2

Sauron

Szyby w oknach nagle rozprysły się w drobny mak. Drzwi domu zostały wyważone. Alarm, który powinien działać, jednak nie działał. Nie poinformował nas o tym, co miało się wydarzyć. 

Usłyszałem krzyk mamy i paniczny dźwięk, który wydostał się z ust taty. Wiedziałem, że nie powinienem postrzegać ich jako swoich rodziców, ale już na zawsze miałem w pewien sposób ich kochać. Może nie byli moją biologiczną rodziną, ale jednak mnie wychowali. Niejako zostali do tego przymuszeni, ale to zrobili i za to miałem być im wdzięczny do swojej śmierci. Która, tak swoją drogą, miała przyjść po mnie jeszcze dzisiaj.

Zobaczyłem mężczyzn w kominiarkach. Było ich czterech. Mój braciszek krzyknął, gdy ich ujrzał, ale szybko zasłoniłem mu usta ręką. 

Znajdowaliśmy się na górze, ale i tak dobrze mogliśmy widzieć to, co działo się na dole.

Stałem przy ścianie, trzymając Kiano przed sobą. Zasłaniałem mu usta ręką. Mój braciszek płakał, więc musiałem to jakoś zahamować.

- Bądź cicho. Zrób to, jeśli mnie kochasz, dobrze?

Kiano skinął głową. Wciąż zasłaniałem mu usta, gdyż był w takim szoku, że mógł zrobić wiele dziwnych rzeczy. Sobie samemu również nie ufałem, ale na pewno ufałem sobie w tej chwili bardziej niż Kiano. Musiałem zachować zdrowy rozsądek, gdyż gdyby Kiano stało się coś złego, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Ja mogłem zginąć, ale on nie.

Mama krzyczała. Została wyrwana z objęć taty przez dwóch zamaskowanych mężczyzn. Ubrani byli od stóp do głów na czarno. Kominiarki odsłaniały tylko ich oczy. Mężczyźni mieli przy sobie broń. Domyślałem się, że miało skończyć się to strasznie.

- Zostawcie moją żonę! - krzyczał tata. Próbował dostać się do mamy, aby jej pomóc, ale nagle został uderzony pistoletem w głowę. Zamroczyło go to na moment. Jeden z zamaskowanych mężczyzn podciął tacie nogi tak, że tata padł na kolana. Mamie w tym czasie związano za plecami ręce i skrępowano jej nogi. Krzyczała tak bardzo, że jeden z napastników uderzył ją w twarz.

- Czego od nas chcecie? - spytał spokojniej tata, posłusznie klęcząc na dywanie za sześćdziesiąt tysięcy dolarów, który został sprowadzony z Włoch. - Mamy dużo pieniędzy. Podam wam wszystkie potrzebne dane. Oddamy wam cały dobytek.

- Jak śmiesz?!

Jeden z mężczyzn kopnął tatę z całej siły w brzuch. Musiało go to zaboleć. Tata bowiem jęknął donośnie, a ja chyba usłyszałem, jak pęka mu żebro. Nie byłem pewien, czy można było usłyszeć taki dźwięk i to z takiej odległości, ale nie myślałem logicznie. To, co się działo, było przerażające, a ja i Kiano byliśmy tylko dziećmi. Nie powinniśmy się tutaj znaleźć. 

Mama została także powalona na kolana. Jeden z mężczyzn stanął jej na nodze, aby nie mogła wstać. I tak nie mogła wstać, gdyż miała związane nogi. Jakby tego było mało, ten sam mężczyzna złapał ją za włosy i boleśnie szarpnął jej głową w tył.

Kiano płakał tak mocno. Był zupełnie bezbronny. Miałem nadzieję, że ci mężczyźni nie wejdą na górę i nas nie znajdą.

Kolejny mężczyzna podszedł do naszego taty i spoliczkował go mocno. Tata jęknął. 

- Czego od nas chcecie? Proszę, damy wam wszystko.

- Wszystko? - spytał zamaskowany facet, biorąc do ręki lśniący nóż. - Odebraliście życie mojej żonie i dwójce moich dzieci!

Tata zmarszczył brwi.

- Nie rozumiem.

- Nie rozumiesz, skurwielu?! - spytał mężczyzna, raniąc tatę nożem w policzek. - Zabiliście je w wypadku samochodowym! Nic z tego nie pamiętacie, co?! Codziennie wracacie pijani z pracy! Ludzie myślą, że siedzicie tak długo w szpitalu po to, aby ratować ludziom życia, ale to jest gówno prawda! Bawicie się w pieprzonych klubach swingersów i pijecie alkohol na umór!

Nie miałem pojęcia, kim byli swingersi, ale zrozumiałem, że nie było to pozytywne określenie. Tak mi się przynajmniej wydawało.

- O jakim wypadku mówisz?

Tata dostał kolejny cios w policzek. Mama krzyknęła wniebogłosy.

- Naprawdę nic nie pamiętasz?! Nie pamiętasz, jak z całym impetem wjechaliście w szare BMW?! Nie pamiętacie zmasakrowanego ciała pięknej kobiety i dwóch dzieci, które umarły?!

- Ach, tak. My...

Tata był dźgany nożem w brzuch raz po raz. Wiedziałem, że umrze. Po prostu to wiedziałem, ale jakaś niewidzialna siła kazała mi się stąd nie ruszać. Może gdyby nie było ze mną Kiano, poszedłbym rodzicom z pomocą, ale nie mogłem narazić życia własnego brata. Może Kiano nie był moim bratem z krwi, ale ja traktowałem go jak brata. Bardzo go kochałem. Był dla mnie wszystkim i zginięcie za niego byłoby prawdziwym honorem. Broniłem więc jego, a nie rodziców. Może niebawem miałem tego pożałować, ale Kiano był jedyną istotą na tym świecie, która mnie kochała i zamierzałem odwdzięczyć mu się za tą miłość.

Kiano płakał niemiłosiernie, gdy tata był dźgany w brzuch. Wiedziałem, że tego nie przeżyje. Ran było zbyt wiele.

- Ty wcale nie jesteś lepsza, suko! - krzyknął facet, który trzymał mamę za włosy. Szarpał ją za głowę, a mama płakała okrutnie. - Słyszeliśmy o tym, że pacjentów, których nie udaje wam się uratować, zabijacie! 

- My nie...

- Nie?! - spytał mężczyzna, wyrywając jej garść włosów. - Mamy na to pieprzone dowody! Wasza klinika to jakiś pierdolony żart! Tak naprawdę jesteście potworami, a nie dobrymi ludźmi! Upewnimy się, że po waszej śmierci wszyscy ludzie poznają prawdę!

- Błagam, nie zabijajcie nas - wyszeptała mama, dusząc się łzami. - Błagam...

Mężczyzna stojący przed mamą wcisnął jej do ust lufę pistoletu i wypowiedział słowo, którego nie znałem i nie rozumiałem.

- Obciągaj.

Mama zaczęła ssać pistolet. To chyba było to obciąganie. Nie wiedziałem, co miało to na celu.

- Błagamy was - zaczął tata, ale już ledwo żył. Jedną nogą był na tamtym świecie.

- Moja żona nie chciała umierać! Moje dzieci także! Wasi pacjenci również chcieli żyć! Przez takich bogatych skurwielów jak wy społeczeństwo myśli, że ludzie na waszej pozycji są idealni! To gówno prawda! Jesteście pieprzonymi potworami i dziś poniesiecie za to karę!

Gdy jeden z mężczyzn rozszarpał nożem ubranie mamy domyślałem się, co się zaraz wydarzy. Widziałem coś podobnego raz na filmie. Przyłapałem tatę na tym, jak oglądał coś dziwnego na swoim laptopie. Siedział w salonie przy przygaszonym świetle i dotykał swojego penisa. Oglądał film, na którym potężny mężczyzna rozszarpał przestraszonej kobiecie ubranie i wsadził penisa w jej... 

Nie wiedziałem, jak ta część ciała kobiety się nazywała.

- Chodź ze mną i ani słowa.

Kiano był posłuszny. Poszedł ze mną do swojego pokoju. Wiedziałem, że musiałem działać. Musiałem uratować życie Kiano, a jeśli szczęście pozwoli, to i sobie samemu.

Słyszałem okropne krzyki mamy. Wiedziałem, co tam się działo. Na pewno mężczyźni robili mamie to, co ten mężczyzna w filmie, który pewnego dnia oglądał tata.

Kiedy wkroczyliśmy do pokoju Kiano, odsłoniłem jego usta. Odwróciłem brata przodem do siebie i położyłem dłonie na jego ramionach. Spojrzałem w jego przerażone oczy.

- Zaopiekuję się tobą. Choćbym miał zginąć, ocalę cię.

Kiano chciał coś powiedzieć, ale wtedy przycisnąłem mu palec wskazujący do ust.

- Zaczekaj moment.

Podbiegłem do okna. Miałem nadzieję, że może uda nam się wymknąć z domu w ten sposób, ale zauważyłem, że przed domem stali kolejni zamaskowani mężczyźni z bronią. Nikt jednak zdawał się ich nie zauważać, a może sąsiedzi już po prostu dawno spali. Nie obchodziło ich więc to, co działo się w ich sąsiedztwie.

Wiedziałem już, że nie było stąd ucieczki. Nie mogliśmy zejść po drzewie na dół. Musieliśmy więc wymyślić inny plan.

- Kiano, wejdź do szafy.

- Co?

- Wejdź tam - poprosiłem, modląc się do Boga o to, aby nie był to ostatni raz, gdy widziałem swojego brata. - Nie wychodź, dopóki ci na to nie pozwolę, zrozumiałeś?

- Braciszku, ale ty... 

- Dam sobie radę. Jeśli będziesz grzeczny, na pewno szybko będziemy bezpieczni.

Pocałowałem brata w czoło. Miałem nadzieję, że to nie było moje pożegnanie z nim. Kochałem Kiano. Był całym moim życiem. Opiekowanie się nim było w mojej krwi. Ten dzieciak był fantastyczny i choć czasami działał mi na nerwy, to było to normalne w rodzeństwie.

Kiano wszedł posłusznie do szafy. Schowałem go za ubraniami i przyłożyłem palec do ust na znak, aby był cicho. Kiano skinął głową i schował głowę w kocu tak, aby nikt go nie zobaczył.

Wiedziałem, że szanse na to, iż przeżyję, były znikome. Napastnicy na pewno zdawali sobie sprawę z tego, ile nasi rodzice mieli dzieci. Zdawali się być dobrze przygotowani do swojej misji. 

Nie chciałem umierać. Byłem dzieckiem i miałem wiele planów. Chciałem zrobić tak wiele rzeczy. Moim największym marzeniem było pojechać na Hawaje. Kiano za to marzył o tym, aby pewnego dnia spotkać się z egipskimi bogami, choć dla mnie oni wcale nie istnieli. Może okropnym było to, o czym pomyślałem, ale miałem nadzieję, że jeśli ja i Kiano dziś umrzemy, to mój braciszek trafi do zaświatów starożytnego Egiptu. Horus, jego ulubiony bóg, na pewno zaopiekowałby się swoim małym fanem.

Na dole słyszałem ciszę. Domyśliłem się, że było już po wszystkim. Mama i tata na pewno nie żyli.

Chciałem schować się pod łóżkiem, gdy usłyszałem kroki mężczyzn na schodach. Nie zrobiłem tego jednak. Stałem na środku pokoju Kiano. To nie było odważne. To była głupota, ale jeśli ktoś miał dziś zginąć, miałem być to ja, a nie mój niewinny braciszek.

- Sprawdźcie tam.

Usłyszałem okropny głos. Po chwili zobaczyłem, jak klamka pokoju sunie w dół. Drzwi zostały otwarte.

Przed sobą zobaczyłem dwóch mężczyzn. Obaj wciąż nosili kominiarki. Na rękawiczkach jednego z nich zobaczyłem krew. 

Mężczyźni byli skonsternowani, gdy mnie zobaczyli. Ja za to powoli podniosłem ręce do góry tak, jak widziałem to w filmach akcji. Atakowane osoby często się poddawały po to, aby pokazać, że nie miały niczego złego w zamiarze. 

- Ty jesteś Sauron, prawda?

Dobry Boże. Oni znali moje imię.

Skinąłem głową i spuściłem wzrok.

- Gdzie jest twój brat? Kiano?

Mężczyźni podeszli do mnie. Dopiero teraz zaczął docierać do mnie strach. Nie minęła chwila, a ja już niemiłosiernie się trząsłem i płakałem.

Jeden z mężczyzn przede mną ukucnął. 

- Nie zrobimy ci krzywdy. Proszę, współpracuj z nami. 

- Gdzie moi rodzice?

Wiedziałem, gdzie byli, ale po prostu musiałem to od nich usłyszeć.

- Twoi rodzice... Oni... 

- Zabiliśmy ich - odparł drugi mężczyzna, który chodził dookoła pokoju. W pewnym momencie znalazł się bardzo blisko szafy, ale na szczęście jej nie otworzył. - Twoi rodzice byli złymi ludźmi, Sauronie. Na szczęście nie musisz się dłużej martwić. Ich już nie ma.

- Możesz opuścić ręce - powiedział ten, który przede mną kucał. 

- Proszę... Nie... Ja... 

Dusiłem się łzami. Nic nie mogłem powiedzieć.

- Błagam... Ja...

Nagle usłyszałem coś za plecami i krzyknąłem.

- Nie!

Mężczyzna otworzył szafę. Wyciągnął z niej mojego brata. Kiano płakał niemiłosiernie. Wołał moje imię, a ja próbowałem mu pomóc, ale zostałem złapany przez drugiego faceta. Mężczyzna podciął mi nogi i sprawił, że padłem na kolana. Jakby tego było mało, złapał mnie boleśnie za nadgarstki i przytrzymał je za moimi plecami. 

Kiano walczył z trzymającym go mężczyzną, ale miał tylko pięć lat. Był chudy i słaby. Mężczyzna nawet się nie starał. Pozwalał, aby Kiano płakał w jego ramionach i szarpał się jak bezbronne dziecko.

- Nie! Zostawcie go! Mnie zabijcie, ale jego zostawcie w spokoju!

- Nie zabijemy was - powiedział łagodnie mężczyzna, który mnie trzymał. - Zabierzemy was stąd, ale was nie skrzywdzimy. Nie jesteście niczemu winni, więc nic wam nie grozi.

- Nie chcę iść do niewoli! - krzyknął Kiano, którego tak bardzo chciałem przytulić. 

- Zaopiekujemy się wami. Wszystko będzie dobrze. Teraz jednak musimy was związać, żebyśmy mogli was stąd bezpiecznie zabrać, dobrze?

- Kiano, zróbmy to - poprosiłem, na co brat spojrzał na mnie dużymi oczami.

- Co?! Sauronie, ale...

- Przeżyjemy, jeśli będziemy się ich słuchać - wyszeptałem. - Wszystko będzie dobrze.

Kiano skinął do mnie głową. Ufał mi, a ja miałem nadzieję, że nie zawiodę jego zaufania.

Mężczyzna, który się mną zajmował, był delikatny. Skuł mi ręce za plecami, a moje nogi związał. Patrzyłem na to, jak klęczący na podłodze Kiano również jest wiązany i łamało mi się serce. Kajdanki nie zrobiły jednak roboty jeśli chodzi o jego nadgarstki, gdyż Kiano miał je po prostu za chude. Dlatego jego oprawca skrępował mu ręce za pomocą trytytki.

- Chcecie, abyśmy zasłonili wam oczy? - spytał ten bardziej litościwy, który zajmował się mną. - Widok na dole jest niezbyt zachęcający.

- Zasłońcie oczy Kiano, ale ja chcę to zobaczyć.

Kiano zostały zawiązane oczy. Mężczyzna, który zajmował się moim bratem, wziął go na ręce. Kiano okropnie płakał. W ramionach o wiele większego od siebie faceta wyglądał na takiego kruchego i bezradnego. To był naprawdę bolesny widok.

Mnie również zabrano na ręce. Facet trzymał mnie mocno, gdy schodził ze mną na dół.

- Może jednak zamkniesz oczy?

Pokręciłem przecząco głową.

- Nie. Muszę to zobaczyć.

To był jednak największy błąd mojego życia. Gdy bowiem zobaczyłem martwe ciała mamy i taty, które były pokiereszowane i pokryte krwią, zwymiotowałem. Mój oprawca na mnie nie nakrzyczał. Pozwolił, abym płakał i wymiotował. Kiedy skończyłem zwracać zawartość żołądka, mężczyzna zaniósł mnie do drzwi. Odwróciłem się jeszcze raz i choć mama i tata nie mogli mnie usłyszeć, i tak wypowiedziałem do nich następne słowa.

- Bardzo was kocham. Dziękuję za wszystko, choć nie byłem waszym synem. 

Z tym dniem pewien rozdział historii mojej i mojego brata dobiegł końca. Nasze życie miało zmienić się na piekło. Niestety nie było nic, co mogło nam pomóc. Nie było nikogo, kogo obeszłoby nasze życie. Zostaliśmy zniszczeni, a w przyszłości to my mieliśmy niszczyć. Zanim jednak ta przyszłość miała nadejść, miało wydarzyć się jeszcze wiele okropnych rzeczy.

***

Cześć! Lecę jutro do Paryża, a tak właściwie do Disneylandu, więc ustawię dodawanie nowych rozdziałów codziennie o 12:00 :) 

Wracam do Was w niedzielę!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top