3

Effie

- Nie zrobię tego. Nie zgodzę się na to.

Saturn wstał. Podszedł do wysokiego okna i wyjrzał za nie. Młody mężczyzna splótł palce dłoni za plecami. Demoniczny ogon nerwowo machał w powietrzu na wszystkie strony. Mimo, iż czułam na sobie spojrzenia Marcury'ego i Neptune'a, nie byłam w stanie oderwać oczu od sylwetki Saturna. Był przepiękną istotą. Nie widziałam takich nawet w bajkach. Sprawiał wrażenie złego władcy, jednocześnie będąc kimś, kto przyciągał do siebie ludzi i zapewne inne kreatury.

- Domyślałem się, że tak będzie, Effie. Przykro mi, ale do czasu, dopóki nie zmienisz zdania, będę zmuszony zamknąć się w podziemnych lochach pałacu. Romeo się będzie tobą zajmował. Gdy uznasz, że jesteś gotowa na przemianę, wówczas powiesz o tym Romeo, a następnie podejmiemy stosowne kroki.

- Słucham?!

Krzyknęłam na Saturna. Chwiejąc się na nogach, wstałam. Momentalnie znalazł się przy mnie Mercury. Z bliska był jeszcze piękniejszy. Mężczyzna chwycił mnie za ramię i wlał we mnie jakąś magię. Momentalnie bowiem stałam się słaba i runęłam na powrót na kolana.

- Nie bądź niegrzeczna - warknął na mnie Mercury. Najwidoczniej piękny wygląd braci nie szedł w parze z ich charakterem.

- Co mi zrobisz, jeśli nie będę posłuszna? Rzucisz mnie na pożarcie smokom?

Mercury był wściekły. Niespodziewanie przez moje ciało przeszedł prąd. Wiedziałam, że to była jego sprawka.

- Bracia, zostawcie nas samych. Effie jest bezbronna, więc nic mi nie zrobi. Myślę, że uda nam się lepiej porozumieć, gdy będziemy sam na sam.

Neptune i Mercury posłuchali się Saturna bez walki. Najwyraźniej byli przyzwyczajeni do tego, że nimi dyrygowano. Byłam pewna, że gdyby Saturn im na to pozwolił, starliby mnie w proch. Tym bardziej nie pojmowałam, dlaczego Saturn postanowił mnie tutaj zabrać. Skoro nie podpasowałam jego rodzinie, jak niby miałam stworzyć z nim związek?

Mężczyźni wyszli. Ich szaty za nimi powiewały. Mimo, że nie chciałam klęczeć przed Saturnem podczas rozmowy z nim, to wiedziałam, że nie dałabym rady ustać na nogach. Nie chciałam przyznać tego przed samą sobą, ale byłam bezbronna. Zapewne byłam jedyną kreaturą rasy ludzkiej w tej krainie. Wciąż miałam nadzieję, że to był tylko sen, z którego miałam zaraz się obudzić, ale gdyby to był sen, te wydarzenia nie byłyby tak realistyczne.

Gdy Saturn się do mnie odwrócił, słońce pięknie oświetliło jego postać. Mimo, że był młody, emanował elegancją godną królowi. Skłamałabym, gdybym przyznała, że fizycznie mi się nie podobał. Był bowiem wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Niemal magiczny. To jednak nie dawało mu prawa do tego, aby się nade mną znęcać. Miałam przecież prawo go nienawidzić za to, co mi zrobił. Nie, żeby moje życie na Ziemi było dobre, ale tęskniłam za domem. Nie widziałam rodziny już od pięciu lat, ale miałam ponownie zobaczyć się z nimi za rok. Byłam wściekła na Saturna za to, że odebrał mi taką możliwość.

Mężczyzna o białych włosach i srebrnej skórze powoli do mnie podszedł. Gdy znalazł się blisko mnie, musiałam unieść głowę, aby na niego spojrzeć. Słońce wciąż mistycznie oświetlało jego sylwetkę sprawiając, że Saturn wyglądał niemal jak anioł.

- Przepraszam za wszystko, Effie. Nie chciałem ranić niewinnego człowieka. Wiem, że jesteś na mnie zła i najchętniej skręciłabyś mi kark, ale zastanów się, proszę, nad moją propozycją.

- Co będzie, jeśli się nie zgodzę? Zabijesz mnie?

Cisza, którą obdarował mnie Saturn, powiedziała mi wszystko, co musiałam wiedzieć.

- Tak. Będę zmuszony cię zabić, czego bardzo bym nie chciał.

Byłam w fatalnej pozycji. Zdając sobie sprawę z tego, że była to sytuacja bez wyjścia, spuściłam wzrok i pozwoliłam łzom płynąć po policzkach.

- Czy zgodzisz się od razu zostać moją żoną czy mam kazać Romeo zaprowadzić cię do lochów?

- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego ja? Co ja ci takiego zrobiłam?

Chciałam być silniejsza. Miałam nadzieję, że pokażę Saturnowi, że też miałam coś do powiedzenia. Za bardzo się jednak bałam, aby się z nim kłócić.

- To nie twoja wina, Effie - odparł miękko, głaszcząc mnie po głowie. Zapewne działał na mnie swoją magią, gdyż momentalnie ogarnął mnie spokój. - Obiecuję, że proces przemiany w jedną z nas nie będzie zbyt bolesny. Zapewne chwilę ci zajmie, aby przyzwyczaić się do nowego wyglądu, ale jestem pewien, że wciąż będziesz piękna. Gdy już zamienisz się w jedną z nas, zorganizuję ślub, na który zaproszę wszystkich mieszkańców Quandrum. To będzie wydarzenie stulecia, kochanie. Urządzimy huczne wesele i zostaniemy oficjalnie koronowani na króla i królową.

- Mówiłeś, że gdy zmienię się w jedną z was, automatycznie cię pokocham. Czy to prawda?

Saturn chwycił mnie za smycz. Odchylił mi głowę do tyłu. Patrząc w jego złote oczy, czułam przerażenie. Byłam pewna, że gdyby tylko Saturn zechciał mnie zabić, nie miałby z tym większego problemu.

- Tak. Magia ułatwi ci pokochanie mnie. Poddasz się jej, co nie będzie bolesne. Domyślam się, że potrzebujesz chwili, aby ochłonąć. Zawołam do ciebie Romeo. Zaprowadzi cię do twojego tymczasowego lochu. Nie musisz się martwić. To piękne miejsce wyposażone w wszystkie najważniejsze przedmioty do życia. Możesz nawet wyjść na taras, ale nie pójdziesz zbyt daleko. Otoczę cię swoja magią, dzięki której będę mógł kontrolować, jak daleko się wybierasz. Uwierz mi, że nie chciałabyś ode mnie uciec, Effie. Quandrum może wydawać się przyjazną i piękną krainą, ale każde piękno ma swoją drugą stronę. Pamiętaj, że gdy zdecydujesz się na przemianę i ślub, wystarczy słowo do Romeo. Wszystkim się wówczas zajmę, moja gwiazdo.

Nic już nie powiedziałam. Pozwoliłam, aby Saturn zawołał Romeo. Futrzasty stwór przyszedł do nas prędko i wziął mnie na ręce. Ponownie wtuliłam policzek w jego miękką i ciepłą pierś. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam, że Romeo nie zrobiłby mi krzywdy.

Stwór zszedł ze mną w ramionach po schodach na dół. Znaleźliśmy się w lochach pałacu. Było tu ciemno, zimno i przerażająco. Nie chciałam wtulać się w Romeo, aby nie dawać mu znać, że było mi przy nim dobrze, ale rozpaczliwie potrzebowałam ciepła. Moje życie się zawaliło. Wiedziałam, że już nic nie będzie takie, jak wcześniej. To był koniec pewnego etapu. Jeśli nie chciałam umrzeć, musiałam zgodzić się na propozycję Saturna, ale póki co, nie widziałam siebie w roli jego posłusznej jak marionetka żony.

Romeo wniósł mnie do małego, ale uroczego pokoju. Wszystko było tutaj białe i różowe. Być może na ten pokój podziałała magia, dzięki czemu Saturn sprawił, że pomieszczenie wyglądało tak, jakbym chciała przebywać tutaj przez cały czas.

W rogu stało pianino, a nad nim wisiał obraz przedstawiający, jakżeby inaczej, planetę, od której pochodziło imię mojego "pana". Zobaczyłam tu także łóżko i wiele poduszek na nim ułożonych. Pod ścianą znajdowała się toaletka z licznymi przyborami do makijażu. Tapeta była w różowe kwiaty. Duże drzwi wpuszczały do moich "lochów" mnóstwo światła. Za szkłem zobaczyłam przepiękny ogród. Rosło tu wiele kwiatów, których nigdy nie widziałam. Nie było się czemu dziwić, skoro była to magiczna kraina.

Romeo posadził mnie na fotelu znajdującym się przy pianinie. Wysoki i szeroki w barkach stwór ukucnął przede mną, aby rozkuć mi nogi. Uwolnił także moje ręce i zdjął smycz z obroży. Samą obrożę zostawił jednak na mojej szyi. Cóż, nie mogłam liczyć na to, że całkowicie odzyskam wolność. Byłam w końcu tutaj więźniem.

Mój nowy przyjaciel, jeśli mogłam określić takim mianem Romeo, położył łapy na moich udach. Spojrzałam z przejęciem na jego długie i ostre pazury. Romeo musiał wyczuć mój strach, gdyż delikatnie pogładził mnie po nogach.

- Nie bój się. Saturn cię nie skrzywdzi. On chce twojego dobra.

Parsknęłam śmiechem. Nie było mi wesoło, ale w sytuacji zagrożenia życia człowiek reagował na różne sposoby.

- On chce, żebym była jego niewolnicą. Nie chcę takiego życia, Romeo.

Stwór wstał. Objął mnie, a ja odruchowo się do niego przytuliłam. Nie tak dawno temu chciałam od niego uciec, błagając go o życie, a teraz się do niego przytulałam. Był wielki i przerażający, ale potrzebowałam jego bliskości. Jego czarne futro mnie ogrzewało i sprawiało, że miałam ochotę zostać w jego objęciach już na zawsze.

- Nie pozwolę, abyś została jego niewolnicą, kochanie. Nie zastanawiaj się długo nad decyzją. Jeśli Saturn coś sobie postanowi, zrobi wszystko, aby osiągnąć cel. Proszę, nie katuj siebie długo, Effie. Nie zasłużyłaś na to.

Romeo się ode mnie odsunął. Wyszedł z mojej celi, która była przepięknym pokojem. Kierowana ciekawością podeszłam do drzwi i zaczęłam szarpać za klamkę, ale oczywiście nie mogłam ich otworzyć.

Byłam załamana. Musiałam coś ze sobą zrobić. Dlatego wyszłam na taras. Rozejrzałam się po ogrodzie braci i musiałam im przyznać to, że to miejsce było piękne. Ogród był zadbany, a latające na niebie smoki dodawały temu miejscu uroku. Niejeden człowiek uważałby życie w takim miejscu za wspaniałą możliwość, ale dla mnie to było więzienie.

Gdy chciałam zejść po schodkach do ogrodu, aby dotknąć stopami miękkiej trawy, zostałam odepchnięta przez coś niewidzialnego. Z jękiem upadłam na tyłek. Nie rozumiejąc, co się wydarzyło, ponownie spróbowałam zejść na trawę. Tym razem także napotkałam opór jakiejś niewidzialnej siły. Wyciągnęłam ręce przed siebie i zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam odgrodzona od ogrodu niewidzialną ścianą. Waliłam w nią rękoma i krzyczałam do bólu gardła. Płakałam tak bardzo, że rozbolała mnie głowa.

Padłam na kolana. Schowałam twarz w dłoniach, mając dość. Jak się szybko okazało, nie byłam długo sama. Usłyszałam bowiem pukanie w niewidzialną szybę i gdy uniosłam wzrok, krzyknęłam ze strachu. Przede mną stały bowiem dwa smoko-podobne stworzenia. Miały głowy smoków i olbrzymie skrzydła, ale ich sylwetka przypominała ludzką. Jeden z nich był zielonkawy, a drugi błękitny. Mieli przy sobie broń.

- Czy możemy w czymś panience pomóc? - spytał ten błękitny, przy swojej wypowiedzi pokazując mi swój rozwidlony język.

- Pomóżcie mi! Chcę wrócić do domu!

Smoki spojrzały się na siebie. Miałam wrażenie, że stwory porozumiewały się ze sobą bez słów.

- Przykro nam, ale nie możemy panience pomóc wrócić na Ziemię. Od teraz królewski pałac jest panienki domem. Bardzo nam przykro.

Smoki stały przy mnie, dopóki nie podjęłam decyzji, aby wrócić do pokoju. Zamknęłam za sobą z trzaskiem drzwi na taras i rzuciłam się na łóżko. Schowałam twarz w dłoniach, płacząc żałośnie.

Byłam coraz bardziej pogrążona w rozpaczy. Wszystkie istoty z tego pałacu zdawały się być świetnie poinformowane o tym, kim byłam oraz jakie miejsce miałam tutaj zająć. Mimo, że byłam tutaj więźniem, nie byłam traktowana źle. Zostałam zamknięta w małej, choć uroczej celi, która tak naprawdę nie była celą, a ślicznym pokojem.

Po długim płaczu przewróciłam się na plecy. Spojrzałam na sufit, na którym znajdowały się fantazyjne różowe wzory na białym tle. Nie wiedziałam, czy poza mną w pałacu znajdowała się jakakolwiek inna dziewczyna, ale być może, tak jak już wcześniej przypuszczałam, pokój ten został stworzony za pomocą magii specjalnie dla mnie.

Musiałam podjąć racjonalną decyzję. Wiedziałam, że nie wrócę na Ziemię. Mogłam błagać i prosić w nieskończoność, ale nikt by mi w tym nie pomógł. Byłam zdana sama na siebie i to bolało. Odkąd wyprowadziłam się z domu rodzinnego, nie miałam nikogo, kto by się mną zaopiekował. Starałam się być silna dla samej siebie, ale tak naprawdę zakładałam maskę. Wewnętrznie byłam rozbita. Nigdy nie płakałam przy innych, gdyż wiedziałam, że nikogo nie interesowały moje problemy. Byłam sama już od pięciu lat. Nigdy nie miałam chłopaka ani przyjaciółki od serca, której mogłabym powiedzieć wszystko.

Człowiek był istotą społeczną. Potrzebował kontaktu z innymi ludźmi, choć mógł się zarzekać, że było inaczej. Nie miałam nawet kogo doradzić się, co powinnam teraz zrobić. Romeo wyjaśnił mi, że nie istniała dla mnie inna możliwość, jak poddanie się Saturnowi, ale to mi nie wystarczyło.

Saturn.

Piękny, zmysłowy i diabelnie seksowny demon. Ktoś, kto bez problemu mógł owinąć sobie każdą kobietę wokół palca. Gdy przebywałam blisko niego, czułam się tak, jakby cały jego świat był skupiony na mnie. Wiedziałam, że działo się tak dlatego, iż działał na mnie swoją magią. Tak naprawdę nie mogło mu przecież na mnie zależeć. Chciał mnie mieć tylko dlatego, aby w oczach społeczeństwa być uznawanym za dobrego króla. Potrzebował żony, którą mógł pokazać na salonach. Dodatkowo chciał mnie upokorzyć, przemieniając mnie w jedną ze swoich. Pragnął zadziałać na mnie czarem, który pomógłby mi go pokochać.

Nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nie miałam innego wyboru, jak go posłuchać. Bałam się ogromnie tego, że nie będę panowała nad swoimi uczuciami. Od dzieciństwa uwielbiałam kontrolę. Bez niej czułam się bezbronna.

Odwróciłam się na bok. Podkuliłam nogi do piersi i próbowałam zastanowić się nad tym, co doradziliby mi rodzice. Mama zawsze powtarzała, żebym słuchała głosu serca, a tata chciał mieć silną, niezależną córkę. Z pewnością żadne z nich nie przypuszczało, że pewnego dnia jedno z ich dzieci stanie się żoną demona nie z tego świata, ale wiedziałam, że taki los był mi pisany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top