47

Sally

- Nie, nie! To nie to, na co wygląda!

Kiano parsknął śmiechem, a ja ze strachu wcisnęłam mu do tyłka całą zabawkę. Kiedy błękitny kutas wszedł w odbyt Kiano, przeraziłam się. Bałam się, że zrobiłam mu krzywdę, ale chłopak tylko się zaśmiał.

Patrzyłam w oczy Azriela i Rokahan. Obserwowali to, jak półnagi Kiano ustawiony na czworakach, z obrożą na szyi i smyczą, przyjmował w tyłek zabawkę erotyczną.

Na ich twarzach widziałam szok, niezrozumienie i niedowierzanie. Mężczyźni spojrzeli na siebie, po czym obaj wybuchnęli śmiechem. Mogłam spodziewać się każdej reakcji, ale na pewno nie takiej.

- Cześć, tato! I tato! - krzyknął Kiano, machając do mężczyzn. Zdziwiłam się, że Kiano nie zmienił pozycji. Chłopak wciąż wypinał się do mnie, a z jego tyłka wystawała końcówka sztucznego penisa. Sama miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Chyba nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś tak zawstydzającego.

- Witajcie, dzieci. Chyba dobrze się bawicie - powiedział Rokhan, a ja schowałam czerwoną ze wstydu twarz w dłoniach. Nie byłam w stanie ruszyć się z podłogi. Wciąż na niej klęczałam i czułam, jak bardzo było mi głupio. Nie pomyślałam jednak o tym, że mężczyźni przybędą na wyspę tak prędko. Gdybym o tym wiedziała, nie pozwoliłabym sobie na taką zabawę z młodszym z braci. Obawiałam się, że Azriel i Rokhan mieli pomyśleć sobie o mnie niecenzuralne rzeczy. Z pewnością już uważali mnie za idiotkę, gdyż jak było widać na załączonym obrazku, szybko zmieniłam podejście do swoich oprawców.

- Sally zgodziła się wyruchać mnie w tyłek! - krzyknął radośnie Kiano, co wcale nie poprawiało mojego żenującego samopoczucia. 

- Właśnie widzimy. Może dokończycie, a my pójdziemy do ogrodu? - spytał uprzejmie Rokhan.

- Nie ma takiej potrzeby! - odkrzyknęłam, wciąż na nich nie patrząc. - To nieporozumienie. Nie powinniśmy byli tego robić. Przepraszam. Chyba muszę się przewietrzyć.

- Sally, nigdzie nie idź!

Kiano za mną wołał, ale nie byłam w stanie zostać w domu. 

Ogarnął mnie wstyd. Nigdy nie czułam się tak upokorzona, ale stało się to z mojej winy. Gdybym nie uległa prośbie Kiano, nie musiałabym się tak krępować.

Wiedziałam, że już nigdy nie spojrzę w oczy Azriela i Rokhana w ten sam sposób, co wcześniej. Najgorsze było to, że obaj mężczyźni widzieli mnie w moich najbardziej żenujących życiowych momentach. Patrzyli na to, jak padam przed nimi na kolana i błagam ich o to, aby pomogli mi wrócić do domu. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że to oni byli rodzicami Saurona i Kiano. Jakby tego było mało, potem mężczyźni widzieli mnie w chwili, w której dowiedziałam się, że moja mama zmarła. Na dodatek chwilę temu mogli zaobserwować, jak wpychałam sztucznego członka do tyłka ich syna.

Uciekłam z domu do ogrodu. Podbiegłam do jednej z palm i usiadłam przy niej, opierając się plecami o pień. Odwróciłam się jednak plecami do domu, a twarzą zwrócona byłam w stronę muru. Chociaż w ten sposób nikt nie musiał patrzeć na moje zawstydzenie.

Przyciągnęłam nogi do piersi i schowałam zarumienioną i gorącą twarz w dłoniach. Czułam się żałośnie. Było mi tak niewyobrażalnie głupio, że byłam pewna, iż tak szybko się z tym nie uporam.

- Niech to szlak trafi. Dlaczego muszę być taka głupia?

Powinnam była wrócić do domu. Choćby po to, aby zdjąć Kiano obrożę i przede wszystkim wyjąć mu zabawkę z tyłka. Wiedziałam jednak, że Kiano miał sobie sam poradzić. Nie chciałam, aby był na mnie zły za to, że go zostawiłam, ale miałam nadzieję, że mnie zrozumie i mi wybaczy.

Nie minęło dużo czasu, a do moich wrażliwych uszu dotarł dźwięk zbliżających się do mnie męskich kroków. Wiedziałam, że nie mógł być to Kiano z racji tego, że ten chłopak był delikatny jak piórko. Gdy chodził, prawie go nie słyszałam. Domyśliłam się więc, że zobaczyć się ze mną postanowił Azriel albo Rokhan.

- Księżniczko, zauważyłaś, że za każdym razem, gdy dzieje się coś złego, to uciekasz? 

Usłyszałam nad sobą głos Rokhana. Kiedy do mnie mówił, starał się modulować swój głos tak, aby mnie nie przestraszyć.

- Mógłbyś zostawić mnie samą? - spytałam uprzejmie z nadzieją, że to zrobi.

- Nie ma mowy, córeczko. Zostaję z tobą.

Moje serce zaczęło bić szybciej, gdy usłyszałam to jedno słowo. Córeczka.

Swojego ojca prawie nie znałam. Kojarzyłam go tylko z opowieści mamy. Nie miałam więc możliwości obcowania ze swoim tatą. Nie miałam w domu mężczyzny, do którego mogłabym przyjść z problemem dotyczącym technicznych spraw. Nie miałam przy sobie taty, z którym mogłabym porozmawiać o chłopakach. Tak ważna część życia każdej dziewczynki została wymazana z mojego istnienia, ale teraz miałam ojca, a nawet dwóch. Co prawda, zajmowali się nielegalnymi sprawami i dopuścili się porwania dwóch malutkich chłopców po to, aby stali się ich synami. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że chyba zrozumieli, iż postąpili niewłaściwie.

Rokhan usiadł obok mnie. Chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na jego dłoń, ale nie byłam w stanie unieść wzroku, aby spojrzeć w jego oczy.

- Nie masz się czego wstydzić, Sally. Nie zrobiłaś niczego złego.

- To było nienormalne. Nie powinnam tak się zachowywać. Kiano nie myśli tak, jak inni ludzie i...

- Nie uważaj go za kogoś gorszego, kochanie. Kiano może nie postrzega świata tak, jak inni, ale jest bardzo inteligentny. Ma świadomość tego, na co się zgadza. Poza tym od dawna wiedzieliśmy, że Kiano podobają się różne erotyczne zabawy. Nie zdziwiło mnie więc to, co dzisiaj zobaczyłem.

Rokhan się zaśmiał, ale mi nie było do śmiechu. Chciałam spalić się ze wstydu. Najlepiej tak, żeby nic ze mnie nie zostało.

- Przepraszam, Rokhanie. To było złe i jest mi wstyd.

- Nie masz za co przepraszać, księżniczko - rzekł, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. - Kiano się na to zgodził i skoro zrobiłaś to, co zrobiłaś, ty również musiałaś się zgodzić. Nie chcę nic mówić, skarbie, ale zanim wyszedłem z domu poprosiłem Kiano, aby wyjął sobie tego kutasa z tyłka. Wiesz, co mi powiedział?

Pokręciłam przecząco głową.

- Wyznał, że ty masz mu go wyjąć. Dopóki tego nie zrobisz, będzie z nim chodził.

- Dobry Boże. 

Zaśmiałam się. Szybko jednak zasłoniłam usta wolną dłonią. Było mi głupio, że śmiałam się z czegoś takiego, choć domyślałam się, że Rokhan chciał mnie po prostu rozbawić. Udało mu się.

- Ten chłopak cię kocha, Sally. Proszę, zaopiekuj się jego sercem.

W końcu odważyłam się spojrzeć w oczy Rokhana. W jego ślepiach zobaczyłam ciepłe uczucie. Nie byłam pewna, czy była to miłość. Rokhan z pewnością kochał Kiano, ale ja byłam dla niego obcą osobą. 

- Kiano powinien mieć lepszą dziewczynę. Nie zasługuję na niego.

- Sally, o czym ty, do diabła, mówisz?

Spuściłam wzrok na trawę przed nami. 

- Pochodzę z patologicznej rodziny - zaczęłam, czując potrzebę, aby wyspowiadać się Rokhanowi. Choć może chciałam po prostu wyspowiadać się przed samą sobą. - Nie miałam normalnego dzieciństwa. Moja mama mnie biła i mnie nienawidziła. Nie nauczyła mnie, jak kochać. Boję się, że zranię Kiano, choć nigdy nie zrobiłabym tego świadomie. Sądzę, że powinien znaleźć sobie inną dziewczynę, ale wiem, że to niemożliwe, skoro razem z Sauronem mieszka na wyspie. Zobacz, co zrobiłam dzisiaj, Rokhanie. Kiano poprosił mnie o to, abym wyruchała go w tyłek i to zrobiłam. To znaczy nie skończyłam, bo przyszliście wy.

Rokhan cicho się zaśmiał, ale nie był to kpiący śmiech. 

- Przepraszam, że ci o tym mówię. Nie powinnam tego robić, ale nie mam z kim porozmawiać. Po tym, jak Sauron rano wyjechał... 

- Nie bój się o niego. Ten chłopak z pewnością sobie poradzi, kochanie. Sauron robił już w życiu wiele szalonych rzeczy i zawsze wychodził z tego cało. Wierzę, że nasz syn postępuje właściwie. Ten cały Milton chciał cię kupić, Sally. Taki człowiek musi umrzeć. 

Skinęłam głową. Ja też chciałam śmierci Johna Miltona, ale nie chciałam, aby jego mordercą był Sauron. 

- Zaczęło zależeć mi na Sauronie. 

Wyszeptałam te słowa tak cicho, jakby nie chcąc, aby Rokhan je usłyszał. Niestety wszystko wskazywało na to, że mężczyzna je usłyszał.

- To miód na moje serce, księżniczko. Cieszę się, że dałaś szansę naszym chłopcom.

- Nie powinnam tego robić, ale jednak czuję do nich coś więcej. To głupie, prawda? Czy cierpię na syndrom sztokholmski?

Rokhan mocniej zacisnął palce na mojej dłoni, gdy usłyszał te słowa.

- Sally...

- Nie chcę być postrzegana jak ofiara - wyznałam, ścierając łzy z policzków. Niech to, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Czułam się jak ostatnia idiotka. Rokhan miał jednak na mnie terapeutyczne działanie. Choć był bardzo złym człowiekiem, nie wstydziłam się mówić mu tego, co leżało mi na sercu. - Wiem, że nie powinnam się w nich zakochiwać, ale oni mnie nie wypuszczą, prawda?

- Kochanie, pozwól, że zadam ci ważne pytanie. Czy gdybyś miała możliwość ucieczki z tej wyspy ze świadomością, że nigdy więcej nie zobaczysz Kiano i Saurona, zrobiłabyś to?

Zamarłam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zacisnęłam palce na ręce Rokhana tak mocno, że mogło go to boleć.

Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie, jak miałoby wyglądać moje życie, gdyby mnie tutaj nie było. Pewnie nie wróciłabym do Forseshore jako, że nie byłabym w stanie spojrzeć mieszkańcom miasteczka w twarz, ale mogłam rozpocząć nowe życie. Może poszłabym na studia i gdzieś dorywczo bym pracowała. Pewnie jakoś ułożyłabym sobie życie. Miałabym niewielkie mieszkanie i jadłabym nie za dużo, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy. W przyszłości poszłabym do pracy i żyłabym tak do emerytury. Po drodze może poznałabym wspaniałego mężczyznę, z którym wzięłabym ślub i miała dwójkę dzieci oraz uroczy dom na przedmieściach. Brzmiało to jak idealny plan, ale to nie było dla mnie.

Dopóki nie poznałam Saurona i Kiano, nie zastanawiałam się często nad przyszłością. Nie myślałam o tym, co będzie kiedyś. Pracowałam w schronisku i skupiałam się na pomocy mamie. Nie wyobrażałam sobie dalekiej przyszłości, ale teraz na pewno nie widziałam jej w takich barwach, jak kiedyś. 

Wiedziałam jedno. Nie chciałam żegnać się z Sauronem i Kiano. Powinnam za wszelką cenę dążyć do tego, aby się od nich uwolnić i zacząć życie, na które naprawdę zasługiwałam, ale nie chciałam być nigdzie indziej. Moje miejsce było tutaj. Z Kiano i Sauronem. 

Pewnie byłam głupia. Psychologowie mieliby ze mną ubaw, ale i dużo pracy. Na pewno nie rozumieliby tego, co się ze mną działo, a może to ja po prostu siebie nie rozumiałam.

Moje milczenie było wymowne. Miałam wrażenie, że Rokhan wszystko zrozumiał. 

- Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz, Sally. Twoja cisza mówi jednak sama za siebie. 

- Czy to źle o mnie świadczy?

Rokhan uśmiechnął się. Przycisnął moją dłoń do swoich ust, składając na niej pocałunek. 

- Nie, moja droga. To znaczy, że masz dobre serce.

- Dobre serce? Rokhanie, chyba mam zbyt dobre serce, skoro postanowiłam z nimi być pomimo tego, co mi zrobili.

Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie tak, że oparłam policzek na jego ramieniu. Wtuliłam twarz w jego szyję i pozwoliłam sobie zamknąć oczy. Czułam się przy nim bezpiecznie. 

- Wiem, że nigdy nie wybaczysz im w pełni tego, co ci zrobili, kochanie. Nie musisz tego robić. Nawet nie powinnaś. Czuję, że popełniliśmy błąd przy wychowywaniu tych chłopców. Staraliśmy się jednak robić dla nich wszystko, aby byli szczęśliwi i aby wyrośli na dobrych ludzi. Chyba nam się to nie udało.

Gdy już chciałam odpowiedzieć Rokhanowi, nagle usłyszeliśmy za sobą potężne kroki. Odwróciłam się tylko po to, aby ujrzeć zmierzającego do nas Azriela. Potężny brunet podszedł do nas i spojrzał na mnie prosząco.

- Słuchajcie, nie chcę wam przerywać, ale Kiano biega z twardym kutasem po domu i za cholerę nie chce wyjąć sobie tego dildo z tyłka. Dlatego, błagam, chodźcie już do środka i mi pomóżcie, bo zaraz zwariuję. 

Roześmiałam się. Wstałam i podałam rękę Rokhanowi, choć przecież mógł wstać samodzielnie. Ja jednak znowu kierowałam się swoim dobrym sercem, co czasami chyba nie było dla mnie korzystne. Mimo wszystko nie byłam w stanie pozbyć się z siebie tej cechy. 

- Już idę na pomoc mojemu chłopcu. Co wy na to, żebyście zostali tutaj, a ja pomogę Kiano sobie ulżyć? 

Sama nie wierzyłam w to, jak otwarta i odważna byłam, mówiąc im coś takiego. Rokhan i Azriel nie naśmiewali się jednak ze mnie. Spojrzeli po sobie, a po chwili Azriel podszedł do swojego partnera i dominująco położył dłoń na jego karku. Przyciągnął go do pocałunku, a ja speszona uciekłam do domu, gdzie rzeczywiście czekał na mnie niemały problem.

Kiano stanął na środku korytarza i rozłożył na boki ręce. Zaczęłam płakać ze śmiechu, widząc jego sterczącego fiuta pod koszulką z NASA, którą chłopak wciąż miał na sobie. Domyślałam się, że w jego tyłku w dalszym ciągu tkwiła zabawka. Musiałam coś z tym zrobić.

- Nareszcie jesteś, moja Sally! Czy to była jakaś forma kary?

Wciąż się śmiejąc, zbliżyłam się do Kiano. Postanowiłam paść przed nim na kolana. Wówczas jego oczy błysnęły podnieceniem.

- Mam nadzieję, że było warto pocierpieć.

Wypowiedziawszy te słowa, objęłam ustami jego penisa i sięgając za jego plecy, zaczęłam wyjmować i wciskać błękitnego penisa do jego tyłka. Chyba nadszedł czas na to, abym naprawdę przestała wstydzić się tego, czego pragnęłam. Dopóki obie strony się na coś zgadzały, nie było z tym problemu, prawda? 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top