52

Effie

- Moja. Moja mała dziewczynka. 

Miałam na oczach opaskę. Moje ręce zostały wyciągnięte do góry i spięte kajdanami tak, że musiałam stać prosto, ledwo dotykając stopami zimnej podłogi. Byłam naga. Zupełnie naga i bezbronna. 

Czułam na brzuchu pazury Lennoxa. Feniks śmiał się cicho, gdy wzdrygałam się z każdym jego dotykiem. Miałam wrażenie, że za moimi plecami znajdował się Hiacynt. Smok buchał w moje plecy ciepłym powietrzem. Ale mnie nie dotykał. Jeszcze.

Zaciskałam usta, aby nic nie powiedzieć. Nie chciałam dać Lennoxowi satysfakcji. Na pewno był szczęśliwy, że osiągnął swój cel. Nie rozumiałam, jakim cudem ja byłam dla niego cenniejsza niż dwie potężne krainy. Przecież feniks nawet nie lubił kobiet. Nie byłam jakaś wyjątkowa, aby nagle miał zmienić orientację. 

To w tej chwili było jednak moim najmniejszym problemem. Lennox bowiem chwycił w dłonie moje piersi i zaczął je ugniatać. Pazurami pieścił moje sutki tak, że szybko stały się nadwrażliwe i zaczęłam wić się w kajdanach. Lennox zaśmiał się widząc, jakie to wszystko było dla mnie przytłaczające. 

- Już, maleńka. Nie płacz. Nie zrobię ci krzywdy. 

Chciałam unieść się honorem, ale jaki to miało sens? 

Lennox ścisnął moje piersi tak mocno, że pisnęłam. Hiacynt jęknął tak, jakby wydawane przeze mnie dźwięki go podniecały. Był smokiem, więc nie rozumiałam, dlaczego nie był w stanie znaleźć sobie smoczycy, z którą mógłby uprawiać seks. Miałam wrażenie, że jego po prostu kręciło to, co zakazane.

- Milczysz, aniołku. Czyżbyś tęskniła za swoim mężem?

Nie odpowiedziałam na zaczepkę feniksa. Mógł myśleć sobie o mnie, co chciał, ale nie byłam jego posłuszną laleczką. Mógł zniewolić moje ciało i przejąć kontrolę nad moim umysłem za pomocą magii, ale nie miał prawa zdobyć mojego serca, które już miało jednego właściciela, którego bardzo kochało.

- Spokojnie, zwierzaczku. Wszystko będzie dobrze. Po seksie poprzytulamy się i zrobię ci pyszną kolację. Musisz być głodna, mam rację?

- Wal -

Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, Lennox nakrył moje usta swoimi wargami. Pocałował mnie tak nachalnie, że zabrakło mi dechu w płucach. Gdy feniks w końcu zostawił mnie w spokoju, nie byłam w stanie nabrać powietrza. Mężczyzna okrążył mnie i stanąwszy za moimi plecami, położył dłonie na moich ramionach. Docisnął swoją pierś do moich pleców i głaskał mnie spokojnymi ruchami, leniwie całując mnie po szyi. 

- Pewnie nic z tego nie rozumiesz. Saturn zaproponował mi swoje ciało, ale ja wziąłem ciebie. Nie miej mi tego za złe, kochaniutka. Saturn podobał mi się od lat, ale ty odkryłaś we mnie coś mrocznego. Wiesz, że pozwoliłem Ardenowi, Caspianowi, Greyowi i Donovanowi wrócić do domów, prawda? Pożegnanie z nimi było trudne, ale wierzę, że tam będą szczęśliwi. Od teraz będę mógł w pełni skupiać uwagę na tobie, Effie. 

Pokręciłam przecząco głową, gdy jedna z dłoni Lennoxa zsunęła się na moje łono. Mężczyzna objął moją cipkę ręką, po czym dał jej klapsa. 

- Już raz tu byłaś. Wiesz, jak wygląda życie ze mną. Jeśli mi się poddasz, nie będę musiał wyciągać z ciebie posłuszeństwa siłą. Uwierz mi, że nie mam ochoty, aby cię torturować. Jesteś kochana i delikatna, a ranienie ciebie nie byłoby dla mnie dobre. Jeśli jednak będę zmuszony cię biczować i gwałcić, aby zmusić cię do posłuszeństwa, wtedy będzie to dla mnie bardzo przykre. 

- Dlaczego mnie zabrałeś? Dlaczego nie chciałeś Quandrum i Cormac? 

Lennox zamarł. Jego dłoń spoczywająca na mojej kobiecości przestała się ruszać. Miałam nadzieję, że feniks da sobie ze mną spokój, ale on nagle wsunął dwa palce w moje wnętrze. Zaczął nimi poruszać, a ja wiłam się w kajdanach. Nie chciałam, aby tak intymnie mnie dotykał. Moje ciało należało do Saturna. Do mojego męża. 

- Sam nie wiem, czego chcę od życia, Effie. Jednego dnia mam ochotę przejąć władzę nad całym światem, a kolejnego pragnę, aby ktoś był przy moim boku. 

Potrząsnęłam głową, gdy Lennox kciukiem zaczął zataczać okręgi wokół mojej łechtaczki. 

- Ucieknę stąd. Zobaczysz. 

Zaśmiał się, składając kolejny mokry pocałunek na mojej szyi. 

- Szczerze w to wątpię, aniołku. Katokę otacza teraz silniejsza niż wcześniej bariera. Przedrzeć można się tutaj tylko za pomocą bardzo silnej magii. Zawarta jest ona w księdze, którą miał przy sobie Mercury. Książeczka na szczęście odleciała daleko. Nie jestem pewien, czy ją spaliłem, bo wszystko działo się bardzo szybko, ale nawet jeślibym jej nie zniszczył, Mercury na pewno nie będzie w stanie z niej skorzystać. Może udawać, że jest silny i niezależny, ale chyba wszyscy wiemy, że to pieprzone brednie. 

- Lenno... Na bogów!

Moim ciałem wstrząsnął orgazm. Nie był to jedna zwykły orgazm, ani nawet taki, do którego doprowadzał mnie Saturn. To było coś, co mnie dobiło. Coś, co sprawiło, że zawisłam na skutych rękach jak szmaciana lalka.

Oddychałam ciężko. Pot spływał mi po plecach. Wszystkie mięśnie zdawały się palić mnie żywym ogniem. 

Lennox objął mnie mocno w pasie. Trzymał mnie tak, abym nie wyrwała sobie rąk. Przeklęłam hak, do którego przykute były moje nadgarstki. 

- Już dobrze. Już po wszystkim. To była kara połączona z przyjemnością, skarbie. 

- Lennoxie, proszę...

- Nie chcę, żeby cię bolało, ale jeśli mnie do tego zmusisz, będę musiał cię krzywdzić. Po co nam to potrzebne, Effie? Nie łatwiej będzie ci się poddać? Zaopiekuję się tobą jak księżniczką. Niczego nie będzie ci brakowało.

Spuściłam głowę. Myślałam, że moje ciało szybciej dojdzie do siebie po tym dziwnym, paraliżującym orgazmie, ale wciąż byłam tak słaba, jak chwilę wcześniej.

- Przygotuję dla ciebie kolację, a gdy wrócę, powiesz mi, czy chcesz dalej ze mną walczyć, czy może pójdziesz po rozum do głowy i się poddasz. Nie obrażę się, jeśli wciąż będziesz pokazywać pazurki. Łamanie tak kruchej dziewczynki będzie dla mnie ekstatycznie przyjemne, ale musisz wiedzieć, że z czasem moje tortury będą coraz ostrzejsze. Widziałaś, jak posłuszni byli moi chłopcy. Złamałem ich tak, że nie widzieli sensu w walce. 

- Nie zostawiaj mnie. Proszę, nie rób tego.

- Czyżbyś nie chciała zostać z Hiacyntem, moja droga? 

Lennox stanął przede mną i chwycił mnie za szczękę. Uniósł moją głowę tak, abym spojrzała mu w oczy. Wcale nie chciałam na niego patrzeć, ale mimo wszystko wolałam Lennoxa od Hiacynta. Przy smoku ogarniał mnie taki strach, że nie byłam w stanie w żaden sposób się obronić. 

- Nie musisz się mnie obawiać, cukiereczku. Nie zjem cię. Tylko pożrę twoją cipkę, ale to będzie przyjemne. 

Hiacynt chodził przede mną na swoich dużych łapach. Łypał na mnie groźnie swoimi zabójczymi oczami. 

- Co więcej, będę miał dla ciebie specjalną atrakcję, Effie. Lennoxie, przyprowadzisz tu moją ofiarę?

- Z największą przyjemnością, mój kochany smoku!

Hiacynt błysnął uśmiechem do swojego pana. Nie wiedziałam, o jakiej ofierze mówił smok, ale czułam, że nie mogło być to nic przyjemnego. 

Gdy zostałam sam na sam ze smokiem, robiłam wszystko, aby tylko Hiacynt do mnie nie podszedł. Wiłam się bezradnie na łańcuchach, ale Hiacynt i tak krążył dookoła mnie tak, jakbym to ja miała być jego ofiarą. Nic nie mówił, co tylko potęgowało mój strach. Nie rozumiałam, dlaczego roztaczał wokół siebie taką aurę dominacji. Myślałam, że bardziej powinnam bać się Lennoxa, ale w Hiacyncie był taki gniew, którego nic nie było w stanie zastopować. Mimo, że Lennoxa również nienawidziłam, miałam wrażenie, że czasami miał w sobie ludzkie odruchy, podczas gdy smok nie posiadał ich wcale. 

Może bałam się go tak mocno dlatego, że wylizał moją cipkę, gdy byłam bezbronna i błagałam o pomoc? Może nienawidziłam go tak bardzo dlatego, że zostawił mi na piersi ślad w postaci odcisku swojej łapy? 

Nagle Hiacynt stanął przede mną. Przednimi łapami siłą rozszerzył moje nogi. Zapłakałam głośno mając nadzieję, że Lennox przyjdzie mi z pomocą. Byłam jednak głupia sądząc, że temu skurwielowi w jakimkolwiek stopniu na mnie zależało. 

- Moja cipka. Kurwa, jesteś taka mokra. 

- Hiacyncie, błagam. Nie krzywdź mnie. Co ja ci takiego zrobiłam? Dlaczego mnie tak nienawidzisz? 

- Wcale ciebie nie nienawidzę, aniołku. Nienawidzę Saturna. Ty jesteś moją nagrodą. 

- Nie, proszę! Nie!

- Wiesz co ci powiem, kotku? To będzie płynęło z głębi mojego czarnego serca. Uważam, że wcale nie nadajesz się na królową tak potężnej krainy, jaką jest Quandrum. Niejednokrotnie zachowujesz się dziecinnie i po prostu żałośnie. Kochasz Saturna i to jest piękne, ale nie pojmuję, dlaczego z taką łatwością oddałaś się w nasze ręce. Dlaczego, do diabła, nie walczyłaś? Dlaczego nie wyrywałaś się i nie robiłaś wszystkiego, co w twojej mocy, aby zostać z Saturnem? Naprawdę nie widzisz tego, jak słaba jesteś?

Odwróciłam wzrok w kierunku ściany. Nie chciałam, aby Hiacynt widział moje łzy. Słowa raniły mocniej niż czyny. 

- To nie twoja wina, że jesteś taka słabiutka, kochanie - wyszeptał niemal z czułością, muskając pazurem wejście do mojej cipki. - Kobiety takie właśnie są. Uległe i bezbronne. Żyjące w cieniu swoich mężów. Nie powinnaś wstydzić się tego, że nie nadajesz się na królową. 

- Nie mów tak. Ja... 

Przerwałam swoją wypowiedź w chwili, w której Lennox wprowadził do pomieszczenia znajdującego się w piwnicach jeńca. Spodziewałam się, że będzie to dorosły mężczyzna. Nic nie przygotowało mnie na widok małej, kilkuletniej dziewczynki, która miała ręce skute ciężkimi kajdanami, a w jej ustach tkwił knebel. 

Hiacynt położył łapę na plecach blondwłosej dziewczynki. Trzęsła się i płakała. Miała na sobie postrzępione ubranie. Nie wiedziałam, kim była ani skąd się tutaj wzięła, ale czułam, że jej pojawienie się w tym miejscu nie było przypadkowe. 

- To Emmabelle - wyjaśnił Hiacynt, liżąc dziecko po policzku. - Ma siedem lat i zobaczyłem ją dzisiaj w Cormac. Od razu mi się spodobała. Jest taka mała. Bezbronna. Niewinna. Nieskalana.

Moje oczy niemal wyszły z orbit, gdy dotarło do mnie, co planował zrobić z nią smok.

- Hiacyncie...

- Emmabelle jest sierotą. Jej rodzice umarli na chorobę zakaźną. Jest sama. Nie ma nikogo, kto by za nią tęsknił. Nikogo, kto mógłby jej szukać. Gdyby umarła, nikt nie przejąłby się jej losem. 

Spojrzałam z nadzieją na Lennoxa, ale feniks stał z boku, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ręce na piersi. Zachowywał się jak pan i władca tego miejsca, którym zresztą był. Nic nie było w stanie go powstrzymać. Był silny i nie wahał się nawet przed skrzywdzeniem bezbronnego dziecka. 

- Mam dla ciebie propozycję, Effie.

Powróciłam spojrzeniem na smoka. Hiacynt zahaczył pazur o dekolt sukieneczki Emmabelle. Dziewczynka prawdopodobnie nie wiedziała, co miał zamiar z nią zrobić jej oprawca, ale była pewna, że to, co miało się zdarzyć, nie mogło być przyjemne. 

- Jak wiesz, lubię to, co niezbrukane - kontynuował Hiacynt, napawając się przerażeniem mojej i Emmabelle. - Ty, niestety, nie jesteś już nieskalana. Nie znaczy to jednak, że nie darzę cię sympatią. Z kolei Emmabelle nie ma jeszcze pojęcia o seksie. Dziś mam zamiar odebrać jej niewinność. Prawdopodobnie rozerwę ją na pół swoim monstrualnym kutasem. To biedna, mała dziewczynka. Zniszczę ją na zawsze, jeśli ją zgwałcę. Istnieje jednak inne rozwiązanie. Takie, które bardziej przypadnie nam do gustu, moja księżniczko. 

Wiedziałam. 

Wiedziałam, co miał zamiar powiedzieć mi Hiacynt. 

Patrzyłam na bezradną Emmabelle. Tak bardzo przypominała mi Knighta. Chłopca, nad którym się znęcano, choć wcale na to nie zasłużył.

Gwałt był jedną z najgorszych rzeczy, jaka mogła przydarzyć się kobiecie. Nigdy nie spodziewałam się, że zostanę zgwałcona, tym bardziej przez smoka. Coś takiego działo się tylko w baśniach i to takich wyuzdanych. 

Emmabelle nie poradziłaby sobie z gwałtem. Jej małe ciałko nie wytrzymałoby tego. Nie wiedziałam wprawdzie, jak duży był penis Hiacynta, ale nie mogłam dopuścić do tego, aby zniszczył psychikę dziecka, które nie prosiło się o to, aby znaleźć się w tym cyrku. 

Hiacynt pchnął dziewczynkę na kolana. Emmabelle krzyknęła przez knebel. Smok szarpnął ją za włosy, zmuszając dziewczynkę, aby patrzyła przed siebie. 

- Twoje ciało, Effie. Tyle żądam od ciebie za wolność tego dziecka. 

Zadrżałam. Spojrzałam prosząco na Lennoxa, ale on bawił się w najlepsze. Nie przeszkadzało mu to, że jego podopieczny miał mnie zgwałcić. 

Płakałam. Płakałam tak bardzo, że bolała mnie klatka piersiowa. Modliłam się do Saturna. Miałam nadzieję, że zrozumie powód mojej decyzji. Nie mogłam przecież pozwolić na to, aby niewinne dziecko zostało skalane na wieki. Emmabelle mogła wrócić do domu. Do Cormac. Może nie miała bliskich, ale jej życie było ważne. 

Hiacynt rozdarł sukienkę dziewczynki, pospieszając moją decyzję. Pchnął ją nagą na plecy i zawisł nad nią. W porównaniu do niej był ogromny. Jego głowa była wielkości dwóch Emmabelle. 

- Dobrze. 

Lennox i Hiacynt spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Tak, ja również nie wierzyłam w to, jak głupia byłam. 

- Naprawdę? Mogę zamoczyć fiuta w twojej cipce, kochanie? 

Pokiwałam twierdząco głową. 

- Tylko, jeśli dacie mi pewność, że Emmabelle wróci bezpiecznie do Cormac. 

Przepraszam cię z całego serca, Saturnie. 

Zasłużyłeś na lepszą żonę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top