VI
Gojo zasnął wtulony w ciepłego Suguru, który wciąż jeszcze trwał w pozycji pół leżącej i patrzył przed siebie przy słabym świetle nocnych lampek. Zdezorientowany, powoli przesuwał palcami po bladych plecach Satoru ledwo okrytych kołdrą, niekiedy robiąc mu słabe rysy na ciele... Aż uśmiechnął się sam do siebie na skojarzenie i wspomnienie, jak delikatną skórę posiadał starszy... Mimo wszystko wciąż wzdychał cicho, myśląc o tym wszystkim, co się wydarzyło... Wciąż nie mógł uwierzyć, że był w stanie zdradzić kogokolwiek, a szczególnie narzeczoną, kto by nią nie był, chodziło o sam fakt... A jednak nie czuł wstydu ani nie żałował w żaden najmniejszy sposób... W końcu pierwszy raz od długiego czasu wreszcie mógł pozwolić sobie na coś, na co naprawdę ochotę miał on. W dodatku znów zbliżył się do jedynej osoby na świecie, która go rozumiała, a przynajmniej próbowała rozumieć... Przede wszystkim słuchał go i dawał oparcie, nawet nieświadomie... Suguru nie mógł wyrzucić przyjaciela z serca i tak naprawdę nigdy nie potrafił z niego zrezygnować... Będąc ze sobą szczerym, nie był zdziwiony, że ich spotkanie po tak długim czasie skończyło się w łóżku. Zresztą obydwaj byli tego spragnieni i głodni siebie, wyczuli się nawzajem...
Brunet spojrzał znów w dół na śpiącą twarz jasnowłosego, a wtedy dostrzegł jak niewinnie chłopak wygląda w takim stanie... W dodatku jego pozycja ciała przypominała zagubione dziecko, desperacko poszukujące schronu i bezpieczeństwa, aż Geto przeszło dziwne uczucie wewnętrznego drżenia, w dodatku zrobiło mu się ciepło i ciężko w środku... Czy Gojo naprawdę przyjechał tylko po to, aby przerwać przygotowania do ślubu i dlaczego miał to robić... Teraz obejmował Suguru, jakby nie zamierzał go dzisiaj w ogóle wypuszczać z łóżka i zamierzał to zrobić dopiero rano... To trochę rozbawiło śniadoskórego, aż pokręcił głową pobłażliwie, ale mimo wszystko... Musiał opuścić stęsknionego chłopaka, wracając do swojego normalnego życia, jakie by ono nie było. No teraz na pewno już nie mogło być takie samo, ale pozostawało udawać...
Brunet spróbował delikatnie oderwać od siebie Satoru, co okazało się zaskakująco proste. Gojo wylądował na miejscu obok i odruchowo przewrócił ciało na drugi bok, wtulając w siebie poduszkę. Geto nie mógł przyjąć tego obojętnie, aż uśmiechnął się i okrył starszego dokładniej...
Zaraz po tym podniósł się z łóżka cicho i tak samo zawędrował po swoje ubrania, które zaczął szybko zakładać. Przy okazji poczuł, że wciąż ma rozpuszczone włosy, co mu dość znacząco przeszkadzało... Odruchowo wsunął dłonie w kieszenie spodni, a wtedy szybko wyczuł dodatkową gumkę w środku. Niewiele myśląc wyjął ją i zaczął związywać włosy, kątem oka obserwując tego wyrośniętego słodziaka w łóżku. Aż zrobiło mu się go szkoda, bo ten zasnął ze świadomością, że leży obok Suguru, a tymczasem ten sam Suguru właśnie uciekał... Aż serce mu się ścisnęło na myśl o tym, jak samotny musiał być Gojo przez ten cały czas... Nie chodziło o to, że nie miał przyjaciół, on nie miał przy sobie tego wyjątkowego człowieka, za którym ponoć tak tęsknił... Brunet udawał obojętność, tak naprawdę dokładnie wsłuchiwał się, w jaki sposób bladoskóry wypowiadał te słowa, a mówił je z żalem, ale jeszcze większym smutkiem, a zarazem niedzieją...
Geto przygryzł wargę i spiął twarz, zapinając właśnie ostatni guzik koszuli. Nie mógł się rozkleić, a co ważniejsze, nie mógł dać po sobie nic poznać... W duchu miał ochotę wrócić do Gojo i dać mu jeszcze więcej swojego ciepła, którego ten potrzebował, chciał znów być z nim na złe i dobre, jakby to łóżko było całym życiem bez kolejnych dni... Ale nie mógł zostawić swojej narzeczonej samej ani olać całej rodziny, przecież wszystko zostało zaplanowane, oni tyle poświęcili, cieszyli się ze szczęścia pary młodej, czy było ono sztuczne czy nie...
W końcu zacisnął zęby, po czym zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi i wyszedł najciszej jak się dało, byle nie obudzić Satoru. Następnie szybko poszedł do windy, którą zjechał na swoje piętro, a stamtąd prosto do swojego pokoju...
Gdy Suguru lekko uchylił drzwi, starał się wejść jak najciszej, wszak wszystko było pogaszone. Z tego wywnioskował, że narzeczona musiała już zasnąć, zmęczona czekaniem. Aż westchnął głęboko, przypominając sobie, że przecież on ją zdradził, czy się kochali czy nie... Jeśli nie było tu miłości, to wciąż martwili się o siebie i dbali, aby tej drugiej osobie było dobrze. Tu nie chodziło o związek, tylko o zaufanie, szacunek i wierność, które Suguru tak bezmyślnie złamał... Wcześniej miał tylko wątpliwości, ale teraz zaczęły go nawiedzać również ogromne, potworne wyrzuty sumienia, jakich wcześniej wcale nie miał. Gdy był z Gojo, czuł, że to było prawidłowe i naturalne, nawet, jeśli była to zdrada... Teraz, wracając do swojej normalności, cicho cierpiał, dopuszczając się tak ohydnego czynu, jak sam uważał... Zawsze tym gardził, a wszystkie te patologiczne sytuacje związkowe tylko go utwierdzały w przekonaniu, że miłość nie istnieje... A ponieważ tak było, sam chciał stworzyć lepszy dom dla swojej żony i może dzieci, który byłby wolny od całego zepsucia tego świata... Taki miał cel, choć tak naprawdę odczuwał coraz większy stres przed tą nową rolą, nie mówiąc już o wahaniach, czy to jest właściwa droga... Czy on w ogóle nadawał się na męża i ojca, który dałby swojej rodzinie dosłownie wszystko, czego ta tylko potrzebuje...
Chłopak aż złapał się za pulsującą głowę. Za dużo myśli w ciągu sekundy, aż zaczęło go naprawdę boleć i było mu słabo... Nagle skrzywił się, odrzucając to wszystko i postanowił już tylko wciąż prysznic, po czym położyć się spać obok kobiety, którą ma zamiar poślubić, nawet wbrew sobie. Tak musiało po prostu być, a jego uczucia były nieistotne... Istotne było dobro ogółu i ogólne zadowolenie... Inni byli ważniejsi, wszak on wciąż pozostawał jedynie zwykłym człowiekiem, który sam by nic nie zdziałał. Musiał należeć do całej wspólnoty, w której czułby się bezpiecznie i która chroniłaby go przed otępiającym uczuciem samotności i bezradności...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top