45

Sally

Nazajutrz obudziłam się w łóżku sama. Nie było przy mnie Saurona, ale byłam pewna, że gdy zasypiałam, mężczyzna był przy mnie. 

Przeciągnęłam się. Do mojej głowy powoli wracały wspomnienia tego, co miało miejsce wczoraj. Najbardziej zapamiętałam to, co zrobiłam z Sauronem i Kiano. To, jak ich zdominowałam. Może stałam się perwersyjna, a może byłam taka od zawsze, tylko dobrze to ukrywałam. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że to, jak Sauron mi ulegał, było po prostu nieziemskie.

Przypomniało mi się także to, jak przykułam Kiano do łóżka i czytałam mu "Piotrusia Pana". Chłopak w końcu zasnął. Zostawiliśmy go w jego pokoju i poszliśmy do siebie. 

Nie byłam pewna, czy mogłam nazywać ten pokój swoim. Nie czułam się tutaj dobrze. Znajdowały się tu bowiem liczne zabawki i meble służące do celów erotycznych. Nie byłam dziewczyną, która interesowała się ostrym seksem, a przynajmniej tak wydawało mi się jeszcze kilka tygodni temu. Sądziłam, że potrzebowałam czystej i normalnej miłości. Chłopaka, z którym będę trzymać się za ręce, chodzić z nim po plaży i całować się przy zachodach słońca.

Przy Sauronie i Kiano zrozumiałam jednak, że prawdopodobnie podobały mi się  nieco inne rzeczy. Nie byłam pewna, jak się z tym czułam, ale na razie starałam się nie być dla siebie zbyt ostra. Nie chciałam bowiem oszaleć. Miałam dużo stresu w ostatnich dniach i nie potrzebowałam myśleć o tak negatywnych i smutnych rzeczach. Może nie postępowałam właściwie, ale czułam, że tego właśnie chciałam.

Wstałam i udałam się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Skończyło się jednak na tym, że umyłam włosy i ogoliłam całe ciało. Sauron nie wracał, więc uznałam, że musiał być czymś zajęty. Przy okazji przydała mi się chwila tylko dla siebie.

- Moja Sally!

Podskoczyłam w miejscu, gdy nagle do łazienki wparował Kiano. Miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę z NASA. Uśmiechał się i widać było, że się wyspał.

Kiano nie zważał na to, że naga siedziałam na krawędzi wanny i kończyłam golić sobie nogi. Blondyn podszedł do mnie szybkim krokiem i przytulił mnie.

- Jak ci się spało, moja Sally? Wiesz, że o tobie śniłem?

- Naprawdę? - spytałam, rumieniąc się, gdy chłopak pocałował mnie w czubek głowy.

- Poważnie. Miałaś na sobie piękną białą suknię ślubną. Mieliśmy stać się małżeństwem, kochanie. 

- Ty i ja? - zaśmiałam się. 

- Nie. Nasza trójka, Sally. Ty, Sauron i ja. 

Uśmiechnęłam się do Kiano z politowaniem. Złapałam go za rękę, gdy tak stał nade mną z uśmiechem i patrzył na mnie z nadzieją.

- Kiano, to się nigdy nie wydarzy. Ślub między trzema osobami nie jest możliwy. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

- Mam gdzieś ślub - machnął ręką, a ja zmarszczyłam brwi, gdyż miałam wrażenie, że coś mi w nim nie pasowało. - Mam na myśli ten papierek. Akt małżeństwa, czy jak to się tam nazywa. Chciałbym mieć ślub tutaj. Na wyspie. Z tobą i Sauronem. Tak, wiem, że to dziwne, skoro Sauron jest moim bratem, ale ja go kocham, więc nie widzę problemu. Ciebie też kocham. Razem z moim braciszkiem moglibyśmy ci służyć do końca życia, Sally. Traktowalibyśmy cię jak księżniczkę. Nie, jak królową!

- Kiano...

- Założyłabyś olśniewającą suknię i wyszła za nas. To byłby piękny ślub, kochanie. Zaprosilibyśmy Azriela i Rokhana. Byłoby cudownie. Tak bardzo bym tego chciał. Nie wiem tylko, czy zgodzisz się zostać moją żoną. Powiedz, chciałabyś mieć takiego męża jak ja? Mój fiut byłby tylko twój! Już teraz należy tylko do ciebie, ale wtedy mogłabyś mnie codziennie wiązać! Choć nie, teraz też możesz to robić! Ale gdybyś została naszą żoną, byłoby to coś cudownego!

Nasmarowałam nogi kremem i wstałam. Czułam na sobie wzrok Kiano, gdy krzątałam się po łazience, sprzątając po sobie. Miałam wrażenie, że chłopak niejako czekał na moją odpowiedź.

Rozumiałam, że dla niego wizja ślubu ze mną byłaby czymś cudownym. Kiano mnie kochał, a przynajmniej zarzekał się, że czuł do mnie miłość. Wiedziałam jednak, że nie mógł mnie kochać. Nie znał mnie dobrze. 

Założyłam stanik, koszulkę z krótkim rękawem, majtki i spodenki. Boso podeszłam do drzwi i gdy położyłam dłoń na klamce, zatrzymał mnie głos młodszego z braci.

- Nie chcesz mnie, moja Sally?

Smutek w jego głosie sprawił, że moje biedne serce zadrżało. Wcale nie chciałam zasmucać Kiano. Był kochanym chłopakiem, ale... 

Odwróciłam się do Kiano. Uznałam, że skoro nie było tutaj Saurona, mogłam z nim porozmawiać na spokojnie. 

Położyłam dłonie na jego piersi okrytej czarną koszulką z logo NASA. Kiano mnie nie dotykał, ale patrzył mi w oczy. Był ode mnie wyższy, więc musiałam zadrzeć głowę, aby spojrzeć w jego niebieskie oczy. Kiano naprawdę wyglądał jak anioł. Był przepięknym chłopakiem i nie miałby żadnego problemu z tym, aby znaleźć dziewczynę. Niestety Kiano nie patrzył na świat tak, jak inni ludzie, więc musiał o tym zapomnieć.

- Powiedz, Kiano. Czy gdyby była tu jakaś inna dziewczyna, pokochałbyś ją?

Chłopak zmarszczył brwi i przechylił głowę na bok. 

- Nie rozumiem, Sally. Dlaczego miałbym pokochać jakąś inną dziewczynę, skoro mam ciebie?

- Co by było, gdyby mnie tutaj nie było? Gdyby na moim miejscu pojawiła się inna dziewczyna?

- Nawet tak nie mów - warknął ostro, potrząsając głową. - Nie ma tu żadnej innej dziewczyny. Jesteś ty. 

- Kiano, chodzi mi o to, że ty nie możesz mnie kochać. Nie znasz mnie. Nie masz pojęcia, jaka jestem. Znamy się dopiero kilka dni. Może uważasz, że czujesz do mnie miłość, ale nie można kochać kogoś, kogo zna się tak krótko. 

- Ty mnie nie chcesz, prawda? O to ci chodzi, Sally? Nie chcesz mnie, dlatego mówisz mi takie rzeczy, prawda? 

Gwałtownie zaprotestowałam. Pokręciłam energicznie głową i złapałam twarz Kiano w dłonie. Nie chciałam, aby jego atak, który miał miejsce nie tak dawno temu, się powtórzył. Wtedy Kiano uważał, że nie skoro nie chciałam wypieprzyć go w tyłek sztucznym kutasem, oznaczało to tylko tyle, że nie był dla mnie ważny. Młodszy z braci sądził, że to Saurona pożądałam, a jego nie chciałam. To jednak nie była prawda. Choć miałam mętlik w głowie i sama tak naprawdę nie do końca wiedziałam, czego chciałam, to jednego byłam pewna. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu pragnęłam ich obu. Choć było to niemoralne, złe i po prostu niepoprawne.

- Kiano, chcę ciebie. Pragnę cię. Twojego uśmiechu. Twoich delikatnych pocałunków. Twoich uścisków. Twojej delikatności i twojego penisa.

Zaśmiał się. Wiedziałam, że wstawka o jego penisie go rozbawi.

- W takim razie dlaczego zapytałaś, czy pokochałbym inną dziewczynę, moja Sally?

- Sama już nie wiem - odparłam, czując się zmęczona tą rozmową. - Może pójdziemy na dół i sprawdzimy, co robi twój brat?

- Czy po śniadaniu wyruchasz mnie w tyłek, moja Sally?

Roześmiałam się. Kiano także się zaśmiał, choć wyraźnie widziałam, że czekał na odpowiedź.

- Może zaczniemy od czegoś mniej brutalnego?

- Co masz na myśli, kochanie?

Uwielbiałam to, gdy nazywał mnie kochaniem. Czułam wtedy motylki w brzuchu. Nie powinnam zakochiwać się w Kiano, który tak mnie skrzywdził, ale ten chłopak miał w sobie coś, co mnie w nim bardzo pociągało. Nie chodziło tylko o jego wygląd. Kiano był delikatnym, kochanym i uroczym chłopakiem. Takim, którego świat zewnętrzny bez chwili wahania by skrzywdził. Ja jednak nie miałam zamiaru go zranić. 

- Może najpierw rozkażę ci lizać sztucznego fiuta? 

Zarumieniłam się na własne słowa. Dobry Boże, jaka ja byłam niegrzeczna.

- Tak! - roześmiał się chłopak, po czym porwał mnie na ręce i zaśmiał się jak dziecko. Kiano wybiegł ze mną z łazienki i zbiegł po schodach na dół. Przez cały czas mocno się go trzymałam w obawie, że z tej radości mnie puści i rozbiję sobie głowę. Jeszcze nie chciałam umierać, więc zamierzałam przylgnąć do jego ciała tak bardzo, jak to możliwe.

Kiedy zbiegliśmy na dół, a tak właściwie Kiano tam zbiegł, rozejrzałam się po kuchni. Nigdzie jednak nie widziałam Saurona.

- Gdzie jest Sauron? - spytałam zdenerwowana, gdyż czułam, że coś było nie tak.

- Nie wiem. Powinien tu być. Gdy szedłem do ciebie, robił nam śniadanie.

Na kuchennym stole rzeczywiście leżało przygotowane dla nas śniadanie. Kiedy jednak ujrzałam dwa, a nie trzy talerze, moje serce zabiło szybciej.

- Dobry Boże, gdzie on jest?!

Kiano postawił mnie na podłodze. Podbiegłam do stołu i gdy zobaczyłam na nim list napisany koślawym pismem, moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech nienaturalnie przyspieszył.

"Kochani,

Musiałem wyjechać. Nie mogłem spać. John Milton jest na wolności i obawiam się, że Cedric nie zdoła zabić go samodzielnie, dlatego musiałem mu pomóc. 

Sally, ufam Ci, kochanie. Wierzę, że nie opuścisz terenu wyspy. Możecie wydostać się tunelem na plażę. Klucz zostawiłem w piwnicy na stoliku. Błagam, tylko nie zróbcie sobie krzywdy. Nie przeżyłbym tego, gdyby coś Wam się stało pod moją nieobecność.

Proszę, Sally, przypilnuj Kiano. Wiem, że nie powinienem Cię o to prosić, ale mój brat ma tendencję do zamartwiania się o mnie. Rano zadzwoniłem do Azriela i Rokhana. Powinni przybyć na wyspę około dwunastej.  Zajmą się Wami.

Niebawem do Was wrócę. Bawcie się dobrze, ale bezpiecznie. Przysięgam, że wyeliminuję tego cholernego Miltona i przywiozę Ci jego zwłoki, Sally.

Kocham Was, 

Wasz Sauron"

Kartka wypadła mi z dłoni i spadła na podłogę. Kiano przez cały czas stał za moimi plecami, więc on także zdołał przeczytać treść listu. 

Moim pierwszym odruchem było to, że chciałam zacząć śmiać się sama z siebie. Bowiem zdałam sobie sprawę z tego, że wcale nie pomyślałam o możliwości odzyskania wolności. Mogłam przecież wykorzystać naiwność Kiano i go związać. Mogłam uciec tunelem i poszukać łódki. Sauron pewnie ją zabrał, ale może gdzieś na wyspie znajdowała się inna łódź, która mogłaby mnie stąd zabrać. 

Wcale jednak o tym nie pomyślałam. Moją pierwszą myślą był strach o Saurona i o to, że może już nigdy więcej go nie zobaczę. Bałam się także o Kiano. O to, jak zareaguje, gdy dowie się, że jego brat wypłynął i zostawił nas na wyspie zupełnie samych.

Nie wierzyłam w to, że Sauron naprawdę popłynął szukać z Cedrikiem Johna Miltona. Oczywiście, że chciałam, aby ten mężczyzna zmarł, ale nie zamierzałam oglądać jego zwłok. Mimo wszystko, nienawidziłam tego faceta. Ludzie nie powinni darzyć nienawiścią innych ludzi, ale czasami po prostu nie dało się inaczej. 

Miałam wszelkie powody, aby darzyć Johna nienawiścią. To ten mężczyzna sprawił, że moja mama stała się uzależniona od alkoholu i narkotyków. To on chciał mnie kupić i zużyć jak seksualną zabawkę. To on okłamał mieszkańców miasteczka Forseshore. To on wyznał, że zarządzi na mnie egzekucję, jeśli mnie znajdzie. 

Spanikowałam. Padłam na kolana na kuchenną podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Bałam się. Nie o siebie, ale o Saurona i i to, że nie podołam sama z Kiano. Niebawem na wyspę mieli przypłynąć Azriel i Rokhan, więc nie miałam być tak zupełnie sama, ale przez kilka kolejnych godzin miałam spędzić czas tylko z Kiano.

- Moja Sally, wszystko będzie dobrze. Sauron jest świetny w swojej pracy. Nigdy nie zabił człowieka, ale ten pan bardzo cię skrzywdził, prawda?

Kiano ukucnął przy mnie i zaczął głaskać mnie po plecach. Nie do wiary, że jeszcze chwilę temu to ja go pocieszałam, a teraz nasze role się odwróciły.

- Kiano...

- Nie płacz, Sally. Jestem tu z tobą i nie pozwolę na to, aby stało ci się coś złego.

Jego słowa mnie rozczuliły. Kiano mocno mnie przytulił, a ja się w niego wtuliłam. Potrzebowałam jego bliskości. Może powinnam uciec z tego domu i wykorzystać okazję, że nie było na wyspie Saurona, ale nie chciałam tego robić. 

Byłam głupia. Każda logicznie myśląca dziewczyna znajdująca się na moim miejscu szukałaby drogi ucieczki za wszelką cenę. Problem polegał jednak na tym, że wcale nie chciałam wracać do Forseshore, gdyż po prostu nie miałam do czego wracać.

Moja matka nie żyła. Za nic nie chciałam wracać do domu, w którym się nade mną znęcała i w którym śmierdziało. Mieszkańcy miasteczka mnie nienawidzili i uważali mnie za morderczynię własnej matki. Mój niedoszły ojczym zarządził na mnie egzekucję. Nie byłam tam mile widziana.

W głębi serca czułam jednak, że istniał jeszcze jeden powód, dla którego chciałam zostać na wyspie z Sauronem i Kiano. Było to zawstydzające i powinnam za to smażyć się w piekle, ale ja naprawdę zaczynałam czuć do tych mężczyzn coś szczególnego.

Nie byłam idiotką. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie skrzywdzili. Zrobili mi coś niewybaczalnego. Oczywiście nie miałam zamiaru o tym zapomnieć, ale z drugiej strony wiedziałam, że nigdy nie uwolnię się z ich sideł. Nie tylko dlatego, że by mi na to nie pozwolili, ale również dlatego, że tego po prostu nie chciałam.

- Zjedzmy śniadanie, moja Sally - zaproponował Kiano, pomagając mi się podnieść. - Nie chciałbym, aby praca mojego braciszka się zmarnowała. Zobaczysz, że zanim się obrócisz, Sauron znowu z nami będzie.

Oby Kiano się nie mylił. Co jak co, ale straty Saurona z pewnością bym nie przeżyła.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top