VII
Nad ranem Suguru obudził się w łóżku tuż obok brązowowłosej dziewczyny, na co aż odetchnął z ulgą, spoglądając na sufit. Przez całą noc miał problemy ze snem, nie będąc pewnym czy na pewno wrócił, przez co wciąż sprawdzał miejsce obok. Za każdym razem leżała tam nieświadoma szatynka, a mimo wszystko to bruneta nie uspokajało... Czasem nawet musiał przesunąć po jej ramieniu czy policzku dłonią, aby przekonać się, czy to mu się tylko nie śni...
Zaraz jednak uderzył w niego ogromny wstyd, przez który aż zakrył ciepłą twarz rękoma. Wciąż nie mógł uwierzyć, że on naprawdę wczoraj wieczorem kochał się ze swoim dawnym przyjacielem, gdy jego narzeczona parę pięter niżej czekała na niego aż do znużenia... Nie rozumiał jak mógł się nie powstrzymać, chociażby mając pierścionek zaręczynowy na palcu. Przecież nie musiał go nosić wcale, ale chciał tego, aby już w narzeczeństwie czuć się jednością ze swoją wybranką i aby okazać jej jeszcze większy szacunek. Jak on mógł swoje wszystkie wartości poświęcić na chwilę słabości i przyjemności z drugim mężczyzną, kim by on nie był... A może właśnie to miało znaczenie. Nigdy wcześniej nie czuł potrzeby wchodzenia w tego typu interakcje, ani z kobietami, ani z mężczyznami, był naprawdę wierny swojej dziewczynie i ona mu w pełni wystarczała we wszystkim. Dlatego też był tak pewny, że ślub z nią to najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć na przyszłość. Wszystko układało się idealnie, a wszystkim pasował ten układ... Bo ten związek był trochę na pokaz z nadzieją, że może kiedyś to przerodzi się w prawdziwą miłość. Gdy Geto oznajmił, że oświadczył się, wszyscy uznali, że faktycznie poczuł coś do dziewczyny, a ona do niego... I naprawdę chłopak nie miał z tym problemu. Tylko teraz, tuż przed ślubem nadeszła dla nich ciężka próba czasu, gdzie największą przeszkodą był...
Brunet pokręcił głową, nie chcąc nawet myśleć o tym wszystkim. Miał już naprawdę dość wszystkiego i najchętniej to by się schował z dala od problemów albo w ogóle by zniknął... Denerwowało go to, że zaczął zauważać coś poza swoim idealnie zbudowanym życiem i że coś śmiało go w ogóle wyrywać z tej bańki złudnego szczęścia. Wcześniej czuł się tu jak ryba w wodzie, teraz zaczęło go realnie uwierać...
Nagle zauważył, że dziewczyna obok budzi się, dlatego natychmiast założył maskę na swój dziwny stan i zaczął stwarzać pozory, że jest wszystko w porządku. A widząc jak szatynka delikatnie unosi powieki wyżej, aż posłał jej ciepły uśmiech, na co ona spytała z lekką, poranną chrypą:
- Jak późno wróciłeś?
- Nie aż tak... - odpowiedział spokojnie, łapiąc delikatnie jej policzek - Ale pewnie długo czekałaś, co?
- Nie aż tak... - odwzajemniła uśmiech, a zaraz wtuliła się w chłopaka - Po prostu się trochę stęskniłam...
Suguru otworzył szerzej oczy, patrząc w bok ze skołowaniem. Jak on miał teraz udawać kochającego, troskliwego narzeczonego, kiedy zrobił dziewczynie to, za co potępiał każdego innego... Zresztą oni obydwoje sami przed sobą udawali miłość, a to nagle stało się tak bezsensowne... Przecież jeszcze przed rodzicami było to zrozumiałe, ale po co oszukiwali sami siebie...
- Suguru..? - z przemyśleń wyrwał go głos szatynki.
- Ach, przepraszam... - natychmiast objął ją czule - Też tęskniłem... Wiesz, nie mogę uwierzyć, że już za dwa dni... - aż się wzdrygnął - Zostaniesz moją żoną...
- Ja też! - zaśmiała się - Nasz ślub będzie cudowny!
Nagle brunet usłyszał, że ktoś do niego dzwoni. Odruchowo złapał telefon, nie puszczając dziewczyny i odebrał:
- Halo?
- Stało się coś strasznego! - usłyszał głos matki - Musimy się wszyscy spotkać natychmiast w restauracji. Znajdziecie nas!
- Mamo, ale...
- Koniecznie! - po czym rozłączyła się.
Zdezorientowany Suguru odłożył urządzenie, po czym spojrzał na dziewczynę i rzekł:
- Musimy zejść na dół...
- Czemu? Coś się stało? - spytała zaskoczona.
- Nie wiem... Podobno coś strasznego...
- Och, nie! To chodźmy szybko! - zerwała się z łóżka.
- Spokojnie... - westchnął - Znam ją, pewnie dramatyzuje... Ale chodźmy dla świętego spokoju.
Dwójka szybko się przebrała w lekkie ubrania, to znaczy, dziewczyna po prostu jak zwykle założyła jakąś sukienkę, a brunet białą podkoszulkę, na to koszulę tego samego koloru, a do tego w miarę eleganckie, krótkie, ciemne spodnie.
W takim stanie razem poszli do windy, którą zjechali prosto do restauracji. Suguru zauważył, że dziewczyna mimo wszystko było lekko zestresowana, dlatego niewiele myśląc złapał ją za rękę bez słowa, co z kolei uspokoiło szatynkę.
W miarę szybko znaleźli stolik ze swoimi rodzinami, więc tam też zaraz podeszli, a następnie zajęli miejsca.
- Co się stało? - spytał Suguru, spoglądając na matkę.
- Niestety wyszły jakieś komplikacje i wasz ślub... - chłopakowi aż stanęło serce, a sam uniósł wyżej powieki - został przesunięty...
- Matko! - zawołała matka dziewczyny - To okropne! Przecież tyle czekali...
- Jak to przesunięty? - spytała smutno szatynka.
- Nie chcieli mi powiedzieć nic konkretnego. Tylko, że wynikły komplikacje... - wyjaśniała pani Geto.
- Ale to straszne, Suguru! - dziewczyna spojrzała na narzeczonego, łapiąc mocniej jego rękę.
- To nic... - uspokajał ją - Jak nie jutro, to... Właśnie, kiedy? - spojrzał znów na matkę.
- Nie wiadomo jeszcze... - zmartwiła się kobieta.
- No trudno - przyznał brunet - I tak ze sobą przecież jesteśmy. Co zmienia kilka dni...
- Tak, ale... - szatynka prawie płakała, a przy tym wtuliła się w chłopaka, który ją objął - Chciałam to mieć już za sobą...
- Moja biedna córeczka! - aż jej matka podeszła do niej i wzmocniła uścisk.
- Nic strasznego się nie stało no... - rzekł czule Suguru blisko ucha szatynki - Narazie zjedzmy coś, a później pójdziemy na wycieczkę, dobra?
Dziewczyna niepewnie pokiwała głową, ale mimo to dalej się go trzymała i chyba zaczęła płakać, co już totalnie zdezorientowało bruneta. Oczywiście nie zostawił jej, pozwolił, aby dalej się w niego wtulała, gdy obok próbowała ją pocieszać jeszcze matka, a zaraz dołączyła jeszcze pani Geto. Wszystkim zależało, aby panna młoda miała lepszy humor, za to skołowany Suguri odruchowo rozejrzał się po restauracji, aż dostrzegł na samym końcu sali Satoru we własnej osobie. Ten był ubrany podobnie jak wczoraj, chociaż w nieco inne ubrania... Do tego wszystkiego oczy zakrywał ciemnymi okularami... Śniadoskóry aż zadrżał, widząc sylwetkę chłopaka, a wręcz wypełniło go dziwne uczucie gorąca pod wpływem stresu, a serce przyśpieszyło... Już prawie zapomniał o wczorajszym incydencie, ale Gojo chyba chciał, aby ten wręcz przeciwnie, myślał o tym cały czas...
Nagle szatynka wysunęła głowę, dając wszystkim znać, że już jej lepiej, a Suguru musiał natychmiast się opanować, aby nikt nie pytał... Za chwilę wszyscy z powrotem zajęli miejsca i zaczęli najzwyczajniej na świecie jeść...
Ale brunet ledwo co zdążył skupić uwagę na czymś innym, a nagle jego matka spojrzała w wiadomym kierunku, a później znowu i z oburzeniem spytała:
- Synu... Czy to nie jest ten łobuz, który cię kiedyś demoralizował?
- Co? - brunet ledwo co udawał obojętność, choć w środku cały drżał z emocji - Nie wiem, może...
- Czego on tu może chcieć, to porządny hotel, nie dla takich jak on... Mam nadzieję, że nie zamierzasz się z nim znowu zadawać, Suguru - spojrzała srogo na syna.
- Po co? - prychnął - Mam swoje życie, on ma swoje. Nic nas już od dawna nie łączy, jakbyśmy byli sobie obcy. Nawet nie wiedziałem, że tu jest.
- No i bardzo dobrze, synku - aż się uśmiechnęła - Cieszę się, że tak wyrosłeś... Jestem z ciebie dumna.
Brunet na to jedynie posłał jej delikatny uśmiech, choć w środku zjadało go poczucie wstydu, ale co gorsze, ciekawość względem Satoru... Jak on w ogóle się czuł, gdy znów obudził się sam w takim wielkim apartamencie... Inną sprawą było to, że on wciąż nosił te okulary, a pogoda nie wyglądała obiecująco... Może świeciło trochę słońce, ale bardziej wiało i chmury w niektórych miejscach ciemniały coraz bardziej... Po co mu więc były te cholerne okulary... Niestety Suguru nie miał żadnej najmniejszej okazji spytać, zajęty rodzinnym śniadaniem i przewrażliwioną narzeczoną, która trzymała się go teraz tak niemal obsesyjnie... Później też szybko wrócili do swojego pokoju, ogarnęli się bardziej i poszli na obiecaną wycieczkę...
Wrócili dopiero wieczorem, gdy niebo dawno ściemniało, a grunt, że przez cały duszny dzień nie spadła ani kropelka. Jednak, gdy para tylko wróciła do swojego pokoju, szatynka natychmiast opadła na łóżko. Zresztą już wcześniej marudziła, że się zmęczyła... Rozbawiony Suguru usiadł gdzieś na brzegu, lustrując narzeczoną. W sumie naprawdę była materiałem na żonę... Nie brakowało jej nic do tej roli, a wręcz nadawała się idealnie... Tylko brunet jej nie kochał i to dręczyło go coraz bardziej... Jak miał poświęcić całe życie osobie, którą co najwyżej lubił i podziwiał... Każde jego ,,kocham" było fałszywe, aż go to obrzydzało... Coraz bardziej dojrzewał do tego, że... Nie może poślubić dziewczyny. Ślub skrzywdziłby ją i jego bardziej niż, gdyby to wszystko odwołali... W końcu to było ich życie, a nie rodziny czy osób w towarzystwie... Niech sobie plotkują i narzekają, on wolał być szczery...
I znów złapał go ból głowy aż dotknął skroni, krzywiąc się lekko. Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna zdążyła zasnąć, aż uśmiechnął się, bo tak uroczo wyglądała... Ale skoro ta odpłynęła w krainę snów, on postanowił się przewietrzyć i niewiele myśląc wyszedł z pokoju.
Gdy tylko opuścił hotel, od razu wiedział, że idzie prosto na plażę, gdzie szum fal zawsze go uspokajał i pomagał mu ułożyć myśli w głowie... Szybko tam dotarł, gdy poczuł w stopach piasek, co go wcale nie przeraziło, wręcz ucieszył się... Śmiało ruszył przed siebie, wkładając ręce w kieszenie spodni, a przy tym zaczął spoglądać na spokojną wodę o onieśmielającym kolorze. Aż zatrzymał się i przykucnął, aby zamoczyć dłoń w jednej z fal, co go niewątpliwie orzeźwiło... Znów ułożył usta w szczery, choć lekki uśmiech, mogąc się choć na chwilę oderwać od rzeczywistości...
Nagle kątem oka dostrzegł, że niedaleko niego siedzi Gojo opierając łokcie na kolanach, a w jednej z dłoni trzymał niewielką puszkę z napojem. Co chwilę popijał ją, spoglądając niewinnie przed siebie, a może w odbicie księżyca...
Suguru ścisnęło w gardle, powstrzymując przed zrobieniem czegokolwiek, a już na pewno przed zawołaniem... Ale dziwne, za chwilę rozluźnił się zupełnie, jakby nic go nie trzymało przed podejściem... Postanowił wykorzystać okazję i faktycznie ruszył, gdy niewielkie fale oblewały jego nogi.
Tymczasem Satoru dostrzegł, że w jego stronę idzie ten wysoki brunet, na co aż uniósł kąciki ust lekko w górę, a mimo to wrócił do obserwowania pięknego morza. Tam mógł się utopić, przynajmniej mentalnie, bo czuł, że ze swoimi uczuciami już dawno przepadł... Kiedy Suguru zaczął się zbliżać, doznał gorącej lawiny, która jako wrzący dreszcz rozlała się po jego bladym, spiętym ciele... Nagle miejsce nabrało gęstszego powietrza, a jemu było duszniej, a jednak przyjemniej...
Brunet w końcu usiadł obok, przerzucając wzrok z jasnowłosego na morze, a wtedy Satoru spytał pierwszy z lekkością w głosie:
- Jak tam emocje przed ślubem?
- Nie wiem czy w ogóle będzie jakiś ślub... - warknął cicho, wsuwając palce w piasek.
- Nie będzie - przyznał nad wyraz pewnie, co zaskoczyło bruneta, aż spojrzał na niego zdziwiony.
- Skąd ty to wiesz?
- Po prostu wiem - uśmiechnął się delikatnie - Pamiętasz, Suguru?
- Co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top