13
Sally
- Jack! Nie musisz mnie tak lizać!
Kundelek ze schroniska polizał mnie po twarzy w ramach wdzięczności za długi spacer. Uwielbiałam tego pieska. Podobnie jak pozostałe psy ze schroniska, w którym pomagałam każdego dnia. Studiowałam i pracowałam tutaj, aby jakoś siebie utrzymać. Wiedziałam bowiem, że nie miałam co liczyć na pomoc mamy.
Jack, kundel w typie owczarka niemieckiego, wszedł do swojego kojca. Zwinął się przy budzie, a mi zrobiło się niezwykle przykro. Zresztą za każdym razem, jak wracałam z nim ze spaceru.
- Przykro mi, kolego. Wiesz, że z radością zabrałabym cię do domu, ale nie mam tam dla ciebie warunków.
Oczy psa były smutne. Wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Nie chciałam płakać, ale te zwierzęta naprawdę potrzebowały domu. Chciały mieć kochające rodziny, w których będą mogły dożyć późnej i godnej starości. Żadne zwierzę nie powinno umierać w schronisku, jednak ten świat był okrutny.
Pomagałam w schronisku, jak mogłam. Często zostawałam tu dłużej, niż wymagały tego godziny mojej pracy. Kochałam jednak zwierzęta i wiedziałam, że pomagając im, robiłam coś dobrego. Poza tym, w domu nic na mnie nie czekało. Nie musiałam tam szybko wracać wiedząc, że gdy wkroczę w mury domu, znowu będę szykanowana i obrażana.
Było popołudnie. Wybiła piętnasta, więc moja praca na dzisiaj dobiegła końca. Niechętnie pożegnałam się z Jackiem, Rogerem, Ally, Susie i innymi pieskami. Każdego dzisiaj wyprowadziłam na spacer. Schronisko może nie było duże, gdyż znajdowało się w nim tylko piętnaście psów, ale o każdego dbałyśmy z dziewczynami tak, jakby był naszym własnym zwierzakiem.
- Masz jakieś plany na dzisiaj, Sally? - spytała Amanada, moja współpracowniczka.
- Chyba przejadę się na plażę - oznajmiłam, wzruszając ramionami.
- Słusznie! Korzystaj, Sally! Też bym z tobą pojechała, ale nie zostawię tych zwierzaków samych. Mam zmianę do dwudziestej, więc jeszcze trochę z nimi posiedzę.
- Możemy pojechać razem na plażę w weekend - zaproponowałam, zmieniając koszulkę, gdyż poprzednią miałam brudną od trawy i zabaw z psami.
- Chętnie! - rozpromieniła się śliczna brunetka. - Wiem, że to niegrzeczne o to pytać, ale jak w domu? Czy sytuacja choć trochę się polepszyła?
Wzięłam głęboki wdech. Mówienie o domu zawsze przychodziło mi z trudem. Moja sytuacja nie należała do najlepszych, ale starałam się, jak mogłam, aby nie popaść w depresję. Wiele osób na moim miejscu już dawno by się załamało, ale ja chciałam być silna. Wierzyłam, że pewnego dnia moje życie stanie się lepsze i będę z siebie dumna.
Minęłam ostrożnie Amandę, która akurat zajmowała się naszym nowym mieszkańcem schroniska. Był to królik, którego znalazłyśmy rannego dwa dni temu blisko schroniska. Nie mogłyśmy przejść obok niego obojętnie. Obecnie królik dochodził do siebie, a niebawem miałyśmy rozpocząć poszukiwania nowego domu dla Finleya. Tak go nazwałyśmy.
- Staram się, jak mogę - odparłam, na co Amanda westchnęła.
- Sally, gdybym mogła ci jakoś pomóc...
- Dziękuję za troskę - odpowiedziałam, uśmiechając się do dziewczyny. - Rozmowa z tobą dużo mi daje. Ty i Betty jesteście jedynymi osobami, z którymi mogę pogadać tak od serca.
Betty także pracowała w schronisku, jednak zwykle przychodziła tutaj z samego rana. Często się więc mijałyśmy, jednak zawsze mogłam na nią liczyć. Betty, podobnie jak Amanda, były jedynymi przyjaciółkami, jakie miałam. Były cudowne, ale nasza praca tak nas pochłaniała, że rzadko kiedy miałyśmy szansę gdzieś wyjść razem.
- Gdybyś potrzebowała pomocy, jestem tu dla ciebie.
Uśmiechnęłam się do brunetki i jej pomachałam.
- Dzięki, Amando. Miłego popołudnia!
Dziewczyna posłała mi uśmiech.
Po chwili opuściłam teren schroniska. Wsiadłam na swój skuter i założyłam na głowę kask. Stwierdziłam, że zanim pojadę na plażę, udam się do domu. Nie chciałam tam jechać, ale w głębi serca czułam, że musiałam to zrobić.
Po dwudziestu minutach byłam już w domu. Tak właściwie było mi wstyd nazywać to miejsce swoim domem, ale innego nie miałam.
Zeszłam ze skutera i podeszłam do rozpadającej się chaty. Weszłam do środka i od razu poczułam nieprzyjemny zapach. Nie ważne, jak dużo sprzątałam, w domu i tak zawsze śmierdziało. Nie była to jednak moja wina. Niestety w tym domu mieszkał ktoś, kto uważał inaczej.
Weszłam do salonu. Zobaczyłam moją mamę śpiącą na kanapie. Miała w dłoni butelkę piwa. Mimo, że spała, mocno ściskała butelkę.
Moja mama urodziła mnie, gdy miała dwadzieścia pięć lat. Obecnie miała czterdzieści dziewięć lat, a ja miałam dwadzieścia cztery. Mama zakochała się w bogatym mężczyźnie, z którym się przespała i przez to zaszła w ciążę. Mimo, że prosiła tego mężczyznę o to, aby jej pomógł, to on nie przyznawał się do mnie. Mama więc wychowywała mnie sama. Na początku było dobrze. Nigdy nie miałyśmy dużo pieniędzy, ale mama dbała o to, aby niczego mi nie brakowało.
Wszystko zmieniło się, gdy znalazła chłopaka. Poznała Johna Miltona, gdy miała trzydzieści dziewięć lat. Stało się to dziesięć lat temu.
Miałam czternaście lat, gdy mama przyprowadziła do domu wytatuowanego motocyklistę. Na początku bardzo się go bałam. Był duży i miał mnóstwo tatuaży. On jednak bardzo mnie polubił. Kupował mi zabawki i był bardzo miły. Problem polegał jednak na tym, że to on rozkochał mamę w alkoholu. To on uzależnił ją od narkotyków. To on zabawił się z nami w rodzinę, po czym zostawił nas po pięciu latach.
Od czasu, gdy John odszedł, mama zmieniła się nie do poznania. Wszystkie pieniądze, które zarabiałam w schronisku, kradła. Kupowała sobie piwo i narkotyki. Całymi dniami nic nie robiła. Dom był zapuszczony i brudny.
Chciałam stąd zniknąć. Wiele razy zastanawiałam się nad opuszczeniem tego miejsca, ale nie miałabym serca zostawiać mamy samej. Nie mogłam jej tego zrobić. Dlatego tutaj trwałam, choć było mi ciężko. Niemal codziennie płakałam, mając dość takiego życia.
Marzyłam o tym, aby coś zmienić. Bardzo chciałam stąd wyjechać i rozpocząć nowe życie. Nie mogłam jednak zrobić tego mamie. Gdybym ją opuściła, na pewno stałoby się coś bardzo złego.
Próbowałam wyjąć mamie butelkę piwa z ręki, ale ona się wtedy obudziła. Wyrwała mi butelkę z dłoni i spojrzała na mnie z pogardą.
- Znowu pieprzyłaś się ze swoimi kochankami?
Westchnęłam ciężko. Mama była pewna, że miałam harem kochanków, ale prawda była taka, że nigdy nie miałam chłopaka. Dalej byłam dziewicą. Nigdy nie całowałam się z żadnym chłopakiem i nie trzymałam żadnego za rękę.
Nie był to jednak mój wybór. Chłopcy się o mnie starali, gdyż uważali mnie za ładną i grzeczną, ale było mi wstyd, że miałam taki dom i taką rodzinę. Dlatego wiedziałam, że dla własnego dobra musiałam trzymać się z dala od mężczyzn. Nie chciałam, aby którykolwiek zobaczył, jak mieszkam i naśmiewał się ze mnie z tego powodu. Choć nie dało się ukryć, że bardzo chciałam się zakochać. To było moje największe marzenie.
- Byłam w pracy, mamo. Nie mam kochanka.
- Przyniosłaś jakieś pieniądze?
Mama usiadła na kanapie i spojrzała na mnie natarczywie.
- Nie. Wypłatę dostaję pod koniec każdego miesiąca. Dzisiaj mamy dopiero osiemnastego.
Mama zaklęła siarczyście. Na pewno była zła, że nie będzie miała za co kupić alkoholu.
- W takim razie znajdź pracę na boku. Jesteś ładna. Wykorzystaj to. Możesz rozkładać nogi dla bogatych mężczyzn, albo znajdź sobie sponsora.
Było mi przykro, że mama mówiła do mnie takie rzeczy. Nie mogłam jednak nic na to poradzić. Postanowiłam więc, że ulegnę i zmienię temat.
- Mamo, miałaś iść wczoraj do lekarza. Nie poszłaś tam, prawda?
Moja mama miała raka piersi, ale nic jej to nie obchodziło. Dalej brała narkotyki i piła alkohol każdego dnia. O leczeniu nie chciała słyszeć. Bardzo często namawiałam ją do tego, aby o siebie zawalczyła, ale ona miała to w głębokim poważaniu.
Nagle dostałam z liścia w twarz. Zapiekło. Spojrzałam ze łzami w oczach na mamę.
- Za co to było, mamo?
- Idź się kurwić, brudna szmato! Nie powinno cię interesować to, co się ze mną dzieje!
- Martwię się o ciebie. To normalne, że córka chce dbać o swoją matkę.
- Jeśli chcesz o mnie dbać, idź się pieprzyć z bogatymi facetami! Wykorzystaj to, że dałam ci taką urodę! Chyba nie sądzisz, że do końca życia będziesz pracować w schronisku, mała dziwko?!
- Mamo!
- Wynoś się z tego domu! Już!
Mama znowu mnie uderzyła. Cofnęłam się ze łzami w oczach i wyszłam z domu. Wsiadłam na skuter i odjechałam. Słyszałam, jak mama tłucze w domu jakieś szklane przedmioty, ale nie zatrzymałam się. Nie chciałam jej teraz widzieć. Bardzo ją kochałam, ale jej słowa za każdym razem niesamowicie mnie raniły. Mama traktowała mnie jak bankomat. Byłam pewna, że gdyby ktoś dał jej wybór, wybrałaby pieniądze, a nie własną córkę.
Jechałam na plażę ze łzami w oczach. Na szczęście wiedziałam, że na plaży nie będzie nikogo.
Mieszkaliśmy w największej dziurze na świecie, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Nie przyjeżdżało tutaj wiele ludzi. Nie było tu żadnych atrakcji. Piękna plaża nie mogła tego zrekompensować.
Mimo, że chciałam zobaczyć cały świat i zrobić tak wiele w swoim życiu, to wiedziałam, że miałam tutaj coś, do czego zawsze chętnie wracała. Tym czymś była przepiękna plaża. Nigdy nie było tutaj żadnych ludzi, a co za tym idzie, mogłam być tutaj, kim chciałam. Mogłam płakać, krzyczeć, śmiać się, tańczyć i robić inne rzeczy. Nikt miał mnie za to nie oceniać, gdyż nikogo tutaj po prostu nie było.
W końcu dojechałam na miejsce. Zeszłam za skutera i zaczęłam się przebierać. Miałam przy sobie torbę ze strojem kąpielowym. Założyłam różowe bikini w gwiazdki i zostawiłam torbę z portfelem i telefonem na skuterze. I tak nigdy nikt tutaj nie przychodził, więc wiedziałam, że nikt mnie nie okradnie.
Wzięłam pod pachę ręcznik i rozłożyłam go na piasku. Zakopałam rogi ręcznika piaskiem tak, aby wiatr mi go nie zwiał. Po tym weszłam do wody i zaczęłam pływać przy brzegu.
Uśmiechałam się, patrząc na ptaki fruwające mi nad głową. Od zawsze kochałam zwierzęta. Były niesamowite i miały w sobie mnóstwo miłości. Ludzie niejednokrotnie żywili do innych ludzi nienawiść, a u zwierząt nie było to możliwe. Pewnie, w krainie zwierząt także zdarzały się nieporozumienia, ale było to normalne.
Pływałam tak długo, aż zrobiło się prawie ciemno. W końcu zdecydowałam się wyjść z wody i położyłam się na brzuchu na ręczniku. Chciałam trochę wyschnąć, zanim wrócę do domu. I tak mi się tam nie spieszyło. Wiedziałam, że gdy coś zjem i wezmę szybki prysznic, zamknę się w pokoju na klucz i zasnę na kilka godzin. Rano będę musiała zrobić mamie śniadanie i zadbać o to, aby przekonać ją do leczenia. Może moja mama nie była idealna, ale była jedynym członkiem mojej rodziny, dlatego chciałam o nią dbać.
Byłam tak wykończona po całym dniu, że niemal zasnęłam. Nagle jednak poczułam dziwny podmuch wiatru na karku. Ocknęłam się i gdy odwróciłam się na plecy, zobaczyłam coś, czego nie spodziewałam się tutaj zobaczyć.
Czegoś, a raczej kogoś.
Przy mnie na jednym kolanie klęczał bardzo przystojny mężczyzna. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam. Miał czarne włosy, krótki zarost i był ubrany w czarną koszulkę oraz ciemne spodnie.
Nie miałam pojęcia, skąd się tutaj wziął. Czy był nieznajomym, który zabłądził i chciał zapytać mnie o drogę? Nigdzie jednak nie widziałam jego samochodu albo innego środka transportu. Coś tu było nie tak.
- Czy mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam uprzejmie.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. W jego oczach widziałam coś niepokojącego.
- Tak się składa, że możesz mi w czymś pomóc.
- Zgubiłeś się tutaj? Chcesz się dowiedzieć, jak wrócić na drogę międzystanową?
Wszystko wydarzyło się szybko. Tak szybko, że za nic w świecie nie byłam w stanie w porę zareagować.
Nagle mężczyzna przewrócił mnie z powrotem na brzuch. Usiadł na mnie okrakiem. Próbowałam go z siebie zrzucić, ale był ode mnie o wiele silniejszy. Poza tym poczułam, jak wbija mi coś w kark. Wygięłam plecy w łuk i dalej zacięcie walczyłam.
Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Bardzo szybko słabło i stawało się bezbronne. Po chwili nie byłam w stanie nawet nic powiedzieć. Mogłam tylko jęczeć.
- Nie bój się, aniołku - wyszeptał mężczyzna, skuwając mi za plecami ręce. Chciałam zadać mu tak wiele pytań. Byłam pewna, że pomylił mnie z kimś innym. Przecież nic złego mu nie zrobiłam. Nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Dlaczego więc mi to robił? - Zaopiekuję się tobą, gdy będziesz spała. Kiedy się obudzisz, znajdziesz się w innym miejscu. Gdzieś, gdzie będzie ci dobrze. Gdzieś, gdzie wszystko się zmieni. Gdzieś, gdzie ktoś cię wreszcie pokocha.
Po tym, jak nieznajomy mężczyzna skuł mi ręce i nogi, odwrócił mnie na plecy. Uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w kącik ust. Oczy powoli mi się zamykały. Bardzo nie chciałam tracić przytomności, ale cokolwiek wstrzyknął mi ten facet, podziałało na mnie tak, jak tego chciał.
- Zaśnij, Sally. Do zobaczenia w piekle.
W tej chwili nie było dla mnie ważne nawet to, skąd znał moje imię. Byłam ciekawa, o jakim piekle mówił. Sądziłam jednak, że gdziekolwiek to piekło się znajdowało, miało tam na mnie czekać o wiele gorsze życie niż te, które wiodłam do tej pory.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top