14 - 3
Już jutro Wigilia, więc jakby inaczej musieliśmy wybrać się na zakupy. Kilka dni temu powiadomiliśmy nasze rodziny o kolacji u nas. Byli na nas wściekli, ponieważ nie mieli innego wyjścia jak odwołać swoje wcześniejsze plany. Jesteśmy ważniejsi przecież!
- Wskakuj, młoda. - Lou podjechał wózkiem na zakupy obok mnie i kiwnął na niego głową. W sklepie było tyle ludzi, że trudno było gdziekolwiek się przecisnąć. Kto robi zakupy na ostatnią chwile?! Ah no tak... My! Ułatwiłam tylko poruszanie się w sklepie, więc ludzie nie powinni mieć do mnie pretensji, że siedzę w sklepowym wózku.
- Mam całą listę zakupów, więc ruszaj, Louie. - oznajmiłam siadając "po turecku". Czytałam mu poszczególne produkty jakie potrzebujemy, a on wrzucał je do koszyka. Pod koniec mieliśmy tak zapełniony wózek, że na dobrą sprawę nie było widać mnie od pasa w dół.
- Patrz od razu jakoś więcej miejsca się zrobiło. - dogryzł mi zaraz po tym jak wyciągnął mnie stamtąd.
- Za kare płacisz za to. - wskazałam na zakupy i pokazałam mu język.
- Jak zawsze, skarbie, jak zawsze...
- Przeszkadza ci to? - uniosłam brew i spojrzałam na niego pytająco.
- Oczywiście, że nie. Cieszę się, że nie jesteś jak inne laski które z grzeczności kłócą się, że zapłacą za siebie.
- Ja nie jestem grzeczna. - wyszczerzyłam się w jego stronę i ucałowałam go szybko w policzek. - Co chciałbyś dostać na urodziny? - objęłam go rękami w pasie i przycisnęłam policzek do jego torsu. Chyba godzinę będziemy czekać w kolejce do kasy. Jest ogromna jak tyłek Lou!
- Na urodziny? - zaczął się niby zastanawiać, a potem nachylając się do mojego ucha powiedział. - Ciebie, w stroju policjantki, w naszej sypialni... - zamruczał. Podłapałam jego zabawę i teraz ja zaczęłam mu szeptać do ucha.
- Wezmę kajdanki, usiądę na tobie, przykuje cię do ramy łóżka, tak, że nie będziesz mógł się ruszyć i...
- I? - ścisnął lekko moją dłoń którą trzymał.
- I pójdę oglądać mój serial do salonu. - zaśmiałam się zwracając na siebie uwagę ludzi przed nami. Spojrzał na mnie z politowaniem i trochę urażony.
- Nienawidzę kiedy tak robisz.
- Kochasz to. - cmoknęłam go w policzek i zaczęłam wykładać produkty na taśmę.
___________________
Tak trochę przyspieszyłam święta :') I aż zaczynam tęsknić za zimną >>>>
Prawie koniec, wiecie? :c Taki definitywny koniec :c
Do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top