15
- Tatoo... - usiadłam obok niego na kanapie w salonie. Właśnie wrócił z pracy i uznałam, że to najlepszy moment, żeby zapytać go o mój wyjazd z Lou do Hiszpanii. Jest rozkojarzony, zmęczony i pewnie zgodzi się na wszystko, tylko, żebym dała mu spokój.
- Hm? - westchnął ściągając okulary i pocierając oczy.
- Moje polecieć do Hiszpanii?
- Gdzie? - spojrzał na mnie zaszokowany.
- No Hiszpania, no wiesz Barcelona, gorąco, nawet bardzo.
- Wiem co to Hiszpania. Sama chcesz tak lecieć?
- No nie, ze znajomym.
- Z jakim znajomym?
- Możemy ominąć ten fragment? Mam już osiemnaście lat. - wywróciłam oczami.
- Chcę znać tylko jego nazwisko, czy to tak wiele?
- Tomlinson. - burknęłam i wiedziałam, że zaraz się zacznie.
- Jak ten piłkarz. - zwrócił uwagę.
- To ten piłkarz. - schowałam twarz w poduszkę i warknęłam głośno. Dlaczego wszyscy muszą go znać?!
- Chce go poznać i możesz lecieć nawet na koniec świata! - stwierdził, a ja rozłożyłam ręce bezradnie. Bez jaj... już widać jak on się o mnie martwi.
*****
To było jak tortura, dla mnie. Ponad godzina rozmowy o jakimś pieprzonym sporcie. Mogłam umrzeć tam na miejscu i nikt by nie zaważył, bo Louis był w centrum uwagi całej mojej rodziny. Karen co chwilę pytała go czy czegoś nie potrzebuje i czy nie jest głodny, Joe pytał o jego karierę jak to się zaczęło, a tata po prostu słuchał, wpatrzony w niego jak w ósmy cud świata.
- Możemy już iść? - odłożyłam telefon i szturchnęłam Lou stopą w jego bok. Obiecał, że zabierze mnie po południu do jakiejś meksykańskiej knajpy, więc szybko stałam się podekscytowana, bo nigdy nie próbowałam typowo meksykańskiego jedzenia. - Jestem głodna. - zaczęłam narzekać, jednocześnie kopiąc go po udach. Leżałam na kanapie, bo na prawdę czułam, że zaraz zasnę, kiedy zaczęli rozmawiać o piłce.
- Ale wrócisz tu jeszcze co? - zapytał Joe, patrząc błagalnie na Lou, jakby Boga w nim widział. - Możesz nawet bez niej. - stwierdził machając na mnie lekceważąco ręką.
- Pamiętaj, że to dzięki mnie on tu jest. - pokazałam mu środkowy palec. - Idziemy już?
- Idziemy, nie jęcz. - powiedział Lou śmiejąc się. Pożegnał się z moim tatą, Karen i Joe.
- Teraz to mi podwójną porcje wisisz. - powiedział kiedy wyszliśmy z domu.
- A czy ty kiedyś nie brałaś podwójnej porcji? - prychnął odblokowując drzwi auta. Wywróciłam oczami i zajęłam miejsce pasażera.
______________________
Lubie ten rozdział <3 >>>
Więc tak jakby to powiedzieć... koniec pierwszej części :)
Trochę dziwnie tak, ale spokojnie.. planuje trzy części po piętnaście rozdziałów i wszystkie będą tutaj. Więc no... szybko poszło! W tygodniu jakoś dodam nowy :)
Do następnego! xx
p.s #69 miejsce w Losowych! Dziękuję bardzo, bardzo! Najlepsi jesteście :**
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top