24
Saturn
- Jesteś taki śliczny. Te twoje złote oczka. Cholera, zakochałem się.
- Pieprz się.
- Wolałbym pieprzyć się z tobą. Nie masz pojęcia, co ze mną robisz. Mam ochotę przykuć cię do łóżka i wziąć cię ostro. Chyba, że to ty wolałbyś być na górze? Jak dla mnie bez różnicy. Brakuje mi dobrego seksu, Saturnie. Kiedy sprowadzam tu sobie niewolników, są oni tak przestraszeni, że oddają mi się bez walki. Ty jednak masz w sobie ogień. Poskromienie cię byłoby dla mnie ogromnym wyzwaniem.
Ten facet był szalony. Myślałem, że Lennox był potworem, któremu zależało tylko na władzy i mordowaniu. On jednak, podobnie jak ja, czuł duże pożądanie. Na jego nieszczęście nie gustowałem w feniksach, które zagrażały moim poddanym. Dlatego uśmiechnąłem się zwycięsko do niego i przysunąłem się do jego ust tak, aby móc je dotknąć swoimi wargami. Nie złożyłem na nich jednak pocałunku, a zamiast tego wyszeptałem następujące słowa.
- Nigdy mnie nie posiądziesz, durniu. Przejdźmy do rzeczy. Czego ode mnie chcesz?
Lennox zachichotał.
Kurwa, on naprawdę zachichotał.
Ten wielki, przerażający potwór śmiał się jak dziewczynka.
- Kusisz mnie, skarbie. Jeśli jednak chcesz porozmawiać o interesach, to w porządku. Najpierw pomówimy o tym, dlaczego się tu ściągnąłem, a później pozwolisz mi dotknąć swojego kutasa. Jeśli będziesz grzeczny, może nawet ci obciągnę.
Postanowiłem zignorować jego prowokacyjne słowa. Lennox tylko tego chciał. Zależało mu na tym, aby mnie wkurzyć. Był na świetnej drodze, jednak na szczęście ojciec wyszkolił mnie tak, abym łatwo się nie poddawał. Już nigdy miałem nie zapomnieć serii tortur, jakim mnie poddał. Byłem pewien, że nie wyjdę z tego żywy. Tata chciał, abym był odporny na takie sytuacje. Podpalał moje ciało rozżarzonymi węglami, bił mnie pejczem i polewał lodowatą wodą. Miałem wtedy dziewięć lat. Po tym przez kilka tygodni nie wychodziłem z pokoju, ale ojcu udało się osiągnąć cel. Chciał, abym umiał sobie poradzić nawet w najtrudniejszych warunkach, więc byłem gotów na wszystko, co miał mi zrobić Lennox.
Lennox odchylił się na tronie. Znów założył nogę na nogę i postanowił wprawić w ruch swój ogon. Wsunął go pod moją szatę i gładził mnie końcówką ogona po piersi. Celowo zahaczał o moje sutki chcąc, abym się podniecił. Niedoczekanie. Mimo, że fizycznie Lennox był całkiem przystojny, to za nic w świecie nie miałbym ochoty pieprzyć się z kimś, kto odbierał życie niewinnym istotom.
- Obserwowałem cię już od dłuższego czasu. Zastanawiałem się, kiedy należałoby zaatakować Quandrum. Z każdym kolejnym dniem czułem jednak, że nie byłbym w stanie zabić twoich poddanych, Saturnie. To dobre istoty. Szczególnie ten chłopiec skradł moje serce. Jak mu to było? Knight?
- Skąd o nim wiesz?
Zacisnąłem zęby z wściekłości. Lennox uśmiechnął się z wyższością. Dotknął stopą mojej piersi.
Kurwa, miałem ochotę skręcić mu kark.
- Wiem wszystko, czego potrzebuję, skarbie. Knight jest uroczy. Kiedyś sam byłem na jego miejscu. Moja rodzina zamknęła mnie w tej jaskini, gdy miałem cztery lata. Wyobrażasz to sobie?
- Nie rozumiem, dlaczego mi to mówisz.
- Okaż trochę współczucia, skarbie!
Obnażyłem zęby, gdy jego stopa zaczęła zsuwać się niżej. Gdyby tylko ta przeklęta magia na mnie nie działała, zdołałbym mu się przeciwstawić. Udałoby mi się z nim wygrać, ale miałem na rękach magiczne kajdany, które nie dość, że blokowały moją magię, to jeszcze odbierały mi siły.
- Byłem odmieńcem. Mieszkańcy Katoki się mnie bali dlatego, że urodziłem się feniksem. Rodzice nie chcieli, aby ich poddani się mnie obawiali, dlatego zbudowali dla mnie to małe więzienie. Byłem odizolowany od wszystkich. Żyłem tutaj sam. Ojciec w ogóle mnie nie odwiedzał, a mama zjawiała się raz na jakiś czas. Po kilku latach przestała do mnie przychodzić. Pozostało mi towarzystwo strażników, którzy mnie pilnowali. Byłem więźniem we własnym domu.
Jeśli Lennox myślał, że miało zrobić mi się go żal, to był w błędzie.
- Kiedy stałem się nastolatkiem, miałem dość życia w zamknięciu. Poprosiłem jednego z moich strażników, aby nauczył mnie walczyć. To był świetny facet. Uwielbiałem go. Został zabity przez mojego ojca, gdy ten dowiedział się, że zasady panujące w moim małym więzieniu zostały złamane. Było jednak za późno. Rob, bo tak miał na imię mój strażnik, który mnie szkolił, zginął, ale ja miałem wystarczająco dużo mocy, aby walczyć. Zabiłem więc tatę, który zamknął mnie tutaj jak więźnia. Nie hamowałem się. Moja mama popełniła samobójstwo na moich oczach. Nie mogła uwierzyć w to, jakim potworem stał się jej ukochany syn. Żyłem sam i zostałem sam. Nigdy nikogo nie miałem.
- Co twoja historia ma wspólnego z powodem, dla którego uprowadziłeś mnie i Effie?
Lennox przygryzł dolną wargę niemal do krwi. Był na mnie wściekły. Zapewne myślał, że okażę mu współczucie, jeśli podzieli się ze mną swoją łzawą historią, ale ojciec nauczył mnie, aby nigdy nie współczuć swoim wrogom. To była złota zasada, której miałem zamiar się trzymać.
- Nic, skarbie. Miałem nadzieję, że lepiej się poznamy, ale ty jesteś twardy. Ciekawe, czy tak samo twardy jesteś na dole?
- Gwarantuję ci, że nie podniecają mnie istoty, które są mordercami.
Potwór ryknął śmiechem. Chwycił się za brzuch, nie mogąc przestać się śmiać.
- Jesteś doprawdy uroczy, Saturnie. Podobasz mi się coraz bardziej. Jeszcze chwila, a nigdy cię stąd nie wypuszczę.
Przewróciłem oczami. Lennox ponownie chwycił mnie za kark i spojrzał mi w oczy. Był zbyt blisko mnie. Poczułem niepokój, ale starałem się nie dawać tego po sobie poznać.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia, Saturnie - wyszeptał zmysłowo do mojego ucha. Jego ogon zawędrował do gumki moich bokserek. Tylko silna wola powstrzymywała mnie przed tym, aby mu nie przywalić. - Chcę, aby Quandrum, Cormac i Katoka się zjednoczyły. To potężne krainy. Jestem pewien, że twój przyjaciel Fiodor, który włada Cormac, się na to zgodzi. Razem możemy stworzyć imperium, którego nikt nie pokona. Będziemy pławić się w chwale, a wszyscy będą się nas bać. Pomyśl tylko o tym, Saturnie. Nie dość, że zyskasz nowe tereny, to na dodatek staniesz się postrachem ludności z innych krain. Czy nie o tym marzysz?
Miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Drugą możliwością było to, że Lennox przedawkował jakieś specyfiki. Wiedziałem, że był szalony i głupi, ale żeby aż tak?
Uśmiechnąłem się do Lennoxa. On zapewne myślał, że uśmiechałem się dlatego, iż rozważałem jego plan. Był w błędzie.
- Naprawdę myślisz, że zjednoczę się z kimś, kto odebrał życie tylu niewinnym i bezbronnym istotom?
Uśmiech zniknął z twarzy Lennoxa. Feniks przechylił lekko głowę w bok i zmrużył oczy, przyglądając mi się z zainteresowaniem.
- Jesteś potworem, którego boją się setki, jeśli nie tysiące istot, Lennoxie. Rozumiem, że było ci ciężko, gdy byłeś dzieckiem. Życie odmieńca nigdy nie jest łatwe. Mogę zrozumieć nawet to, że postanowiłeś zabić własnego ojca, który skazał się na żywot w zamknięciu, ale nie dociera do mnie, dlaczego napadałeś na bezbronne krainy i zabijałeś tamtejszą ludność. To jest nie do pomyślenia. Czuję od ciebie mroczną aurę. Rozumiem, że nienawidzisz ten świat, ale musisz dostosować się do tego, że nie każdy będzie zachowywał się tak, jak mu rozkażesz. Wybacz mi, ale nie mam zamiaru się z tobą jednoczyć. Fiodor zapewne poparłby mnie w tym, co mówię. Nie mógłbym pozwolić na to, abyś sprawował rządy nad moimi poddanymi, którzy na mnie liczą. Przykro mi, ale nic z tego. Możesz więc odesłać mnie i Effie z powrotem do Quandrum, abyśmy mogli świętować w spokoju zawarcie związku małżeńskiego.
Byłem dla niego ostry, ale nie mogłem zachować się inaczej. Jeśli Lennox myślał, że wystarczy, że mnie zwiąże, abym stał się posłuszny, to się mylił. Zostałem wychowany na bezwzględnego władcę, dla którego dobro królestwa było najważniejsze.
Potwór przyglądał mi się przez dłuższy czas. Działał na mnie swoją magią. Chciał sprawdzić, czy to, co mówiłem, było faktycznie zgodne z moimi przekonaniami. Gdy zrozumiał, że tak właśnie było, wstał z tronu. Znów zaczął chodzić dookoła mnie tak, jakbym był jego ofiarą. Poniekąd tak właśnie było, ale mimo wszystko klęczałem z uniesioną głową, jak na króla przystało.
- Jesteś potężny, Saturnie. Potężny, niezależny i cholernie słaby.
- Co takiego?
Zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego tak, jakby postradał zmysły.
- Właśnie tak, mój drogi. Zgrywasz takiego niedostępnego i dominującego władcę, ale podobnie jak każdy, masz słabości. Przykro mi to mówić, ale skoro nie chcesz zgodzić się po dobroci, będę musiał przekonać cię w inny sposób, abyś się zgodził.
- Co masz na myśli? Co chcesz zrobić?
Kiedy Lennox pstryknął palcami, do mrocznej komnaty wkroczył Astafarius Xeno. Mężczyzna miał na rękach Effie, która była tak słaba, że nie potrafiła nawet unieść głowy. Magia Lennoxa potężnie na nią zadziałała. Nie byłem w stanie patrzeć na nią, gdy była tak słaba.
- Oddaj mi moją żonę!
- Chcesz swoją żonę? - spytał ironicznie Lennox, który podszedł do mnie i chwycił mnie mocno za włosy. Odchyliwszy mi głowę do tyłu, spojrzał mi w oczy. - Dostaniesz ją z powrotem, jeśli zgodzisz się na moją propozycję. Chyba, że chcesz, aby zginęła.
- Nie krzywdź jej. Proszę, nie rób jej krzywdy.
- Och, wielki król Quandrum mnie o coś prosi? Jakie to urocze! Zgodzisz się, aby Quandrum, Cormac i Katoka się połączyły czy mam osobiście zająć się twoją uroczą żoneczką?
Nie wiedziałem, co począć. Nie mogłem pozwolić na to, aby te krainy złączyły się w jedno, ale tym bardziej nie mogłem zezwolić na to, aby ten chory psychicznie feniks zrobił krzywdę kobiecie, którą kochałem. Znajdowałem się między młotem a kowadłem. Każdy wybór, który bym podjął, byłby opłakany w skutkach.
Effie majaczyła. Za każdym razem, gdy starała się podnieść głowę, ona bezwładnie opadała z powrotem na pierś strażnika. Astafarius Xeno trzymał Effie w ramionach tak mocno, jakby od tego zależało jego życie. Był moim pieprzonym wrogiem i nie obchodziło mnie to, że miał żonę i córkę. Skoro pomagał temu skurwysynowi, jakim był Lennox, nie zamierzałem mieć dla niego litości.
- Proszę, zostaw Effie. Ja...
- Zgadzasz się na połączenie królestw w jedno?
Zacisnąłem usta.
Nie mogłem się na to zgodzić. Ojciec wydziedziczyłby mnie, gdyby się o tym dowiedział. Nie ważne było to, że już nie żył. Tata wciąż sprawował pieczę nad Quandrum, nawet z zaświatów. Zapewne widział to, co się teraz działo.
Łzy napłynęły mi do oczu. Przez cały ten czas starałem się być twardy i silny, ale to dłużej nie miało sensu. Kochałem Effie i musiałem ją ratować. Kochałem także swój lud, który zrobiłby dla mnie wszystko. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli pozwolę Lennoxowi na połączenie trzech krain w jedno, skrzywdzę tym wiele istnień. Nikt z Quandrum nie wybaczyłby mi tego, że oddałem krainę bez walki. Dlatego spojrzałem w oczy Lennoxa, mając nadzieję, że dostrzeże we mnie istotę, która miała dwa priorytety.
- Lennox, nie mogę pozwolić, żeby...
- Nie? - spytał, nie pozwalając mi dokończyć. - W takim razie dam ci czas na to, abyś zastanowił się, co począć. Sprowadzę cię tutaj ponownie za kilka dni, ale nie podam ci dokładnego terminu, abyś żył w niepokoju. Jak zapewne rozumiesz, muszę zostawić sobie zakładniczkę. Effie nada się do tego idealnie. Wolałbym, abyś to ty był moim niewolnikiem, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Do zobaczenia, skarbie. Mam nadzieję, że gdy następnym razem się zobaczymy, podejmiesz racjonalną decyzję. Tymczasem żegnam cię i obiecuję, że porządnie zaopiekuję się twoją żoneczką.
- Co?! Nie! Lennox, błagam, nie!
W jednej chwili spowiła mnie magia. Poczułem duszności, a moje ciało zdawało się nienaturalnie skręcać. Moje ręce zostały uwolnione, podobnie jak nogi. Znajdowałem się w jakimś magicznym tunelu, który nagle dobiegł końca. Zostałem z niego niemalże wypluty na ziemię.
Rozejrzałem się dookoła i zdałem sobie sprawę z tego, że wróciłem do Quandrum. Znajdowałem się dokładnie w tym miejscu, z którego zabrał nas Astafarius Xeno. Wszystko było takie samo z wyjątkiem tego, że nie było ze mną Effie.
Nade mną stali moi bracia wraz z Romeo. Wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem, jakby domyślali się, co się wydarzyło. Po policzkach Neptune'a spływały łzy, a Mercury oddychał ciężko. Nikt nie odważył się zadać tego pytania, na które każdy chciał znać odpowiedź. Moi bracia byli zbyt przerażeni, jednak Romeo, który był przyjacielem i strażnikiem mojej ukochanej w końcu odważył się zapytać.
- Gdzie jest Effie?
Przełknąłem gulę w gardle. Zawyłem w niebo, po czym zacząłem orać paznokciami ziemię. Krzyczałem tak głośno, że rozbolało mnie gardło. Czułem, jak ręce moich braci mnie łapią, aby mi pomóc, ale nic nie było w stanie udzielić mi wsparcia. Zawiodłem istotę, na której cholernie mocno mi zależało. Zamiast świętować z moją żoną to, że zawarliśmy małżeństwo i staliśmy się władcami Quandrum, musiałem martwić się o to, czy ona wciąż żyła.
- Lennox ją porwał. Effie już tutaj nie wróci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top