11

Sauron

Nadszedł dzień moich dwudziestych pierwszych urodzin. Był to dzień bardzo wyczekiwany, ale z drugiej strony chciałem przesunąć go tak daleko w przyszłość, jak to tylko możliwe.

Dziś stałem się dorosłym mężczyzną. W końcu w pewien sposób miałem być wolny. Tak samo Kiano. Może mój braciszek miał dopiero dziewiętnaście lat, ale Rokhan oraz Azriel obiecali, że gdy stanę się dwudziestojednoletnim mężczyzną, wówczas będę mógł zrobić, co będę chciał, a Kiano będzie mógł być przy mnie obecny.

To była jednak tylko pozorna wolność. Wiedziałem bowiem, że będę musiał zajmować się tym, co robili nasi ojcowie. Miałem pracować tak, jak oni pracowali. Chciałem tylko nie zabijać. Nie miałem zamiaru odbierać innym ludziom życia. Nie chciałem, aby dzieci swoich rodziców czuły to, co czuliśmy ja i Kiano w dniu śmierci naszej mamy i naszego taty. To było straszne i nikomu tego nie życzyłem. Żadne małe dziecko nie powinno patrzeć, jak ich ukochany rodzic zostaje opuszczony w trumnie do głębokiego dołu. Mnie i Kiano nawet nie przypadł ten przywilej. Zostawiliśmy naszych martwych rodziców na podłodze w domu, a potem zostaliśmy porwani.

Kiedy się obudziłem, zobaczyłem Kiano siedzącego na swoim łóżku. Co rok, w każde swoje kolejne urodziny, nad ranem zastawałem taki właśnie widok.

- Cześć, braciszku!

Kiano rzucił się na mnie z uściskami. Mój brat podarował mi kolejny rysunek do kolekcji. Jego rysunki stały się z czasem naprawdę świetne. Kiano miał prawdziwy talent. Brał nawet lekcje rysunku online. To wszystko dzięki uprzejmości Rokhana i Azriela, którzy także zobaczyli w nim talent. Kiano świetnie rysował zwierzęta oraz malował piękne krajobrazy. Chciałem pomóc mojemu bratu się wybić, aby więcej ludzi mogło zobaczyć jego cudowne dzieła.

- Wszystkiego najlepszego, braciszku!

Spojrzałem na rysunek, który dostałem od Kiano. Przedstawiał mnie na smoku. Siedziałem na ogromnym zwierzęciu i byłem ubrany jak rycerz. Miałem w dłoni miecz.

- Czyżbym miał uratować jakąś uwięzioną księżniczkę? - spytałem brata.

Kiano zaśmiał się, kiwając głową. Miał dziś na sobie koszulkę ze smokiem. Mój brat wiedział, że je lubiłem. Cholera, jak ja mocno go kochałem.

- Naszą księżniczkę, Sauronie! Pamiętasz, że obiecałeś mi, iż pewnego dnia znajdziemy sobie wspólną dziewczynę?

Roześmiałem się, gdyż rzeczywiście tak było.

- Faktycznie. W takim razie musimy czym prędzej jej poszukać, Kiano. Nie chcemy przecież być samotni przez resztę życia.

- Myślisz, że naszej dziewczynie spodoba się mój fiut?

Pokręciłem z niedowierzaniem głową, ale taki właśnie był Kiano. Mój braciszek miał trochę dziwne spojrzenie na świat, ale nikogo nie krzywdził i to było najważniejsze. Kochałem go za to, jaki był i nie zamierzałem tego zmieniać. Kiano miał swoje odpały, jednak było to spowodowane tym, że miał traumę po wydarzeniach z dzieciństwa. Przez to mój brat już na zawsze w pewien sposób miał pozostać dzieckiem. Czasami zachowywał się jednak jak na swój wiek przystało. Coraz częściej obcował ze swoim ciałem i nie wstydził się tego. Nie dostrzegał granicy, a ja to rozumiałem i szanowałem. Obiecałem sobie, że wkroczę do działania dopiero wtedy, gdy Kiano zrobi coś złego. Choć to raczej nigdy miało się nie zdarzyć.

- Twój fiut na pewno spodoba się naszej dziewczynie, Kiano.

Twarz mojego brata rozświetlił promienny uśmiech.

- W takim razie super. Nie mogę się doczekać, aby wcisnąć go w cipkę naszej dziewczyny.

- Kiano!

- Co? 

Poklepałem brata po głowie, śmiejąc się.

- Najpierw to ja zajmę się cipką naszej dziewczyny, dobrze? Jestem starszy. Potem za to będziesz mógł robić z nią, co tylko zechcesz!

- Naprawdę?

Skinąłem głową. W jego oczach widziałem ogniki podekscytowania. Mój brat naprawdę nie mógł doczekać się, aż będziemy mieć dziewczynę. Miałem już nawet plan, jak ją znaleźć. Wiedziałem o tym, że nie moglibyśmy zadowolić się pierwszą lepszą dziewczyną poznaną na ulicy. Mieliśmy za sobą trudną historię i nie każda dziewczyna by nas zaakceptowała. Dlatego musieliśmy podejść do tego na spokojnie. Choć nie dało się ukryć, że moment porwania naszej ukochanej zbliżał się nieuchronnie.

- Chodź na dół, bracie! Azriel i Rokhan mają dla ciebie kilka prezentów!

Zwlokłem się z łóżka. Wziąłem szybki prysznic i zszedłem na dół. Spodziewałem się w kuchni baloników i śpiewania "Sto lat", ale byłem już dorosłym mężczyzną. Nie mogłem dłużej być traktowany jak dziecko. Chociaż nigdy nie czułem się tak, jakbym miał jakiekolwiek dzieciństwo. 

Moje życie jako dziecka było raczej smutne. Dużo płakałem i głównie zamartwiałem się o brata. Bałem się każdego kolejnego dnia. Po tym, jak razem z Kiano byliśmy świadkami zabójstwa człowieka mającego miejsce w salonie, nie postrzegaliśmy Azriela i Rokhana tak, jak wcześniej.

Kiano bardzo się ich bał. Starałem się przemówić mu jednak do rozsądku. Zapewniałem brata, że miałem zamiar go chronić. Nigdy nie chciałem, aby Kiano cierpiał. Kochałem go bardzo mocno i za każdym razem, gdy w nocy płakał, moje serce się łamało.

Kiano jednak z wiekiem przestał wspominać rodziców. Nie wiedziałem, czy o nich nie myślał, czy naprawdę zapomniał o dawnym życiu. Sam jednak także nie mówiłem na głos o rodzicach, aby nie zasmucić Kiano. Starałem się jednak pielęgnować pamięć o nich. Nie znałem ich długo, ale bardzo ich kochałem. Było mi tylko przykro z tego względu, że mama i tata zrzucili na mnie niemal całą odpowiedzialność za młodszego brata. Traktowali mnie jak darmową opiekunkę do dziecka. Nie mogłem narzekać, gdyż kochałem Kiano, ale czasami czułem się bezsilny i wręcz przerażony. Bałem się, że gdy Kiano stanie się coś złego, ja nie podołam i mu nie pomogę.

Na szczęście Azriel i Rokhan, choć byli jacy byli, to dobrze się nami opiekowali. Gdy Kiano pewnego dnia zachorował, na wyspę przypłynął lekarz. Okazało się, że mój brat miał za dużo stresu i organizm po prostu odmówił mu posłuszeństwa. Od tamtego czasu jeszcze mocniej dbałem o brata. Na szczęście od tego czasu nie był już chory. 

W końcu zszedłem na dół i wkroczyłem do kuchni. Kiano śmiał się razem z Azrielem. Rokhan zauważył mnie jako pierwszy. Podszedł do mnie i wziął mnie w swoje silne ramiona.

- Wszystkiego najlepszego, synu!

- Dziękuję, tato - odpowiedziałem, poklepując go po plecach.

Rokhan odsunął się ode mnie na odległość ramion. 

- Sauronie, wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę. Jestem dumny, że jestem ojcem takiego faceta jak ty.

Zaśmiałem się. Może byłem dorosły, ale wciąż czułem się jak dziecko.

- Dziękuję za wychowanie mnie i Kiano. Jestem wam bardzo wdzięczny.

Oczy Rokhana zaszły łzami. Widziałem, że mężczyzna usilnie stara się panować nad emocjami. Na szczęście z pomocą przyszedł mu Azriel, który mnie przytulił.

- Życzę ci, aby spełniły się wszystkie twoje marzenia, synku. Obyś był szczęśliwy i znalazł cudowną dziewczynę. Bardzo cię kocham. Jesteś moją dumą.

Tym razem to moje oczy się załzawiły. Może nie powinienem reagować tak emocjonalnie, ale to było silniejsze ode mnie. Bardzo kochałem Azriela i Rokhana, choć nie byli wymarzonymi i idealnymi rodzicami. Byli jednak jedyną rodziną, jaką mieliśmy ja i Kiano.

- To ja dziękuję, że mnie wychowaliście i pomogliście z nauką - powiedziałem, odsuwając się od Azriela, aby móc spojrzeć na obu mężczyzn. - Dzięki wam zrozumiałem wiele rzeczy. Wiecie, jak zaczęła się nasza historia. Nigdy nie wybaczę wam tego, co nam zrobiliście, ale rozumiem, że byliście samotni i potrzebowaliście mieć przy sobie kogoś, kim będziecie mogli się opiekować. Znam was jednak przez większość swojego życia i wiem, jak dużo dla nas zrobiliście. Mam jednak nadzieję, że zgodnie z obietnicą, od dnia dzisiejszego dacie nam trochę więcej wolności.

Rokhan nie krył łez. Mężczyzna rzadko płakał. Prawie wcale tego nie robił. Moje słowa musiały jednak jakoś na niego podziałać, co mi się spodobało. Chciałem mieć na niego jakiś wpływ. 

- Oczywiście, synku. Może najpierw odpakujesz prezenty? Czy chcesz zjeść śniadanie?

- Prezenty! - krzyknął Kiano, jakby wiedząc, że i tak dam mu jeden ze swoich prezentów. Zawsze to robiłem. Co było moje, należało także do mojego brata. 

- Odpakuję prezenty - odpowiedziałem, na co Kiano zaklaskał radośnie w dłonie i się zaśmiał.

Azriel podał mi duże i dosyć ciężkie pudło. Postawiłem je na stole kuchennym i zdjąłem kolorowy papier. Nie wiedziałem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego, co zobaczyłem w środku. 

Moim pierwszym prezentem była broń. Nie znałem się na broni, ale wyglądało mi to na karabin. Był duży i przerażający.

Spojrzałem pytająco na Azriela i Rokhana. Miałem nadzieję, że nie mieli mi powiedzieć tego, o czym myślałem.

 - Chyba nie chcecie, abym stał się mordercą, prawda?

- Co? Och, ależ nie! - zaprotestował natychmiastowo Rokhan. - To prezent dla ciebie na przyszłość, Sauronie. Na twojej drodze może pojawić się wielu złych ludzi. Tak już jest skonstruowany ten świat. Życie nie zawsze jest kolorowe, dlatego chcemy, abyś był przygotowany na każdą ewentualność. Dzięki takiemu zabezpieczeniu będziesz czuł się bezpieczny.

- Chyba raczej nie będę paradował z tym po mieście - zauważyłem, wyjmując karabin z pudła.

- Rzeczywiście. Jest to duża broń, ale kupiliśmy ci coś jeszcze.

Rokhan podsunął mi kolejne, tym razem mniejsze pudło. Odłożyłem karabin do przeznaczonego dla niego pudełka, po czym sięgnąłem po drugi prezent. Okazało się, że w środku znajdowały się pistolet, nóż oraz kastet. Nie spodziewałem się takich prezentów, ale jednak naszymi ojcami byli mordercy i handlarze żywym towarem. Może jednak mogłem się domyślić, że dadzą mi na urodziny coś takiego.

- To jest mniejsze i bardziej poręczne - zauważył Azriel. - Nie chcemy, abyś popłynął w świat niezabezpieczony. 

- To bardzo miłe. Dzięki.

Niezbyt cieszyłem się z otrzymanych prezentów, ale nie miałem zamiaru narzekać. 

- Mamy jeszcze coś. Coś, co powinno wam sprawić radość.

- Nam? Czyli to też prezent dla mnie? - spytał Kiano.

- Och, tak. Kiano, na pewno ci się to spodoba.

Rokhan podsunął nam ostatnie pudło. Zdjąłem papier, po czym zajrzałem do środka i zaśmiałem się.

- Jakie urocze!

Najpierw chwyciłem czarne skórzane kajdany. Kiano od razu mi je zabrał i założył sobie jedną bransoletę na nadgarstek, ale nie był w stanie skuć sobie drugiej ręki. 

- Sauronie, skuj mnie!

- Kiano, to dla naszej dziewczyny - zauważyłem, na co policzki mojego brata pokryły się rumieńcem.

- Och, ja...

- Spokojnie. Jak chcesz, to cię skuję.

Kiano od jakiegoś czasu bardzo lubił siebie dotykać. Często przyłapywałem go na masturbacji w naszym pokoju. Mój brat jednak się tego nie wstydził. Nie przerywał dotykania się, gdy wchodziłem do pokoju. Dążył do orgazmu. Co więcej, raz widziałem, jak mój brat sam się zakneblował. Kajdanki na pewno więc bardzo mu się podobały.

- Ale super! Podoba mi się to! - zaśmiał się Kiano, gdy już skułem mu ręce z przodu ciała.

- Tylko nie zrób sobie krzywdy - zażartowałem.

Miałem nadzieję, że Kiano nie miał jakiegoś skrzywienia z dzieciństwa, jeśli chodziło o kajdanki. Mój braciszek bowiem został skuty, podobnie jak ja, gdy zostaliśmy porwani z naszego rodzinnego domu. Miałem jednak nadzieję, że Kiano już o tym nie pamiętał, a może po prostu nie chciał przywoływać tych wspomnień. 

Kajdanki były naprawdę ładne. Różniły się od tych, którymi zostałem skuty jako siedmioletni chłopiec. Te były takimi z prawdziwego zdarzenia. Były skórzane i idealne do seksualnych zabaw. Nie mogłem się doczekać, aż będę mógł skuć nimi naszą dziewczynę.

W pudle nie znajdowały się jednak tylko kajdanki. Był tam również knebel, opaska na oczy oraz coś, czego nie znałem.

- To zatyczka analna - wyjaśnił Rokhan, a moje oczy niemal wyszły z orbit. 

- Co? Co to robi?

Rokhan zarumienił się. Spojrzał z miłością na swojego ukochanego. 

- Widzisz, Azrielu? Mówiłem ci, że to za dużo.

- Kochanie, ale chciałem...

- Mam to wsadzić kobiecie do tyłka? - spytałem, obracając przedmiot w dłoniach.

- Dokładnie. Dzięki temu tyłeczek twojej kobiety się rozciągnie, a ty potem będziesz mógł wsunąć tam penisa. 

- To od seksu nie jest cipka? - spytał Kiano.

Cholera, to były najdziwniejsze urodziny, jakie miałem jak do tej pory.

- Rzeczywiście. Cipka jest świetna, ale tyłek jest bardzo ciasny i...

- Rokhanie, nasi chłopcy odkryją to sami. Nie zdradzajmy ich wszystkich tajemnic od razu. Niech sami do tego dojdą.

Rokhan zarumienił się, gdy Azriel lekko uszczypnął go w tyłek. Ich miłość na początku wydawała mi się nienaturalna i nienormalna. Zostałem wychowany tak, aby postrzegać miłość jako związek kobiety i mężczyzny. Azriel i Rokhan każdego dnia udowadniali nam jednak, że miłość między dwoma mężczyznami także była możliwa. Może mężczyźni nie mogli mieć dzieci, ale to nie znaczyło, że nie mogli jakichś adoptować i pokochać. Lub tak, jak w naszym przypadku, porwać. Choć tego zdecydowanie nie polecałem.

- To co, chłopcy? - spytał Azriel. - Świętujmy twoje urodziny, Sauronie! Skoro niebawem od nas uciekniecie, aby rozpocząć własne życie, musimy się jeszcze wami nacieszyć! Do zabawy!

Ten dzień był wspaniały. Przepełniony śmiechem, radością i miłością. Wiedziałem, że już na zawsze go zapamiętam, gdyś w niedalekiej przyszłości miało zdarzyć się coś, co miało mnie załamać. W tamtej chwili jednak o tym nie wiedziałem, dlatego cieszyłem się życiem. Śmiechom nie było końca, ale niebawem radość miała zniknąć. Potem jednak znów miała się pojawić. Pod postacią aniołka, którego sami na siebie ściągnęliśmy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top