Rozdział 19
Stałem w cieniu wielkiego drzewa wyczekując kolejnej ofiary. W ciągu minionych trzech dni udało mi się pokonać jeszcze siedmiu graczy. Każdy z nich był jednym ze słabszych, ale mimo wszystko po każdej walce czułem zmęczenie i ból. Nawet jeśli zacząłem się przyzwyczajać do ciągłego uczucia bólu to wciąż nie przepadałem za nim. Nie miałem jednak wyboru i mimo wszystko musiałem polować na innych graczy. Byłem już pewien, że inni są już świadomi tego iż ktoś chce ich wybić. Moje przypuszczenia okazały się słuszne gdy zamiast jednego gracza, tak jak się spodziewałem przyszło trzech. Każdy z nich uważnie przeczesywał wzrokiem teren wyszukując potencjalnego zagrożenia.
Nie mając większego wyboru wysunąłem miecz z pochwy na plecach i wyszedłem na środek drogi. Trzej mężczyźni zamarli patrząc na mnie uważnie. Momentalnie ich ciała spięły się i przyjęli postawy bojowe.
- Kim jesteś? - Ten najbliżej mnie odezwał się lekko drżącym głosem. W jego oczach widziałem strach.
Nie zaszczycając ich odpowiedzią ruszyłem do ataku. Na początek odpychając dwóch z nich na odległość kilku metrów tak abym miał trochę czasu by zająć się ostatnim. Cios za ciosem nieprzerwanie atakowałem pragnąc jak najszybciej zakończyć to wszystko. Nawet nie skrzywiłem się gdy miecz przeciwnika dosięgnął mojego ciała. W szale walki nic już się nie liczyło... Tylko zwycięstwo.
Sprawnym ruchem strzepnąłem miecz z krwi i umieściłem z powrotem na plecach. Wzrokiem przejechałem po drodze, na której było mnóstwo krwi tak jak zresztą na moim ciele. Ruchem ręki przywołałem menu i sprawdziłem swoje statystyki, które ku mojemu zadowoleniu nie były aż tak zaniżone.
Nie zwlekając ani dłużej udałem się w stronę swojego najnowszego expowiska mając zamiar zabijać potwory tak długo jak będzie to możliwe. Musiałem jak najszybciej wbijać kolejne poziomy jeśli chciałem uwolnić wszystkich graczy.
Jak zawsze wybierałem drogi, na których prawdopodobieństwo spotkania kogoś było najmniejsze a co za tym szło droga mijała mi spokojnie. Dopiero pod wieczór, gdy nie miałem możliwości już dalej expić udałem się w stronę jaskini nieopodal, która aktualnie służyła mi za schronienie.
Siedząc oparty o nierówną kamienistą ścianę zastanawiałem się co w tej chwili robi Asuna. Myśli o niej nawiedzały mnie co dnia a determinacja aby jak najszybciej ją uwolnić stawała się coraz większa. Tęsknota za ukochaną również przybierała na sile a świadomość, że mimo iż jestem w tym samym świecie co ona nie mogę z nią nawet porozmawiać była przygnębiająca. Rozmyślając o nastolatce zamknąłem oczy i poddałem się zmęczeniu ogarniającemu moje ciało. W końcu czekał mnie kolejny intensywny dzień.
Nad ranem zerwałem się na nogi z zamiarem udania się do stolicy Rothardu. Musiałem dowiedzieć się jak najwięcej o planach graczy. Nie mogłem pozwolić sobie na to aby zaskoczyli mnie w jakikolwiek sposób. Biegnąc leśnymi ścieżkami i bocznymi drogami zastanawiałem się czy zobaczę dziś kasztanowowłosą. Po około godzinie nieprzerwanego biegu ujrzałem pierwsze budynki Karlanu. Podekscytowany jeszcze bardziej przyśpieszyłem kroku chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
Wdrapałem się na dach budynku i w ten sposób zacząłem kontynuować swoją wędrówkę. Zbliżając się do głównego placu rozglądałem się uważnie wypatrując potencjalnego zagrożenia. W końcu przycupnąłem na skraju dachu uważnie wpatrując w grupę ludzi dyskutujących o czymś z ożywieniem. Moje spojrzenie zatrzymało się na kasztanowych włosach, o których śniłem nie jednej nocy. Asuna stała pośród tego wściekłe tłumu a jej twarz wyrażają gniew.
- Musimy dowiedzieć się w jaki sposób zginęli nasi towarzysze.- Jej dźwięczny głos dotarł do moich uszu. – To teraz nasze najważniejsze zadanie. Do puki nie dowiemy się co lub kto stoi za ich śmiercią jesteśmy niemalże bezbronni!
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech. Po ukochanej nie spodziewałem się niczego innego. Szybko jednak przywołałem się do porządku i na powrót skupiam na rozmowach graczy. Wielu z nich zastanawiało się czy za zabójstwami stoi jakiś gracz czy może jest to sprawka jakiegoś nowego demona. Trwały również rozważania na temat siły owego tajemniczego zabójcy.
- Moim zdaniem nie jest on jakiś specjalnie silny, w końcu zabił tylko słabszych graczy. – Jakiś ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się szeroko szczęśliwy ze swojej teorii.
- Nie jest to pewne. Być może teraz nie zabija najsilniejszych, ale nie mamy pewności, że to nie ulegnie zmianie. Pamiętajmy, że wciąż niewiele wiemy o tym świecie. Nawet jeśli to nie gracz to nie możemy wykluczyć iż to jakiś nowy rodzaj demona, który może rosnąć w siłę... – Aasuna potoczyło spojrzeniem po zgromadzonych na placu. W jej oczach Kazuto dostrzegł determinację. – Nie ważne jednak kto lub co to jest! Musimy upewnić się, że nikt już nie zginie!
Po placu rozszedł się dziki wrzask poparcia a wielu w najbliższym otoczeniu dziewczyny poklepało ją lekko po ramieniu. Asuna uniosła głowę w górę a jak usta poruszyły się bezgłośnie wypowiadając jakieś słowa.
Westchnąłem lekko i podniosłem się gotowy ruszać w drogę powrotną.
To tyle na dziś. Mam nadzieję, że od dziś rozdziały pojawiać się będą regularnie. :)
Pozdrawiam
AsunaQ1295
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top