27
Sally
Siedziałam na podłodze w sypialni. Sauron na szczęście zostawił mnie samą. Mężczyzna skuł mi jednak ręce za plecami, abym nie zrobiła jakiejś głupoty pod jego nieobecność. W tej chwili nie ufałam nawet samej sobie, więc w pełni rozumiałam jego obawy.
Byłam naga, ale otulona kocem. Mimo, że koc był cieplutki, to ja drżałam. Podobno pod wpływem głębokiego szoku albo traumy człowiekowi było tak zimno, że za nic w świecie nie był w stanie się ogrzać. Już teraz rozumiałam, że tak było naprawdę.
Mój tyłek wciąż piekł po wczorajszych klapsach, ale nie było już tak źle. Przed tym, jak Sauron opuścił pokój, posmarował mi pośladki żelem. Dzięki temu ból zmalał i w końcu mogłam normalnie siedzieć na tyłku. Choć wciąż czułam pewien dyskomfort.
Nie płakałam już. Byłam zmęczona i miałam dość łez. Moja mama nie zasługiwała na to, abym przez nią płakała. Moje serce było jednak złamane. Czułam się jak śmieć.
Gdyby Sauron i Kiano mnie nie porwali, na pewno zostałabym oddana w ręce mojego niedoszłego ojczyma. Mimo, że Sauron i Kiano mnie skrzywdzili, to byłam pewna, że John Milton krzywdziłby mnie o wiele bardziej. Prawdopodobnie zabiłby mnie, gdybym mu się znudziła. Może ten mężczyzna był dla mnie dobry, gdy byłam dzieckiem, ale dorosłam. Moje ciało się zmieniło. John z pewnością chętnie skorzystałby z mojej cipki i innych... Miejsc.
Oparłam czoło o kolana przyciągnięte do piersi. Czułam się zrozpaczona. Nigdy wcześniej nie było we mnie aż tak ogromnej pustki. Starałam się nie wmawiać sobie, że zachowanie mamy było moją winą, ale ja tak siebie obwiniałam. Choć zupełnie bezpodstawnie.
Było mi przykro. Każde dziecko chciało być kochane przez rodziców. Każde dziecko pragnęło, aby jego rodzice byli z niego dumni. Moja mama jednak uważała mnie za dziwkę, choć nigdy nie przespałam się z facetem. Cóż, aż do dnia, w którym dziewictwo odebrali mi Sauron i Kiano.
Nie wiedziałam, jak potoczą się moje losy, ale wiedziałam jedno. Już nigdy więcej nie chciałam widzieć na oczy swojej mamy. Zraniła mnie i sprawiła, że poczułam się jak nic nie warta osoba. Zawsze robiłam dla mamy wszystko, choć ona mnie biła i znęcała się nade mną psychicznie. Ja jednak kochałam mamę i chciałam, aby miała w miarę normalne życie. Sama nie chciała iść do pracy, dlatego żerowała na mnie. Sądziłam, że gdy będę oddawać jej swoje pieniądze, mama znowu mnie pokocha. Ona jednak pokochałaby mnie chyba dopiero wtedy, gdy zostałabym sprzedana Johnowi Miltonowi.
Siedziałam sama w pokoju przez dłuższy czas. Sauron zostawił mnie tu jednak samą na własne życzenie. Wiedział, że potrzebowałam odpoczynku. Z jednej strony nie chciałam być sama, ale z drugiej strony wiedziałam, że musiałam poukładać sobie w głowie trochę spraw.
Uznałam, że przejmowanie się mamą nie miało większego sensu. Mama i tak mnie nie kochała i na pewno nie przejmowała się tym, że zaginęłam. Gdyby dowiedziała się, że dwóch mężczyzn mnie wykorzystało, z pewnością byłaby szczęśliwa. Mama chciała zobaczyć mnie upodloną. Może już nigdy więcej miała mnie nie zobaczyć, ale gdyby mogła mnie ujrzeć, na jej twarzy z pewnością pojawiłby się uśmiech.
Po jakimś czasie usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Byłam pewna, że przyszedł do mnie Sauron. Zdziwiłam się ogromnie, gdy usłyszałam głos Kiano.
- Gdzie się ukrywasz, Sally?
Odwróciłam głowę w jego kierunku.
- Ach, tu jesteś. Chowasz się za łóżkiem.
Kiano uklęknął przede mną. Miał w dłoniach jakąś kartkę.
- Zawsze, gdy Sauron jest smutny, rysuję coś dla niego. Dla ciebie jeszcze jednak nigdy nic nie narysowałem. Czy mogę podarować ci ten rysunek?
Miałam skute ręce, więc nie mogłam przyjąć rysunku, ale Kiano i tak podsunął mi go pod oczy, abym mogła zobaczyć, co stworzył.
Na rysunku znajdowały się trzy osoby. Najwyższy i z ciemnymi włosami to był Sauron. Trzymał za rękę dziewczynę podobną do mnie. Z kolei Kiano obejmował mnie ramieniem i trzymał w dłoni swojego dinozaura.
Na niebie świeciło słońce. Niemal słyszałam, jak widoczne na rysunku fale wydają z siebie ten charakterystyczny dźwięk, gdy łączyły się z lądem. Rysunek przedstawiał niemal normalną, codzienną sytuację. Musiałam przyznać, że rysunek był piękny. Kiano naprawdę się postarał. Miał prawdziwy talent. Spodziewałabym się tego, że skoro jego umysł był na poziomie dziecka, jego talent do rysowania będzie znajdował się na tym samym poziomie. Tak jednak nie było. Ten rysunek był dziełem sztuki.
- Kiano, to jest piękne. Nie wiem, co mam powiedzieć.
Chłopak położył rysunek obok mnie na podłodze i uśmiechnął się z dumą, że go pochwaliłam.
- Cieszę się, że ci się podoba, Sally. Malowałem go od chwili, w której tutaj przybyłaś. Mogłem bardziej się postarać, ale chciałem cię rozweselić, dlatego dałem ci go już teraz. Sauron powiedział mi, że wysłuchałaś rozmowy mamy z tym skurwielem.
Nie spodziewałam się, że Kiano będzie tak przeklinał. Zwykle z jego ust nie wydostawały się takie brzydkie słowa, ale może po prostu powtórzył to, co powiedział jego brat. Wiedziałam, jakie Sauron miał zdanie o Johnie i nie dziwiłam się, że nazwał go skurwielem.
- Bardzo ci dziękuję, Kiano. Ten prezent jest piękny.
Kiano sięgnął po kluczyk do kajdanek i rozkuł mi ręce. Kiedy to zrobił, zarzuciłam mu ręce na szyję. Pewnie nie powinnam tak się spoufalać ze swoim oprawcą, ale w Kiano było coś, co kazało mi go lubić.
Nigdy miałam nie zapomnieć o tym, że ten chłopak mnie zgwałcił. To była jedna z najgorszych rzeczy, jaka mogła przydarzyć się kobiecie. Musiałam jednak iść dalej. Nie chciałam żyć w wiecznej nienawiści. Miałam już dosyć smutku w życiu.
Moja egzystencja na wyspie, przy Sauronie i Kiano, na pewno nie mogła być w pełni szczęśliwa, ale zamierzałam łapać się każdej cząstki szczęścia tak mocno, jak to możliwe. Zależało mi na tym, aby udowodnić matce, że nie byłam dziewczyną, której jedyną możliwością było rozkładanie nóg przed mężczyznami.
Kiano odwzajemnił mój uścisk. Przytulił mnie, gdy ja klęczałam przed nim i gładziłam go po plecach.
- Sally, nie bądź smutna. Twojej mamy tutaj nie ma. Już nigdy jej nie zobaczysz.
- Kiano...
- Jesteśmy tu z tobą, kochanie - wyszeptał mi do ucha, głaszcząc mnie po głowie. - Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda, ale będzie mi bardzo miło, jeśli czasami postanowisz possać mi kutasa.
Zaśmiałam się. Kiano również się zaśmiał. Nie wiedziałam, czy mówił poważnie, czy może sobie żartował, ale w tej chwili było mi wszystko jedno. Po prostu chciałam być blisko niego. W jego ciepłych ramionach, gdzie przynajmniej na tą chwilę czułam się bezpiecznie.
Nasza chwila została przerwana przez Saurona. Mężczyzna wszedł bowiem do pokoju. Zdziwiłam się, gdyż miał na sobie spodenki. Klatkę piersiową pozostawił jednak nagą. Nie można było w końcu mieć wszystkiego, prawda?
- Podarowałeś Sally rysunek? - spytał Sauron takim głosem, jakby mówił do dziecka.
- Tak, braciszku! Naszej Sally bardzo się spodobał!
Byłam "ich" Sally, ale nie byłam pewna, jak się z tym czułam.
Sauron się do nas zbliżył. Sięgnął po rysunek Kiano i westchnął w zachwycie. Na pewno nie był to udawany zachwyt, aby sprawić Kiano przyjemność. Sauronowi naprawdę podobał się ten rysunek.
- Jesteś bardzo utalentowany. Chciałbym kiedyś pokazać światu twoje dzieła, Kiano. Nie wiem jednak, czy to dobry pomysł.
- Nie musimy tego robić, Sauronie - odparł Kiano, głaszcząc mnie po głowie jak zwierzątko. - Nie chcę pokazywać się światu. Wystarczy mi to, że będę mógł robić coś dla was. To was kocham i to wam chcę sprawiać radość. Bo wiecie, że was kocham, prawda?
Sauron się zaśmiał, ale ja nie odpowiedziałam.
- Sally? Kocham cię, wiesz?
Skinęłam lekko głową. Kiano chwycił dwoma palcami mój podbródek i nakierował moje spojrzenie na swoje oczy. Z zewnątrz był pięknym chłopakiem, ale w środku był bardzo skrzywdzony.
- Wiem, Kiano. Dziękuję.
Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Co wy na to, aby pójść do ogrodu? - spytał Sauron tak, jakby ta sytuacja była zupełnie normalna.
- Tak! Pokażę Sally moje ulubione rośliny! - rozemocjonował się młodszy z braci.
- Świetnie. W takim razie możesz już iść na zewnątrz, Kiano. Zastanów się, co chciałbyś pokazać naszej Sally, a ja jeszcze przez chwilę z nią porozmawiam, dobrze?
- Zgoda! Kocham cię, braciszku! Kocham cię, Sally!
Kiano w podskokach opuścił pokój tortur.
Sauron zamknął za bratem drzwi. Mężczyzna podszedł do mnie i usiadł na podłodze. Oparł się plecami o łóżko i zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Chwycił mnie w biodrach i podniósł, po czym posadził mnie sobie okrakiem na udach. Byłam zwrócona twarzą do niego. Nie podobała mi się taka bliskość, dlatego niepostrzeżenie starałam się od niego odsunąć, ale moje starania nie miały większego sensu. Sauron bowiem mocniej mnie przy sobie przytrzymał, a wówczas się poddałam. Miałam już dosyć walki. Wiedziałam, że nie powinnam tak szybko ulegać, ale złamany człowiek szybciej się poddawał. Nie było wątpliwości co do tego, że ja już dawno zostałam złamana. Teraz był już ze mnie tylko wrak człowieka.
Brunet położył dłoń na moim karku. Przypomniał mi tym sposobem o obroży, którą nosiłam na szyi. Gdyby była mniej ostentacyjna, może nawet by mi się spodobała. Problem polegał jednak na tym, że nie wyraziłam zgody na noszenie takiej ozdoby. Nie mogłam jednak samodzielnie jej zdjąć, gdyż z tyłu znajdowała się mała kłódka. Mogłam więc walczyć, ile wejdzie, ale nie mogłam sama zdjąć tej obroży. Teoretycznie mogłam spróbować zrobić to za pomocą nożyczek, ale Sauron nie dopuścił mnie do takich narzędzi. Może pewnego dnia miało mi się udać tego dokonać, ale na razie nie zamierzałam kopać pod sobą dołków. Nie zamierzałam w nie wpaść.
- Kiano jest świetnym artystą, prawda?
Skinęłam lekko głową. Rysunek na szczęście leżał na łóżku, gdzie był bezpieczny. Zamierzałam traktować go jak skarb. To było jedyne, co w tej chwili posiadałam. To była jedyna rzecz, która była moja.
- Jestem dumny z mojego brata. Kiano zasługuje na to, aby więcej ludzi zachwycało się jego wspaniałymi dziełami, ale on nie postrzega siebie jako wyjątkowego artystę. Wielka szkoda.
Sauron kochał swojego brata, więc zrozumiałym było, że lubił o nim mówić.
- Sally, dalej jest ci przykro? Nie postanowiłaś już spisać swojej matki na straty?
Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że powinnam zapomnieć o mamie, ale jakoś nie umiałam tego zrobić.
- To moja mama. Jedyna osoba, której...
- Na tobie zależy? - spytał Sauron, śmiejąc mi się w twarz. - Sally, aniołku. Oboje wiemy, że twoja mamusia ma cię w dupie. Czy tego chcesz, czy nie, taka właśnie jest prawda.
Spuściłam wzrok. Sauron położył dłoń na mojej głowie i zaczął mnie spokojnie głaskać.
- Wiesz, Sally. Gdy dowiedziałem się, że ludzie, których przez całe życie uważałem za rodziców, tak naprawdę nie są moimi rodzicami, poczułem się oszukany. Wyrzucałem sobie, że to była moja wina. Uznałem, że na pewno byłem niedobrym dzieckiem, skoro moja mama mnie nie kochała i postanowiła oddać mnie obcym ludziom. Miałem sobie za złe wiele rzeczy. Gdyby nie Kiano, pewnie nawet bym się zabił. Po co miałbym żyć?
- Sauronie...
- Czujesz się oszukana. Podobnie jak ja, zwierzaczku. Bądź jednak pewna, że my się tobą zaopiekujemy. Musisz jednak dać nam szansę.
- Sauronie, wy mnie zgwałciliście.
Mój głos załamał się na tym ostatnim słowie. Okrutnym słowie, które wskazywało na traumę, jaką przeżyłam i jaką miałam przechodzić do końca życia.
- Musieliśmy uczynić cię naszą, skarbie. Mogliśmy to zrobić tylko w taki sposób.
Nie było sensu kłócić się z Sauronem. On miał swoją wizję świata, a ja swoją. Podczas, gdy on uważał to za coś normalnego, ja się z nim nie zgadzałam.
- Czy będziesz wykorzystywał na mnie te rzeczy? - spytałam, ze strachem patrząc na dyby, klatkę i mniejsze zabawki, które znajdowały się w różnych miejscach tego pomieszczenia.
- Och, z pewnością - zaśmiał się cicho Sauron. - Jednak nie w tej chwili. Teraz się tobą zaopiekuję, aniołku. Zasłużyłaś na to, aby odpocząć i poczuć się bezpieczna. Możesz być pewna, że jeszcze nieraz zakuję cię w dyby i wychłoszczę ci tyłeczek, ale nigdy nie zrobię ci przy tym krzywdy. Jesteś nasza, kochanie. Nie krzywdzimy tego, co nasze.
Sauron przyciągnął moją głowę do swojego ramienia. Mężczyzna mnie przytulał, choć ja trzymałam ręce spuszczone wzdłuż własnego ciała. Nie płakałam w jego ramię. Nie miałam już chyba żadnych łez.
Po jakimś czasie Sauron w końcu wstał. Mogłam chodzić samodzielnie, ale nic nie powiedziałam, gdy mój porywacz podniósł mnie i sprawił, że nogami objęłam go w biodrach. Ręce zarzuciłam mu na szyję i pozwoliłam, aby zabrał mnie z tego pokoju i wyszedł ze mną na dwór. Nie podobało mi się to, że byłam naga, ale nie śmiałam prosić o jakiekolwiek ubranie.
Nie spodziewałam się, że wychodząc tego dnia na zewnątrz spotka mnie to, co mnie spotkało. To była jedna z najbardziej szokujących chwil mojego życia. To było coś, co miało jeszcze bardziej zniszczyć moje biedne, poranione serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top