4 - 3
Wyjaśniliśmy sobie wszystko z jego rodzicami. Nie robili nam żadnych wyrzutów, po prostu powiedzieli, że zawsze możemy się do nich zwrócić z jakąkolwiek sprawą. I to nawet lepiej, bo mój tata narobił nam kazań, które starczą na kilka dobrych lat.
- Może chcieli by państwo urwać się na jakiś czas bez dzieci? - zapytałam wycierając oczy. Jak dobrze, że istnieje coś takiego jak makijaż wodoodporny.
- Co masz na myśli?
- Moglibyśmy zająć się bliźniakami. - odpowiedziałam i popatrzyłam na Louis'a. Był trochę zdezorientowany na początku, ale wreszcie pokiwał głową zgadzając się ze mną.
- Niedaleko stąd rozłożyło się jakieś wesołe miasteczko, możemy tam iść. - poparł mnie, na co uśmiechnęłam się pod nosem.
- Na prawdę? Chcecie się nimi zająć?
- Pewnie. - powiedzieliśmy prawie równo.
- No dobrze. - pani Johannah wydała się zaskoczona, ale jednak była zadowolona. Wystarczyło im piętnaście minut, żeby wytłumaczyć nam co i jak. Przekazali nam wielką torbę z jedzeniem i zabawkami dla małych. Louis poszedł z Dan'em po wózek, bo oczywiście nie będziemy nosić obu całą drogę. Zapewniłam ich, że nie muszą się spieszyć i życzyłam miłego dnia.
- Więc zostaliśmy sami. - uśmiechnęłam się w stronę Ernest'a, który trzymał mnie za rękę. - Poczekamy na Lou i będziemy mogli iść. - jak powiedziałam tak zrobiliśmy. W tym czasie, kiedy bliźniaki zajęli się sobą, zrobiłam jakieś kanapki. Nie były jakieś zniewalające, bo lodówka Louis'a świeciła pustkami. Dzięki mnie zaświeciła jeszcze bardziej. Wpakowałam wszystko do pojemników, a potem do torby, gdzie było picie i jakieś chrupki.
- Jestem! - oznajmił wchodząc do kuchni, gdzie byłam. Za nim od razu weszła Doris i domagała się, żeby wziął ją na ręce. - Zwijamy się już? Po co tracić czas.
- Ok.. W sumie jestem gotowa.
- Jesteś brudna. - dotknął mojej bluzki, gdzie była mała plamka.
- Cholera.. - mruknęłam, musiałam pobrudzić się przy robieniu kanapek. Raz chcę zrobić coś dobrego i tak to się kończy. - Zaraz wracam. - wyminęłam go i poszłam do jego szafy żeby coś wybrać. Jak się okazało zostały tu jeszcze moje ubrania, więc bez problemu mogłam zmienić koszulkę. No i byłam gotowa.
*****
- Nie wydaje mi się, żeby mogli jeść tyle waty cukrowej, Lou. - zwróciłam mu uwagę, kiedy chciał iść po kolejną porcję.
- No weź, zróbmy im jeden dzień, gdzie nie muszą jeść zdrowych obiadków mamy.
- Lou lepiej nie. Będą się źle czuć, serio przystopuj. - złapałam go za rękaw i pociągnęłam z powrotem.
- Lubię jak taka jesteś. - usiadł obok mnie na ławce i zarzucił swoją rękę na moje ramie.
- Jaka?
- Taka stanowcza i odpowiedzialna. - poruszał brwiami, a ja prychnęłam. - Będziesz idealną żoną i matką.
- Powtórz, bo chyba nie dosłyszałam. - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Będziesz idealną MOJĄ żoną i matką MOICH dzieci. - pocałował mnie w policzek i ruszył za Ernest'em i Doris, którzy zaczęli powoli oddalać się do reszty atrakcji w parku. Miałam ochotę teraz wyściskać go i wycałować. Rzadko mówi mi takie rzeczy, a jak mówi to już na prawdę jestem w ciężkim szoku..
_________________________
Kto dostał wczoraj jakiegoś olśnienia i napisał 10 rozdziałów? Tak to ja :) Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale się stało xd Ale jestem zadowolona tak czy tak :p
Umieram z gorąca ;-;
Błagam o kolejne takie olśnienia! Do następnego! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top