15 - 3
- Diana, wróciłem! - usłyszałam krzyk Lou z korytarza, więc szybko wstałam na równe nogi i otarłam policzki. Pewnie nie wyglądam za ciekawie, ale mam nadzieje, że ominie kuchnie szerokim łukiem. - Co tam? Jak ci idzie?
- Ok. - szepnęłam.
- Co tak śmierdzi? - oparł się o blat obok mnie, a ja schowałam twarz we włosach.
- Nic.
- Powiedz mi. - podszedł bliżej i odgarnął włosy za moje ucho. - Płaczesz? Co jest? - złapał mnie za podbródek i starł łzy z policzków.
- Chciałam, żeby wszystko było idealnie, pyszne, żeby się udało, tylko zepsułam ciasto. Zrobiłam wszystko tak jak miało być, ale coś nie wyszło. Lou, nie mam czasu, żeby zrobić następne. - pociągnęłam nosem i przytuliłam go. - Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz? Za ciasto? Skarbie moja mama i Karen na sto procent coś zrobią, więc nie przejmuj się takimi rzeczami. Masz całe życie, żeby zrobić to ciasto. - głaskał mnie pocieszająco po plecach.
- Ale miało być idealnie.
- Jest idealnie. Tak właściwie to kto będzie widział, że ciasto ci nie wyszło? Nikt. Wyrzuci się je. - wzruszył ramionami. - Diana, to będzie wspaniały wieczór, obiecuje ci. - pocałował mnie kolejny raz i uścisnął. Jak go nie kochać?
*****
- Możesz wreszcie usiąść na tyłku? - Louis złapał mnie za dłoń, kiedy chciałam wstać na chwilę od stołu. Chciałam przynieść tylko dokładkę siostrze Lou.
- Ale..
- Phoebe? W kuchni jest jedzenie, możesz sobie sama nałożyć? - zagadnął wskazując głową na drzwi kuchni i podał jej talerz.
- Pewnie. - uśmiechnęła się do mnie i zniknęła. Usiadłam na krześle i westchnęłam cicho. Bardzo cieszyłam się, że jednak reszta potraw wyszła jak chciałam, oczywiście Karen i mama Lou przywiozły coś swojego i byłam jeszcze bardziej zadowolona. Nasze rodziny chyba się polubiły. A to było najważniejsze. Tata był ze mnie dumny, sam mi to powiedział kiedy byliśmy na osobności. Było idealnie jednym słowem i jedno ciasto tego nie zepsuło.
Wszyscy się najedli i zajęli rozmową. Ernie siedział u mnie na kolanach, skąd miał najlepszy widok na telewizor, który był włączony, żeby zająć ich uwagę.
- Diana, mogę cię prosić? - Louis wstał ze swojego krzesła i wyciągnął do mnie dłoń. Ok? Co się dzieje w tym momencie, bo nie rozumiem? Posadziłam chłopca na moim miejscu i stanęłam przed Lou. - Chciałbym cię o coś spytać, bo musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejsza. Zacznę od tego, że wyglądasz oszałamiająco i nie mogę oderwać od ciebie wzroku. - zawstydziłam się trochę i ścisnęłam jego dłoń bardziej. Wszyscy na nas patrzyli z zaciekawieniem, a Karen miała nawet łzy w oczach.
- Przyjaźnić się z tobą było bardzo fajnie, ale zdecydowanie wolę cię jako moją dziewczynę. Te siedem miesięcy z tobą, było najlepsze i bardzo ci dziękuje, że nie czuje się już tak okropnie samotny. Dziękuje ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Wytrzymywałaś moje wybryki i nie tylko. Że zostałaś po tym co się stało dla nas przykrego... Dziękuje. - cały czas patrzył mi w oczy i kiedy zaczął się zniżać, a potem klęknął. Wstrzymałam oddech i drugą ręką złapałam się za głowę.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
____________________
KONIEC :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top