17
Saturn
- Lennox. Tyle powinno ci wystarczyć, Saturnie.
Patrząc na Fiodora, myślałem, że żartuje. Chłopak jednak pozostał piekielnie poważny. Cóż, może słowo "piekielnie" nie było tutaj na miejscu, ale miałem wrażenie, że to był jakiś cholerny, nieśmieszny kawał.
Lennox był potworem, o którym słyszeli absolutnie wszyscy. Nie było nikogo, kto stanowił większe zagrożenie, niż ta kreatura. Wywodził się z podziemi, więc wierzono, że mieszkał w piekle. O Lennoxie krążyło mnóstwo historii, ale nikt nigdy nie widział go w ludzkiej postaci, w którą potwór niewątpliwie potrafił się przemieniać. Zwykle Lennox przedstawiany był jako ogniście pomarańczowy feniks, który siał spustoszenie.
Dotychczas tajemniczy feniks zaatakował siedem krain i wszystkie je zniszczył. Zabił mieszkające tam istoty, nie pozostawiając żywym nikogo. Był niebezpieczny i przepotężny. Nikt nie był w stanie go pokonać.
Pamiętałem nawet, jak moi rodzice rozmawiali o tajemniczym stworze, którego obawiali się wszyscy. Nikt nie wiedział, czy dzień, w którym ktoś się budził, nie był aby na pewno jego ostatnim. Lennox bowiem, choć nie miał w tym żadnego interesu, kochał plądrować, zabijać, a plotki głosiły, że nawet gwałcić. Nikt nie wiedział, czy miał rodzinę. Wszyscy traktowali go jak stwora, którego trzeba było pozbyć się za wszelką cenę. Nikt nie miał jednak wystarczająco dużo odwagi, aby tego dokonać. Uznawano bowiem, że skoro feniks zgładził nawet legendarnego króla ziem Rascal, szanowanego i niezwykle silnego Silviusa IV, nikt nie był w stanie go pokonać.
Mercury zauważył, że poczułem się słabo. Mój brat chwycił mnie za ramię w ostatniej chwili i posadził mnie na swoim tronie. Fiodor z kolei oddychał ciężko wiedząc, jak podziałała na mnie jego informacja.
- Lennox był w twojej krainie? Pojawił się w Cormac?
- Tak - odparł brunet, ściągając z głowy czarny kaptur. - Pojawił się na niebie w Cormac, ale na szczęście nikogo nie zaatakował. Widziałem go, Saturnie. Przy nim rozmiary Ptysia to komedia. Lennox jest ogromny. Mimo, że nie chcę być królem Cormac, to nie mogę pozwolić na to, aby moi obywatele zginęli. Przyszedłem więc do ciebie z prośbą o pomoc. Nie mam pojęcia, co mam robić. Boję się, Saturnie. Po prostu się boję.
Rozumiałem go doskonale. Gdybym zobaczył Lennoxa na swoim niebie również bym się zaniepokoił.
Przeczesałem palcami włosy. Byłem w fatalnym położeniu.
Gdyby mój ojciec wciąż żył, zapewne doradziłby mi, co mógłbym zrobić. Jego jednak już tutaj nie było. Nad Quandrum rządziliśmy tylko my. Mercury, Neptune i ja.
- Wiem, że nie mam prawa o nic cię prosić, Saturnie. Nie po tym, jak moi rodzice napadli na Quandrum przed kilkoma laty.
- Przestań. Nie jesteśmy naszymi rodzicami. Dzieci nie powinny płacić za błędy swoich rodzicieli.
- Pozwólcie, że się wtrącę - rzekł Mercury, składając przed sobą dłonie w piramidkę. Jak zwykle bił od niego złocisty blask. Czasami miałem wrażenie, że to on powinien zająć moje miejsce i zostać królem.
- Śmiało. Nie mam żadnego pomysłu, więc może ty mi coś podsuniesz.
Mercury uśmiechnął się do mnie kącikiem ust. Pokiwał głową i zaczął mówić.
- Studiowałem przypadek Lennoxa, odkąd byłem dzieckiem. Od zawsze mnie fascynował. Mam o nim wiele książek, z których możemy sporo się dowiedzieć. Na szybko mogę wam podać kilka informacji o nim. Nie wiem, czy do czegoś się przydadzą, ale skoro jestem ekspertem w tej dziedzinie, żal byłoby ze mnie nie skorzystać, prawda?
Mercury miał dobry humor nawet w takiej chwili. Kuźwa, kochałem tego gościa.
- Nie krępuj się.
Mój brat zbliżył się do okna. Promienie słoneczne pięknie oświetliły jego majestatyczną twarz. Naprawdę nie rozumiałem, jakim cudem Mercury nie miał jeszcze dziewczyny. Gdybym był kobietą i gdyby Mercury nie był moim bratem, rzuciłbym się z radością na jego fiuta.
- Lennox obecnie może mieć około trzydziestu lat. Nikt nigdy nie widział go w ludzkiej postaci, ale jedna z moich książek wspomina o tym, że może mieć metr osiemdziesiąt wzrostu. Według pogłosek ma blond włosy, czerwone oczy i potężne skórzaste skrzydła na plecach. Jego dominującymi mocami są władza nad ogniem, wodą i powietrzem. Jest więc niesamowicie silny. Potrafi zamieniać się w feniksa i buchać ogniem. Szponami chwyta za ramiona swoje ofiary i najczęściej je rozszarpuje albo spala żywcem za pomocą swojego ognia. Nic nie wiadomo o rodzinie Lennoxa, ale wiemy za to, że mieszka w podziemiach, gdzie nie mogą go dotknąć promienie słoneczne. Nikt nie wie, jaki ma tak naprawdę cel. Możemy tylko się domyślać, że chce zyskać pełną władzę nad światem, ale niczego nie możemy być absolutnie pewni. W sumie to tyle. Mam nadzieję, że na coś się przydałem.
Gdy Mercury skończył składać raport, drzwi do sali tronowej się otworzyły. Spodziewałem się zobaczyć w nich Effie lub Neptune'a, ale dołączył do nas Romeo.
- Śmiało, Romeo. Chodź do nas. Mamy do pogadania.
Futrzasty stwór zbliżył się do nas na dwóch łapach. Znałem Romeo od lat, więc potrafiłem wyczuć od niego konkretne emocje. Przez to, że nie miał twarzy, a zwykłą czaszkę jelenia, nie byłem w stanie zobaczyć takich rzeczy jak drganie mięśni czy uśmiech, ale można było przyzwyczaić się do tego gościa i zrozumieć, w jaki sposób postrzegał świat.
Wyjaśniliśmy Romeo pokrótce, co działo się w królestwach Cormac i Quandrum. Mój przyjaciel słuchał nas z zainteresowaniem. Romeo miał chłodny umysł, co doceniałem. Nie był impulsywny i zawsze długo zastanawiał się nad konkretnym problemem, zanim podejmował jakiekolwiek działania.
Romeo przysiadł na schodkach prowadzących na podest, na którym znajdowały się trony. Bawił się swoimi palcami zakończonymi czarnymi szponami. Gdy skończyłem mówić, podniósł na mnie wzrok.
- Faktycznie przerąbana sprawa. Nie znam stwora, który poradziłby sobie z kimś tak silnym.
Westchnąłem ciężko.
Dlaczego nic nie mogło układać się po mojej myśli?
Miałem nadzieję, że teraz, gdy w moim życiu pojawiła się Effie, los da nam choć trochę odpocząć. Planowaliśmy przecież bajkowy ślub. Dopiero się poznawaliśmy i wierzyłem, że wszystko się między nami pięknie ułoży. Wszystko wskazywało jednak na to, że życie miało dla nas plany, które niekoniecznie nam się podobały.
Jakby los po raz kolejny chciał sobie ze mnie zakpić, nagle otworzyły się drzwi prowadzące do sali. Tym razem weszli tutaj Effie i Neptune. Trzymali się za ręce, co wyglądało cholernie uroczo.
Spojrzałem w oczy mojemu bratu. Miałem wrażenie, że było coś, o czym Neptune mi nie mówił. Jego problemy były moimi problemami i chciałem, aby o tym wiedział. Nic nie było dla mnie ważniejsze niż szczęście naszej rodziny. Miałem jednak nadzieję, że Neptune nie pogniewa się na mnie za to, że uznałem sprawy królestwa za nieco ważniejsze niż jego osobiste kłopoty.
- Czy kiedy nas tu nie było, wydarzyło się coś strasznego?
Wstałem z tronu. Podszedłem do Effie. Chwyciłem moją ukochaną za ręce i spojrzałem jej w oczy.
- Niestety tak. Nad królestwem, którym rządzi Fiodor, krąży potworny feniks. Może zaatakować także Quandrum. Przykro mi, słoneczko, ale będziemy musieli zaczekać z naszym ślubem. Nie wiem, czy uda nam się pokonać feniksa, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś była tutaj bezpieczna, kochanie.
Widok smutku w oczach Effie mnie zabił. Miałem ochotę paść przed nią na kolana i przy wszystkich przeprosić ją za to, co jej zrobiłem.
Nagle poczułem dłoń na swoim policzku. Uniosłem ponownie wzrok na moją księżniczkę, która w przyszłości miała stać się moją królową.
- Nie martw się, Saturnie. Wszystko będzie dobrze. Będę cię wspierać, wiesz?
- Effie...
- Nigdzie się nie wybieram. Pomogę wam tak, jak umiem. Jaki macie plan?
Nie zasłużyłem sobie na nią. Effie nie powinna być kobietą kogoś takiego, jak ja.
Mercury, Neptune, Romeo i Fiodor spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Mimo strachu, Effie uśmiechała się do nich przyjaźnie. Była gotowa do boju. Zapewne Lennox zmiażdżyłby ją bez żadnego problemu, ale podobało mi się, że była taka waleczna. Moja mała, dzielna wojowniczka.
- Fiodor, zostaniesz na noc w naszym pałacu - oznajmiłem zmęczonemu chłopakowi.
- Nie chcę się narzucać. Ja...
- Przenocujesz u Neptune'a. Mój brat nie będzie miał raczej z tym problemu, prawda?
Domyślałem się, co krążyło po głowie Neptune'a. Gdy więc złożyłem na głos taką propozycję, spojrzałem mu w oczy, chcąc wyczytać, czy to, co przypuszczałem, było prawdą.
Neptune zrobił się czerwony na policzkach. Za pomocą magii starał się schłodzić, ale wiedziałem, że mógł próbować w nieskończoność, a i tak nie udałoby mu się dokonać cudu.
- Jasne. Chodź ze mną. Ostrzegam tylko, że mam w pokoju bałagan.
- Nic nie szkodzi - odrzekł Fiodor, który gdy tylko zbliżył się do mojego brata, wsunął mu rękę pod ramię. - Możesz nawet przykuć mnie do łóżka. Nie będę miał z tym problemu.
- To dobrze, bo właśnie to chciałem zrobić.
Gdy Neptune i Fiodor wyszli z sali, zostaliśmy tutaj we czwórkę. Effie, Romeo, Mercury i ja.
- Na czas niepokoju, jeśli tak to mogę nazwać, musimy być w stanie podwyższonej ostrożności. Jutro zorganizuję spotkanie ze strażnikami i obywatelami Quandrum. Muszę ich ostrzec o tym, że mogą być w niebezpieczeństwie. Strażnikom polecę, aby byli w stanie podwyższonej gotowości. Nie chcę tego, ale wiem, że musimy się pilnować.
Poczułem na sobie wzrok Mecury'ego. Mój młodszy brat zwykle był cichy i rzadko postanawiał wtrącić coś od siebie, ale tym razem tak się stało. Gdy zauważyłem, że coś go męczyło, gestem ręki poprosiłem go o to, aby podzielił się z nami swoimi obawami.
Mercury podszedł bliżej nas. Gdy kroczył dumnie przed siebie, czarna szata za nim falowała. Musiałem znaleźć mu dziewczynę. Taki chłopak nie powinien się marnować. Szkoda, że zamiast skupiać się na romansowaniu, musieliśmy walczyć o nasze krainy. Znacznie bardziej wolałbym poznawać ciało Effie i dowiadywać się, co kręciło moją dziewczynkę.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale jest coś, o czym powinniście wiedzieć.
Mój brat mnie skonsternował. Patrzyłem na niego w wyczekiwaniu, jednak on długo zbierał myśli. Zbyt, kurwa, długo.
- Mercury...
- Mam na myśli wasz ślub.
- Co z nim?
- Wiem, że zapewne chcecie mieć uroczystość jak z bajki. Na pewno chcielibyście zaczekać, aż w Quandrum będzie pokój, aby wziąć ślub, ale nie ma na co czekać. Musisz zostać królem, Saturnie. Jeśli będziesz się ociągał ze ślubem, nie zostaniesz królem przed nieuniknionym atakiem Lennoxa. Ten stwór nie będzie miał do ciebie żadnego szacunku, jeśli będziesz tylko księciem. Wiesz dobrze, że gdy weźmiesz Effie za żonę i staniesz się królem, zyskasz nowe moce, które mogą pomóc nam w pokonaniu tego potwora. Przykro mi, że rujnuję romantyzm i magię, ale w obliczu wojny nie możemy myśleć o miłości.
Nieprzyjemnie mi było to przyznać, ale Mercury miał rację.
Nie bez powodu królem nie mógł zostać ktoś, kto nie miał żony. W czasie wieloletniej historii Quandrum, gdy na tron wstępował król, zawsze miał obok siebie żonę. Kobietę, za którą gotów był zginąć. Kobietę, która go wspierała. Kobieta, która w dniu ślubu mimowolnie przekazywała mężowi ogromną magię
Mercury miał rację. Musiałem przyspieszyć ślub z Effie, ale nie chciałem robić niczego, czego ona by nie chciała. Czułbym się wtedy jak bydlak, choć i tak już miałem sporo grzechów na sumieniu.
Effie położyła dłonie na mojej piersi, przyciągając moją uwagę. Spojrzała mi w oczy.
- Zróbmy to, kochanie. Pobierzmy się.
- Effie, ale...
Gdy położyła palec wskazujący na moich ustach, zamilkłem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Jeśli to ma ci pomóc w zyskaniu nowych mocy, zróbmy to. Możemy przecież odnowić przysięgę małżeńską w przyszłości. Wtedy weźmiemy porządny ślub, po którym przywiążesz mnie do łóżka i zrobisz ze mną, co będziesz chciał, mój królu.
Zrobiło mi się ciasno w spodniach. Effie doskonale wiedziała, co robiła. Czułem, że chciała doprowadzić mnie do szału.
Nie wiedziałem, jak powinienem czuć się z tym, że Mercury i Romeo słuchali, jakie Effie miała fantazje seksualne, ale co się dzieje w rodzinie, zostaje w rodzinie, prawda?
- To będzie takie bezuczuciowe. Mechaniczne. Chcę, żebyś dobrze pamiętała ten ślub.
Czułem się pokonany. Nie sądziłem, że przebrzydły Lennox zepsuje moje plany. Może nie byłem przesadnym romantykiem, ale ja również chciałem mieć ślub, który potem będę miło wspominał. Jak wspominała Effie, nic nie stało na przeszkodzie, abyśmy w przyszłości pobrali się po raz kolejny, ale martwiłem się, że to zrujnuje magię.
Nie mogłem jednak czekać. Wiedziałem, że bez mocy Effie nie byłbym zdolny pokonać Lennoxa, choć i z nimi miałbym małe szanse. Miałem jednak wokół siebie wspaniałe istoty, które na pewno pomogłyby mi pokonać tego potwora.
Mercury, Neptune, Romeo, Fiodor, Rex, Ptyś, a także syreny, wróżkowie i smoko-podobne stwory. Wszyscy stali po stronie naszej rodziny. Wszyscy wiedzieli, jaka była nasza historia i jak wiele dla dobra Quandrum poświęcili moi rodzice.
Dlatego spojrzałem w oczy Romeo i Mercury'ego, po czym mój wzrok spoczął na uśmiechniętej Effie. Pocałowałem ją w usta i wypowiedziałem dwa słowa, których nie mogła cofnąć żadna moc.
- Zróbmy to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top