12 - 2
- Cześć! Jest ktoś?! - krzyknęłam wchodząc wgłąb domu. W ogóle nie miałam dzisiaj w planach tu przyjeżdżać, ale Lou musiał pilnie pójść na spotkanie z trenerem. Nie wiem o co chodzi, nie obchodzi mnie to.
- Nie ma nikogo! - usłyszałam krzyk taty z salonu. Wywróciłam oczami i rzuciłam torbę sportowa Louis'a na podłogę. Przy okazji chciałam wziąć kilka moich ciuchów.
- Chcieliście sobie zrobić wieczór bez dzieci? Nie wyszło, przepraszam bardzo. - zaśmiałam się widząc jego i Karen rozłożonych na kanapie.
- Myśleliśmy, że już tu nawet przestałaś zaglądać.
- Dawno cię nie było. - poparła go kobieta, a ja fuknęłam pod nosem.
- Nadal tu mieszkam.
- O przepraszam młoda damo! Ostatnio dziewięćdziesiąt procent czasu spędzasz u swojego kochasia.
- Dzięki temu macie właśnie wieczory takie jak ten. - machnęłam ręką. - Jest Joe?
- Wyszedł do klubu czy gdzieś. - pokiwałam głowa i ruszyłam na górę. Zgarnęłam z półek kilka potrzebnych mi rzeczy, jakieś ciuchy i inne takie. Wszystko wrzuciłam do torby i zapięłam ją chociaż z trudem.
Nie chciałam im bardziej przeszkadzać, więc zgarniając jeszcze jakąś przekąskę z kuchni zostawiłam ich samych.
*****
- Louis?! - krzyknęłam z kuchni słysząc trzask drzwi. Nie dostałam odpowiedzi, ale to był raczej Lou, no bo kto inny?
Nie należę do osób, które potrafią gotować, ale podstawowe rzeczy umiem zrobić i jakoś nikt nie narzeka. Dzisiaj zrobiłam kurczaka z sałatką. Rozłożyłam pełne talerze na stole i czekałam kiedy przyjdzie.
Poczułam za sobą czyjąś obecność i chciałam się odwrócić.
- Nic nawet nie mów. - Lou odezwał się pierwszy i zamknął mi buzię dłonią. Pocałował mnie w policzek na powitanie i zszedł ustami na szyję.
- Śmierdzisz. - próbowałam powiedzieć przez jego dłoń. Nienawidzę kiedy mi to robi. Wraca do domu zaraz po treningu nie umyty i śmierdzący.
- Miałaś nic nie mówić. - skarcił mnie.
- Ale śmierdzisz! - pisnęłam zabierając jego dłoń i odsuwając się. - Idziesz pod prysznic, albo żarcia nie dostaniesz. - zagroziłam.
- Za późno. - zaśmiał się biorąc swój talerz i wpychając jedzenie do buzi.
- Ugh.. nie cierpię cię. - burknęłam zabierając swój talerz i idąc do salonu. - Nawet się tu nie zbliżaj śmierdziuchu! - krzyknęłam rozsiadając się na kanapie.
- To moje mieszkanie mądralo!
- Już niedługo! - odkrzyknęłam i włączyłam telewizor.
_____________________
Jeszcze 3 rozdziały i koniec :c chcecie trzecią część?
Mamy wakacje, więc może będę dodawać tu częściej chociaż nie wiem, bo kompletnie nie mam weny, co jest strasznie ;-; Postaram się coś wymyślić na prawdę..
Miłych wakacji i do następnego! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top