Rozdział 3...

...w którym sarna ma gości.

Czilowanie w domu było zdecydowanie jednym z ulubionych zajęć sarny. No, może zaraz po patrzeniu, jak ci, którzy byli dla niej lub jej przyjaciół podli, cierpieli. No i może zaraz po jedzeniu sernika.

Akurat w tej chwili, sarna czilowała w domu, jedząc sernik i rozmyślając jak sprawić, żeby podłe istoty cierpiały.

I nagle, ktoś zapukał - bardzo niedelikatnie - do drzwi z kołatką, ale nie kołatką, tylko ufaflunioną kończyną (sarna była w stanie usłyszeć ten brud).

Fatalnie nastawiona do czekającej u drzwi persony, dziubnęła ostatni kawałeczek sernika i potuptała otworzyć. Po drodze, zaszła jeszcze do kuchni, po patelnię.

Otworzyła i ze zdziwieniem odkryła, że nikogo nie ma. Wzruszyła ramionami, zamknęła drzwi i już chciała wrócić do czilowania, gdy znowu rozległo się pukanie.

- No co jest - mruknęła zirytowana, otwierając ponownie.

I ponownie nikogo nie zauważyła, więc trzasnęła Bogu ducha winnymi drzwiami i chciała pójść do kuchni, zaparzyć sobie meliski, kiedy po raz kolejny rozległo się pukanie.

Sarna wzięła głęboki oddech, starając się opanować, bo złość piękności szkodzi i otworzyła drzwi.

- To nie jest śmieszne - oznajmiła.

- Pewnie że nie - usłyszała w odpowiedzi.

Zdezorientowana, zaczęła rozglądać się wokół, w poszukiwaniu odpowiadającej jej istoty, ale cóż, nikogo nie zauważyła.

- Spójrz w dół - odezwał się znowu pukacz.

Sarna spojrzała i momentalnie się uśmiechnęła.

- Hej, Szczypiorku - przywitała łaciatego kucyka.

- Hej, sarna. Mogę wejść?

- Jasne, jasne, wchodź - sarna przesunęła się, robiąc okrąglutkiemu przyjacielowi przejście. - Może sernika?

- Chętnie - zgodził się Szczypiorek.

Potuptali do salonu, gdzie kucyk usadowił się na kanapie i z wdzięcznością przyjął hojnie ukrojony kawałek serniczka z truskawkami i miseczkę truskawek do maczania w czekoladzie.

Dyndając wesoło nóżkami, dziubnął trochę ciasta i wtranżolił kilka truskawek zamoczonych uprzednio w czekoladzie.

Sarna tylko się uśmiechała i pałaszowała razem z nim.

O ile nie lubiła, kiedy ktoś do niej przechodził, o tyle Szczypiorek mógłby do niej wpaść niezapowiedziany, nawet w środku nocy i przyjęłaby go z otwartymi ramionami i w ogóle zachwycona, że się do niej pofatygował.

- Co się stało ze stołkiem? - zaciekawił się kucyk, kiedy już uraczyli się jedzonkiem i została im tylko kawa.

Sarna zaczęła bawić się szypułką.

- Co zrobiłaś tym razem? - zapytał z westchnieniem rezygnacji.

Zapadła cisza, dla sarny dość niezręczna.

- Bo tam był ten pająk i...

- A - Szczypiorek pokiwał głową ze zrozumieniem. - Miałaś chyba jeszcze drugi stołek. W łazience, prawda?

- No i tam był ten drugi pająk i...

- Ok - kucyk znowu pokiwał głową ze zrozumieniem. - W sensie, wiedziałaś, że przyjdę i obiję ci drzwi i krew cię zaleje, więc czemu nie zorganizowałaś nowego stołka? - zapytał.

- Nie stać mnie - oznajmiła sarna.

Szczypiorek o mało nie zakrztusił się ze śmiechu.

- Serio?

- Yhm.

- Sarna, masz więcej kasy, niż ktokolwiek w tym kraju, a nie masz głupiego stołka.

Sarna skwasiła się.

- I tak niedługo się stąd wyprowadzam, więc nie widzę problemu - mruknęła.

- Gdzie ty się niby wyprowadzasz? - prychnął Szczypiorek.

- Do dworku - odparła dumnie sarna.

- Już go wyremontowałaś? - zdziwił się kucyk.

Zapadła cisza, znów dość niekomfortowa dla sarny.

- Jeszcze nie - przyznała.

- Masz w ogóle budowlańców, żeby ci to zrobili?

- Gienia miała kogoś znaleźć.

- Gienia - Szczypiorek prychnął tak pogardliwie, że bardziej się nie dało. - Powiedz po prostu, że nie chciało ci się iść do sklepu, ani zamawiać przez internet, bo jesteś leniwą kluską, i tyle - westchnął.

- To nie tak - zaprzeczyła. - Ja mam jeszcze trzeci stołek.

- O?

- W piwnicy.

- O.

Kucyk skrzywił się na samą myśl o tym miejscu.

- No właśnie. To już wolę obite drzwi, niż łazić do tej pajęczej nory.

- A żeby tylko pajęczej - dodał Szczypiorek, po czym obydwoje zamilkli, zmrożeni wizją paskudztw zamieszkujących piwnicę sarny.

Cisza trwałą długo i była niekomfortowa dla obojga, co bardzo cieszyło sarnę.

- Mówiłaś, że Gienia miała znaleźć ekipę - powiedział kucyk, próbując zmienić nastrój.

- Aha - przytaknęła sarna. - Umówiłam się z nią na dziesiątą. Wczoraj. Miała pokazać mi co do tej pory ogarnęła, ale wiesz jak jest - westchnęła.

- Będziesz mieć farta, jeżeli zjawi się do końca miesiąca - zauważył Szczypiorek.

- Nawet mi nie mów - sarna była absolutnie załamana i aż postanowiła nałożyć sobie kolejny kawałek serniczka. - Ten remont - mówiła, wymachując nożem - nawet się jeszcze nie zaczął, a już mam go dość.

- Nic nie wiesz o mieniu dość, póki nie masz remontu co miesiąc - Szczypiorek wyciągnął dramatycznie kopytko w stronę ciasta. - Ta stajnia wygląda dobrze, więc jaki problem? - wymachiwał wściekle ogonem. - Ale nie! Oni muszą coś w niej ciągle zmieniać!

Sarna ze zbolałym wyrazem twarzy wręczył mu talerzyk z sernikiem i w niespodziewanym przypływie zmęczenia usadowiła się na dywanie i zaczęła dziubać swój kawałek.

I tak sobie siedzieli, aż zrobiło się późno i zaczęło im burczeć w brzuszkach. Wtedy, udali się do kuchni, odgrzać placki od mamy sarny. Wpałaszowali ledwie kilka, gdy rozległo się stukanie do drzwi.

Sarna westchnęła ciężko, wzięła patelnię i powlokła się otworzyć.

Zmroziło ją na widok stojącej za nimi istoty i to tak bardzo, że nawet nie użyła patelni (a powinna była).

- Siemanko - na progu sarniego domu stał nie kto inny, a koza Gienia. - Mogę? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, przepchnęła się między sarną a framugą.

- Pewnie - odpowiedziała sarna w przestrzeń, wlokąc się z powrotem do kuchni, żałując niesamowicie, że nie trzepnęła Gieni tą nieszczęsna patelnią, kiedy miała okazję.

- A wy znowu żrecie - powiedziała koza, ni to z rozczarowaniem, ni to stwierdzając, ani się złoszcząc, ani nawet z nadzieją na otrzymanie jedzonka.

- Tak - potwierdził Szczypiorek. - Masz jakiś problem?

- Nie, nie. Tak tylko zauważam - kucyk popatrzył na nią z politowaniem.

- Gienia, bądźmy poważni - westchnął.

- Przecież jestem - obruszyła się koza.

Szczypiorek chciał coś odpowiedzieć, ale sarna nie dopuściła do tej katastrofy, stawiając przed Gienią talerz ciepłych placuszków.

- Smacznego - uśmiechnęła się najmilej jak tylko potrafiła. Miała nadzieję, że nie wyglądała, jak ktoś, kto planuje właśnie morderstwo.

- Yhm, dzięki. A ile to ma kalorii? - zapytała koza.

- Co? - wykrztusiła sarna.

- Węglowodanów? Białka? Tłuszczy?

- Co?

- Sarno, nie bądź taka. Jestem na diecie i takie rzeczy są dla mnie dość ważne - pouczyła ją Gienia, przewracając oczami.

- Aaaaa to niepoliczone jest - powiedziała skonsternowana i trochę przerażona sarna.

- Co to za radość z jedzenia, jak nie możesz zjeść ile chcesz, tylko tyle ile musisz i jeszcze się stresujesz, czy policzone, czy nie. Do niczego takie coś - prychnął Szczypiorek.

- Widać po tobie, że wierzysz w to co mówisz - mruknęła Gienia.

- Słucham?

- Cóż, jesteś takiej, jakby to ładnie ująć, słusznej masy - oznajmiła koza.

- Że co? - Sarna zauważyła w oczach kucyka chęć mordu.

- No nie jesteś najszczuplejszym kucykiem. Nie że to źle, ale wiesz.

- Nie wiem - wysyczał.

- Inaczej. Nie jesteś wątłej budowy.

- Wiesz, jest taka zasada 10 sekund. Otóż jeżeli nie da się czegoś zmienić w 10 sekund, to się tego nie komentuje - Szczypiorek mrużył niebezpiecznie oczka.

- No ale czy ja mówię coś złego? - zdziwiła się koza.

- Cóż...

- Ja tylko mówię jak jest.

- Yhm.

- No przecież jesteś taki dobrze odżywiony.

- Uhm.

- Zaokrąglony.

- Ach.

Sarna obserwowała tę rozmowę i czuła się coraz bardziej mniej komfortowo.

- Gienia?

- Tak?

- Pogrążasz się.

- JA?! A co to, już prawdy nie można powiedzieć? - obruszyła się koza.

Szczypiorek zapchał sobie buzię plackiem, a sarna poszła w jego ślady, bo czuła, że zaraz może powiedzieć coś, czego wolałaby nie mówić.

Gienia paplała coś jeszcze, ale że mówiła z pełną buzią (bo w końcu zdecydowała się zjeść te niedietetyczne placki), ciężko było ją zrozumieć. Sarna nawet ucieszyła się z tego powodu, bo chociaż nie musiała słuchać tych głupot, które koza wygadywała.

Zachwyceni tym małym zwycięstwem, Szczypiorek i sarna skończyli spożywać placuszki. W każdym razie, zrobiło się trochę nudno. Aż do chwili, kiedy Gienia skończyła jeść.

- Więc, jak już mówiłam, te placki są strasznie tłuste. Wydaje mi się, czy smażyliście je na oleju kokosowym?

Sarna popatrzyła na nią krzywo.

- Na maśle są - mruknęła, siorbiąc herbatkę.

- Oh - skrzywiła się koza. - Ale masło ma tyle cholesterolu! Jak w ogóle można go używać?! - wzdrygnęła się. - W ogóle, to dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Przecież wiesz, że dla mnie to strasznie ważne.

- Aha - przytaknęła sarna, głośno siorbiąc herbatę. - A dla mnie strasznie ważne jest, co z moją ekipą budowlańców.

- Mówiłam przecież - prychnęła Gienia.

- Oh? - powiedziała z wyrzutem i gotowa do kłótni sarna.

Szczypiorek aż przerwał przeszukiwanie szafek, wyczuwając nadchodzącą dramę.

- Tak, ale czemu w ogóle mnie dziwi, że mnie wcale nie słuchasz? - parsknęła koza.

- Pewnie dlatego, że pytlujesz ozorem i pleciesz koszałki-opałki i bełkoczesz bez jakiegokolwiek poszanowania godności innych?

- JAAA?! Teraz to pylt...pytłuj...plytuj... - plątała się Gienia.

- Pytluję - ukróciła jej cierpienia sarna.

- Właśnie.

Szczypiorek wygrzebał z szuflady ciasteczka owsiane, które głośno chrupał, ku niezadowoleniu kozy.

- Możesz przestać? - zirytowała się w końcu.

- Nie - odparł kucyk, wpychając sobie do buzi kolejne trzy ciasteczka i zaczął je chrupać najgłośniej jak umiał, nie kłopocząc się zamykaniem przy tym swego otworu gębowego.

Sarna aż się zaśmiała.

Gienia posłała jej mordercze spojrzenie.

- Jesteście paskudnymi, nienormalnymi i niereformowalnymi larwami - oznajmiła.

- I vice versa - prychnęła sarna, i zagryzła te słowa owsianym ciasteczkiem. - Um, z żurawiną - ucieszyła się.

- Są też kokosowe - oznajmił Szczypiorek, wręczając takowy wypiek sarnie, która spałaszowała go ze smakiem.

- Ale fajnie! W ogóle zapomniałam, że je piekłam - mruknęła sarna, biorąc kolejne dwa ciasteczka i ignorując tupanie i irracjonalne kozie wrzaski Gieni.

Szczypiorek spojrzał na sarnę przerażony.

- Jak to zapomniałaś? - wykrztusił.

Sarna wzruszyła ramionami.

- Pewnie Pani Jeżowa podrzuciła.

- A, no to ok - Szczypiorek skubnął jeszcze kawałek ciasteczka. - Na pewno są meeeeeega dietetyczne - stwierdził.

- Czego się spodziewałeś? To jest najbardziej dietetyczne jedzenie na świecie - odparła sarna, szybko podłapując pomysł przyjaciela.

Tupanie i wrzaski nagle ustały.

- A nie w całej galaktyce? - zdziwił się kucyk.

- Wydaje mi się, że w całym Wszechświecie - poprawiła sarna.

- Niesamowite - westchnął z zachwytem Szczypiorek.

- Ja też chcę - odezwała się koza.

Sarna i kucyk popatrzyli na nią.

- Masz - Sarna wepchnęła jej do ręki pięć ciastek, które Gienia wtranżoliła od razu.

- Jeszcze - pociągnęła żałośnie nosem, rozpaczliwie wyciągając łapki ku ciasteczkom.

- A, a, a - pokręciła głową sarna, podnosząc ciastka wysoko, przez co koza zaczęła desperacko skakać. - Najpierw powiesz, co z tą ekipą budowlaną.

Szczypiorek obserwował to wszystko, jak wysokiej jakości telenowelę.

- Ciastka - jęknęła Gienia, nie przestając podskakiwać.

- Ekipa - powiedziała  twardo sarna. - I weź przestań tak skakać, jak piłka jakaś, bo aż mi się w głowie przez ciebie kręci.

Powszechnie wiadomo, że koza na głodzie, to koza gotowa na wszystko, żeby ten głód zakończyć. Gienia przestała więc skakać, wzięła głęboki oddech i zaczęła bardzo szybko mówić:

- Znalazłam ekipę. Są w stanie zacząć od zaraz, stawka jest przyzwoita, poprzedni zleceniodawcy zadowoleni - powiedziała z prędkością światła.

- Cudnie - skomentowała sarna, wręczając Gieni całą paczkę ciastek. - Zadzwoń do nich i ogarnij termin, żeby zaczynali od zaraz - rozporządziła, wypychając kozę za drzwi. - Ciao - pomachała jej i zatrzasnęła drzwi.

Szczypiorek popatrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Dietetyczne ciastka? Serio? - zaśmiała się sarna.

- No co? - wzruszył ramionami kucyk.

- Myślisz, że nie wyczuje tego cukru i MASŁA? - zapytała sarna, specjalnie dramatycznie akcentując ostatnie słowo.

- Nie wyczuje - powiedział z przekonaniem Szczypiorek.

Sarna zerknęła na niego z powątpiewaniem.

- A nawet jeśli - przewrócił oczami - to co nas to?

- W sumie nic - przyznała sarna, grzebiąc w biurku.

- No właśnie. A przyznaj, że zawsze to miło popatrzeć, jak ta głupia koza tyje - uśmiechnął się przerażająco kucyk.

- Moja krew - poklepała go po głowie sarna.

Rozwinęła na stole mapę lasu i wręczyła Szczypiorkowi flamastry.

- Co dzisiaj zaznaczamy? Schowki na narkotyki? Kontenery z bronią? Więzienie? Miejsca przerzutu towaru?  Nowy sejf?

- Nie - pokręciła głową sarna. - Zaznaczamy nieużytki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top