczyna roześmiała się i pokręciła głową.
- Coś nie tak, kochanie? - spytałem, gdyż troska o jej bezpieczeństwo była w tej chwili dla mnie priorytetem. Przez cały czas byłem gotów na to, że Sally jednak przerwie zabawę, ale na razie nic na to nie wskazywało. Choć i tak się bałem. Obawiałem się, że znów ją skrzywdzę i sprawię, że przestanie mi ufać. Tego chyba bym nie przeżył.
Nie, kurwa. Na pewno bym tego nie przeżył.
- Nie, Sauronie. Wszystko jest w porządku. To po prostu dziwne uczucie.
Pogłaskałem ją po plecach. Nie chciałem zrazić jej do tej zabawy.
- Moja Sally, mogę zapiąć ci klamerki na sutkach? - spytał Kiano, na co ja parsknąłem śmiechem. Mój brat był bardziej napalony na Sally niż ja, ale czy było się czemu dziwić? Ta dziewczyna nie tylko była boleśnie piękna, ale również miała wrażliwą duszę i dobre serce. Takich ludzi spotykało się rzadko, a jeśli już się to robiło, wówczas należało dbać o to, aby ich przy sobie zatrzymać.
- Pewnie, Kiano - odparła z uśmiechem dziewczyna, po czym zmieniła pozycję i ustawiła się na klęczkach.
- Jeśli coś cię będzie bolało...
Sally złapała mnie za dłoń. Spojrzała w górę, patrząc mi w oczy.
- Nie musisz się tak mną przejmować, Sauronie. Nie jestem z cukru. Nie rozpadnę się.
- Twoje ciało może nie, ale twoja dusza to co innego.
Posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie. Ja jednak wcale nie oczekiwałem od niej wdzięczności, a co więcej - po prostu na nią nie zasługiwałem.
Zrobiłem jej wiele złych rzeczy. Rzeczy, za które było mi wstyd. Nie żałowałem jednak porwania Sally, gdyż wiedziałem, że było to jedyne sensowne wyjście z sytuacji. Nie tylko dlatego, że rozpaczliwie mocno chcieliśmy ją mieć, ale również dlatego, że zabierając ją na wyspę ochroniliśmy ją przed Johnem Miltonem. Dzięki nam Sally nie została sprzedana przez matkę-narkomankę swojemu byłemu kochankowi. To był dobry uczynek, ale to, co zrobiłem jej potem, zasługiwało na karę.
- Sauronie, nie odpływaj. Bądź tu z nami. Proszę.
Spojrzałem w jej błagające oczy. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
- Dobrze, kochanie. Wybacz mi.
Nie prosiłem jej tylko o to, aby wybaczyła mi odpłynięcie myślami gdzieś daleko. Błagałem ją o to, aby wybaczyła mi wszystko, co złe. Wiedziałem, że nie byłem dobrym człowiekiem i wiele razy zachowywałem się skandalicznie, ale naprawdę zależało mi na tej dziewczynie. Może nie okazywałem tego w spektakularny sposób, jednak Sally była dla mnie kurewsko ważna.
Dzięki niej czułem, że żyję. Ta dziewczyna nadała mojemu życiu sens. Podobnie było zresztą z Kiano. Mój młodszy brat oszalał na punkcie Sally. Kochał ją i nie wstydził się o tym mówić. Spędzał z nią czas, bawił się z nią i dużo z nią rozmawiał. Byli dla siebie nie tylko partnerami, ale i przyjaciółmi. Przyjaźń była ważna w każdym związku. Miałem nadzieję, że i ja pewnego dnia miałem stać się jej przyjacielem. Kto wie, może nawet mężem?
Jak zahipnotyzowany przyglądałem się temu, jak Kiano pieści palcami sutki Sally po to, aby po chwili zapiąć na nich klamerki. Sally cicho syknęła i odchyliła głowę do tyłu. Wiedziałem, że nie działa jej się żadna krzywda. Była z nami bezpieczna.
- Och, to takie przyjemne. Boli, ale to dobry ból - wyjaśniła, na co pogłaskałem ją po głowie, a mój brat się uśmiechnął.
- Teraz chyba nadszedł czas na to, abyśmy przykuli cię do do dyb, kochanie.
Sally uśmiechnęła się, a jej policzki się zarumieniły.
- Nie mogę się doczekać.
Pomogłem Sally wstać. Śmiesznie szła, gdy miała w tyłku zatyczkę analną z puchatym ogonkiem. Kiano nie mógł powstrzymać się od masturbacji na ten widok. Podczas, gdy ja pomagałem Sally ułożyć się na ławie i ustawiałem jej ręce i głowę w odpowiednim miejscu, aby po chwili opuścić dyby, mój brat jęczał i sobie walił. I tak go kochałem. Bardzo, kurwa, mocno.
- Jak się czujesz? - spytałem dziewczyny, gdy ta leżała już na ławie i miała głowę oraz ręce unieruchomione za pomocą dyb. Jej tyłeczek był wypięty, gdyż taką postawę ciała wymuszała skórzana ława, na której spoczywała.
- Jestem podniecona. Kiano, mógłbyś podejść do mnie bliżej?
To my powinniśmy wydawać jej rozkazy. To my byliśmy w tej chwili jej panami. Nie przeszkadzało nam jednak to, że mimo tej pozornej dominacji, wypełnialiśmy jej polecenia.
Kiedy mój brat zbliżył się do Sally, ta otworzyła usta.
- Ulżyj sobie, Kiano. Lubisz to, prawda?
Mój brat spojrzał na mnie tak, jakby prosił mnie o zgodę. Skinąłem głową, a on wówczas wcisnął się do ust leżącej na ławie dziewczyny. Dłonie położył na jej głowie i zacisnął palce na jej włosach. Mój brat pieprzył usta Sally dobrą chwilę, po czym wyszedł z niej.
- Nie dojdziesz? - spytała Sally, jakby nie rozumiejąc, co wyprawiał mój braciszek. Prawdę mówiąc, ja również nie wiedziałem, dlaczego nie doszedł. Ja na jego miejscu już dawno zalałbym usteczka Sally swoją spermą, ale chyba już ustaliliśmy, że diametralnie różniliśmy się jako bracia. Nie było w tym nic dziwnego, skoro naszymi rodzicami byli inni ludzie. Może nie byliśmy braćmi z krwi, ale to nic nie znaczyło. Najważniejsze było to, co czuliśmy do siebie w sercu.
- Chciałbym dojść w cipce Sally albo w jej tyłeczku. Oczywiście tylko z prezerwatywą.
Westchnąłem z dumą. Mimo, że czasami Kiano zachowywał się jak pięcioletnie dziecko, którym był w dniu naszej największej tragedii, to często przejawiał zachowania godne dorosłego człowieka. Miałem wrażenie, że Sally miała na niego dobry wpływ.
- W takim razie cierp, a ja w tym czasie zajmę się tyłeczkiem naszej niewolnicy.
Sally sapnęła na moje słowa. Chyba jej się spodobały.
- Sauronie, ale ja już mam coś w tyłku - zauważyła, kręcąc pośladkami.
- Skarbie - zaśmiałem się, sprzedając jej klapsa. - Miałem na myśli inne zajęcie się twoim tyłkiem.
Podszedłem do haczyków i wybrałem packę oraz pejcz ze skórzanymi końcówkami. Packę podałem Kiano, którego oczy zabłyszczały. Sam za to zacisnąłem dłoń na pejczu. Przesunąłem jego końcówkami po plecach skrępowanej Sally. Mruknęła z zadowoleniem.
- Jak myślisz, co ci zrobię, zwierzaczku?
Uwielbiałem ją tak nazywać. Może było to pierwotne i samcze, ale niech mnie, sprawiało to, że czułem się jak jej pan. Jak jej pieprzony właściciel. Bardzo lubiłem ten stan.
- Dasz mi lanie, panie?
Kurwa. Dlaczego musiała mnie tak nazwać? Czy naprawdę chciała, aby mój kutas eksplodował?
- Tak, kochanie. Dam ci lanie, a ty będziesz dziękować za każde uderzenie. Mój brat mi pomoże. Prawda, Kiano?
Kiano pokiwał energicznie głową.
- Tak! Zlejemy tyłeczek naszej Sally do czerwoności!
Jak ja go kochałem.
- Jeśli będziesz miała dość, powiedz stop, dobrze? - spytałem, kucając przed Sally, aby móc spojrzeć w jej jasne oczy. Oddychała przez rozchylone usta. Policzki miała zarumienione. Była podniecona i to było widać gołym okiem. - Twoje bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze. Musisz tylko z nami współpracować, aniołku. Obiecujesz, że dasz nam znać, jeśli coś będzie nie tak?
Pokiwała głową i wypowiedziała dwa słowa, po których jakimś cudem mój fiut jeszcze nie pękł.
- Tak, panie.
Pocałowałem ją w usta. Uśmiechnęła się i puściła mi oczko. Ufała mi. To był dla mnie najpiękniejszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć. Nie sądziłem, że Sally kiedykolwiek zaufa mi po tym, co jej zrobiłem, ale miałem wrażenie, że gdy zabiłem Johna Miltona i przywiozłem na wyspę jej psy ze schroniska, Sally zaczęła postrzegać mnie inaczej. Nie zamierzałem tego zniszczyć. Nigdy w życiu.
- Kiano, tylko bądź delikatny - poprosiłem brata, który trzymał w dłoni packę i patrzył na pośladki naszej uroczej niewolnicy jak zahipnotyzowany.
- Nie martw się, braciszku. Nigdy nie zrobiłbym jej krzywdy.
Na zmianę uderzaliśmy jej pośladki. Ja całowałem skórę Sally pejczem, a Kiano kąsał ją packą. Sally poskakiwała, kręciła biodrami, jęczała i krzyczała. Dziękowała za każde uderzenie. Nie potrzebowaliśmy wiele czasu, aby poczuć zapach jej podniecenia w powietrzu. Mokra cipka Sally wydawała zabawne odgłosy, gdy w celu droczenia się wsuwałem w nią palec tylko po to, aby po chwili go wysunąć.
Po jakimś czasie stwierdziłem, że to było wystarczająco jak na jeden raz. Kiano odrzucił packę na podłogę, a ja pozbyłem się z dłoni pejcza. Wziąłem w dłonie jędrne pośladki Sally i je masowałem. Jej skóra była czerwona i z pewnością piekła, czego dowodem były ciche syki wydostające się z ust dziewczyny.
- Twoja cipka błaga o kutasa - zauważyłem, mając nadzieję, że podejmie ze mną sprośną grę słowną.
- Panie, błagam. Już dłużej tego nie zniosę.
Cholera. Błaganie działało na mnie jak pieprzony afrodyzjak. Miałem ochotę na więcej. I więcej. I jeszcze więcej.
- Może wsadzę ci do cipki sztucznego członka, co?
- Nie! Chcę prawdziwego! Twojego albo Kiano!
Mruknąłem, przesuwając palcem po jej plecach.
- Kiano, co o tym sądzisz? Myślisz, że nasza dziewczynka zasłużyła na nasze kutasy?
Kiano wyszczerzył do mnie w uśmiechu wszystkie swoje zęby. Jego uśmiech był osobliwy, ale szczery.
- Tak, braciszku. Chciałbym wejść w jej cipkę.
Byłem zadowolony z jego wyboru. Ja bowiem pragnąłem wsunąć się w jej ciasny tyłek.
- W takim razie zmieńmy pozycję naszej niewolnicy, aby było nam łatwiej.
Odpiąłem Sally od dybów. Była trochę roztrzęsiona i miała rozpalone policzki. Celowo wziąłem ją na ręce, aby nie sadzać jej na obolałych pośladkach. Może trochę za bardzo przegięliśmy z biczowaniem jej tyłeczka, ale wiedziałem, że niebawem ten ból miał stać się niemal niezauważalny. Chciałem jednak dbać o jej komfort i dobre samopoczucie.
Kazałem Kiano usiąść na brzegu łóżka. Sally posadziłem okrakiem na kolanach mojego brata. Zdjąłem klamerki z sutków Sally, gdyż nie mogły przebywać w nich zbyt długo. Rozmasowałem piersi dziewczyny, gdy ona mruczała, opierając tył głowy na mojej piersi.
Po tym rzuciłem Kiano na kolana prezerwatywę. Upewniłem się, że mój brat dobrze ją założył. Po tym ja również założyłem gumkę. Nie byłem gotowy na dzieci, choć jeśli miały nam się trafić, zamierzałem być dla nich dobrym ojcem. Dzieci te miały mieć dwóch tatusiów i jedną mamę, ale świat szedł do przodu i wierzyłem, że mimo przeciwności losu nasza rodzinka będzie jednak trochę normalna. Teraz jednak nie chciałem myśleć o dzieciach.
Sally zarzuciła ręce na szyję Kiano. Ta dwójka całowała się, gdy ja upewniałem się, że miałem dobrze założoną prezerwatywę. Dałem im chwilę, aby się sobą nacieszyli. Może ja nie uczestniczyłem w tym pocałunku, ale nie czułem się zazdrosny ani pominięty.
Kochałem ich. Byli moją rodziną. Kochającą, rozumiejącą i wspierającą rodziną.
Może straciłem swoją biologiczną rodzinę. Może straciłem rodziców Kiano, którzy mnie przygarnęli. Zyskałem jednak nową rodzinę. Taką składającą się z Sally, Kiano, Cedrica, Azriela i Rokhana. Każdą z tych osób kochałem i wiedziałem, że za nimi wszedłbym w ogień. I wiedziałem, że oni zrobiliby to samo dla mnie.
Kiedy Sally całowała Kiano, a może to on całował ją, ostrożnie wyjąłem zatyczkę analną z tyłka dziewczyny. Nie czekając ani chwili, przycisnąłem czubek penisa do jej tylnego wejścia. Kiano wyczuł, co robię i sam zaczął wciskać się w cipkę Sally.
Byliśmy ostrożni. Działaliśmy powoli. Nigdzie nam się nie spieszyło.
- Kiano... Sauronie...
- Dobrze ci, nasza księżniczko? - spytałem, na co ona potaknęła i odchyliła głowę do tyłu. Objąłem dłonią jej szyję. Nie po to, aby ją poddusić. Po to, aby pokazać jej, do kogo należała.
- Tak, ja...
- Sally. Nasza Sally.
Dziewczyna poskakiwała na kutasie Kiano i pozwalała, abym wchodził w nią od tyłu. Miałem nadzieję, że czuła się dobrze. Była po brzegi wypełniona nami i naszymi uczuciami do niej. Byłem pewien, że był to początek czegoś nowego. Czegoś, na co bez wątpienia nie zasłużyłem, ale także czegoś, co miałem w zasięgu ręki i za nic nie chciałem tego wypuścić.
- Sauronie. Kiano. Chciałabym wam coś powiedzieć.
Zamarłem. Wystraszyłem się niemal tak jak w dniu, w którym do naszego rodzinnego domu włamała się grupka mężczyzn, która zamordowała rodziców Kiano.
- Zakochałam się w was - przyznała, przyciskając twarz do ramienia mojego brata, gdyż patrzenie na nas w tej chwili było dla niej chyba zbyt trudne. - Wiem, że nie powinnam was kochać. Bardzo mnie skrzywdziliście, ale też daliście mi coś, o czym mogłam tylko marzyć. Mam gdzieś to, że jest to niepoprawne i niewłaściwe. Oddaję wam swoje serce. Proszę, zaopiekujcie się nim.
Pocałowałem Sally w tył głowy. Kiano za to położył dłoń na jej plecach i wcisnął się w nią do końca.
- Nie zawiedziemy cię, nasza księżniczko. Już nigdy więcej - wyszeptałem jej te słowa do ucha, po czym wszystkim nam puściły hamulce.
Ten seks w trójkącie był dziki. Nieokiełznany. Gorący. Pełen uniesień.
Było nam dobrze. Kochaliśmy się tak, jak umieliśmy. Może nie było to idealne okazywanie miłości, ale dla nas najważniejsze było to, aby było to szczere. Nasza miłość znajdowała się daleko od modelu idealnej miłości, jednak nas to nie interesowało. Była to bowiem nasza miłość. Tylko nasza. Taka, której już nikt nigdy nie miał prawa nam odebrać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top