52

Sauron 

Kiedy zobaczyłem uśmiechającą się i płaczącą na widok psów Sally, dotarło do mnie, że postąpiłem właściwie. Wiedziałem, że zabranie psów ze schroniska będzie ryzykowne, ale wierzyłem, że przyjaciółki mojej ukochanej mi uwierzą i zrozumieją, że naprawdę porywałem je w słusznym celu.

Zostawiliśmy Kiano na tarasie z psami. Azriel, Rokhan i Cedric z kolei siedzieli w salonie i rozmawiali. Dotychczas moi ojcowie widzieli Cedrica tylko za pomocą kamerki internetowej, jednak nigdy nie poznali go twarzą w twarz. Odniosłem jednak wrażenie, że wystarczyła chwila, a rodzice już byli kupieni przez tego sadystycznego, zboczonego, ale do bólu lojalnego i kochanego dupka.

Trzymając Sally za dłoń, zabrałem ją na górę. Byłem zmęczony i marzyłem o tym, aby po tym ciężkim dniu móc się umyć. Nie mogłem jednak w pełni się zrelaksować, dopóki nie wyjaśnię Sally wszystkiego. Na pewno była ciekawa tego, co się dzisiaj wydarzyło. Nie byłem pewien, jak wiele mogłem jej powiedzieć, jednak zamierzałem być szczery. Tak szczery, jak to tylko możliwe.

W końcu dotarliśmy do naszej sypialni, nazywanej inaczej pokojem tortur lub jaskinią BDSM. Może na razie nie mieliśmy wielu okazji, aby skorzystać ze znajdujących się tutaj sprzętów, ale mieliśmy przed sobą piękną przyszłość. Taką, której już nikt nie mógł zagrozić.

- Nie mogę uwierzyć w to, co dla mnie zrobiłeś. Moje psiaki tu są. To nierealne.

Sally starła z kącików oczu łzy. Uśmiechnąłem się i zamknąwszy za sobą drzwi, wziąłem w dłonie jej twarz. Zrobiłem to trochę zbyt brutalnie, ale potrzebowałem tego. Miałem wrażenie, że ona również.

Popchnąłem Sally pod ścianę. Chwyciłem ją za nadgarstki i przycisnąłem je ponad jej głową do ściany. Wsunąłem nogę między jej nogi, więżąc ją w uścisku.

- Jesteś moja, księżniczko. Moja i Kiano.

Jej policzki uroczo się zarumieniły. Cholera, jeśli tak dalej pójdzie, zupełnie stracę całą dominację, jaką w sobie nosiłem i stanę się posłusznym pieskiem mojej pani. Choć nie byłoby to tak do końca złe, prawda?

- Sauronie, gdy ciebie nie było...

Mruknęła, kiedy pochyliłem głowę i przygryzłem jej sutek przez koszulkę, którą na sobie miała. Oczywiście, że musiała być ze stegozaurem. Pewne rzeczy w tym domu nie miały sensu, a inne miały go naprawdę dużo.

Sally jęczała, nie mogąc się skupić. Podgryzałem jej sutki przez materiał koszulki, świetnie się przy tym bawiąc.

- Tak, kochanie? Co się stało?

- Wsadziłam twojemu bratu dildo do ust.

Parsknąłem śmiechem. Odsunąłem się od dziewczyny i nie mogąc przestać się śmiać, poczułem spływające mi po policzkach łzy rozbawienia. Cholera, ta sytuacja była naprawdę pokręcona, ale taka właśnie była moja rodzina. Nieidealna i mająca wiele wad, jednak była moja i to liczyło się najbardziej.

- Naprawdę, zwierzaczku? Czyżby kręciły cię takie niegrzeczne rzeczy? Myślałem, że tylko mnie będziesz tak traktować, ale wychodzi na to, że Kiano również zasłużył na fiuta.

- To nie wszystko - wyznała skrępowana Sally, obejmując się rękoma w pasie. - Potem wepchnęłam mu tego penisa do tyłka i akurat wtedy do domu weszli Rokhan i Azriel. Zobaczyli, że to robię, a ja się zawstydziłam i uciekłam do ogrodu.

Sally schowała twarz w dłoniach. Uwielbiałem w niej to, że była taka zawstydzona za każdym razem, gdy robiła coś, czego chciała, ale co uważała za niepoprawne. 

- Zwierzaczku - zacząłem, podchodząc bliżej dziewczyny i chwytając jej podbródek w dłoń, aby spojrzała mi w oczy. - Bardzo się cieszę, że to zrobiłaś. Nie tylko ze względu na to, że mój brat tego chciał. Ufam ci i wiem, że nigdy nie zraniłabyś Kiano. Cieszę się również dlatego, że wiem, iż tego właśnie chciałaś. Potrzebujesz dominacji nad mężczyzną, skarbie. Widzę to. Obiecuję, że ci to dam. Możliwość kontroli nade mną, ale nie pogniewaj się, jeśli od czasu do czasu to ja ciebie zdominuję, dobrze?

W oczach Sally zobaczyłem wdzięczność. Przytuliłem ją, a ona odwzajemniła uścisk. Wiedziałem, że prędzej czy później musieliśmy przejść do poważnej rozmowy. Gdybym mógł, wcale bym się jej nie podejmował, ale niestety było to nieuniknione.

Po wyrwaniu się z uścisku zaprowadziłem Sally na łóżko. Usiadłem na jego brzegu, a Sally, zamiast zająć miejsce obok mnie, uklękła między moimi nogami. Zaskoczyło mnie to. Nie spodziewałem się, że tak szybko postanowi obdarzyć mnie zaufaniem po tym, co między nami zniszczyłem. Nie zasługiwałem na jej dobroć, jednak byłbym głupcem, gdybym ją odrzucił.

Uśmiechnąwszy się, zacząłem głaskać ją po głowie. Było mi tak dobrze. Marzyłem o tej chwili od dawna. Chciałem mieć przy sobie kobietę, która patrzyłaby na mnie z takim uczuciem, z jakim w tej chwili spoglądała na mnie Sally. Patrzyła na mnie nie z miłością, ale z zaufaniem i to mi w zupełności wystarczyło. Przynajmniej na razie. Zamierzałem bowiem dążyć do dnia, w którym Sally z własnej woli powie dwa słowa, które tak bardzo chciał usłyszeć każdy mężczyzna.

- Mam nadzieję, że nie uciekniesz, gdy zacznę mówić, aniołku. To nie jest miła historia. 

- Jestem na nią gotowa, Sauronie. Jesteś mi to winien. Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, bo gdy rano obudziłam się i przeczytałam twój list, mocno się na ciebie zdenerwowałam.

- Obiecuję, że później będziesz mogła mnie ukarać, kochanie. Przypominam, że nie wypróbowaliśmy jeszcze tej klatki znajdującej się pod łóżkiem, więc musimy zrobić z niej użytek, nie sądzisz?

Rumieniec na jej policzkach i ten niewinny uśmiech mówiły mi wszystko, co chciałem wiedzieć.

- Kiedy dopłynąłem do Forseshore, natknąłem się na rower, więc go sobie wziąłem.

- Nieźle się zaczyna - zaśmiała się Sally. 

Dobrze, że się śmiała. Niebawem na pewno uroni łzę i to niejedną.

- Jechałem do Cedrica. Wysłał mi dane dotyczące tego, gdzie się znajdował. Powiedział, że obserwował Johna Miltona, więc nie mogłem się doczekać, aby tam dotrzeć. Jak już mówiłem, po drodze usłyszałem szczekanie psów, więc trafiłem do schroniska. Dzwoniłem dzwonkiem, ale wszystko wskazywało na to, że nikogo nie było na miejscu. Dlatego przeskoczyłem przez płot i znalazłem osiem psów.

- Nie wiesz, gdzie jest reszta? 

Pokręciłem przecząco głową. W dalszym ciągu bawiłem się jej włosami, gdyż to mnie uspokajało i miałem wrażenie, że ją również.

- Nie mam pojęcia. Mówiłaś, że zajmowałaś się kilkunastoma psami. Kto wie, może twoje przyjaciółki je zabrały?

Sally zmarszczyła brwi, kiwając głową.

- To możliwe, ale mam wrażenie, że to dziwne. No nic, cieszę się, że przywiozłeś do mnie te psiaki. Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczą, Sauronie. Dzięki temu czuję się tak, jakbym miała tutaj cząstkę dawnego życia.

Machnąłem ręką. Oczywiście, że porwałem te psy dla Sally, ale również dlatego, że sam chciałem je mieć. Zamierzałem im pomóc i udowodnić im, że już żaden człowiek ich nie skrzywdzi. Może byłem złym mężczyzną, ale na zwierzę nigdy nie podniósłbym ręki.

- Co było dalej?- spytała dziewczyna, obejmując dłońmi moje łydki. Miałem nadzieję, że mój fiut nie miał zamiaru obudzić się do życia właśnie w tym momencie, gdyż byłoby to niezwykle niefortunne. 

- Uciekłem ze schroniska, ale obiecałem psiakom, że po nie wrócę. Udałem się pod adres wskazany przez Cedrica i zobaczyłem tam coś dziwnego. Na początku widziałem Miltona z oddali i to za pomocą lornetki. Mówił do siebie. Kiedy jednak podeszliśmy bliżej...

- Nie był sam? - spytała delikatnym głosem.

- Nie, kochanie. Na kanapie leżała twoja matka.

Sally spojrzała na mnie dużymi oczami. Rozumiałem jej szok. To wszystko brzmiało po prostu niewiarygodnie.

- Moja mama? Czy ona żyła?

- Nie, zwierzaczku. Milton wyciągnął ją w nocy z grobu i zabrał jej ciało do tego rozpadającego się domku na obrzeżach miasteczka. Przytargał je do tego domu i... 

Sally zakryła dłonią usta. Domyślała się, co za moment usłyszy.

- Czy on ją...

- Tak, kochanie. Zgwałcił jej ciało i je oszpecił. Może oszczędzę ci krwawych szczegółów, dobrze?

Zacisnęła usta w wąską kreskę i skinęła lekko głową. Wolałem nie mówić jej o tym, że jej matka miała wydłubane oczy. 

- Złapaliśmy Miltona. Obezwładniliśmy go i porozmawialiśmy z nim. Dowiedziałem się wszystkiego, czego chciałem. Zrozumiałem, że ten gość był naprawdę szalony, aniołku. Torturowaliśmy go i umarł męczeńską śmiercią. Wolałbym ci nie mówić, co mu zrobiliśmy, bo zmieniłabyś o mnie zdanie.

Sally drżała. Głaskałem ją po ramionach. Gdybym mógł, zabrałbym od niej cały ten ból, który czuła, ale niestety nie było to fizycznie możliwe.

- Potem podpaliliśmy ten dom. Ach, zapomniałem wspomnieć, że twój dom również spłonął. Podpaliłem go, aby wszystkie złe wspomnienia zniknęły. Wiem, że nie jest to do końca możliwe, ale starałem się zrobić tak dużo, jak mogłem. Przywiozłem ci kilka rzeczy z domu.

Sięgnąłem po worek, który przed zajęciem miejsca na łóżku położyłem na podłodze. Znajdowała się tam broń, ale nie tylko.

Podałem Sally album z fotografiami z dzieciństwa, jej pluszową zabawkę i pamiętnik. Kiedy wręczyłem jej pamiętnik, spojrzała na mnie załzawionymi oczami.

- Czytałeś go?

Skinąłem głową. Nie miałem zamiaru jej okłamywać. Nigdy więcej.

- Przeczytałem kilka wpisów. Tak mi przykro, Sally. Byłaś zupełnie samotna ze swoim bólem. 

Przytuliła różowy pamiętnik do piersi. Kiwała się w przód i w tył. To było dla niej zbyt wiele. Wolałem jednak zarzucić ją bombą informacji za jednym razem, niż dawkować jej te informacje, które nie należały do przyjemnych. Były raczej traumatyczne.

- Później razem z Cedrikiem przetransportowaliśmy ciało twojej mamy na cmentarz i je pochowaliśmy. Zostawiłem jej kwiatek. Wiem, że to niewiele, ale domyśliłem się, że chciałabyś w jakiś sposób ją pożegnać. Skoro nie mogłaś zrobić tego osobiście, uczyniłem to za ciebie. Później pojechaliśmy do schroniska po psy i popłynęliśmy łodzią. Samochód Cedrica zostanie odebrany z Forseshore przez jego wspólnika. Wszystko dobrze się skończyło, zwierzaczku. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, co zrobiłem, ale starałem się wykonać wszystko poprawnie i zgodnie z moralnymi zasadami. Choć raczej to, co zrobiliśmy Miltonowi, nie ma w sobie nic z moralności.

Sally uniosła kącik ust. Odłożyła pamiętnik i pozostałe rzeczy na szafkę nocną i podniosła się. Stanęła między moimi nogami, kładąc dłonie na moich ramionach. Spojrzała mi w oczy, po czym pochyliła się i pocałowała mnie w czubek głowy. Wolałem pocałunki w usta, jednak ten miał w sobie coś magicznego i delikatnego. Coś, co pasowało idealnie akurat do tej chwili.

- Dziękuję ci, Sauronie. Za wszystko.

- Sally, popełniłem wiele błędów. Uwierz mi, nie powinnaś mi dziękować.

Ona jednak pokręciła przecząco głową, uśmiechając się.

- Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale zrobiłeś dla mnie więcej niż wszystkie osoby, które poznałam w życiu. Dałeś mi coś, o czym marzyłam od dzieciństwa. W końcu mam dom i zamiast jednego chłopaka, mam aż dwóch.

Roześmiałem się. Ta sytuacja faktycznie nie należała do normalnych, jednak nam odpowiadała.

- Wierzę, że wszystko będzie między nami dobrze. Nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam, gdy wyjechałeś. Zostawiłeś mnie samą z Kiano, a ja...

- Pomyślałaś o ucieczce? Chociaż przez chwilę?

Zacisnęła usta, unikając mojego wzroku.

- Nie miałbym ci tego za złe, skarbie. Sam na twoim miejscu uknułbym plan ucieczki i zrobiłbym wszystko, aby stąd zwiać. Ty jednak, zamiast uciekać, postanowiłaś wepchnąć mojemu bratu kutasa do tyłka i...

- Nie chciałam tego robić, ale on tak ładnie prosił!

- Ach, tak? - droczyłem się z nią, sunąc dłońmi po bokach jej ciała. - Jesteś więc taka uczynna, Sally? Czy gdybym poprosił cię w tej chwili, abyś possała mi penisa, zrobiłabyś to?

Zaśmiała się, klepiąc mnie w ramię.

- Oczywiście, że nie!

- Może gdybym tak ładnie cię poprosił, jednak byś się zgodziła? Pomyśl o tym, że przywiozłem ci twoje ukochane psiaki. Chyba zasłużyłem na nagrodę.

- Czy zrobiłeś to tylko po to, abym possała ci fiuta? - spytała naburmuszona, podpierając się rękoma po bokach.

- Pewnie, że nie! Nie tylko dlatego...

Sally usiadła okrakiem na moich biodrach i zaczęła mnie szaleńczo całować. Jej pocałunki dawały mi tlen. Dzięki nim czułem, że moje życie miało wartość. Sally dotykała mnie i pieściła tak, jakbym wiele dla niej znaczył. Nie zasługiwałem na to, ale zamierzałem to brać pełnymi garściami, gdyż byłem samolubnym dupkiem. Pewne rzeczy nigdy miały się nie zmienić.

Nagle Sally chwyciła brzegi mojej koszulki i ściągnęła mi ją przez głowę. Odrzuciłem ubranie na podłogę i pozwoliłem, aby dziewczyna sięgnęła po skórzane kajdanki, które znajdowały się na szafce nocnej. Zaraz obok jej różowego pamiętnika, w którym opisywała myśli dawnej Sally. Tej, która została pogrzebana wraz ze swoją matką i Johnem Miltonem.

- Ręce za plecy, Sauronie.

Nie odpowiedziałem. Po prostu uśmiechnąłem się i jak na posłusznego niewolnika przystało, wystawiłem ręce za plecy. Sally ze mnie zeszła i obeszła łóżko, aby skuć mi ręce. 

- Pięknie wyglądasz - powiedziała, stając przede mną i krzyżując ręce na piersi. Chyba nie miała świadomości, że dzięki temu jej piersi się podniosły.

- Co teraz ze mną zrobisz, moja królowo? - spytałem, przechylając głowę w bok.

Sally postukała się palcem w podbródek udając, że się zastanawia.

- Myślę, że nadszedł czas, abyśmy wypróbowali klatkę.

- Jestem za - odparłem, po czym zsunąłem się z łóżka i uklęknąłem przed moją panią. Sally objęła dłonią mój kark i uśmiechnęła się zwycięsko.

- Jesteś mój, Sauronie. Na wieki.

- Na wieki, królowo - odpowiedziałem, po czym oddałem się w jej ręce. Ręce, którym ufałem. Ręce, które dawały przyjemność, ale i ból. Ręce, które miałem zamiar trzymać przez resztę życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top