32

Sally

Miałam koszmar. Śniło mi się, że naga i zakrwawiona biegłam przez las. W tym śnie nie goniły mnie jednak potwory z horroru. Gonił mnie za to John Milton z siekierą w dłoni.

Do pościgu za mną rzuciła się także moja własna matka. W moim koszmarze powstała z martwych i wyglądała jak zombie. Krzyczała, że jestem dziwką i kurwą. Płakałam, błagając mamę i Johna, aby się nade mną zlitowali, ale oni tylko się ze mnie śmiali.

W końcu byłam zbyt zmęczona, aby biec dalej. Runęłam na ziemię, potykając się o konar drzewa wystający z ziemi. Zziębnięta i wystraszona patrzyłam na to, jak morderczy John i moja mama zombie stają nade mną. Gdy John uniósł w górę siekierę, krzyknęłam.

- Maleńka, obudź się!

Otrzeźwiło mnie potrząśnięcie za ramiona. Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej i zrozumiałam, że to był tylko sen. Tak naprawdę znajdowałam się bowiem w pokoju tortur, a przy mnie siedział Sauron.

- Krzyczałaś, aniołku. Musiałem cię obudzić. Śniło ci się coś złego, prawda?

Zarzuciłam ręce na szyję Saurona. Przytuliłam się do niego, choć czułam, że nie powinnam tego robić. Był on przecież moim oprawcą. Powinnam się go bać. Powinnam go nienawidzić, ale w tej chwili był jedyną osobą, która była tutaj przy mnie i która mogła mi pomóc.

Klęczałam na łóżku, płacząc w objęciach Saurona. Mężczyzna głaskał mnie po plecach jednostajnym ruchem.

- Już dobrze, kochanie. Nikt cię nie skrzywdzi. Jesteś bezpieczna, dziecinko.

- Sauronie, moja mama...

- Już dobrze - powtórzył, całując mnie w policzek. - Wszystko jest pod kontrolą, skarbie. Jesteś tutaj ze mną i nic złego ci się nie dzieje, tak?

Pokiwałam lekko głową. Nie miałam pojęcia, czy powinnam ufać Sauronowi, ale w tej chwili byłam zbyt roztrzęsiona, aby nad tym dywagować.

Kiedy się uspokoiłam, Sauron odsunął mnie od siebie na odległość ramion. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.

- Spałeś, Sauronie?

Mężczyzna pokręcił przecząco głową.

- Nie mogłem dziś zasnąć. Pilnowałem ciebie.

- Och, ale dlaczego...

- Byłem ci to winny, kochanie - wyjaśnił, całując mnie w kącik ust. - Rokhan i Azriel przemówili mi do rozsądku. Wiem, że nie zrobili na tobie dobrego pierwszego wrażenia, ale oni naprawdę nie mają złych intencji. To dobrzy ludzie.

Śmiałam w to wątpić. Zarówno Azriel, jak i Rokhan byli niebezpiecznymi mężczyznami. To, że już nie zajmowali się handlem ludźmi, nic nie znaczyło. Nie miałam pojęcia, ile dzieci przez nich ucierpiało. To było okropne, że podczas gdy ja byłam w tym ciepłym łóżku, ofiary Azriela i Rokhana były gdzieś na tym świecie i na pewno je wykorzystywano.

- Sally, nie odpływaj ode mnie myślami. Porozmawiaj ze mną.

- O czym mam z tobą rozmawiać, Sauronie? Nie mam ci nic do powiedzenia.

- Kochanie...

- Jestem zła i smutna. Nie wiem, co jeszcze chcesz wiedzieć.

Wzruszyłam bezradnie ramionami. Starałam się nie popaść w obłęd. Oczywiście, że było mi żal mojej mamy i czułam wstyd, że nie mogłam uczestniczyć w jej pogrzebie, jednak musiałam uzmysłowić sobie fakt, że moja mama naprawdę mnie nie kochała. Powtarzałam to sobie w nieskończoność, ale wciąż nie mogłam zrozumieć, co takiego zrobiłam swojej mamie. Przecież byłam jej jedyną córką. Jej dumą. Powinnyśmy się wspierać, ale wszystko wskazywało na to, że mama wybrała narkotyki ponad mnie.

Sauron złapał mnie za drżącą dłoń. Patrzyłam na to, jak przyciąga sobie moją dłoń do ust i składa na niej pocałunek.

- Sauronie, nie musisz się nade mną litować. 

- Wcale się nad tobą nie lituję, kochanie. Ja cię podziwiam.

Prychnęłam. Sauron chyba mówił takie głupoty tylko dlatego, że był niewyspany. Szczerze bowiem wątpiłam w to, że gdyby był przy zdrowych zmysłach, to mówiłby do mnie takie rzeczy.

- Kochanie, mnie także dotknęło to, że twoja matka odeszła.

- Nieprawda. Z pewnością się cieszysz.

- Nie jestem aż takim potworem, za jakiego najwyraźniej mnie uważasz, Sally. Twoja matka była, jaka była, ale była twoją jedyną rodziną. Moi rodzice także nie byli wzorami do naśladowania, a ja i tak ich kochałem. Miłość dziecka do rodzica jest ogromna. Oczywiście czasami kłócimy się z rodzicami i nie zgadzamy się z nimi w różnych aspektach, jednak miłość to miłość. Dlatego jest mi przykro. Jestem w końcu człowiekiem i też mam uczucia. 

Nie wątpiłam w to, że Sauron miał uczucia. Pytanie istniało tylko jedno. Czy jego uczucia były dobre?

Sauron objął obiema dłońmi moją twarz i przycisnął swoje czoło do mojego. 

- Skarbie, zmienię się. Dla ciebie to zrobię.

- To się nie uda. Ty mnie... 

- Tak - rzekł ostro, unosząc w górę ręce jak na znak poddaństwa. - Zgwałciłem cię. Przyznaję się do tego bez bicia, Sally. Zrobiłem to, ale już nigdy więcej nie wezmę nic od ciebie siłą. Obiecuję ci to, maleńka. Jeśli będziesz miała ochotę się z nami zabawić, to umożliwimy ci to, ale pewnie nie stanie się to w tym życiu, prawda?

Nie zaprzeczyłam, ale też nie potwierdziłam. Wiedziałam bowiem, że roztaczała się przede mną wizja zostania w niewoli do końca życia. Byłam człowiekiem i miałam swoje potrzeby. Nie dało się ukryć, że od czasu do czasu się dotykałam, ale po tym najczęściej czułam się brudna.

- Pozwól, że coś zrobię. Aby udowodnić ci, że mam wobec ciebie dobre intencje. 

Nie spodziewałam się tego, że Sauron otworzy jedną z szafek i coś z niej wyciągnie. Był to kluczyk.

Byłam pewna, że po tym, jak zabezpieczył moją różową obrożę kluczykiem, zabrał kluczyk ze sobą i schował go w bezpiecznym miejscu. Takim, w którym bym go nie znalazła.

Zachciało mi się śmiać z własnej głupoty. Dotarło do mnie bowiem, że przez cały ten czas kluczyk znajdował się tak blisko. Mogłam w każdej chwili sięgnąć do szuflady, ale na to nie wpadłam.

Sauron wstał z łóżka i zmienił pozycję tak, aby rozpiąć małą kłódeczkę znajdującą się na obroży. Po tym mężczyzna rozpiął mi obrożę i ją zdjął. Położył ją na łóżku przede mną.

Spojrzałam w oczy Saurona. Byłam ciekawa, dlaczego to zrobił. Czułam, że miał w tym wszystkim jakiś ukryty cel.

- Zwracasz mi wolność?

Mężczyzna zaśmiał się tak, jakby moje słowa niezwykle go rozbawiły.

- Nie, aniołku. Nie ma aż tak dobrze. Mówiłem ci, że już nigdy stąd nie odejdziesz i zamierzam dotrzymać słowa. To, że zdjąłem ci obrożę znaczy mniej więcej tyle, że nie traktuję cię już jak naszą niewolnicę. Jesteś po prostu naszą Sally. 

Wzięłam do ręki obrożę. Był to po prostu ładny, mieniący się w świetle choker. Ozdoba ta miała jednak specjalne znaczenie. 

- Na pewno chcesz to zrobić? Nie założysz jej potem na mnie?

- Nie - rzekł Sauron, po czym zabrał mi obrożę z ręki i wrzucił ją do szafki. Następnie zamknął szafkę, a ja aż podskoczyłam od tego głośnego odgłosu. - Możesz robić, co chcesz, moja droga Sally. Na pewno jeszcze nieraz obudzi się we mnie dupek, który będzie próbował cię zdominować, ale nie wahaj się ze mną walczyć. Kto wie, może to ja niebawem wyląduję pod tobą w kajdanach?

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Taka wizja nie była wcale zła. Skuty i bezbronny Sauron brzmiało jak coś, co zdecydowanie mogłam spełnić. Nie byłam jednak pewna, czy miało starczyć mi na to odwagi.

Wstałam z łóżka. Lekko się zachwiałam przez to, że moje ciało było słabe po wczoraj. W końcu nie codziennie człowiek dowiadywał się, że jego matka umarła.

Sauron mnie złapał, abym nie runęła na podłogę. Mężczyzna po chwili wziął mnie na ręce, a ja zarzuciłam dłonie na jego szyję. Wiedziałam, że Sauron nie pozwoli mi spaść, ale nie mogłam nic poradzić na to, że wciąż mu nie ufałam.

- Rokhan i Azriel zostali tutaj na noc. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, Sally.

- Skądże. To wasi ojcowie. Cóż, tak jakby. 

Sauron się roześmiał. Po tym zaniósł mnie do łazienki i wszedł ze mną pod prysznic. Postawił mnie w brodziku, a sam pozbył się ubrań i wszedł pod prysznic ze mną. 

- Nigdy nie miałem dziewczyny, Sally - rzekł, odkręcając wodę i sprawdzając jej temperaturę. Gdy zrozumiał, że woda była właściwa, zaczął mnie myć. Dziwiłam się, że mu na to pozwalałam, ale było mi naprawdę bardzo przyjemnie. - Jeśli zrobię coś, co ci się nie spodoba, powiedz mi o tym. Nie mam doświadczenia z kobietami, więc mogę zachowywać się inaczej, niż byś tego chciała.

Jęknęłam, gdy Sauron zaczął myć moje piersi. Po chwili jednak zasłoniłam usta dłonią. Spojrzałam jednak na Saurona i zrozumiałam, że zdążył usłyszeć mój jęk.

- Moja Sally chyba ma na coś ochotę.

- Nie, ja tylko....

- Spokojnie - zaśmiał się. - Mówiłem ci, że zamierzam naprawić to, co zepsułem. Dlatego postaram się powstrzymać od zbereźnych komentarzy.

Na szczęście Sauron już nic nie mówił. Zajął się starannym umyciem mojego ciała. Na szczęście moje włosy zostawił w spokoju. Chyba nie miałabym ochoty ich potem rozczesywać. Obiecałam sobie, że włosy umyję wieczorem. Miałam chyba prawo do odpuszczenia sobie rano, skoro wczoraj dowiedziałam się o czymś absolutnie traumatycznym.

Kiedy Sauron mnie mył, do mojej głowy zaglądały irytujące myśli. Zrobiłabym wszystko, aby móc się ich pozbyć, ale chyba nie było to możliwe.

Może moja mama odeszła z tego świata, ale jej duch nawiedzał mnie aż do teraz. Nie mogłam uwolnić się od złośliwego uśmiechu matki, gdy odbierała mi pieniądze, które zarobiłam w schronisku. Doskonale pamiętałam także chwile, w których mnie biła. Raz pobiła mnie tak mocno, że musiałam pojechać do szpitala na swoim skuterze. Jak się okazało, moje obawy okazały się słuszne. Mama złamała mi jedną kość w przedramieniu. 

Po tym incydencie trochę się uspokoiła, ale nie na długo. Nie miałam szczęścia i mama znowu zaczęła mnie bić i mnie zastraszać. Nikomu nie życzyłam takiej matki, jednak jej śmierć sprawiła, że coś we mnie pękło. Dotarło do mnie, że mój najgorszy demon zniknął z tego świata, ale koszmary o mamie miały nawiedzać mnie do końca życia. 

- Czy ty też uważasz mnie za dziwkę, Sauronie? 

Sauron akurat przede mną klęczał. Mężczyzna mył moje łydki. Gdy jednak zadałam mu pytanie, natychmiastowo podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.

- Słucham?

- Chciałam się ciebie zapytać, czy ty...

- Nie dokańczaj, Sally. Usłyszałem za pierwszym razem. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co mówisz.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Sauron się podniósł, a ja musiałam odchylić głowę w tył, aby móc spojrzeć w jego oczy. Burzowe oczy, które nie zwiastowały nic dobrego. 

- Sally, nie jesteś dziwką. Nigdy nią nie byłaś i nią nie będziesz.

- Moja mama... 

- Nadszedł czas, aby dotarło do tej twojej ślicznej główki, że twoja mamusia chciała cię sprzedać. Uważała cię za dziwkę i kurwę. Cholera, samo mówienie o tym mnie boli. Nigdy nie powinnaś tak o sobie myśleć. Twoja matka nie miała co do ciebie racji. Proszę, nie myśl już o niej. Ona na to nie zasłużyła.

Nie myślałam wiele. Uniosłam dłonie i położyłam na na piersi Saurona. On z kolei wziął w dłonie moją twarz i zbliżył się tak, że poczułam jego oddech na ustach.

- Sauronie, chcę... 

- Tak, Sally?

- Pocałuj mnie.

Może popełniałam największy błąd w swoim życiu, ale w tej chwili nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. 

Podskoczyłam i owinęłam Saurona nogami w pasie. Mężczyzna objął dłonią mój kark i pozwolił, abym zarzuciła mu ręce na szyję. Ja pierwsza go pocałowałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam całować tego diabła, ale to było moje odrodzenie.

Moja mama chciała, abym była smutna. Pragnęła, abym do końca życia biczowała się za to, że żyłam. Ona jednak umarła, a wraz z nią cały mój niepokój i wszystkie niepewności.

Sauron mruknął w moje usta. Wplotłam palce w jego włosy i zacisnęłam je. Odchyliłam głowę Saurona do tyłu, a on perwersyjnie się do mnie uśmiechnął.

- Czyżby moja mała Sally chciała mnie zdominować?

Przygryzłam jego dolną wargę zębami i lekko pociągnęłam w swoją stronę.

- Zdjąłeś mi obrożę. Już nie jestem twoją niewolnicą.

Brunet uśmiechnął się. Zacisnął dłonie na moich pośladkach. Jęknęłam z rozkoszy. 

Byłam głupia. Tak pewnie pomyślałoby o mnie większość ludzi. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam pożądać mężczyzny, który skrzywdził mnie jak nikt inny na świecie, jednak tego właśnie chciałam. Chciałam go zdominować i tym sposobem pokazać mu, że nie byłam taka słaba, za jaką mnie uważał.

Ponownie przycisnęłam wargi do jego ust. Całowałam go zachłannie. To był mój pierwszy tak szczery i pełen emocji pocałunek w życiu. Dotychczas nie całowałam się z nikim. Sauron był moim pierwszym. 

- Cholera, Sally. Nie mogę dłużej tego robić.

Sauron nagle postawił mnie na podłodze, a ja spojrzałam na niego pytająco. Poczułam się odrzucona i smutna.

- Dlaczego? Zrobiłam coś źle?

Sauron jednak się zaśmiał, kręcąc głową.

- Nie o to chodzi, kochanie. Jeśli zaraz nie przestanę, mój kutas będzie musiał w ciebie wejść.

Spuściłam wzrok na przyrodzenie bruneta i nie mogłam nic poradzić na śmiech cisnący mi się na usta. 

- Tak, śmiej się, Sally. W końcu mój kutas gigant cię zaatakuje, a wtedy nie będzie ci do śmiechu.

Nic nie mogłam poradzić na to, że czułam radość. To był pierwszy raz od bardzo długiego czasu, kiedy się cieszyłam. Tak szczerze. Z głębi serca.

Nie wiedziałam, jak długo miało potrwać moje szczęście, ale w tej chwili nie było to ważne. Najważniejsze było to, że choć na chwilę dane mi było poczuć wolność. Nawet, jeśli była tylko pozorna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top