Rozdział pierwszy

Na placu zabaw, wśród gromadki dzieci, mała Betsy Jackson spokojnie siedziała na huśtawce. Dziewczynka z nikim nie rozmawiała i z drugiej strony nikt nie chciał do niej zagadać. Po prostu mała siedziała tam, przyglądając się zabawie swoich rówieśników. Betsy pragnęła do nich dołączyć; by pobawić się w chowanego, pozjeżdżać na zjeżdżalni, pohuśtać się przy łagodnym wietrzyku, ale niestety, mała Betsy nigdy nie była akceptowana przez kolegów i koleżanki.

Harry stał pomiędzy dwoma wysokimi drzewami, zerkając na dzieciaki, ale żadne nich nie przyciągało jego uwagi tak jak mała Betsy Jackson.

Był zdenerwowany, ale wiedział, że musi to zrobić, by otrzymać Jego błogosławieństwo. A co jeśli go przyłapią, a On nie będzie mógł ochronić Harryego przed tym, czego boi się najbardziej?

Co się wtedy z nim stanie?

Jak mógł tak nawet pomyśleć? On nigdy nie pozwoliłby pójść Harryemu do więzienia. Pozwoliłby mu kontynuować jego powołanie aż do śmierci- Harry był tego pewien.

Kącik jego ust lekko podniósł się w górę, formując złośliwy uśmieszek, gdy wyobraził sobie, co zrobi małej Betsy. Metaliczny zapach jej krwi, wypływającej z jej ran, szeroko otwarte oczy jak u lalki.. wyobrażenia o tym były fascynujące.

Był zdenerwowany, ale mimo to podekscytowany. Bardzo podekscytowany.

Parę chwil później, większość rodziców zabrała swoje pociechy do ich drogich samochodów, by później wyjechać na drogę, kierując się w stronę jeszcze droższych domów. Zaledwie grupka dzieciaków, wliczając Betsy, została na placu zabaw, przez co Harry miał okazję ją porwać.

Powoli ruszył w jej stronę z uśmiechem przyklejonym do twarzy. "Uśmiecham się, jestem groźny". Dzieliło ich od siebie zaledwie dziesięć stóp. "Jestem umiejętny, potrafię zabić."

Odgłos jego butów uderzających o podłoże przykuł uwagę Betsy. Dziewczynka ubrana była w śliczną niebieską sukienkę nie nadającą się na plac zabaw. Kiedy kolejne dziecko opuściło posesję, mała miała możliwość spokojnego pohuśtania się, nie musząc wysłuchiwać nieprzyjemnych komentarzy.

Harry usiadł na huśtawce obok.

"Cześć", powiedział.

Dziewczynka nieśmiało się uśmiechnęła. "Hej."

Rozpuszczone włosy zakryły jej twarz. Wyglądała dokładnie jak jego młodsza siostra; niewinnie oraz anielsko. Brunet gardził Jessicą. Odkąd się urodziła, rodzina Harryego totalnie się zmieniła. Ona dostawała najlepsze urodzinowe oraz Bożonarodzeniowe prezenty, dodatkowo otrzymując bez żadnej okazji małe podarunki od rodziców, a on, cóż.. Harry nie dostawał ani jednej rzeczy. Jessica zawsze była lepsza, we wszystkim. We wszystkim w czym on nie był.

Niepokój, który wcześniej dręczył Harryego, zniknął, przynosząc wraz ze sobą czystą wściekłość.

"Twoja mama do mnie niedawno dzwoniła. Nie może cię dzisiaj odebrać, dlatego poprosiła mnie, żebym odprowadził cię do domu." Harry szeroko się uśmiechnął.

"Naprawdę? Czemu?" Betsy zrobiła kwaśną minę.

Harry już dawno znalazł odpowiednie wymówki, główkując w swoim mrocznym pokoju. Wszystko miał bardzo dobrze zaplanowane.

"Ta... twoja mama ma po prostu ciężki dzień w pracy. Cały czas jest zabiegana." Chłopak odparł. Mama Betsy przyjaźniła się z rodzicielką Harryego, jednak wcześniej widział ją tylko parę razy.

Brunet ubrany był zazwyczaj w obszerne spodnie z t-shirtem z zabójcą. Czasami nosił również czarną bandanę i podkreślał eyelinerem dolną linię wodną oka.

"Oh" tylko tyle wydusiła z siebie Betsy, zanim stanęła na twardej ziemi, czekając aż chłopak zrobi to samo.

"Pójdźmy więc tą drogą." Harry uśmiechnął się, po czym chwycił drobną rączkę Betsy i ruszył w kierunku ciemnego lasu.

Czuł na sobie wzrok dziewczynki i doskonale wiedział dlaczego. Mała pewnie zadawała sobie pytanie, czemu idą akurat w te strony. "Idziemy akurat tędy, bo jest na skróty."Harry uspokoił małą.

Gdy już weszli do lasu i znaleźli daleko od cywilizacji, chłopak zacieśnił uścisk na dłoni małej, upewniając się, że już mu teraz nigdzie nie ucieknie.

Betsy przerażonym wzrokiem obiegła teren dookoła. Nigdy wcześniej nie była w lesie, Mamusia zawsze jej mówiła, że jest pełen straszydeł oraz duchów.

"Kiedy będziemy już w domu?" Spytała bruneta, ale ten nie odpowiedział.

Potem było już tylko z górki.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top