22

Effie

Mercury i Neptune stali obok nas z poduszeczkami, na których znajdowały się korony. Jedna była mniejsza i delikatniejsza, a druga jasno świadczyła o tym, że ten, kto nosił ją na głowie, był potężnym władcą. 

Czułam stres. Nie byłam tak zestresowana nawet w chwili, w której siłą zostałam zabrana ze swojego domu rodzinnego po to, aby jakiś nieznajomy mężczyzna wywiózł mnie do zamkniętego miasta, jakim był Avenon. Nie bałam się tak nawet wtedy, gdy zdawałam na studiach najtrudniejszy egzamin. To wszystko było nieważne w porównaniu z tym, co działo się teraz. 

Czułam na sobie spojrzenia obywateli Quandrum. Tych wszystkich istot, które były niezwykle ważne dla Saturna i jego braci. Miałam wrażenie, że nie powinnam tutaj stać. Byłam przecież obca. Pochodziłam z Ziemi, która przez istoty z Quandrum zapewne była postrzegana jako planeta, która była niemal nieprawdziwa, gdyż znajdowała się tak daleko. 

Ręce mi się pociły i kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, na czym dokładnie będzie polegała koronacja, ale byłam w stanie zrobić wszystko, aby tylko móc jak najszybciej stąd iść. 

Saturn zdawał się być w swoim żywiole. Przemawiał do ludu tak, jakby był od tego specjalistą. Uśmiechał się i emanował pewnością siebie, a jego srebrna skóra świeciła pięknym blaskiem. 

Postanowiłam skupić się tylko na nim. Nigdy nie lubiłam wystąpień publicznych. Dlatego skupiłam wzrok na Saturnie i czekałam na to, co zrobi albo powie. 

- Już za chwilę powitacie nową parę królewską i tym samym staniecie się świadkami historii.

Przełknęłam gulę w gardle, gdy usłyszałam te słowa. Wiedziałam, że nie było odwrotu. Miałam stać się królową jakiegoś mitycznego miasteczka, w którym żyły smoki, syreny i wróżkowie. 

Mój mąż podszedł do swoich braci. Wziął do ręki mniejszą koronę i podszedł z nią do mnie. Gdy przede mną stanął i zobaczyłam jego ciepły uśmiech, wszystko inne przestało mieć znaczenie. 

- Jesteś gotowa, Effie? 

Wzruszyłam ramionami. 

- Bardziej gotowa już chyba nie będę. 

- Drodzy obywatele Quandrum! - krzyknął Saturn, skupiając na sobie uwagę całego tłumu. - Effie, moja piękna kobieta pochodząca z Ziemi, która zakochała się we mnie niemal z dnia na dzień, jest najlepszym, o co mogłem kiedykolwiek poprosić. Jest moją żoną i moim wsparciem. Wiem, że nie mogłem sobie wymarzyć cudowniejszej kobiety jako mojej żony. Jestem pewien, że pokochacie Effie tak samo, jak ja pokochałem ją. 

Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Nie byłam pewna, czy to było wyznanie miłości, ale wolałam, aby Saturn powiedział mi, że mnie kocha, gdzieś na osobności. Poza tym, trudno było mi uwierzyć w to, że był w stanie zakochać się we mnie tak szybko. Mimo, że sama darzyłam go ciepłymi uczuciami, to nie czułam do niego jeszcze miłości. 

Choć może się myliłam? Może celowo wmawiałam sobie, że nie czułam do niego czegoś silniejszego tylko po to, aby nie wyszło, jak słaba byłam? Może powinnam pozwolić magii ingerować i zrobić ze mną to, co tylko chciała? 

- Effie.

Złote oczy Saturna wyglądały tak kusząco, że mogłabym patrzeć w nie godzinami. Gdy więc uwięził mnie za pomocą swojego spojrzenia, z radością stałam się jego niewolnicą. 

- Wiem, że razem będziemy rządzić Quandrum jak najlepsza para królów. Moje marzenie o kochaniu pięknej królewny się ziści. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz koronę na znak, że zostajesz królową Quandrum? 

To była ta chwila. Chwila, o której fantazjowały małe dziewczynki, gdy wyobrażały sobie piękne książęta z bajek. 

Moje serce dudniło sprawiając, że cała drżałam. Saturn jednak był cierpliwy. Widział, że nie było możliwości, abym podjęła inną decyzję, ale i tak mnie szanował. 

- Tak, Saturnie. Zostanę królową. 

Tłum zaczął krzyczeć, gdy Saturn włożył mi koronę na głowę. Nie poczułam, aby magia jakoś szczególnie na mnie podziałała, co było dobre. Wolałam, aby to, co działo się przy przemianie w demona, już nigdy więcej nie miało miejsca. Nigdy miałam nie zapomnieć tego, jakie katusze wtedy przeżyłam.

Uśmiechnęłam się to tłumu, wznosząc ręce ku górze. Uśmiechałam się do wszystkich. Posłałam nawet całusa Knightowi, którego koledzy zaczęli lekko uderzać łokciami za to, że królowa posłała mu buziaka. Dla tego skrzywdzonego przez los chłopca byłam w stanie zrobić wszystko. 

Okazało się, że skoro ojciec Saturna nie żył, mój mąż musiał koronować się sam. Wziął więc z poduszeczki trzymanej przez Neptune'a koronę i uniósł ją wysoko. Szmaragd, który znajdował się w centralnej części korony, pięknie świecił w słońcu. Moja korona była równie śliczna. Także posiadała szmaragd, ale był mniejszy. 

- Moje kochane Quandrum. 

Głos Saturna zadrżał. Postanowiłam lekko się wycofać, aby czuł, że ta chwila należała tylko do niego. 

- Żyję tutaj od dnia, w którym moja cudowna mama powitała mnie na tym świecie. Spędziłem tu piękne lata swojego życia. Nigdy nie zapomnę o naukach, które wpoili mi rodzice. Ojciec od zawsze wiedział, że to ja, jako pierworodny syn, zostanę królem. Nauka nie była łatwa. Towarzyszyło mi wiele siniaków, łez i bólu. Gdybym jednak miał przejść przez to wszystko jeszcze raz, nie wahałbym się ani chwili. Dla was zrobiłbym wszystko, bo bardzo was kocham. Wiem, że ta chwila jest podniosła i powinienem skupiać się na sobie, ale postanowiłem skorzystać z okazji, gdy mam głos i wszyscy mnie słuchacie. Czy mogę was prosić o to, abyście traktowali Knighta, chłopca o pomarańczowej skórze tak, jakby był inny równym dzieciom?

W tłumie zapanowała cisza. Sam Knight patrzył na Saturna tak, jakby był jego bogiem. Oczy chłopca się świeciły, a ja cieszyłam się, że dostał uwagę, na którą zasłużył. 

- Knight to cudowny chłopiec. To nie jego wina, że urodził się taki, a nie inny. Jest mieszkańcem Quandrum, podobnie jak wy wszyscy. Dlatego szanujcie go. Przyjaźnijcie się z nim. Kochajcie go. Zróbcie to dla mnie, dobrze?

Syreny, smoki i wróżkowie wiwatowali. Knight za to wpadł na scenę i wtulił się w nogi Saturna. Po tym chłopiec podbiegł do mnie. Ukucnęłam przy nim i przytuliłam go, delikatnie głaszcząc po główce. 

- Jesteś najpiękniejsza, Effie. Dziękuję. 

Kiedy zbiegł ze sceny, do oczu napłynęły mi łzy. Saturn zrobił dobry uczynek. Nie dziwiłam się, że wszyscy go kochali. Był idealny na króla. 

- Kontynuując, niezmiernie się cieszę, że to ja zostanę waszym królem. Czekałem na to od dzieciństwa i śmiało mogę powiedzieć, że służenie wam będzie dla mnie czystą przyjemnością. Wierzę, że wspólnie pokonamy Lennoxa i sprawimy, że Quandrum stanie się jeszcze wspanialszą krainą niż jest w tej chwili. Dziękuję wam za wszystko i co mogę jeszcze rzec? Powitajcie nowego króla!

Kiedy założył sobie na głowę koronę, wszystkie istoty wpadły w szał. Niektórzy wbiegali na scenę i składali Saturnowi gratulacje, podczas gdy ja byłam ochraniana przez mojego osobistego strażnika, jakim był Romeo. Wtuliłam się w jego ciepłe i szerokie plecy. Wiedziałam, że ja dla obywateli Quandrum nie byłam tak ważna, jak Saturn, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Cieszenie się cieplutkim futerkiem Romeo było tym, czego potrzebowałam. 

Nagle usłyszałam nad sobą świst. Spojrzałam w górę i ujrzałam Rexa. Wielki smok wznosił się kilkanaście metrów nad sceną, trzepocząc skrzydłami tak, że wywoływał potężny wiatr. 

- Zabrać cię na przejażdżkę, królowo? 

Uśmiechnęłam się, widząc jego zębiska pokazane w szerokim uśmiechu. 

- Gdzie chcesz mnie zabrać, Rex?

- Gdziekolwiek, skarbie! Ucieknijmy przed Saturnem! Obiecuję, że nie będę się do ciebie dobierał!

Parsknęłam śmiechem. Romeo także się zaśmiał, co poczułam, trzymając dłonie na jego brzuchu. 

- Na szczęście zgłosiła się opiekunka, która będzie pilnować, abyś nie położył łap na mojej żonie, Reksiu!

Saturn znalazł się obok mnie w ułamku sekundy. Wysunął z wypustek na plecach skrzydła i porwał mnie w ramiona. Pofrunął ze mną do smoka i posadził mnie na nim okrakiem. Sam usiadł za mną, a ja panicznie chwyciłam się jednego z rogów Rexa, gdy smok zaczął wykonywać akrobacje nad wiwatującym tłumem. 

Śmiałam się tak bardzo, że łzy leciały mi z oczu. Rex nie miał dla nas litości. Wytarmosił nas porządnie, a gdy w końcu wylądowaliśmy na ziemi, poczułam, jak włosy wplątały mi się w koronę. Chyba cudem nie zsunęła mi się z głowy. 

- Dzięki, Rexiu - powiedziałam, podchodząc do smoka od przodu. Patrząc Saturnowi wyzywająco w oczy, objęłam rękoma dużą głowę smoka i pocałowałam go w czoło. Rex mruknął tak głośno, że poczułam te wibracje w całym ciele. 

- To ja dziękuję, królowo. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała przejechać się na moim grzbiecie, albo czymkolwiek innym, to zapraszam!

Smok wzbił się w powietrze, zanim Saturn zdołał złapać go za ogon. Mój mąż pokazał Rexowi język, na co smok buchnął ogniem.

- Pocałowałaś smoka, Effie? 

Wzruszyłam ramionami, rumieniąc się. 

- Pocałowałam smoka. Rany, to brzmi tak dziwnie!

- Nie wierzę, że zdradziłaś mnie ze smokiem! I to z moim przyjacielem! Chyba będę musiał dać ci karę, żono!

Znajdowaliśmy się z dala od świętującego tłumu. Rex podrzucił nas bowiem na skały, z których rozpościerał się zjawiskowy widok na plażę. Dziwnie było patrzeć na nią, gdy nie znajdowały się tu żadne śmiejące się syreny. Jednocześnie piękne było to, że wszystkie istoty tak się zjednoczyły, gdy dowiedziały się, że ich ukochany książę zostanie koronowany na króla. 

Saturn stanął za mną. Przycisnął się piersią do moich pleców i objął mnie rękoma na wysokości brzucha. Podbródek ułożył mi na ramieniu. 

Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Przy nim uśmiechałam się nieustannie. Ostatnio byłam taka szczęśliwa, gdy znajdowałam się w domu rodzinnym. Zanim zostałam stamtąd siłą zabrana, byłam zupełnie inną osobą. Cieszyłam się najmniejszymi rzeczami i byłam na wszystkich otwarta. Moja wiara w ludzi została zachwiana w momencie, w którym zobaczyłam, jak rodzice mojej sąsiadki zostali zamordowani dlatego, że nie chcieli oddać swojej córki w ręce rządu. Po raz kolejny poczułam taki zawód, gdy musiałam jechać do otoczonego murem miasteczka, którego nie mogłam opuścić, gdyż moją kostkę oplatał nadajnik GPS. Gdyby rząd dowiedział się, ze opuściłam Avenon bez ich zgody, kara spotkałaby nie tylko mnie, ale również moją rodzinę. Do tego nie mogłam dopuścić, dlatego mimo, że nie chciałam być posłuszna, to jednak nie miałam innego wyboru.

Tutaj wszystko było inne. Miałam rodzinę, która składała się z nieziemskich istot. Poznałam wspaniałych wróżków, syreny i smoki, z którymi wiedziałam, że będę mogła przejść przez najgorsze piekło. Zostałam zaakceptowana przez demony, które nie miały żadnego interesu w tym, aby mi pomóc. 

- Czy to, co mówiłeś podczas koronacji, było prawdą, skarbie? 

Saturn nagle zrobił się ciepły. Magia ułatwiała rozpoznanie, co ktoś czuł w danym momencie. 

- Mówiłem wiele rzeczy, słońce. Mogłabyś mnie bardziej oświecić? 

Zaśmiałam się, szczypiąc go w policzek jak małego chłopca. 

- Powiedziałeś, że mnie kochasz. Domyślam się, że tylko żartowałeś, ale...

Niespodziewanie Saturn odwrócił mnie przodem do siebie. Objął moją twarz dłońmi tak, że nie mogłam od niego uciec. Spojrzał mi w oczy, opierając swoje czoło o moje. Nikomu innemu nie pozwalałam na taką bliskość. Na samą myśl o tym, że któryś z moich ziemskich kolegów, na przykład Finn, mógłby znaleźć się tak blisko mnie, czułam dyskomfort. Przy Saturnie wszystko było inne, co było doskonałym dowodem na to, jak świetnie się z nim czułam. 

- Kocham cię, Effie.

- Co? Saturnie, ale...

- Kocham cię, okej? Rany, przyjmiesz moją miłość, skarbie? 

Nogi się pode mną ugięły, ale mój ukochany w porę mnie złapał. Zaśmiał się, widząc moją reakcję. 

- Ty wyznałeś mi miłość? 

Pokiwał głową, marszcząc zabawnie brwi. 

- Jeśli ci się to nie podoba to

- Nie! Wszystko jest w porządku! Wow! Król demonów powiedział, że mnie kocha! Jesteśmy w jakiejś szalonej książce? O co w tym wszystkim chodzi? 

Saturn śmiał się tak bardzo, że nie zdziwiłabym się, gdyby Romeo zaraz tu przybiegł, aby sprawdzić, co wyprawialiśmy. Mój futrzasty przyjaciel jednak tutaj nie przyszedł. Za to Saturn postanowił pójść o krok dalej i przewrócił mnie na ziemię jak dzieciak. Wspiął się na mnie, siadając na mnie okrakiem. Skrępował mi ręce ponad głową za pomocą swojego demonicznego ogona. 

- Niech to. Muszę nauczyć się używać swojego ogona, żebym też mogła cię wiązać.

- Wiesz, co najbardziej chciałbym zrobić ze swoim ogonem, kochanie? 

Pokręciłam przecząco głową. Nie sposób było nie zauważyć erekcji ukrytej pod szatą Saturna. Cóż, nawet tak wiele warstw materiału nie było w stanie ukryć jego monstrualnego kutasa. 

- Co takiego, mój mężu? 

Gdy pochylił się nade mną i chwycił zębami płatek mojego ucha, zadrżałam. Nie musiał nawet patrzeć na mnie tymi swoimi złotymi oczami, abym straciła rozum. 

- Marzę o tym, aby wsadzić ci go w tyłek.

- Co?! Zwariowałeś?!

- Nie-e - zaśmiał się, mówiąc do mnie jak chłopiec. - Pewnego dnia wsunę kutasa w twoją ciasną cipkę, przywiążę ci ręce do łóżka za pomocą sznura, a mój ogonek będzie pieprzył cię w tyłeczek. Uwierz mi, że sama mnie o to poprosisz. Jeszcze będziesz błagać o mój ogon, słoneczko!

Od śmiechu rozbolał mnie brzuch. Okazało się, że miałam rację. Romeo naprawdę do nas przybiegł, aby sprawdzić, czy byłam cała. Gdy wyznałam mu, że Saturn chciał wsadzić mi ogon w tyłek, Romeo przechylił głowę na bok i stwierdził, że to całkiem dobry pomysł. Wychodziło na to, że miałam żyć z istotami, które były tak pobudzone seksualnie, jak ja. Nie, żebym miała na to narzekać. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top